18 maj 2019

[Kontr]Efekt Stelmachniewicza w Galerii Browarna




Witold Stelmachniewicz, Przestrzeń wystawy [Kontr]Efekt w Galerii Browarna w Łowiczu


Zaproszenie na wystawę malarstwa Witolda Stelmachniewicza p.n.[Kontr]Efekt



Poniżej rozmowa z Witoldem Stelmachniewiczem:

Jaka jest sytuacja malarstwa w kontekście zjawisk występujących w sztuce współczesnej? - śmierć tego medium wieszczono już od dawna, a wydaje się, że malarstwo jakoś nie umiera...
Śmierć malarstwa wieszczono już wielokrotnie - najbardziej przełomowe momenty to  pojawienie się fotografii, później dadaizm i neodadaizm, Fluxus, konceptualizm i genralnie postawy związane z pojęciem antysztuki. Paradoksalnie – malarstwo jakoś nie chce dać się uśmiercić. Nie wiem z czym to jest związane, być może z naturalną potrzebą, że ludzie po prostu chcą malować i wbrew wszystkim koncepcjom i zapowiedziom śmierci tej konkretnej dyscypliny, ona ma się bardzo dobrze. Mam to głębokie przeświadczenie  nie tylko z tego tytułu, że pracuję na uczelni i obserwuję zainteresowanie młodych ludzi malarstwem, ale sam praktykuję tę dyscyplinę. Kiedyś, powiedzmy 20 lat temu, malarstwa rzeczywiście było mniej na takich imprezach jak Documenta czy Biennale weneckie, natomiast od pewnego czasu malarstwo pojawia się - i to, jak mi się wydaje - z dużym impetem. Ubiegłoroczne Documenta obfitowało w wiele interesujących prezentacji obrazów - jest teraz wiele krytycznych zdań na temat tej imprezy, ale one dotyczą głównie jej finansowania. Sama wystawa może nie była spójna, natomiast obecność obrazów była tam ewidentna. Jeżeli przyjrzymy się galeriom sztuki współczesnej w Europie - także w Polsce, to ciągle można powiedzieć, że malarstwo jest dyscypliną wiodącą. W Krakowie, na naszym lokalnym gruncie dwukrotnie, w ramach cyklicznej imprezy, odbyły się wystawy pokoleniowe organizowane przez Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK. Koncepcja polega na tym, że kuratorki rozpoczęły niejako od końca - na pierwszej wystawie pojawiły się prace krakowskich  artystów, którzy byli urodzeni w latach 80., a po 2 latach urodzonych w latach 70. Z racji Peselu miałem przyjemność uczestniczyć w drugiej wystawie i - co ciekawe – przeważającą część prezentowanych obiektów stanowiły prace malarskie. Nawet kuratorki z MOCAK-u skonstatowały w tekście do katalogu, że nie chce być inaczej, ale Kraków i te konkretne roczniki wiodą prym w malarstwie. Śmiano się z tej oczywistości stwierdzenia, jednak fakty nie chcą być inne.

Witold Stelmachniewicz Rothko Meets Heartfield, ol./pł. 245 x 195 cm

W przypadku Biennale w Wenecji czy Documenta spotkałam się z komentarzami, że ciągle wyraźnie zaznaczone są wątki związane ze sztuką krytyczną, interwencyjną. Czy uważa Pan, że także w malarstwie ten nurt jest wiodący?
Nie, wątki - nazwijmy je - krytyczne pojawiają się w sztuce generalnie, więc trudno, żeby nie pojawiły się na obrazach niektórych twórców, natomiast nie da się zauważyć wyraźnej tendencji.   Malarstwo jest na tyle obszerne, że mieści w sobie dużo różnych stylistyk. Wcześniej mówiliśmy o śmierci samej dyscypliny, potem jak się nie dało jej uśmiercić, to  zaczęto rozdrabniać tę dyscyplinę i mówić np. o śmierci malarstwa abstrakcyjnego, co też okazuje się nieprawdą. Mieliśmy w Polsce debatę publiczną za sprawą obecnego szefa Szumu - Jakuba Banasiaka, który wieszczył śmierć konwencji wypracowanej w Krakowie przez moich kolegów z Grupy Ładnie, tzw. popbanazilmu. I właśnie wystawa - manifest czyli „Zmęczeni rzeczywistością” miała pokazać, że wiodącym wątkiem będzie teraz wątek nadrealny, surrealny. Oczywiście tak się nie stało, generalizacje nie sprawdzają się - to była jedna chwila, która pozwoliła zaistnieć w szerszym obiegu kilku ciekawym artystom i to wszystko. Na szczęście ta dyscyplina jest na tyle niepodatna na uwikłanie w jakieś zamknięte struktury, że rozwija się samoistnie. Twórcy są bardzo różni i ta różnorodność współczesnego malarstwa jest jego najważniejszą i najciekawszą cechą. Malarstwo jest także odzwierciedleniem  rzeczywistości, która filtruje się przez internet. Nie ma jednego strumienia informacyjnego, jest wiele różnych i w związku z tym wydaje mi się, ze malarze wychowujący się w Polsce inaczej patrzą na rzeczywistość niż ci pochodzący z Włoch, a jeszcze inaczej postrzegają ją mieszkający w Ameryce Południowej. To widać na takich wystawach jaki wspomniane biennale, gdzie spotykają się  różne kultury i  okazuje się, że medium jest takie samo, a możemy je traktować na dziesiątki o ile nie setki sposobów. Zresztą - co artysta, co malarz, to ciekawa wypowiedz w sensie indywidualnym.


Jakie miejsce w strukturze kształcenia artystycznego krakowskiej ASP zajmuje malarstwo i rysunek?
Jestem dziekanem Wydziału Malarstwa, więc z mojego punktu widzenia moja dyscyplina, którą uprawiam z upodobaniem jest najważniejsza..., ale mówiąc tak poważnie - jesteśmy w trakcie wdrażania nowej reformy dotyczącej szkolnictwa wyższego, więc kwestia podziału na wydziały robi się trochę względna, gdyż będziemy na nowo tę strukturę określać. Na dzień dzisiejszy Wydział Malarstwa jest największym spośród siedmiu wydziałów krakowskiej ASP. Kształcimy na malarstwie stacjonarnym ale utrzymujemy też formę studiów niestacjonarnych. Mamy także dwie nieco odrębne katedry - edukacji artystycznej i scenografii, jednak obydwa te kierunki są z nami mocno zintegrowane i studenci generalnie bazują na kadrze naszych dydaktyków. Zajmujemy się malarstwem przyjmując poszerzony zakres rozumienia tego pojęcia, bo istnieją u nas także 4 pracownie interdyscyplinarne. To jest bardzo interesująca sytuacja, kiedy student bazujący głównie na malarstwie i rysunku wchodzi w przestrzeń innego medium. Jeżeli jego doświadczenie zostało ukształtowane w medium tradycyjnym, to wypowiedzi przeniesione w obszar filmu, fotografii, obiektu artystycznego czy performance nadają tym działaniom pewien odmienny charakter. Mam wrażenie, że jeżeli studenci na przykład kierunku „intermedia” koncentrują swoje działania głównie na nowych mediach, przy bardzo ograniczonym kontakcie z malarstwem i rysunkiem, to często w tych działaniach czegoś istotnego brakuje, przynajmniej z mojego punktu widzenia.

Witold Stelmachniewicz, fragment wystawy [Kontr]Efekt, Galeria Browarna 2019 

A czy studenci tego kierunku mogą wybrać ścieżkę dydaktyczną, na której malarstwo stanie się medium wiodącym?
Studenci mają możliwość podjęcia studiów z wykorzystaniem tzw. IPS-u czyli indywidualnego programu studiów. Nie wiem jak to jest w przypadku intermediów, natomiast studenci malarstwa, jeśli mają w programie przedmiot, który z ich punktu widzenia nie jest atrakcyjny, to za zgodą prowadzącego zajęcia mogą go zamienić i uczęszczać na przykład na intermedia. Oczywiście wszystko się musi się zgadzać, jeśli chodzi o punkty ECTS. My zawsze zgadzamy się na inicjatywę studentów pod jednym warunkiem – to jest przegłosowane przez  Radę Wydziału – i co oczywiste, nie pozwalamy naszym studentom uczestniczyć w zajęciach z malarstwa i rysunku na innych wydziałach. Wychodzimy z założenia, że mamy bardzo ciekawą i zróżnicowaną ofertę, poza tym u nas malarstwo jest przedmiotem wiodącym, kierunkowym, a na innych wydziałach jest traktowane jako przedmiot ogólnorozwojowy. Każdy z wydziałów prowadzi swoją autonomiczną dydaktykę w zakresie malarstwa. Niektórzy studenci korzystają z ofert pracowni interdyscyplinarnych prowadzonych na Wydziale Malarstwa. Nasi dydaktycy będąc malarzami i posługując się innymi formami wypowiedzi artystycznej są interesujący także dla studentów z innych wydziałów, ponieważ rodzaj traktowania przez malarza takiego medium jak film czy fotografii zawsze będzie odrębny i swoiście specyficzny.

Witold Stelmachniewicz Narutowicz, ol./pł. 51 x 40 cm, 2018-19

Jak Pan rozumie pojęcie granic malarstwa?
To jest ciekawe pytanie, bo niedawno  słyszałem taką anegdotę sprzed bodaj 30 lat: Kiedy nieżyjący już profesor Zbysław Maciejewski przygotowywał swoją pierwszą dużą wystawę w krakowskim BWA - obecnym Bunkrze Sztuki, to na tę wystawę weszła - jak to wtedy, pod koniec lat 80. mówiono - Królowa nie tylko krakowskiego, ale wręcz polskiego malarstwa - pani prof. Hanna Rudzka-Cybisowa. Wchodząc krzyknęła ponoć „To nie jest malarstwo!”, po czym odwróciła się na pięcie i mocno stukając laską wyszła. Po co to mówię? -  bo jak widać dla niektórych te granice są w miejscach bardzo nieprzewidywalnych. Wydawałoby się, że jeśli mamy do czynienia z aktywnością polegającą na używaniu farby na jakimś podobraziu, to mamy do czynienia z malarstwem, natomiast są takie postawy, tacy artyści, którzy bardzo wąsko definiują sobie zakres malarstwa i pewne działania absolutnie już dla nich malarstwem nie są. W tej chwili w Akademii  mam także starszych ode mnie kolegów, którzy definiują malarstwo w zawężony sposób i pewne działania wychodzące poza krąg kanonu estetycznego, który sobie narzucają są dla nich nie do przyjęcia. Myślę jednak, że są to historie chyba bardziej związane ze środowiskiem akademickim, które czasami lubi się w sposób sztuczny obwarować. W rzeczywistości wydaje mi się, że nie ma wyraźnych granic - malarstwo jest tak żywą i ciągle dynamicznie rozwijającą się dyscypliną, która tak wiele potrafi w siebie wchłonąć... Można tu mówić o wielu elementach, które wzbogacały tradycyjne pojęcie obrazu malarskiego. Zaczęło się od fotografii, ale w ostatnich latach np. estetyka komiksu wpłynęła dość znacząco na to jak niektórzy zaczęli traktować poetykę obrazu. Mamy do czynienia z aktywnością w przestrzeni publicznej czyli z muralami malowanymi na początku przez tzw. wandali, którzy uprawiali partyzantkę uliczną. Dzisiaj sytuacja jest już inna, bo instytucje sztuki wchłonęły sztukę ulicy i wręcz robi się projekty, żeby wygrać konkurs na daną przestrzeń, a kiedyś trzeba ją było - jak to się ładnie mówiło – zaatakować, kiedy nikt nie wdział. Język obrazu wydzielonego z przestrzeni miejskiej zaczyna wpływać na język obrazu sztalugowego. W drugą stronę to nie działa i chyba nie miałoby sensu, bo po co malować na ścianie martwą naturę. Kilka lat temu taki eksperyment zrobił belgijski malarz - Luc Tuymans.  W nocy namalował na jednej z bocznych ulic Brukseli obraz, który rano odsłonięto i zainstalowano tam kamerę z czujnikiem rejestrującym reakcje przechodniów. W ciągu dnia przewinęło się tą uliczką ok. 2000 osób z czego zainteresowanie wykazało niecałe 100. Konkluzja była taka, że jeżeli sytuacja nie zostanie zakontraktowana poprzez kupno biletu do muzeum, to zainteresowanie odbiorcy takim działaniem będzie znikome. Przeniesienie języka malarstwa sztalugowego w przestrzeń ulicy nie działa, gdyż obraz budowany w przestrzeni miejskiej musi posiadać specyficzne walory na przykład  przeskalowanie czy stylizację rysunku. Natomiast elementy wywiedzione ze street artu i wprowadzone w obszar obrazu sztalugowego sprawdzają się. W przypadku abstrakcji wydawałoby się, że powiedziano już tak wiele, że więcej nie można. Tymczasem, ciągle pojawiają się artyści, którzy nas zaskakują - np. w Niemczech intensywnie działa Katharina Grosse, Albert Oehlen w Stanach Zjednoczonych - Christopher Wool, by wymienić tych najbardziej znanych. Ale też niejako odkryty za sprawą wspomnianych wcześniej Documenta  Stanley Whitney.  Nie chcę jednak twierdzić, że przypadku malarstwa mamy do czynienia z samymi oryginalnymi twórcami, niestety jest też cała masa epigoństwa. W czasach Rembrandta nie każdy mógł kupić jego obraz, ale byli tacy, co podobnie malowali. Dziś jest podobnie - Gerhard Richter ma całą masę naśladowców. Gdy spojrzeć na stronę Saatchi Art, którą malarze z całego świata zarzucają swoją produkcją -zdarzają się bardzo dobre prace ale są też rzeczy wtórne. Gwoli uczciwości jest to medium które pozwala zarabiać także osobom robiącym epigońskie prace i funkcjonującym we wtórnym obiegu. Mówiliśmy o Fluxusie, który był formą protestu przeciwko sztuce oficjalnej. Do dzisiaj niektórzy artyści zajmujący się działaniami efemerycznymi, performatywnymi, nie akceptują tego, że malarze są w stanie sprzedać swoje prace i zarobić na nich pieniądze. To jest graniczna sytuacja dla wielu osób, które zastanawiają się jakie medium wybrać i omijają malarstwo, bo nie chcą wpisywać się czy też narażać się na flirt z komercją.

Witold Stelmachniewicz, Varese, Wagner, Webern, ol./pł.
A jak Pan widzi granice malarstwa w kontekście własnej twórczości?
Myślę, że jednak narzuciłem sobie pewien kaganiec - jeśli sięgałem po inne niż malarstwo formy aktywności, wynikały one z tego, że byłem zaproszony do jakiegoś projektu i szukałem jak najbardziej adekwatnych środków. Czasami okazywało się, że malowanie obrazu nie będzie najlepszym rozwiązaniem. Zdarzało się, że prowadziłem działania w przestrzeni miejskiej, zdarzało mi się montować filmy przy pomocy przyjaciół - za każdym razem dobierałem warstwę dźwiękową, która pełniła dla mnie istotną rolę dookreślającą obraz. Dużo też fotografuję, natomiast w malarstwie nie wykorzystuję swojej fotografii. Aktualnie korzystam z fotografii archiwalnej, a zdjęcia współczesne pojawiają się w czasie robienia wystawy jako pełnoprawne elementy, które dopełniają opowiadaną historię. Tak, jak miało to miejsce w przypadku wyjazdu studyjnego do miejscowości  Dollerscheim w Austrii. Po aneksji naziści potraktowali jej terytorium jako poligon, i dzisiaj, po kilkudziesięciu latach pozostał tam tylko kościół, cmentarz i natura, która niemal całkowicie zaanektowała ruiny miasteczka. Fotografie, które tam wykonałem dopełniały moje rozstrzygnięcia malarskie jednak nie widziałem powodu, żeby przy pomocy własnych fotografii malować. Fotografię archiwalną wykorzystuję z naturalnych przyczyn, kiedy sięgam po kontekst dotyczący historii. Muszę przyznać, że przeszedłem dosyć dużą ewolucję. Moja aktywność malarska zaczynała się od fascynacji polskim koloryzmem - od  postimpresjonistów, Pierre'a Bonnarda. Przyjechałem studiować do Krakowa dlatego, że tutejsza Akademia była mekką polskiego koloryzmu. Gdy rozpoczynałem studia na początku lat 90., pracowali jeszcze prof. Jan Szancenbach i prof. Juliusz Joniak, którzy byli bezpośrednimi spadkobiercami tej tradycji. Chciałem studiować u prof. Szancenbacha ale nigdy nie dotarłem do jego pracowni.
Dlaczego?
Głównie dlatego, że na pierwszym roku udało mi się wyjechać po raz pierwszy do Paryża, gdzie zetknąłem się ze sztuką współczesną w Centrum Pompidou i w Muzeum Sztuki Współczesnej na Trocadero. Miałem zresztą dobrego nauczyciela – zajęcia z nami prowadził w tym czasie prof. Leszek Misiak. Przywiozłem z wyjazdu dużo zdjęć ale również chęć radykalnej zmiany w sposobie pracy. To był dla mnie szok poznawczy, poczułem nieodpartą chęć zmierzenia się z takim obrazem, który nic nie przedstawia. Na początku zacząłem syntetyzować sytuacje, które były w pracowni - martwe natury, motywy z modelem – coraz bardziej eliminowałem szczegóły, aż w końcu odważyłem się, jeszcze na pierwszym roku popełnić obraz nieprzedstawiający. Potem  przez całe studia, a także zaraz po nich zajmowałem się tego rodzaju twórczością. Jako malarz mógłbym takie obrazy malować do końca życia, zaważyło jednak to, że w miarę jak rozwijałem swoje zainteresowania intelektualne, zaczęło mi brakować ich obecności w tym co robię w malarstwie. Moja aktywność  polegała i wciąż ją pielęgnuję na obcowaniu z muzyką współczesną, na poznawaniu literatury, także filozofii – przyjaźniłem się z kolegami z UJ-tu, którzy byli tłumaczami tekstów filozoficznych Nietzschego i  Heideggera. W ten sposób zatęskniłem za sytuacją, kiedy artefakt zawiera w sobie element „narracji”. Przestała mnie satysfakcjonować sytuacja, w której obraz jest pokazaniem pewnych prawidłowości formalnych, rozstrzygnięć pomiędzy – powiedzmy - sztywną linią a swobodą gestu. W trakcie realizacji doktoratu udało mi się połączyć zainteresowania związane z historią, obrazem abstrakcyjnym i powrócić do motywów przedstawiających z wykorzystaniem fotografii archiwalnej. Przygotowałem realizację „Homomorfizm”, w której po raz pierwszy pojawiły się wątki z fotografii Weegee i obrazy namalowane na podstawie powiększeń mikroskopowych krwinek, które wyglądały niczym abstrakcje, a nimi nie były. Ta dwuznaczność była dla mnie bardzo pociągająca. Moje doświadczenie jako malarza abstrakcjonisty cały czas mi pomaga, do obrazów które maluję aktualnie, wprowadzam tzw. interwencje w  motyw zaczerpnięty z fotografii. Mam nadzieję, że jestem coraz bardziej odważny w tych działaniach. To pozwala mi czerpać satysfakcję z tego co robię. Z jednej strony są więc jakieś granice, które sobie narzuciłem ale z drugiej strony one stale pęcznieją  i nie czuję, żeby mnie krępowały. Może wolnym krokiem, ale mam przeświadczenie kroczenia właściwą drogą, a jej istotą jest jak sądzę hybrydowość. Polega na to łączeniu wątków narracyjnych (tematyka) i stylistyk malarskich, często do siebie nie przystających. Kresu tej drogi, tak jak i efektu końcowego poszczególnego obrazu nie znam i znać nie chciałbym. W tym widzę sens zajmowania się tą praktyką.
Witold Stelmachniewicz, Vader, 26 x 26 cm, ol./pł.2018


14 maj 2019

(Kontr)Efekt Witolda Stelmachniewicza







Witold Stelmachniewicz, Furtwangler, 2016, ol./pł. 72 x 50 cm

(Kontr)Efekt, to tytuł wystawy malarstwa prof. Witolda Stelmachniewicza, którą od 7 czerwca b.r. (otwarcie z udziałem artysty od godz.17.00), będzie można oglądać w przestrzeni Galerii Browarna w Łowiczu (przy ul.Podrzecznej 17). 

Autor prac, znakomity malarz, od kilku lat pełniący także funkcję Dziekana Wydziału Malarstwa krakowskiej ASP, przedstawi zestaw kilkudziesięciu obrazów z ostatnich lat (bodaj największy w jego dotychczasowym dorobku wystaw indywidualnych). 


Zgodnie z tytułem, dominującym na wystawie będzie PORTRET, wprawdzie znany i jeden z najstarszych tematycznie rodzajów malarstwa sztalugowego, ale za to celnie korespondujący z całym arsenałem w pełni współczesnych środków i efektów tej dziedziny twórczości. Szeroki zakres prezentacji pozwoli zorientować się w meandrach autorskiej metody Stelmachniewicza, polegającej na orkiestracji niemal fotograficznej wierności zniuansowanego modelowania wizerunku, z rzadko spotykaną inwencją a nawet brutalną brawurą środków malarskich. Wydaje się wręcz, że na obecnym etapie naszej gatunkowej wrażliwości, trudniejszego zadania malarskiego nie ma...






Witold Stelmachniewicz, Oppenheimer, 2014-16, ol./pł. 120 x 120 cm 



Witold Stelmachniewicz, Strindberg, 2015, ol./pł. 50 x 50 cm

23 kwi 2019

Majowe Koncerty w Galerii Browarna


Jak co roku, dniach  1 i 3 maja z inicjatywy Urzędu Miejskiego w Łowiczu i Galerii Browarna oraz w jej przestrzeni w Łowiczu przy ul. Podrzecznej 17, będziemy mieli kolejną okazję zapoznać się z muzycznym dorobkiem artystów w jakimś stopniu i charakterze związanych z naszym miastem. W poprzednich latach w tych dniach maja wielokrotnie gościliśmy w Galerii muzyków urodzonych w Łowiczu, jak pianiści Piotr Sałajczyk, Małgorzata Garstka, Włodzimierz Sieczkowski, albo jak klarnecista Dominik Domińczak, ale też takich jak muzycy wchodzący w skład Łowickiej Orkiestry Kameralnej, lub uczący się w miejscowych szkołach muzycznych (np. w prywatnym Centrum Edukacji Muzycznej). W tym roku natomiast będziemy mieli sposobność zapoznać się z interpretacjami (polskiej klasyki) pedagogów Samorządowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Łowiczu. 1 maja o godz. 17.00 w Galerii Browarna miała wystąpić pianistka Marlena Myszuk z sopranistką Marzeną Myszuk, ale z przyczyn zdrowotnych obie artystki musiały zrezygnować z koncertu. Zastąpi je trójka wykonawców związanych z regionem łódzkim. Pianista Jarosław Domagała akompaniował Annie Jeremus-Lewandowskiej- sopran oraz Ziemowitowi Wojczakowi - baryton. W programie duży wybór Pieśni Stanisława Moniuszki (w związku z przypadającą 5 maja, 200 rocznicą urodzin kompozytora)
3 maja, również o godz. 17.00 raz jeszcze zabrzmi muzyka polska, tym razem pod palcami Pawła Wołowicza -fortepian. Zapraszamy!







8 kwi 2019

Zamienię mienie na czyste sumienie. Andrzej Szarek w Galerii Browarna












Andrzej Szarek Wieża Babel, dyplom ASP w Warszawie, 1985 r., technika własna 200x120x110cm


W najbliższy piątek (12 kwietnia), o godz. 17.00 w przestrzeni Galerii Browarna w Łowiczu przy ul. Podrzecznej 17 nastąpi otwarcie wystawy prac prof. Andrzeja Szarka. 

Pokaz obejmie grupę najlepszych realizacji z dorobku Artysty, jednego z najważniejszych twórców ostatnich lat. Pozór nadzwyczajnej skromności Jego postawy i dzieła, których dotykalny i wizualny kształt niemal wyłącznie budowany jest z materii lichych (w sensie stanu zachowania), "odzyskanych", zrewitalizowanych i "zresocjalizowanych", przypadkowych jako znaleziska, ale nigdy przypadkowych w zamyśle autorskiego przeznaczenia, mniej zorientowanych widzów może nieco zmylić. Ale w ocenie rzeczywistego znaczenia tego Artysty, zwłaszcza dzisiaj, po niemal 40 latach Jego twórczej obecności na "rynku idei" polskiej sztuki, każdy przytomny obserwator  nie może mieć wątpliwości:  Andrzej Szarek, to jeden z najbardziej przenikliwych i charyzmatycznych twórców współczesności. 

Powodów tej wysokiej oceny pozycji Artysty jest kilka, ale jedna cecha wyróżnia go szczególnie, zwłaszcza na tle rozpanoszonej w ostatnich kilku dekadach PUBLICYSTYKI SZTUK WIZUALNYCH. Szarek, przywiązując wielką wagę do SPOŁECZNEJ ROLI SZTUKI, NIGDY NIE PRZESTAJE BYĆ WYSOKIEJ KLASY RZEŹBIARZEM. Flaubert'owskie zdanie mówiące o tym, że tylko Z FORMY RODZI SIĘ TREŚĆ, w Jego realizacjach, przyjmuje wymiar niemal uroczysty. Waga społecznego przekazu treści, nigdy nie stanowi tu alibi dla rezygnacji z najwyższych walorów formy dzieła. Nawet w przypadkach wykorzystania przez przedmiotów gotowych, o trafności decyduje głęboki namysł i wyobraźnia na etapie preselekcji, oraz profetyzm zaskakującego zestawienia. Po prostu, komplet cech, które dawniej określano TALENTEM

Prof. Andrzej Szarek jest dziś stawiany w rzędzie tej klasy rzeźbiarzy Nowego Sącza i Polski, co Władysław Hasior i Jerzy Bereś. To poważne porównanie w pełni uzasadnia typ i klasa Jego dzieła, ale też rodzaj cywilnej odwagi, z jaką gotowy jest bronić uznanych przez siebie pryncypiów tworzenia i własnej roli w tyglu trwania. Bez względu na tzw. koszty, bez  kunktatorstwa Szarek stawia problemy WPROST. Zwykle dziełem, a jak trzeba, także perswazją.


Andrzej Szarek  Ornat 2001, technika własna 250x150x150cm


Andrzej Szarek urodził się 17 stycznia 1958 r. w Nowym Sączu. Ukończył Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych im.Antoniego Kenara w Zakopanem. W latach 1980-85 studiował na Wydziale Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. W 1985 r. otrzymał dyplom z wyróżnieniem w Pracowni Rzeźby prof. Jana Kucza. W l. 1996-2011 wykładał w Wyżzszej Szkole Biznesu - National Louis University w Nowym Sączu. W 2005 r uzyskuje tytuł profesora. Wykłada na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach oraz w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Nowym Sączu. Jest opiekunem artystycznym Nowosądeckiej Małej Galerii. W l. 2000-2008 Członek Rady Artystycznej Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Od 2015 r. Przewodniczący Rady Programowej BWA Sokół w Nowym Sączu. Zrealizował ponad 50 wystaw indywidualnych oraz ponad 70 happeningów i akcji artystycznych. Brał udział w ponad 100 wystawach zbiorowych w kraju i za granicą.

Andrzej Szarek z Dżekiem

Informacje o wystawie prof. Andrzeja Szarka w Galerii Browarna w Łowiczu, ul. Podrzeczna 17 także pod nr tel. 691 979 262.

24 lut 2019

Wystawa Anatomia dla Plastyków. Spotkanie z autorem prac



Tekst Piotra Groblińskiego o wystawie na stronach Stacji Nowa Gdynia
http://sngkultura.pl/2019/02/lekcje-anatomii-dla-starszych-i-zaawansowanych/

W związku z dużym zainteresowaniem publiczności odwiedzającej trwającą od 18 stycznia b.r. wystawę moich prac w Galerii Re:Medium, zostałem poproszony przez organizatora, Miejską Galerię Sztuki w Łodzi o kolejne spotkanie z widzami, wieńczące i podsumowujące to wydarzenie. Zatem z przyjemnością zapraszam wszystkich chętnych do wizyty w Galerii w najbliższą środę, 27 lutego o godzinie 17.00. Adres: Łódź, ul.Piotrkowska 113


14 sty 2019

Anatomia dla Plastyków. Wystawa malarstwa Andrzeja Biernackiego w Łodzi











Miejska Galeria Sztuki w Łodzi
Galeria Re: Medium ul. Piotrkowska 113 w Łodzi
18 stycznia – 2 marca 2019 roku
wernisaż: 18 stycznia (piątek) godz. 18.00


Monika Nowakowska, fragment tekstu do folderu wystawy

Andrzej Biernacki to postać dobrze znana tym, którzy śledzą współczesne polskie życie artystyczne. Aktywny ałaściciel galerii i wydawca, kolekcjoner i społecznik, bezkompromisowy krytyk na bieżąco komentujący mechanizmy rządzące rynkiem sztuki i jej instytucjami. A przy tym aktywny malarz i rysownik, konsekwentnie i na przekór trendom podążający własną drogą. Jego ekspresyjne akty, malowane lub kreślone węglem na płótnach dużego formatu, są tak wymowne i charakterystyczne, że możemy mówić o wypracowaniu własnego,  rozpoznawalnego stylu, co dla artysty jest chyba największym komplementem. Dlatego bardzo cieszy łódzka prezentacja wybranych wątków z obfitego ilościowo i imponującego warsztatowo dorobku tego twórcy. 

Artysta pokazuje prace najnowsze, tryptyki z ostatnich lat zestawione z kilkoma starszymi płótnami, co obrazuje ewolucję jego stylu, przyrównywanego przez krytyków do niepokojącego malarstwa Francisa Bacona (1909-1992). Ale dla twórczości Andrzeja Biernackiego deformacja nie jest jak u Brytyjczyka punktem wyjścia, raczej studium realnego kształtu osiąganego poprzez „poziom emocji działań przy płótnie”. To anonimowe akty, ukazane w nieoczekiwanych skrótach perspektywicznych, wpisane w dynamiczne układy kompozycyjne, a do tego działające na zmysły intensywnym, zazwyczaj lokalnym kolorem (choć autor nie unika też samej czerni i bieli). 


Ekspresyjne pociągnięcia pędzla dyscyplinuje mocny, dosadny kontur, impasty sąsiadują z partiami gładko zamalowanego płótna – to wszystko podbija siłę przekazu prac, których wirtuozeria warsztatowa ma być (w moim odczuciu) jakimś przyczynkiem, wstępem, zachętą – do badania kondycji współczesnego człowieka. Człowieka targanego emocjami i namiętnościami, niepokojonego dylematami moralnymi, zmagającego się z mechanizmami rządzącymi ludzką egzystencją. W takim ujęciu jest to zatem twórczość głęboko humanistyczna, wręcz etyczna, ale tytuł łódzkiej wystawy wskazuje jej tak zwane drugie (a może pierwsze?) dno. 


Studium modela – obowiązkowy element edukacji artystycznej w akademiach mających ambicje nauczać sztuki na całym chyba świecie – to właściwy temat z jakim mierzy się Andrzej Biernacki aktualną ekspozycją swoich prac. Dodajmy jeszcze, że łódzka ekspozycja jest pierwszą indywidualną wystawą Andrzeja Biernackiego w naszym mieście.

Wydarzenia towarzyszące wystawie:
30 stycznia 2019 r. g. 17.00 – oprowadzanie po wystawie z udziałem Andrzeja Biernackiego, wstęp wolny



Andrzej Biernacki ur. 1958 r. w Łowiczu, w latach 1980-1985 studiował na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie obronił dyplom z wyróżnieniem pod kierunkiem profesora Jacka Sienickiego. W latach 1985-1988 był asystentem prof. Sienickiego w macierzystej uczelni. Stypendysta Ministerstwa Kultury i Sztuki (1986). W latach 1989-1991 prowadził Pracownię Rysunku na Wydziale Rzeźby ASP w Warszawie. W 1991 roku kupił XIX-wieczny, neoklasycystyczny budynek dawnego zboru ewangelicko-augsburskiego w Łowiczu, w którym, po generalnym remoncie, uruchomił w 2000 roku autorską Galerię Browarna. Autor tekstów zamieszczanych we wszystkich katalogach wystaw Galerii Browarna, od lat 90. XX wieku zajmuje się też publicystyką i krytyką artystyczną. Pisał artykuły o charakterze społecznym i kulturalnym dla tygodnika Nowy Łowiczanin, współpracował z akademickim miesięcznikiem Masovia Mater, w latach 1997-1998 wydawał w Łowiczu Notatnik Kulturalny CDN a w 1999 roku był redaktorem naczelnym samorządowego miesięcznika ŁOWICZ. Od 2009 roku prowadzi autorski blog artXLGaleria Browarna, na którym zamieszcza doraźne wpisy oraz większe artykuły krytyczne i kuratorskie. W latach 2012-2018 był stałym autorem miesięcznika Arteon, teksty o sztuce publikował także w Rzeczpospolitej Plus Minus, Arttaku, Gazecie Finansowej, Zeszytach Karmelitańskich. Prace Andrzeja Biernackiego prezentowane były na ponad 30 wystawach indywidualnych w kraju i za granicą, znajdują się w kolekcjach prywatnych w Polsce oraz w Niemczech, Francji, Szwajcarii, Belgii, Austrii, Norwegii, we Włoszech i w Stanach Zjednoczonych.

3 gru 2018

Andrzej Biernacki. Portfolio wybór



Andrzej Biernacki Postać pochylona, ol./pł. 3x160x130cm 2016-2017



Andrzej Biernacki Rysunek, węgiel, tusz/papier 100x70 cm 1998


Andrzej Biernacki Tryptyk czerwony, ol./pł. 3x160x130cm 2017



Andrzej Biernacki Figury znaki  ol./pł. 3x160x130cm 2018



Andrzej Biernacki Trio, węgiel, tusz/papier 140x100 cm 1989



Andrzej Biernacki XXX pochylona, ol./pł. 2 boki 160x130cm, środek 100x80cm 1987



Andrzej Biernacki Tryptyk żółty, ol./pł. 3x160x130cm 2017


Andrzej Biernacki Rysunek, węgiel, tusz/papier 100x70 cm 1998




Andrzej Biernacki Czerwono czarni, ol./pł. 3x160x130cm 1991-2001



Andrzej Biernacki Postać pochylona, ol./pł. 3x160x130cm 2016-2017




Andrzej Biernacki Psy, boki węgiel/pap. 2x100x70cm 2010, środek ol./pł. 120x90 cm 1991



Andrzej Biernacki Aachen, ol./pł.160x130cm 1989



Andrzej Biernacki Abortus, ol./pł. 3x160x130cm 1989-2008


Andrzej Biernacki Rysunek, węgiel, tusz/papier 100x70 cm 1997



Andrzej Biernacki Ultrama, ol./pł. 3x160x130cm 1993



Andrzej Biernacki Arena, ol./pł. 3x130x97cm 1997-2000


Andrzej Biernacki Pozy, węgiel/pap. 3x100x70cm 2011



Andrzej Biernacki Postać pochylona, ol./pł. 160x130cm 2015



Andrzej Biernacki Chromoksyd, ol./pł. boki 2x160x130cm środek 130x97cm 1998-99


Andrzej Biernacki Rysunek, węgiel, tusz/papier 100x70 cm 1998




Andrzej Biernacki Postać pochylona, ol./pap. 4x100x70cm 2013-2014



Andrzej Biernacki Wanna, ol./pł. 3x160x130cm 1997-2000



Andrzej Biernacki Antracyt, ol./pł. 3x160x130cm 1997-2007



 Andrzej Biernacki Postać pochylona, ol./pł. 3x100x70cm 2016-2017




Andrzej Biernacki Siena, ol./pł. 160x130cm 1996



Andrzej Biernacki Postać pochylona, ol./pł. 3x130x97cm 2016-2017



Andrzej Biernacki Śmkigło, ol./pł. 3x160x130cm 2016-2017



Andrzej Biernacki Tryptyk czerwony, ol./pł. 3x160x130cm 1997-2003



Andrzej Biernacki Lustro, ol./pł. 160x130cm 1998-2001



Andrzej Biernacki XXX, ol./pł. 2x100x70cm 2016-2017


Andrzej Biernacki Rysunek, węgiel, tusz/papier 100x70 cm 1985




Andrzej Biernacki Ukrzyżowanie, ol./pł. 160x130cm 1989



Andrzej Biernacki U2, ol./pł. 3x160x130cm 2018