Intymne malarstwo w intymnej galerii. Zdawałoby się nic bardziej
normalnego, nic bardziej naturalnego. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę
ultraskromne predylekcje osobowości autora - Jacka Sienickiego
(1928-2000). Może i dobrze by się więc zdawało, tyle że powiedzmy to od razu na
wypadek gdyby ktoś rzeczywiście się jeszcze łapał na takie stawianie sprawy:
nowa wystawa Jacka Sienickiego w galerii Milano na warszawskiej Saskiej Kępie,
to kolejna odsłona, trwającego już 18 lat procesu łatania kompromitującej
dziury jaką zionie historia powojennego malarstwa polskiego, i w ogóle polskiej
sztuki, po śmierci jednego z najwybitniejszych jej przedstawicieli.
Skalę tego
braku w najważniejszych (przynajmniej de nomine) instytucjach wystawienniczych
kraju, jeszcze potęgują takie fakty jak odbywająca się także teraz w Narodowej
Galerii Sztuki Zachęta w Warszawie, wystawa laureatów najbardziej prestiżowej
polskiej nagrody za malarstwo, Nagrody im. Jana Cybisa. Sienickiego
reprezentują na niej 3 obrazy, i to one najdobitniej zaświadczają, że nie da
się obecnie wygenerować żadnej, w miarę koherentnej narracji malarskiej, nie
uwzględniając tego wśród naszych malarzy, który według określenia Jacka
Sempolińskiego był malarzem przede wszystkim. Tzn. takim, który do swoich prawd
nie dochodził przez z góry założone, a tym bardziej modne teorie, tylko poprzez
pędzel i mądre oko.
Przecież, gdyby nawet w Zachęcie nie odbywała się wystawa
laureatów Nagrody im. Cybisa, tylko np. laureatów krytyki artystycznej, albo polskich malarzy nagrodzonych za granicą (Koszyce, Nowy Jork),
albo wystawa najwybitniejszych pedagogów wyższego szkolnictwa artystycznego,
lub najbardziej warszawskich z malarzy, albo wystawa twórców, którzy nie
zbłaźnili się żadną, kompromitującą przynależnością, którzy wyróżniai się krystalicznością kręgosłupa
moralnego, albo wystawa kultowych postaci wśród profesorów warszawskiej ASP, na wszystkich nie
mogłoby zabraknąć osobowości i twórczości Jacka Sienickiego.
Niestety, jest jak jest.
Wspomniana Zachęta, m. in. wspierana gigantem na międzynarodowym rynku
afer bankowych, woli promować debiutantów z politycznego klucza imaginacji pani
dyrektor, zatrudnionej tam z bezkonkursowej łapanki.
Nie ma więc arcydzieł Sienickiego w skali
obiegu godnym tego autora. Nie ma go w świadomości roczników po 2000 roku
wstępujących w progi Akademii, a także nie ma go w szerszej świadomości społecznej, bo część jego prac zaaresztowanych jest w katakumbach magazynów muzealnych (oprócz Muzeum Narodowego w Poznaniu i w Muzeum Okręgowym w Gorzowie Wlkp. gdzie są w stałej ekspozycji).
O czym właściwie mówimy, niech
świadczą zamieszczone tu reprodukcje prac artysty. Mały wycinek jednej z wielu
serii. Już tych kilka skromnych płócien, gdyby nawet nie namalowałby nic innego, gwarantuje Sienickiemu
jedno z najbardziej eksponowanych miejsc w historii tej dyscypliny sztuki, nie
tylko polskiej.