,,Jesze nigdy tak łatwo nie zostawało się artystą"? Nie proszę Pana, jeszcze nigdy tak łatwo nie nazywano artystą byle kogo. Jeszcze nigdy tak bezczelnie a przy tym tak profesjonalnie nie pogrywano jak dzisiaj, wyłącznie z zyskiem w tle. Kiedyś, w czasach kiedy kasy na rynku sztuki nie było, mniej było ekspertów, a więcej poetów wśród krytyków, bo kuratorów nie było w ogóle. "Tłumacze" sztuki pojawili się równo z pojawieniem się kasy. Nie tylko brzęczącej, ale też potencjalnej. Terror "młodości i nowości", osiągnął pułap groteski: nie tylko przytomny kolekcjoner szuka -spocony z emocji- prac "już" studenckich, ale nawet rozsądni ludzie (jak Zanussi) są tak skołowani, że gotowi zatrudnić bezczelnawą kurewkę do, jak mówią, filmu. I jeszcze Pan Leszkowicz ze swoim gmachem sztuki polskiej. Ten gmach to niestety, jak powiedziałby Pevsner, nie katedra w Lincoln, a szopa na rowery. Wszystko, detalicznie wszystko w wydaniu tej obecnej ,,młodości" jest rżnięte ze "starości" - głównie niemieckiej: Beuysa, Polkego, Richtera etcetera.
francuska księżniczko i Krytykancie: uważajcie na literówki, bo Wam wyjdzie, że "publicystka polega" na krytykancie, a krytykant jej "wraża" opinie. A tego, chyba, nie chcemy. Niech w blogach też rządzi jakaś ortografia. Tumany ctritics?
Najbardziej pink jest w ZUI-ach(Zakład Utylizacji Indywidualności z małą licencją). Tam czy się sprzeda czy nie sprzeda, czy będą tłumy czy pusto, (zazwyczaj jest pusto, że na rowerze po salach można jeździć), czy będą czytelnicy czy nie, to i tak opasłe tomiska (jakiejś wystawowej błahetki za to genialnie opracowanej graficznie przez Laszuka) się z budżetu wyda. I to pink samopoczucie (Leszkowicz, Cichocki etc) krytykowykładowców: jest super, jest super i o co ci chodzi? Swoją drogą kto wie, czy strona edytorska tych wydawnictw obsługujących ZUJ-owe wydarzenia to nie większe osiągnięcia od samych wydarzeń. Problem jednak w tym, że to NOWE, małpowane ze sztuki i wydawnictw Zachodu, jest kompletnie od czapy gdy idzie o związki z tutejszością. W pełni zgadzam się z Sasnalem i Żmijewskim gdy MÓWIĄ o moherowym zaścianku polskim, natomiast ni zgadzam się JAK o tym zaścianku TWORZĄ. Kuba Krytykant celnie diagnozuje, mówiąc o anachronizmie akademickich korekt z jednej strony i niezrozumieniu czym jest współczesny kicz z drugiej. Język sztuki -to jasne- musi ewoluować jak ewoluuje tzw życie, ale nie każda forma zmodyfikowanego języka jest mową. Jad, jaki sączę w poprzednich wpisach wynika nie z niechęci do nowego, tylko z faktu, że -moim zdaniem- dotowany układ przymyka oko na WTÓRNOŚĆ lansowanych przez siebie propozycji. I do tego, to prężenie muskułów adekwatności: Nasi tu, Panie najbardziej pasują do trendów światowych, nasi nadążają, nasi ludzie liczą się tu i tam. Kłania się polskie zadupie. Podoba mi się nie sztuka, a tupet Tuymannsa podprowadzony pod sztuki granice. Trzeba mieć charakter, by byle co na byle czym czyli dwa czujne rozchlapy na minitekturkach wprząść w opisanie najcięższego kalibru tematów. Jest to jakiś pomysł na malarstwo w sytuacji, jak ma się zachodnie środki a niewiele się umie (artystyczne szkolnictwo zachodnie, zatrudniające trzeci garnitur artystów zawsze było pod psem). To samo robione przez naszych luminarzy second hand niewątpliwie zasługuje na nagrodę (blaszany pucharek) za szybką orientację, ale -w zasadzie- tylko za to. Zwłaszcza, że gęby są pełne frazesów o NOWOŚCI. c.d.n..
Podejrzenie o polowanie na czarownice utwierdza mnie w słuszności obranego kierunku drążenia. Bo widzicie, fistaszki, być kontynuatorem to -zdaje się- coś innego niż być naśladowcą. A być naśladowcą i do tego nowatorem, to chyba już mała aberracja. Oczywiście aberracja w Polszcze znana : "ja też tak potrafię, tyle, że lepiej". Richter- Sasnal -reinterpretacja? Dobre sobie. Reinterpretował Bacon Innocentego X Velazqueza i otrzymał efekt: inna kolorystyka, inna faktura, inne uogólnienia, inne rekwizyty, inne gesty, a całość kongenialna z pierwowzorem. Sasnal powtarza WSZYSTKIE detalicznie tematy Richtera: Samoloty, rodzina, bloki, kościół, te same ujęcia pejzażowe, holocaust, nazi, socbanalizm, oraz richterowskie, malarskie "chwyty": redukcję koloru do monochromu, efekt szablonu, efekt poruszenia fot., dzielenia motywu w kol. szachwnicę, eksponowania duktów cieknącej farby, zawijasy suchej farby jako podkład ("Las"), schematyczny rysunek wypełniony linią rozmijającą się z z konturem, "akwarelową" plamą, a także richterowską METODĄ ZMIANY METODY malowania. Efekt końcowy: niemal kopie szablonowych ujęć Richtera. Cytowany Obraz "mężczyzna z siatką" jest klinicznym egzemplum rżnięcia metody poprzednika z niemal szkolną nieudolnością: Kadr "jak wyszło" (pod nogami wolne miejsce a głowa ucięta górnym brzegiem. Takie kadrowanie nie tłumaczy się celem), eksponowane kierunki duktów rzadkiej farby tła bez związku z motywem głównym, postać sobie tło sobie, modelunek najłatwiejszy z możliwych (walorowe rozbielanie lub czernienie), faktura -cerata. Rysunek rulonu i tobołka -prostacki (co wie o rulonie, a nie co widzi), bliki na nieustawionej formie butów, etc etc. Tak, tak. Wiem. Tak miało być - prostacko, cieniuchno, bez wyrazu, bez (najtrudniejszej) łączności elementów, buro. Po prostu "talent nie bał się surowości widzenia". Jakoś dziwnie Sasnal et consortes nie podejmują richterowskiego tropu trudnych technicznie, grubo nawarstwianych, pełnych koloru płócien. (Może przytomna żonka (jak Wajdzie) powiedziała: nie rób tego bo pieniądze wydasz a głupstw narobisz). Sasnal by może nawet i chciał kolorowiej, ale jego Światłowstrętowi, bliżej do "dziecięcej" łatwizny chudziutkiej mazianiny Cy Twombly niż impastów "ławkowców" Richtera. Już się nie będzie starał. Wszyscy i tak są zachwyceni.
Pewnie, że Sasnal się podoba, Doda też się podoba. Gratuluję fistaszkom wyczerpującej argumentacji.Wszystkim miłośnikom YPA i promującego ich systemu polecam opowiadanie Gyorgy Dragomiana "Nasze nowe lokum" zawarte w zachętowym katalogu Tuymansa. Lektura obowiązkowa. W skrócie: lekarze wojskowi zabierają facetowi syna do przeprowadzenia bliżej nieokreślonego eksperymentu. Eksperyment jest ryzykowny, ale jak mówi ordynator: do odważnych świat należy. Ojciec jest pełen obaw, ale nie powinien się -jak mówi ordynator- denerwować (przebyty zawał). Ojciec daje na drogę synowi jedyny przedmiot jaki ma pod ręką - RÓŻOWE OKULARY. Po kilkudziesięciu dniach psychicznej udręki (nie może się denerwować), bez wieści, ojciec idzie do ordynatora i żąda widzenia się z synem. Jego opór, kluczenie i wilczy uśmieszek, ojciec pokonuje ostrym kawałkiem szkła (z rozbitego pięścią blatu gabinetowego stolika stojącego na PERSKIM DYWANIE)przy gardle ordynatora. Otrzymuje odpowiedź. Dociera do sali z kilkucentymetrową warstwą wody na podłodze, o ścianach w czerwono-brązowe plamy. Pod powierzchnią wody widzi twarz. W kupie dziecięcych zabawek rozsuniętych nogą, leżą różowe okulary syna. To opowiadanie (opublikowane -zapewne- w katalogu w innym celu) uświadamia mi grozę eksperymentu jakim w ostatnim czasie poddawana jest sztuka. Jest -podobno- super, jest super więc o co chodzi? Nie wolno nam się denerwować, do odważnych świat należy, różowe okulary na nosy, a dla NASZYCH ....perski dywan. Symptomatyczne są tu słowa rezygnacji szefa Galerii Foksal J. Jedlińskiego:1. Hipokryzję w "publicznej sferze" życia sztuki, uważam za tegoż życia śmiertelne zagrożenie2. Niejasne relacje publicznych i prywatnych sfer życia artystycznego3. Grasowanie na scenie sztuki operatywnych funkcjonariuszy4. Profesjonalizacja w kreowaniu pozornych wartości.W powyższym kontekście, wypisywane przeze mnie w tym blogu analizy wizualnej strony obrazków, sam muszę uznać za daleko posuniętą naiwność.
Co zrobić? Opowiadanie Dragomana nie zostawia wątpliwości co zrobić. Najgorszym doradcą byłoby pogodzenie się z obecnym status quo, brak reakcji (owo "nie wolno ci się denerwować"). Czekanie nie wiadomo na co, gdy w tym czasie "ojczyznę (sztukę) ci mordują" dla swoich zafajdanych "perskich dywanów"w dotowanych gabinetach. Jedliński dobrze wie co mówi, choć nie wiem czy dobrze robi, że rezygnuje. Ucieszy tylko, kogo trzeba. Nie wolno dawać wiary w te banialuki kuratorskiej gówniażerii, że oto nagle, akurat dekada '70-'80 obrodziła w europejskie talenty, a wcześniej była próżnia. Warto też trochę wiedzieć. Internet jest na tej drodze świetnym kompanem.
Nie na wariata. Najpierw rozpoznanie, potem działanie. A swoją drogą, co trzebaby dzisiaj zaproponować, jakie trzebaby mieć nadwyżki talentu, by przeważyć szalę, skoro w tej histerii n.t. YPA wystawy poziomu Nachta, Dziędziory, Łukasika, giną jak igła w stogu siana. Mówiąc, że nam się sztukę morduje, mam właśnie tę sytuację na myśli: instytucje sztuki (to jest klucz), ale też pisma, targi, kupowanie z rozdzielnika do regionalnych Zachęt, nawet obsada instytucji na jutro (MSN) siedzi w ściśle określonych łapskach. Tu ani sztuką nie z tej ziemi, ani rycerzem w lśniącej zbroi (Huckleberry) nic się nie wskóra. Przydałby się raczej sprawny, systematyczny księgowy, jakiś komisarz Przygoda (szczególarz), który przejechałby VABANK po papierach finansowych t-YPA. Oczami wyobraźni już widzę, jak po rezygnacji Jedlińskiego następują przegrupowania (P. Wojtku - lewe koniaki do Wisły, gramatura pełna, obsługa uprzejma).
Otóż przykłady Nachta, Dziędziory i Łukasika podałem nie dlatego, że tylko ich cenię, ale dlatego, że akurat ich wystawy odbyły się równolegle z "Latami walki" Sasnala. Tyle, że w odróżnieniu od niego, odbyły się "po kątach" W-wy i bez echa. Swoją drogą, nie wiem jak można "pożenić" Dziędziorę z de Staelem, a Giacomettiego z Łukasikiem. Ale niech tam. Cenię tych powyżej, ale też młodych: Floriana Suesmayra, Myrę Sensk, Davida Ostrowskiego, pokolenie starszych: Oehlena, Anzingera, i jeszcze jedno pokolenie wyżej: Richtera właśnie. I tu tkwi sedno obłudy i przegięcia. Sasnale i ta cała Akcja Red z jednej strony słownie piętnują moherowe mieszczaństwo (i słusznie), z drugiej posługują się znakiem firmowym tego mieszczaństwa - IMITACJĄ. A w imitacji, z definicji, zawsze chodzi o to samo: podszycie się pod coś cudzego, o wartość zastępczą. Grepsy z Holocaustem, banalizmem, szablonem, monochromem, duktem rzadkiej farby już były... u Richtera (rocznik '33). Wszystkie grepsy Bałki były kolejno u Cathy demoncheaux, Rebeccy Horn, Rachel Whiteread (i gazowy palnik, i wieszanie u sufitu do góry nogami)nie mówiąc o mydle, butach z drutu, krzesłach, filcach u Beuysa, pięść Uklańskiego u Martiala Raysse, cmentarze Kuśmirowskiego u Howarda Kanowitza i Sama Durant, paski we wnętrzach Tarasewicza u Ange Leccia, nawet majtki z damskim interesem Kozyry u Sarah Lucas. Jakie tam 30, 40 i 50-latki. W Polsce rżnie się międzypokoleniowo. Najpierw się rżnie z cudzego, a później też się rżnie ...głupa, że to nasze -co za niespodzianka- do trendu cudzego, bywa światowego, świetnie pasuje. Dosyć naiwna jest konkluzja, że każdy może sobie dzisiaj promować co chce. Raczej w teorii. W kontekście milionów ZUJ-a, czy jeszcze większych Zachęty, owszem, może sobie popromować ...w domu kultury w Pcimiu.
Do "m". Jakby "m" poczytało moje wpisy (co rzecz jasna nie jest obowiązkowe i do pewnego stopnia przykre), toby nie gadało o 2,3 nazwiskach, tylko 20,30.Pan Tomek K. bardzo dobrze i w dobrej kolejności rzecz ujmuje: wspólnota gustów, smaków, wspólnota w konwencjonalnym myśleniu i ...wspólnota interesów. Tak się składa, że wystawiałem z Tuymansem w Ostendzie (Europaprijs), i Neo Rauchem w Berlinie (Bahnhof Westend) w latach 80. Mimo, że Tuymans robił to samo co dziś (o czym świadczą daty niektórych jego tekturek w Zachęcie), a Rauch prawie to samo (przyjechał w grupie lipskich realistów z "opiekunem" ze Stasi), nikt na te ich prokreacje saute (bez "tłumaczy"z holenderskiego na "nasze") wówczas nawet nie spojrzał. Te same, przecież, rzeczy, do tego 25 lat bliżej Holocaustu, a nikogo to nie "brało" w stopniu najmniejszym. Nie mam wątpliwości, że jak kiedyś znowu cwanych "tłumaczy" ubędzie, tekturki Luca oskubane z teorii, jako przedmiot malarstwa spleśnieją w magazynach jak płótna Fijałkowskiego w MS w Łodzi..Jeszcze o promocji: łódzki ms kwadrat kosztował 54 mln zł. Teraz trzeba go będzie -rzecz jasna "wypełnić".... kupując z rozdzielnika, kolejny raz, zestaw dyżurny. Więc skromnie tylko dodam, że dysponując 1/54 tej sumy na promocję, zapewne z łatwością sprzedałbym fistaszkom nawet płytę chodnikową jako modern chef d'oeuvre. Panie Tomku, żaden "duch czasu", żadnego machania rakietą po próżnicy. Na naciągu mam wytarty hotspot. To, o czym mówię to precyzyjna robota międzynarodowej grupy macherów dysponujących publiczną kasą w swoich krajach, wspierani m.in Art Banking, z Obristem na czele(naszym Szymczykiem i Budakiem z Joanneum) i resztą fundacji frieze. (pisma Artforum, Flashart, Frieze, nagroda van Gogha, targi frieze i sieć prywatnych galerii, przyjmujących artystów o wypromowanych w publicznych instytucjach i za publiczne pieniądze nazwiskach ). Nie, nie . Nie spodziewam się, że swoimi rewelacjami wywołam jakikolwiek entuzjazm. Przecież gdyby to, co piszę okazało się prawdą, te wszystkie nawiedzone paniusie piszczące do każdego (nawet Leppera) na topie i ZGRED-Akcje na Szczukach musieliby chyba uciekać do Marfy.
Sądzę, że grupa macherów ukonstytuoawła się wtedy, gdy nie mogła się przepchać ze swoim "towarem", (np. przez komisje międzynarodowych targów). Pomysł polegał na tym, -jak powiedziałem-by opanować DOTOWANE instytucje sztuki i po wypromowaniu (wystawy w sieci wymiany : wystawiamy "po linii" u siebie i oczekujemy rewanżu "po linii" wg naszego wyboru u innych, porządne katalogi, pisma z konsekwentną robotą krytyczną), i po wypromowaniu przepchać do prywatnej sieci obiegu. Ponieważ macherzy to teoretycy, kuratorzy etc, wybrali ten segment produkcji artyst. który szczególnie waloryzuje stronę publicystyczną. Dlatego istotą byłoby tu odcięcie instytucji dotowanych od BIEŻĄCEJ produkcji artystycznej (co nie jest łatwe i ma też słabe strony). Ważna odpowiedź na pytanie ilu kuratorw na etatach i POZA, oraz ZA ILE utrzymuje Zachęta.Odp. Anonimowemu: Jakby Pan/Pani chciała usłyszeć kazanie, stawiać kapliczki i przewracać oczami do nieba, a nie niewygodne tezy o funkcjonowaniu sztuki, to proszę się przenieść do innego medium np. radia o wdzięcznej nazwie "Marysia"Odp.II Nie znam pana B., ale z Internetu widzę, że Browarna to jedna z największych prywatnych galerii w kraju( w wyremontowanym dużej klasy zabytku), wydaje albumy klasyków (Wojtkiewicz, Krzyżanowski), profesorów (Sienicki),organizuje potężne wystawy z katalogami, tomy poetyckie i jeszcze, jak głosi zazdrosny wpis - dużo produkuje i sprzedaje, to chyba nie jest to charakterystyka frustrata. Ale może się nie znam?
Co do spisku Budaka i Szymczyka. Ktoś tu chyba ma kłopoty z IQ. Czy ja mówię, że to spisek? Oni robią, co jest dla nich skuteczne (i to jak), wykorzystują swoje pozycje, koneksje funkcje, wpasowali się w lukę, dopasowali do trendów, wreszcie zauważyli, że potworna kasa sztuki leży nie na targach sztuki, aukcjach sztuki, galeriach sztuki, pobożnej gadaninie o sztuce, tylko w państwowych instytucjach sztuki, które -bywa- wbrew nazwie narodowe, na bezczela biorą udział w kształtowaniu bieżącego rynku sztuki. Jedni tu dostaną 54 mln na ms, tam 200 mln na msn, a inni ...dobre słowo. I niech promują, konkurują, lansują. No i niech robią co robią, sam ten fakt mi -w zasadzie- wisi. Wkurwia mnie tu, jedynie, hipokryzja: wiadomo, że Saatchi, że nie żadne włoskie, a polskie jury, dlaczego van Gogh Award, jaki jest układ personalny, jakie są z tego fructa, a udajemy wariata, że artysta świetny i choć nikt mu nie pomagał, a życie kopało w d. - wyszedł na ludzi. I jeszcze to brakujące ogniwo -zawsze au courant- różne Kazie - inelektualistki z medialnego cyrku (gadające androny z mądrą miną na konferencjach prasowych).
1. Kasper Koenig - obecnie Ludwigmuseum Koeln, to były profesor i rektor Staedelschule Frankfurt oraz dyrektor frankfurckiej galerii Portikus. Dokładnie te same funkcje (prof., rektor Staedel, dyr. Portikusa) pełnił Daniel Birnbaum, członek fundacji Frieze, kurator Manifesta 6
2. Iwona Blazwick - obecnie dyr. Whitechapel Gallery w Londynie, ale wcześniej prawa ręka Nicolasa Seroty (jurora Vincenta(!) 2000) w Tate Modern (autorka monografii i kurator wystaw Hirsta i Richtera tamże). Jej nazwisko stale wymieniane obok członków Frieze Fund. np. z Jeremy Dellerem (Frieze 81 Rivington Street London) i pierwszym monografistą YBA Andrew Rentonem (Frieze) , z Serotą i H.U. Obristem, współorganizatorami Manifesta 1. (Przypomnijmy: Serota, Althamer, Szymczyk czł. Frieze, Deyan Sudjic czł. Frieze, wszyscy razem w jury MSN w W-wie). Współpracownica Iwony Blazwick z Whitechapel, czł. Frieze Fund. - Claire Bishop pod koniec lipca b.r. miała wykład w MSN w W-wie). Blazwick na 67 miejscu top listy Guardiana i Art Review (konsultanci i autorzy tych pism - Adrian Searle(Guardian) i Brian Dillon(ArtReview) to członkowie Frieze Fundation. Z Whitechapel jest też czł. Frieze F. - Liam Gillick.
3. Nuria Engguita Mayo - kurator Manifesta 4 (rzecz jasna Manifesta 1 - U. Obrist, i N.Serota, Manifesta 6- Daniel Birnbaum, Manifesta 7 - Adam Budak. Mayo współpracuje z Claire Bishop (Frieze, Artforum), tą od wykładów w Warszawie dla MSN.
I jeszcze zestaw nazwisk konferencji artysta-kurator z 21-23 października 2002, na str.46 Arteonu (10/2002). Kurator:
Adam Budak (Manifesta7) uczestnicy:
Hans Ulrich Obrist(Manifesta1),
Daniel Birnbaum(Manifesta6),
Iwona Blazwick(Whitechapel),
Iara Boubnova(Manifesta4 z N.E. Mayo),
Charles Esche(Frieze, dyr. Abbemus. Eidhoven),
Liam Gillick(Whitechapel),
Vasif Kortun(Frieze Fundation),
Jeremy Millar(Frieze F.),
Andrew Renton (Frieze, Manifesta 1, pierwsza monogr. YBA),
Jan Verwoert(Frieze magazyn) oraz polscy kuratorzy i krytycy:
Stach Szabłowski,
Wojciech Kozłowski, i rzecz jasna
Adam Szymczyk(Frieze, wcześniej FGF), podobnie jak
Lucy Mc Kenzie (Frieze, FGF, wyst. z P. Ołowską).
A. INSTYTUCJE SZTUKI, W KTÓRYCH CHIEF-KURATOR LUB DYREKTOR TO CZŁONEK FRIEZE FOUNDATION:1. Museum of Contemporary Art Chicago - Francesco Bonami2. Kunstverein Hamburg - Harald Falckenberg3. Le Consortium, Dijon - Eric Troncy4. New Museum of Contemp. Art, N. York - Allan Schwartzmann, Richard Flood5. Tate Modern - Andrew Renton, Susan May6. Abbemuseum, Eidhoven - Charles Esche7. Whitechapel Gallery - Claire Bishop, Alice Rawsthorn8. Portikus, Frankfurt a.M - Daniel Birnbaum9. Museum of Modern Art, Lubljana - Igor Zabel10. Public Art Foundation, N.Y. - Katy Siegel11. Institute of Contemporary Art (ICA), Londyn - Mathew Higgs12. Salomon R. Guggenheim - Alison Gingeras, Nancy Spector13. Centrum Pompidou - Alison Gingeras14. Kunstnernes Hus, Oslo - Per Gunnar Tverbakk15. Getty Research Institute - Thomas Crow16. Branchmuseum, N.Y. - Thelma Golden17. Whitneymuseum, N.Y. - Thelma Golden18. Museum of XXI siecle Art, Kanazawa - Yuko Hasegawa19. FGF, Kunsthaus Zurich - Adam SzymczykOprócz tego sieć galerii współpracujących m.in.: Anton Kern, carlier/gebauer, Barbara Gladstone(Jennifer Higgie Frieze), Marian Goodman, Tadeus Ropac, Larry Gaggosian, Sadie Coles HQ, Hauser & Wirth, Zwirner.
B. PISMA, KTÓRYCH WYDAWCAMI LUB STAŁYMI WSPÓLPRACOWNIKAMI SĄ CZŁONKOWIE FRIEZE FOUNDATION:1. Artforum - A. Gingeras - wydawca), A.Schwartzmann, C. Bishop, Katy Siegel, Mathew Higgs 2. N.Y. Times - A,Schwartzmann, A. Rawsthorn 3. The Guardian - Adrian Searle 4. Modern Painters - Brian Dillon 5. Rolling Stone (wers. Italy) - Carlo Antonelli 6. Art Review - Brian Dillon 7. Frieze pismo - Jennifer Higgie(co-edytor), Jan Verwoert 8. International Herald Tribune - A. Rawsthorn 9. Financial Times - A. Rawsthorn 10. Parkett - Alison GingerasCzłonkowie Frieze F. współpracują także z wydawnictwami o sztuce m.in Phaidon Press, Thames & Hudson.
C. IMPREZY< KTÓRYM KURATORUJĄ CZŁONKOWIE FRIEZE FOUNDATION:1. Biennale w Moskwie - Daniel Birnbaum2.Documenta Kassel - Roger Buergel3. Berliner Biennale - A. Szymczyk, H.U. Obrist4. Manifesta - H.U. Obrist, D. Birnbaum, A. Renton5. Biennale Istambuł - Charles Esche, Vasif Kortun, Yuko Hasegawa6. Biennale Wenecja - D. Birnbaum, Y. Hasegawa
D. KOLEKCJONERZY SZTUKI (jednocześnie kuratorzy i szefowie inst. sztuki) CZŁONKOWIE FRIEZE:1. Harakd Falckenberg 2. Hilary Rubenstejn 3. Ingvild Goetz 4. John A. Smith 5. Kenneth L. FreedBlisko F.F także właściciel Christie's Francois Pinault, Charles Saatchi i in.
Oczywiście rozpoznanie nazwisk i nazw to jedno. Ciekawsza jest konfrontacja tych nazwisk i instytucji z zawartością Artforum, Art Review, Top List wpływowych osobistości (Guardian), powiązań konkretnych artystów z konkretnymi instytucjami, nagród artystycznych, stypendiów, reprezentacji biennalowych, popieranych trendów, etc. Ciekawe jest też i to, że żaden z polskich artystów funkcjonujących w międzynarodowym obiego nie wychodzi poza wym. wyżej "opiekunów" i instytucje.