"1% na kulturę". Pod takim hasłem, niemal od zakończenia krakowskiego Kongresu Kultury (wrzesień 2009) do dzisiaj, odbywają się narady, spotkania, społeczne konsultacje oraz formułowane są apele do Rządu o zwiększenie nakładów budżetowych na kulturę z obecnych 0,36% do 1% właśnie. Akcję koordynuje portal www.obywatelekultury.pl . I właśnie, w ubiegły wtorek tj. 15 lutego, w tymczasowych przestrzeniach Muzeum Sztuki Nowoczesnej przy ul. Pańskiej w Warszawie, odbyło się kolejne spotkanie, de nomine, konsultacyjne, dotyczące dokumentu, zawierającego robocze zasady porozumienia Obywateli Kultury z Rządem nazwane Paktem dla Kultury.
Zaniepokojony bardziej niż zachęcony notką zaproszenia na stronach MSN, brzmiącą: "celem Paktu jest znaczące zwiększenie uczestnictwa Polaków w kulturze", poszedłem i ja. Choć, szczerze powiedziawszy, takie doświadczenia jak moja, nieudana próba zakupu biletu za stówę na jeden z etapów Konkursu Chopinowskiego, tłumy (wedle deklaracji dyrekcji) na wystawach Sasnala i Kozyry w Zachęcie w Warszawie ale także oblężenie na niemal każdej, kulturo(nie)podobnej imprezie na "mojej", łowickiej prowincji, mocno zastanawia, czy akurat argument braku uczestnictwa Polaków w kulturze będzie mocnym punktem w negocjacjach obywateli z rządem w kwestii zwiększenia na nią środków. Nie wdając się jednak w te szczegóły, poszedłem w nadziei na poznanie stanowiska negocjatorów: Edwina Bendyka z Polityki, prof. Jerzego Hausnera z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, Piotra Frączaka z Ogólnopolskiego Forum Organizacji Pozarządowych, Lidię Makowską reprezentującą Stowarzyszenie Kultura Miejska, Beatę Stasińską, redaktor, wydawcę oraz Macieja Nowaka, dyrektora Instytutu Teatralnego.
Na wstępie głos zabrał dyrektor Maciej Nowak, atakując niespodziewanie "liberalny język" roboczych sformułowań Paktu rozwijając myśl, że wstrętna kulturze natura liberalizmu powinna zniknąć z ducha jego zapisów. Do Nowaka z miejsca przyłączyły się Lidia Makowska i Beata Stasińska, deklarując solidarność z postulatem wyrugowania wszelkich śladów neoliberalnego języka z debaty. Argumenty prof. Hausnera, przypominające adresata dokumentu (liberalny Rząd) nie doczekały się reakcji, podobnie jak uwaga niżej podpisanego, skąd tak gwałtowna awersja do neoliberalizmu i jego widomego znaku - wolnego rynku, skoro przez dwadzieścia lat kultura w Polsce nawet się o niego nie otarła. Przeciwnie, tkwi nadal w modelu poprzedniego ustroju, co znalazło wyraz w hausnerowskiej, dobitnej diagnozie jeszcze sprzed Kongresu Kultury, mówiącej że: "PUBLICZNE INSTYTUCJE KULTURY JAKO JEDYNE PO 1989 ROKU NIE ZOSTAŁY PODDANE REFORMIE".
Niezrażony tym Nowak dalej snuł swój wątek, a właściwie kilka wątków, mówiących z jednej strony o konieczności dominacji mecenatu państwowego, z drugiej o dominacji twórczości. To TWÓRCZOŚĆ -kontynuował, powołując się na model francuski- POWINNA BYĆ OSNOWĄ WSZELKICH DZIAŁAŃ W SFERZE KULTURY. Wypowiedzi te w takim zestawieniu, wszystkim żyjącym wystarczająco długo, musiały przywołać w pamięci apel Tadeusza Fijewskiego, czyli niejakiego Wyderki z filmu "Wiosna Panie Sierżancie"(1974 r. - środkowy Gierek), który grzmiał do ludzkiej stonki zbierającej stonkę ziemniaczaną: "Alkohol to zguba ludzkości. Ludzie, co wy robicie! A przecież wystarczy wziąć 5 kilo gruszek bergamutek i litr wody przegotowanej...". Co miało znaczyć, że wówczas, nawet wioskowy, zanurzony w odmętach komunistycznej siermięgi Wyderko, utożsamiał alkoholowy tyfus z państwowym monopolem, w zdecydowanej opozycji do jakości domowego(prywatnego) chowu z niezbędnym zestawem narzędzi: "aparat, zacier, wyczucie proporcji".
Ta właśnie opozycja, zauważona przez prostego Wyderkę, od lat uchodzi uwadze kolejnych wykształconych po zęby SPECÓW OD POZORÓW POCHYLANIA SIĘ NAD KULTURĄ W WERSJI INSTYTUCJONALNEJ CZYLI RĘCZNIE STEROWANEJ. Speców od faryzejskiej troski o rzekome zabezpieczenie interesów twórców ale tylko tych, którzy następnie zabezpieczą interesy troskliwych inaczej na etatach instytucji dotowanych. Skoro Nowak przywołał model francuski, to powiem tylko, że niedawno miałem okazję posłuchać jak on wygląda w realu w działce zakupów sztuk wizualnych do zbiorów francuskich instytucji publicznych. W skrócie: "Instytucja" (czytaj "podatny i chętny" na etacie instytucji) kupuje od wybranego twórcy do zbiorów, a następnie twórca odpala "podatnemu" działkę, sięgającą grubo ponad granicę przeciętnej marży galeryjnej. Proste? Tym prostsze, że w takim "zakupie" od jakości ważniejsza gotowość, o którą -jak wiadomo- znacznie łatwiej. Zwłaszcza, że przecież wiemy nie od dzisiaj, że co nie jest zakazane jest dozwolone a co jest niewykluczone jest możliwe a nawet pewne. Na gruncie polskim wygląda to na razie tak: niewielki obraz Edwarda Krasińskiego (do niedawna bez specjalnego zainteresowania nawet za cenę materiału czyli scotcha), nagle zostaje zakupiony przez Tate Modern za równowartość 80 tysięcy zł. W jednym z ciał doradczych Tate przy zakupach dzieł z Europy środkowo-wschodniej zasiada Joanna Mytkowska, dyrektor MSN a wcześniej współkreatorka z Andrzejem Przywarą i Adamem Szymczykiem, Fundacji Galerii Foksal. Andrzej Przywara z kolei jest współkreatorem Instytutu Awangardy, promującego twórczość Krasińskiego zaś Adam Szymczyk, drugi współkreator FGF a także członek Frieze Foundation jest autorem tekstów o Krasińskim publikowanych -tak sie złożyło- we Frieze Magazine, gdzie publikują także inni członkowie Frieze związani z Tate Modern. W tej sytuacji możemy pominąć fakt obecności samego dyrektora Tate, Nicolasa Seroty w Warszawie na obradach jury konkursu na nowy budynek MSN za dyrekcji Joanny Mytkowskiej oraz goszczących w MSN kolegów Szymczyka z Frieze Charlesa Esche i Claire Bishop. Inny przykład to znany fakt zakupów prac artystów z Galerii Raster Łukasza Gorczycy do CSW Toruń w czasie, gdy marszand był członkiem Rady Programowej tej instytucji.
Oczywiście, mniej niebezpieczne są bezpośrednie konsekwencje finansowe takich operacji, daleko bardziej groźne są ich KONSEKWENCJE AKSJOLOGICZNE, hierarchizujące zjawiska sztuki nie według ich cech merytorycznych tylko adekwatności i skuteczności lokowania w znaczących, bywa, światowych kontekstach. Kto tam będzie się za chwilę zastanawiał, jakie merytoryczne przesłanki zdecydowały o tym, że oto nagle Robert Flood nagradza Żmijewskiego a Iwon Blazwick równie nagle, Szymczyka? Choć, w świetle powiązań nagradzających i nagradzanych rzeczywista wartość tych gestów może mieć co najwyżej wymiar nagrody jaką np. Cavalucci mógłby odpalić Kozyrze lub odwrotnie, to z uwagi na światowe nagłówki i ekwiwalent finansowy, wygrana propagandowa jest tu oczywista.
Wracając do debaty nt. Paktu, Maciej Nowak zaprezentował typową postawę obrońcy kultury w jej przeciwstawnych jeśli nie wzajemnie wykluczających się przejawach funkcjonowania naraz. Apoteoza mecenatu państwowego z dominacją instytucji dotowanych nijak się ma do apoteozy twórczości jako osi wszelkich innych działań w jej obrębie. Przecież właśnie na tej linii doszło do totalnego zwyrodnienia prawdziwej działalności kulturalnej, rozumianej jako wszechstronna OBSŁUGA TWÓRCZOŚCI. Działalności, której jedynym sensem jest: wspieranie, upowszechnianie i zachowanie najwartościowszych przejawów twórczości i samych twórców. Wielokierunkowej POMOCY im w warunkach ciągłej niepewności, inwestowania w ciemno, słowem: ryzyka tworzenia.
A jak to wygląda w rzeczywistości? Dokładnie ODWROTNIE. Do tego stopnia, że twórcy ze swoja twórczością nie tylko nie stanowią przystawki ale czasem nawet i przyprawy do właściwego dania jakim "ZROBIŁO SIĘ" autoteliczne funkcjonowanie przeciętnej, polskiej instytucji kultury. Często jedynym sensem bytu takiej instytucji jest fakt zatrudnienia tam różnych pociotów czy kaowców po kulturoznawstwach, pospolitego ukrywania dodatkowego segmentu administracji, przechowywania instruktorów amatorskiego usia siusia i ekstra sortu płatnych upowszechniaczy gustów własnych lub bezpośredniego płatnika (np. samorządu). Doszło do takiego absurdu, że: NAWET INSTYTUCJE Z MILIONOWYMI BUDŻETAMI nie widząc w tym autodonosu, W KÓŁKO PŁACZĄ, ŻE TE MILIONY WYSTARCZAJĄ IM ZALEDWIE(!!!) ... NA PENSJE!!!
W tej sytuacji podstawowym badaniem przygotowującym Pakt mający stanowić podstawę reformy, powinna być gruntowna analiza:
jaki procent budżetów już funkcjonujących instytucji "kultury" był w ostatnich latach przeznaczany na sferę bezpośredniej obsługi twórczości i samych twórców.
Przed odpowiedzią, która -jak mniemam- nastąpi, mając swoje przypuszczenia o dużym stopniu prawdopodobieństwa, wstrzymuję oddech i trzymam się krzesła.
Pakt dla kultury jest propozycją umowy pomiędzy stroną społeczną i rządem Rzeczpospolitej Polskiej. Przygotowany przez stronę społeczną – ruch Obywateli Kultury – pakt wchodzi w fazę intensywnych konsultacji społecznych. Szczegóły na stronie www.obywatelekultury.pl