Otwarcie wystawy prof. Jacka Sempolińskiego w siedzibie Galerii Browarna w Łowiczu przy ul. Podrzecznej 17 w piątek, 10 sierpnia o godzinie 17.00.
Poniżej tekst Andrzeja Biernackiego o Jacku Sempolińskim z katalogu wystawy (publikowany także w piśmie Arttak).
Procent od kontemplacji
W jednym ze swych pism, Jacek
Sempoliński przytacza opowieść o tym, jak to Beethoven, miłośnik skrzypiec,
komponując swoje ostatnie kwartety, stworzył skrzypkom takie trudności, że
osłupiły one instrumentalistów. Kiedy któryś poskarżył się, że wygranie tych
nut jest niemożliwością, kompozytor ryknął: Ja
mam w dupie wasze skrzypce.
Powody przytoczenia tej anegdoty
można różnie rozumieć, ale mam nieśmiałe podejrzenie, że posługując się zawartą
w niej „subtelnością” wiedeńskiego klasyka, malarz chciał wyrównać pewne rachunki
z własnego podwórka. Po prostu, w sposób opisowy poinformował, że i on nie
zamierza swą sztuką niczego i nikomu ułatwiać. Chociaż byłoby co, bo u
Sempolińskiego oczywistych trudności przed jakimi stawia odbiorcę, a także siebie
jako wykonawcę, jest niemało: obrazy –podobno- wywiedzione z pilnej obserwacji natury
są ostatecznie mało rozpoznawalne, w zamiarze skupione i kontemplacyjne a -w
wymiarze użytych środków- krzyczące dramatem malarskiego pobojowiska, w
odwołaniach dawne a w efektach współczesne, w intencji budowane a w procesie
niszczone, zawsze bezkompromisowe jako czynność a często piękne jako produkt.
Jacek Sempoliński z cyklu Krew utajona
Przypadek Jacka Sempolińskiego jest
wyjątkowo zastanawiający. Niebywała erudycja malarza, wsparta rzadko spotykanym
pułapem teoretycznej refleksji i gruntownym
rozeznaniem, od startu powinny stanowić śmiertelne zagrożenie dla jego
naturalnego, twórczego instynktu. Zwłaszcza, przy takim, jak w jego malarstwie, poziomie faworyzowania tego instynktu. Jest w
nim jak najdalej od szkiełka, a jak najbliżej oka. Także i on „jest wśród
naszych malarzy, malarzem przede wszystkim, tzn. takim, co do swoich rozwiązań,
do własnej wizji dochodzi nie poprzez z góry założone spekulacje teoriami i
skomplikowane programy, a poprzez pędzel, płótno i czujne oko właśnie.”1
Ale, w ramach takiego podejścia,
zapisanego malarskim przekładem tego, co ZOBACZONE, Sempoliński w istotny
sposób różni się od innych, naszych malarzy oka, chociażby swoich arsenałowych
kolegów – Jacka Sienickiego czy Jana Dziędziory. Osią tej różnicy jest sposób
rozumienia malarskiej formy, świadomość jej znaczenia, jako podstawowego
problemu sztuki, ale też jej antynomii i zastawianych przez nią zasadzek. Oprócz,
od półwiecza ponawianych, prób malarskich, Sempoliński podjął też próbę pisemnego
wyjaśnienia jej rozumienia wprost2. Według niego forma zjawia się zasadniczo w dwóch różnych
wersjach – jako element kompozycji obrazu, kształt czy zarys(…) oraz jako rzecz
szersza i ogólniejsza, czyli zjednoczenie podwójnej pary antynomii: tego, co
płaskie i tego, co przestrzenne oraz tego, co materialne i tego, co duchowe.
Formą dla niego nie jest sposób rozwiązania takiego czy innego komponentu
obrazu, tylko jest nią po prostu cały
obraz od krawędzi, wraz z zawartą w nim dwuznacznością.
Jacek Sempoliński z cyklu Krew utajona
Jest oczywiste, że przy takim
podejściu słynne piłowanie natury, będzie
dla Sempolińskiego wgryzaniem się w wizerunek konkretnego obiektu, ale w efekcie
malarskiego przekładu, będzie też niszczeniem tego wizerunku na rzecz
związanego z nim „problemu”, wrzuconego między krawędzie płótna siłą ekspresji
tej a nie innej osobowości. Może trafniej będzie powiedzieć, że zamiana istoty
wizerunku na rzecz istoty przemiany tworzywa w przestrzeń duchową, rozgrywana jest całością od krawędzi do
krawędzi a nie wrzucona między nie. Wypływa z tego logiczny wniosek, że
antynomiczność ta jest stałą w sztuce –nie może być stara ani nowa, a duch
czasu czy osobowość determinują, co najwyżej, wariant jej ujęcia. I wniosek
drugi: artysta, dobierając swój zestaw kształtów, atrybutów, symboli, poddając
formę duchowi czasu nie posuwa się naprzód, tylko krąży wokół tajemniczego
punktu istoty rzeczy. Zdolność
kształtowania wizerunku, w takim kontekście, jest niczym wobec zdolności
skupienia właściwości i możliwości życia i świata w jednym momencie i w jednym
punkcie. Malarstwo jako produkt przestaje być ważne, a liczy się jako czynność.
Właśnie w patrzeniu na rzeczy, na konkret, a potem w samej czynności malowania,
Sempoliński upatruje źródła swego rozumienia świata, a nie w rozwiązaniu
problemu malarskiego związanego z konkretem. Nawet nie musimy tego zgadywać,
wobec jego jasnej deklaracji: Jestem
malarzem a nie interesuje mnie problematyka malarska, tę pozostawiam miłośnikom koneserom. Ja żyję, maluję i na tym koniec.
Człowiek malujący, o ile chce zachować siebie, swą kondycję i swą godność, nie
może życia pojmować jako czegoś odrębnego od sztuki, nawet jeśli wszystko, co
maluje, jest wątłe i niewspółmierne.
Andrzej
Biernacki
1 Jacek Sempoliński o Jacku Sienickim, Sztuka nr 3/1/74
2
Jacek Sempoliński o książce Barbary
Majewskiej Sztuka inna sztuka ta sama
w tomie Władztwo i Służba Lublin 2001