29 sie 2014

Polifonia monochromatów

Aleksandra Gieraga obraz 120 x 140 cm

 Malarstwo Aleksandry Gieragi w Galerii Browarna w Łowiczu. Otwarcie wystawy w piątek, piątego września o piątej (17.00). Zapraszamy. 
Poniżej tekst Andrzeja Biernackiego z katalogu.



Malarstwo Aleksandry Gieragi, choć w zamiarze bardzo osobiste, a w wyrazie ściszone (tożsame z  typem jej postawy), niemal od progu stawia nas wobec spektrum zagadnień, odnoszących się do sedna natury abstrakcyjnego bytu plastycznego. Charakter rodowodu właśnie tej propozycji, szczególnie przywodzi na myśl moment (przełom l. 40 i 50 XX w.), kiedy na wody Europy, zastygłe w komplikacjach rękodzielniczej tradycji belle peinture, zdryfowały gorące prądy amerykańskiego radykalizmu, z jego flagową dewizą: prostotą koncepcji formalnej.  Symbolem  tego desantu był wówczas nowojorski  syn polskich emigrantów z Łomży, Baruch Bernedykt (Barnett) Newman, malujący dobrze dzisiaj znane płótna, z duktem biegnącej z góry na dół, jak zamek błyskawiczny, kreski. W odróżnieniu od europejskiej koncepcji np. Mondriana, równie uproszczonej, chociaż opartej o układ ZAMKNIĘTY w prostokącie, minimalistyczna formuła Amerykanina implantowała w malarstwo całkowicie nowe podejście. Newman szeroko OTWORZYŁ  granice płótna, a jego kolor i formę sprowadził do esencji.
W tym przejmującym klarownością i odwagą forsowaniu rubieży tradycyjnego obrazowania, przypominał on innego, duchowo mu pokrewnego myśliciela, też o imionach Baruch Benedykt, Spinozę. Obu ożywiała niemal mistyczna dyscyplina poszukiwania rzeczywistości poza dymną zasłoną iluzji. Obu łączyło uznanie faktu, że dzieło, konkretny przedmiot w przestrzeni, jest lustrem szerszej koncepcji filozoficznej, oraz (i) komentarzem okoliczności transcendentalnych, w których człowiek partycypuje. Obu także cechowało uznanie wewnętrznej jednorodności natury wszechrzeczy.




fot. Aleksandra Gieraga


Ten filozoficzny monizm, w przełożeniu na konkretną postawę twórczą , otworzył przestrzeń kolejnych pytań: jeżeli rzeczywistością jest materia, to czy wszystko co duchowe z niej wypływa? (Flaubert: z formy rodzi się treść). Czy istnieją tylko idee, a świat materialny jest pozorny? Czy może wszystko jest naturą, która posiada cechy materii, a zaplecze ducha?

Oczywiście, wielkie, narracyjnie, anonimowe płótna samego Newmana, będąc istotą logicznego monizmu oraz ilustracją myśli leżącej u podstaw etycznego systemu Spinozy, same nie są łatwe w odbiorze. Nawet rozumienie ich „powodu” nie zmienia faktu, że w bezpośrednim kontakcie trzeba nastawić się na odpowiednią długość fal. Czarne płótno z oślepiającą jak błyskawica białą linią, zawiera ewidentny „ładunek” emocjonalny, ale nadal pozostaje formalną kombinacją składowych, w której nawet tak „nieartystyczne” -zdawałoby się- dane, jak gabaryty płótna, grają kluczową rolę. Newman, bodaj jako pierwszy, zrozumiał doniosłość rozmiarów dzieła, znaczenie tego, jak wielkie masy koloru, a choćby i pustki obrazu, wypełniając całe pole widzenia, otaczają widza, absorbując go bez reszty strefą wyłącznego emanowania.







W realizacjach Aleksandry Gieragi, wyczuwam podobne zaplecze myśli, towarzyszące niemal pierwotnej czystości twórczych impulsów. Tym bardziej, że użytych ze świadomością potencjału realnych atrybutów, leżących w dyspozycji uprawianego gatunku. Jej wielkie, czasem dochodzące do kilku metrów płótna, od brzegu do brzegu wypełnione hieroglifami wywiedzionymi z dna instynktu, często amplifikowane chórem serii, zostawiają niezatarte wrażenie. Po części „wytłumaczalne”, bo spowodowane czysto plastycznym kontrastem, sprowadzonego do rudymentu formy mikroznaku, uwikłanego w makroareał pojedynczego obrazu lub poliptyku. Ale też zanurzone w aurze mentalnej tajemnicy, wywiedzionej z podobieństwa do czegoś na granicy sfer realnej i wyobrażonej. Na styku wiarygodnego, organicznego „posadowienia” form, oraz  ich statusu niewiadomego autoramentu. Z ambiwalencji działania tych samych fragmentów, raz jako dotykalnego surowca, innym razem jako źródła optycznego złudzenia

Nie ma wątpliwości, że ta dwuznaczna impresja jest efektem niezwykle uważnej obserwacji, permanentnie dokonywanej przez  autorkę, tyle że w odwrotnym do „normalnego” kierunku. Gieraga bowiem, wyraźnie dezintegruje gotowe wizerunki zarejestrowanych okiem lub obiektywem kamery form, celowo izolując z nich elementy malarsko „przydatne”.  Takie mogą występować wszędzie, dlatego nie ma w jej imaginarium, żadnej, tematycznej dominanty. Równie dobry może się tu okazać jakiś „pastoralny” fragment rodzimego pejzażu, co wielkoprzemysłowy kadr z antypodów. Rozlewisko rzeki w Indochinach, co kałuża na podłódzkim podwórku. I tak, ten wizerunek czytelnego fragmentu świata, zostanie wycofany do poziomu formujących go substratów, do antytezy zasady pars pro toto.



fot. Aleksandra Gieraga





Całości obrazowe Gieragi obnażają detal. Demaskują jego pierwszoplanową rolę w ostatecznym kształcie rozwiązania. Odsłaniają układy spontanicznej tekstury, nie podsycanej temperaturą koloru. Zupełnie  tak, jakby ten monochromatyzm, pilnował wyłączności gry zestawem efektów graficznych: kolejnością, kierunkami, gęstością. Mnożą się  „dziwne” abstrakcje, w których całości pozostają niezidentyfikowane, ale których fragmenty ciągle coś sugerują na granicy rozpoznawalnego: ślady na piasku, chmary ptactwa, dukty w zbożu, otchłań nocnego nieba. Jest to wizerunek świata, którego horyzontem są zawieszone w przestrzeni rzędne zębatych wykresów, polem - zmrożone lub blichowane tafle bieli, błoto szarości, czarnoziem farby, a lasem - kikuty tajemniczych konstrukcji.

  







Frapujący, na granicy paradoksu, jest wysiłek autorki, wymuszający bogactwo efektów na przeciwnościach skrajnej ascezy środków. Gieraga zwykle redukuje chromatykę do jednego koloru, by rozgrywać w niej partie ledwo znaczone niuansami lśnienia samych duktów pędzla. Zakłada zimną, blaszaną szarość i czeka, aż ją „ociepli” w prześwitach grunt spłowiałego ugru. Odchudza kreskę, po czym wzmacnia ją gąszczem repetycji. Flautę głębin waloru, rozdziera szczeliną światła, lapidaria gipsowych sztablatur, drażni cytatem totemicznego collage’u.
Podstawowym narzędziem tej plastycznej perswazji  jest SKALA, kontrast rozmiaru. Rozległe powierzchnie, fastrygowane są drobinami kropek, stębnówką kresek, opiłkami przecinków. Motywy sprowadzone do roli ledwie akcentów, nie położonych wprost, tylko przetartych, zmacerowanych, przezierających to tu, to tam. Ich stłumiona narracja jest tłem dla głównego tła, rozpostartego pomiędzy krawędziami. Ma tylko partycypować w spektaklu płótna i …życia. Budować plany i kulisy dla obsady, której nie będzie.