skip to main |
skip to sidebar
MSN - Mozolne Szukanie Naiwniaków
Cegła Story
Wprawdzie nie wiem co to jest SZTUKA, ale jeśli miałaby ona wyglądać tak jak to, co robi Oskar Dawicki, to byłbym dekko rozczarowany. Natomiast jestem zdeklarowanym fanem tego co robi OskarD, ale rozumianego jako ILUSTRACJA. A, moim zdaniem, Dawicki rewelacyjnie ilustruje, głównie wszechobecny proceder łapania na bajer różnej maści ciężkich naiwniaków, od zawsze symbolizowany słynnym imperatywem - KUP PAN CEGŁĘ. Samo gęste tej ilustracji to prace Bałwan cytatów, Skórka za wyprawkę czy Budżet Story, w których zamiana języka "artystycznego" na język
ekonomii ma nam uświadomić, że i dzisiejsza dyskusja "o sztuce" to tylko pozór, cyniczne maskujący operacje kapitałowe.
Skórką za wyprawkę Dawicki dowodzi, że ewentualne braki towaru "artystycznego" to pikuś, łatwy do załatania zręcznym lansem przytomnego "sprzedawcy". Bałwan cytatów, to z kolei łobuniasta figura ze śniegu, zamknięta w podłączonej do sieci, przeszklonej zamrażarce unaoczniająca, że pewne byty (sztuki) da się podtrzymać przy życiu, tylko sztucznym zasilaniem i arbitralną decyzją. Budżet Story natomiast, to filmik o wyciąganiu i ZUŻYWANIU (bo nie wykorzystywaniu) publicznych grantów na bzdety "o niczym", byleby zgadzały się słupki dotującemu to urzędnikowi. Dawicki rozliczył film, dzieląc kwotę grantu (autentyczne 10 000 PLN) przez ilość pojedynczych kadrów. W miarę zmieniających się klatek, liczniki (w czterech walutach) grzeją się do czerwoności w rogach ekranu, obracając wstecz od początkowych 10 000, do wyzerowania.
Dzisiaj wiemy, że w tempie liczników Dawickiego wyzerować można każdy budżet, a już detalicznie ten, który obsługuje zakup towarów zbudowanych głównie z atomów ...umiejętnej perswazji. Wie o tym oczywiście także pani dyrektor Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Joanna Mytkowska, wszak szkolona w samym sercu PomPiDou, czyli kupująca Pom...ocnie, Pi...lnie i Do u....., wyłącznie towary złożone z umiejętnej perswazji. Pani Mytkowska szybko też się połapała, że adresatem do którego pije Dawicki, jest nie kto inny jak ona sama, było nie było, szefowa jednej z dwóch na krzyż, polskich instytucji sztuki, sukcesywnie kupujących tzw. sztukę tzw. nowoczesną. Oczywiście w tzw. normalnych warunkach, Dawicki, wywlekający na wierzch to, co zręcznie ukrywają sztuką obracający, powinien być traumą Mytkowskiej. Ale od czego szkolenia w samym sercu... . Przecież najlepszym sposobem odreagowywania traum, fobii i lęków jest ich desensytyzacja czyli oswojenie. Mytkowska szybko zakupiła więc Budżet Story i Bałwana do zbiorów MSN, by już dla nikogo nie było takie jasne jak wcześniej, kto jest adresatem aluzji pomysłowego Oskarda. W istocie, którego dyrektora byłoby stać na takie seppuku? Ale za to od tego momentu już wiadomo, że Dawicki obnaża proceder JAKIŚ, GDZIEŚ w świecie I U KOGOŚ hen, a nie ten tu na miejscu, w zamrażarce kolekcji MSN, w której wolno topnieje przeszklony.
Drogie Śmieci czyli skórka za wyprawkę
Ale my, nie tylko nie będąc -jak Dawicki- beneficjentami tej kolekcji, ale i perfidnie widząc opasłe miliony na licznikach zakupów tamże, nie będziemy już tacy wspaniałomyślni. Przypomnijmy tylko to, czego nie zauważył komplet, wyjątkowo tępych i proporcjonalnie uczynnych, medialnych "badaczy", skrupulatnie śledzących i omawiających każdy, najmniejszy ruch MSN, chociaż bez cienia własnych wniosków. A przecież ta kolekcja w części międzynarodowej, niemal toczka w toczkę małpuje program Kunsthalle w Bazylei, gdzie szefuje Adam Szymczyk, dawny kolega Mytkowskiej z ich wspólnej Fundacji Galerii Foksal, a w części krajowej, całkiem wprost ujawnia foksalowy rodowód. MSN zakupiło prace :
- Sharon
Hayes za 83 tys. zł, (związana z Kunsthalle Basel)
- Olgi Czernyshevej za ok. 120 tys., (Kunsthalle Basel)
- Iona Grigorescu za 106
tys., (Kunsthalle Basel)
- Daniela Knorra za 96 tys., (Kunsthalle Basel)
- Sanji Iveković (42 tys.), (Kunsthalle Basel)
- Jonathana Horovitza za135 tys.), (Kunsthalle Basel)
- Yael Bartany za140 tys., (Kunsthalle Basel)
- Deimantasa Narkeviciusa za136 tys.,
(Kunsthalle Basel)
- Katheriny Seda za 28 tys., (Kunsthalle Basel)
- Ahlam Shibli za 100 tys., (Kunsthalle Basel)
- Gustava Metzgera za 355 tys.
zł (Kunsthalle Basel)
i innych, jak Jimmy Durham, Anne Collier, Adrian Melis czy Francis Alys
http://www.kunsthallebasel.ch/ausstellungen/archiv
oraz hołubi i kupuje Polaków wg tego samego klucza:
- Wilhelma Sasnala (współpracującego z Fundacją Galerii Foksal)
- Mirosława Bałkę (FGF)
- Cezarego Bodzianowskiego (FGF, Kunsthalle Basel)
- Goshkę Macugę (FGF, Kunsthalle Basel)
- Artura Żmijewskiego (FGF, Kunsthalle Basel)
- Piotra Uklańskiego (FGF, Kunsthalle Basel)
- Paulinę Ołowską (FGF, Kunsthalle Basel)
- Monikę Sosnowską (FGF, Kunsthalle Basel)
- Pawła Althamera (FGF, Kunsthalle Basel)
- Annę Niesterowicz (FGF, Kunsthalle Basel)
Nasuwa się pytanie: Czy to jest Muzeum Sztuki Nowoczesnej, czy może Mały Segment Nowoczesności, z programem jednej z prywatnych galerii, tym różniące się od niej, że oprócz dystrybucji przedmiotów sztuki, jest przede wszystkim DYSTRYBUTOREM PRESTIŻU. Oczywiście nikt nie miałby pretensji do Mytkowskiej o jej wybory w prywatnym Foksalu, ale o to, że całe lata w MSN, podobnie jak Szymczyk w Kunsthalle, spędziła na umocowywaniu państwowymi środkami swoich prywatnych wyborów z FGF, w tym samym czasie, gdy FGF handlowała i handluje bez żenady na międzynarodowych targach towarem urzeczywistnionym w MSN i Kunsthalle! To wszystko od lat świetnie się kręci: co było w FGF przeniesiono do MSN i Kunsthalle, co było w Kunsthalle przeniesiono do MSN i FGF, a co było i tu i tu i tam, złożono na karb światowego sukcesu. Dzisiaj, choć każdy, nawet nadgorliwie pożyteczny idiota z mediów, za jednym kliknięciem myszy komputera może sobie pooglądać te czytelne przepływy, pani Mytkowska pyszni się "swoim" zbiorem w komplecie ich gazet, rozgłośni radiowych i studiów TV, organizuje oprowadzania kuratorskie, stale ponawia żądania nowej siedziby, ma się rozumieć, w sercu kraju. Martwi się np., że starą trybuną honorową na Placu Defilad, nadal defiluje totalitarny orzeł bez korony, a nie eksponat z MSN - styropianowa półgapa Uklańskiego, półsymbol innego totalitaryzmu. Ja na jej miejscu, z tych samych, stołecznych powodów, poszedłbym dalej, i zamiast znosić do Emilii tę kupę różnych, pokaźnych rozmiarów klamotów, rozwiózł bym część z nich a to na warszawskie Koło (stare opony od traktora, landszafty i makulaturę Jimmie Durhama), a to do miejskich wodociągów (zardzewiałe wanny i rurki Sarah Lucas), albo do warszawskiego MPO (sprasowane kosze na śmieci Klary Liden i tekturę Budnego). Gumę Althamera na powrót wciągnąłbym do majtek Pragi za Wisłą, a śnieżnobiałe gluty jego Burłaków, do nosa jakiegoś albinosa. Gołym okiem bowiem widać, że facet rzeźbiarsko nic nie umie: trudniejsze kawałki zamiast rzeźbić, odlewa na żywca albo omija, łatwiejsze zaś ugniata z byle czego bez formy i sensu. Łopatologia przekazu tego jego "Riepina na Polskę" jest osłabiająca, a akurat ta paralela horrendalnie głupia, wszak Burłacy to byli nędzarze w łachmanach ciągnący KOMUŚ za grosze ciężki kadłub po mieliźnie, a u Althamera urzędnicy na koszt podatnika ciągną DLA SIEBIE na kolejne ETATY drogie, szwajcarskie pudełko na kółkach. Jeżeli Althamer już koniecznie chciał posiłkować się jakąś analogią z klasyki, to dla grupy jego plastikowych, gipsowo-białych urzędników o oczach bez źrenic, niewątpliwie lepsza byłaby grupa Ślepców Bruegela.
Zresztą, po co tu pchać jakąkolwiek klasykę, jeśli poziom wykonawczy większości eksponatów tej wystawy jest taki, że bez trudu (podobnie jak w przypadku rysunków Dana Perjowschi), urzędnicy z MSN mogli by sobie sami je przygotować, w godzinach urzędowania (nie piszę w godzinach pracy, bo od stycznia do maja, żadnej wystawy w MSN nie było) . Nie, no ja wiem, chociażby za Dawickim, że nie chodzi o obiekty i warsztat pracy, tylko o przepływ i mowę ekonomii. Nie o sztukę, tylko o operacje kapitałowe. Pratchaya Phinthong, jeden z uczestników wystawy w Emilii wręcz dowodzi, że sztuka to tylko ekonomiczny ping- pong. Wystawia więc gołą kasę na europalecie (dolary Zimbabwe), nie siląc się na żadne paralele i warsztat. Nie da się tego z niczym porównać, więc nawet bez autorskiej intencji zdenominowane dolary, w oczywisty sposób oddają zdenominowaną, dzisiejszą wrażliwość, skupioną na "CO", a nie "JAK".
Lojalka
Całą wystawę "W sercu kraju", choćby i według tej, tytułowej sugestii, warto przeczytać także, a może przede wszystkim "po lewej stronie".
O co tu chodzi?
Szkic intencji zarysowanych przez Joannę Mytkowską we wstępie do katalogu wystawy jawi się dość przejrzyście: W tym "MUZEUM", cytuję, "PRZYSZŁOŚĆ MA BYĆ BLIŻEJ NIŻ HISTORIA", a jego wysiłek "skierowany na konfrontację publiczności z INNYMI NIŻ LOKALNA kulturami". Chodzi w nim "o zbudowanie NOWEJ SFERY SYMBOLICZNEJ", o "WYPRZEDZENIE RZECZYWISTOŚCI", o "NOWY język, NOWE opowiadanie, NOWY dialog". Muzeum ma być "Laboratorium NOWEJ WSPÓLNOTY". Koniec cytatu.
Czytając to credo, można mieć wrażenie, że pisał je jakiś, gotowy do zawładnięcia światem przyszłości Pinky i Mózg. Już nawet nie chodzi o to, że KAŻDE muzeum, z definicji jest instytucją powołaną do ZACHOWANIA STAREGO i MIEJSCEM UMIEJĘTNEGO JEGO DZIEDZICZENIA. Unaocznienia CIĄGŁOŚCI, i TOŻSAMOŚCI a więc i KONFRONTACJI w celu m. in. USTALENIA WARTOŚCI. Nie chodzi o definicję, bo każdą definicję - jak ktoś już koniecznie chce- można zmienić. Także nie chodzi o proste porównania klasy Ołowskiej z Szapocznikow, Budnego z Zamecznikiem czy Sasnala z Wróblewskim, bo de gustibus ... itd.
Raczej chodzi tu O SZANSE jakie ma, lub mówiąc wprost, JAKICH ABSOLUTNIE NIE MA to "muzeum", przy tak artykułowanych aspiracjach.
Warto przypomnieć, że Muzeum Sztuki Nowoczesnej na Pańskiej w Warszawie, zaledwie przez parę lat, skonsumowało NA SAME ZAKUPY sumy, o których może tylko pomarzyć wiele innych, polskich, dziesiątki lat funkcjonujących placówek muzealnych razem wziętych. A i tak to, co za nie kupiło, to jest śmiech na sali pod względem jakiejkolwiek i czegokolwiek reprezentacji w polskiej, a co dopiero w światowej sztuce. To są, i jeśli nawet je potroić, to będą zaledwie jakieś prztyczki, SPORADYCZNE ZAKUPY PO UWAŻANIU, na dodatek bez związku z realną wartością, wynikającą z konfrontacji rynkowej. Wystarczy przykład z brzegu: niedawno odtrąbiono wielki sukces filmu Roberta Kuśmirowskiego, sprzedanego na aukcji dla artystów z Inżynierskiej, za ...12 tysięcy zł. Tymczasem MSN arbitralną decyzją zakupiło co najmniej kilkadziesiąt takich produkcji polskich za znacznie większe sumy, nie mówiąc już o zakupie, pokazywanego teraz w MSN, inscenizowanego dokumentu(!?) filmowego Holendra, Aernout Mika (ur. 1962) za sumę 470 tysięcy zł.(!!!).
Dlatego też, jedyną, realną SZANSĄ i OKAZJĄ jaką MSN posiada, jest:
1. Dalsza dystrybucja prestiżu dla WYBRAŃCÓW oraz środków poprzez kolejne zakupy "SWOJAKÓW" wg klucza gustów z własnej, prywatnej stajni i stajni zaprzyjaźnionych (także Rastra, że o innych nie wspomnę)
2. Podpisywanie swego rodzaju "lojalki" instytucjom zagranicznym, poprzez zakupy ich artystów (Mik, Lucas, Metzger itp.) lub zapraszania stamtąd "wykładowców" (Esche, Bishop, Obrist), w celu ugruntowania światowego wymiaru kolekcji miejscowej oraz wysyłania miejscowych na zasadzie wymiany. Np. My od Pani Marii Hlavajovej z utrechckiego BAK zakupimy Aernout Mika za horrendalne pół bańki, a ona pokaże tam "naszego" Pawła, a może i zasugeruje go do kolejnej "międzynarodowej" nagrody".
Poza tym pani Mytkowska i jej zespół są, cytuję: OTWARCI NA DIALOG, GOTOWI DO BICIA SIĘ W PIERSI, SŁUCHANIA NAWZAJEM, NOWYCH RELACJI oraz STWORZENIA OBSZARU NAPRAWDĘ WSPÓLNYCH SPRAW. Oczywiście to wszystko, w odróżnieniu od tego wcześniej, WYŁĄCZNIE BEZGOTÓWKOWO, najlepiej w godzinach pracy i na sprzęcie Szeroko Otwartego Muzeum.
Żeby tak ktoś mógł przejrzeć te "inscenizowane dokumenty" księgowe MSN, i z nich zrobił wystawę w Emilce, to byłby hit
OdpowiedzUsuńA gdzie się podziały takie gwiazdy jak Kozyra czy Ziółkowski, które jeszcze wczoraj brylowały w Zachęcie? A może w tym jest klucz ich nieobecności? Kto za tym trafi? Ale tak to jest jak wartości sie nie manifestuja tylko są wynikiem konsensusu
OdpowiedzUsuńKozyra se nagrabiła to ma szlaban http://katarzynakozyra.natemat.pl/38005,wolnosc-sztuki-czy-wolnosc-zlodzieja
OdpowiedzUsuńTekst na Obiegu potwierdzający, że MSN chwilowo podało ceny zakupów prac do kolekcji ale się z tego wycofało, mimi że operuje środkami pub licznymi.
OdpowiedzUsuńhttp://www.obieg.pl/felieton/29121
Jeżeli MSN się wycofało z podawania do publicznej wiadomości cen zakupów obiektów na swoich stronach to tylko dobitnie świadczy o intencjach dyrekcji, dotyczących przejrzystości tych operacji. Ale dla dociekliwych o mocnych nerwach są jeszcze inne strony np.: http://www.przetargi.egospodarka.pl/zamawiajacy/Muzeum-Sztuki-Nowoczesnej-w-Warszawie.htm
OdpowiedzUsuńWitam z małym opóźnieniem!
OdpowiedzUsuńOczywiście panie Andrzeju, jak najbardziej kolekcja zakupów w części międzynarodowej MSN małpuje „niemal toczka w toczkę (...) program Kunsthalle w Bazylei, gdzie szefuje Adam Szymczyk, dawny kolega Mytkowskiej z ich wspólnej Fundacji Galerii Foksal.”
Adam Szymczyk, dyrektor i główny kurator Kunsthalle Basel nie kryje w wywiadach swoich artystycznych upodobań. W interview z Belindą Grace Gardner dla Artnet'u¹ skomentowal wyraźnie, że „Interesse an konzeptueller Kunst geht zurück auf die Zeit, als (er) in der Warschauer Foksal Galerie, die ja seit 1966 besteht, diverse Projekte betreut (hat).“ („Zainteresowanie sztuką konceptualną sięga czasu, kiedy opiekował się w warszawskiej Galerii Foksal, która istnieje od 1966 roku, różnorodnymi projektami artystycznymi.“) i w Kunsthalle Basel dalej skutecznie kontynuuje „Kunstpraktiken, die eine Annäherung an die Realität anstreben, und damit verbunden die Frage, wie weit Künstler gehen, um ihre Arbeit mit der Wirklichkeit verfließen zu lassen.“ („Artystyczne praktyki, które szukają zbliżenia do realnego życia, łącząc pytanie, na ile prace artystów zlewają się z tą rzeczywistością.”)
Tego rodzaju zainteresowanie „redukcją sztuki” Szymczyka wpływa na wybór odpowiednich artystów i kończy się minimalistycznymi wystawami w Kunsthalle Basel. Jak trafnie zauważyła Karen Gerig na swoim blogu w Basler Zeitung²: „(Szymczyk) musi się ciągle konfrontowac z zarzutem, że nie ma sztuki w jej pomieszczeniach.” Lista takich wystaw jest długa, którą można przeczytać na internetowej stronie Kunsthalle Basel. Można ją podsumować trafnym niemieckim określeniem: „konzeptlastig”, które oznacza, że tego rodzaju wystawy i sztuka potrzebują niezbędnego komentarza kuratora, aby je zrozumieć i widza z wysokimi, intelektualnymi aspiracjami. Proces wizualizacji opiera się nie na doznaniu estetycznym, lecz na procesie tekstualnym, czyli wyjaśniania. Szymczyk swoimi wystawami wpisuje się w nurt sztuki w Europie skrytykowanej już w 2008 roku, na kanwie Turner Prize 2008, przez Jonathan'a Jones'a z The Guardian³ i Richard'a Dorment'a z The Telegrapf⁴, którzy zwrócili uwagę na intelektualną korupcję wypełniającą współczesne wystawy i muzea, puste, teoretyczne nudne i bezosobowe, postrukturalistyczne paplaniny w magazynach sztuki i kuratorów promujących tzw. euro artystę (i to nieistotne z jakiej części Europy pochodzi), którego sztuka: „Often it is art about art or the making of art, and is based on the artist's extensive research into an esoteric subject of interest only to him or her”, nie odwołującą się do szerokiej publiczności, lecz przede wszystkim do nich samych, z myślą nie o zakupie przez prywatnych kolekcjonerów, lecz przede wszystkim przez muzea i prywatne fundacje.
Nie jest tajemnicą, że wybór Szymczyka na dyrektora i głównego kuratora Kunsthalle Basel w 2002 roku (warto przy tej okazji wrócić do jej okoliczności i przeczytać ponownie post Pana Andrzeja „Faryzeusz Grający Filantropa czyli FGF”⁵ włącznie z jego komentarzami) był i jest nadal świadomą polityką rozszerzania jej wpływów na artystyczne instytucje sztuki środkowej i wschodniej Europy. Szymczyk został wybrany, po to, jak napisala Barbara Basting, w tym czasie redaktorka sztuki Tages-Anzeiger⁶, aby w „wampirycznej instytucji sztuki” zagwarantować Kunsthalle „pożądaną świeżą krew” i bezpośredni dostęp do „kulturalnych instytucji i krytyków w mniej znanych obszarach Europy”⁷ i jak sformułowała Claudia Jolles, członek Auswahlkommission, jest „Signalwirkung”. Oto mamy odpowiednią, lojalną osobę ze Wschodu, obeznaną dzięki międzynarodowej i lokalnej działalności galerii FGF z kapitalistycznymi prawami wolnego rynku i wachlarzem ważnych znajomości w artystycznym środowisku, która umocni prestiż i dominację Kunsthalle w środkowo-wschodnich rejonach Europy i zarazem, o czym nie należy zapominać, także na polu rywalizacji pomiędzy europejskimi, artystycznymi instytucjami. A nie jest ono usiane różami, znając choćby agresywną politykę kulturalnej ekspansji Goggenheim Muzeum od 20 lat, która spowodowała szok strukturalny na mapie muzeów Europy, zmuszając je do szukania nowych marketingowych rozwiązań i obszarów wpływów, aby przyciągnąć sponsoring i publiczność.
OdpowiedzUsuńNie dziwmy się więc, że po kilku latach szefowania Szymczyka w Kunsthalle Basel, MSN może się teraz pochwalić zbiorem prac jego artystycznych upodobań.
Pozdrowienia z Hamburga – max dogin :)
1.http://www.artnet.de/magazine/interview-mit-adam-szymczyk/
2.http://blog.bazonline.ch/schlaglicht/index.php/tag/adam-szymczyk/
3.http://www.guardian.co.uk/artanddesign/jonathanjonesblog/2008/oct/07/turner.prize.shortlist.2008
4.http://www.telegraph.co.uk/culture/art/3561401/The-Turner-Prize-2008-who-cares-who-wins.html ,
5.http://galeriabrowarna.blogspot.de/2011/06/faryzeusz-grajacy-filantropa-czyli-fgf.html
6.http://www.stadt-zuerich.ch/content/prd/de/index/ueber_das_departement/medien/medienmitteilungen/2013/januar/130108a.html
7.http://www.xcult.org/texte/basting/04/kunsthalle.html
Dopiero dzisiaj wpadł mi w ręce już archiwalny, bo 155, numer magazynu Arteon. A w nim wpadł mi szczególnie w oko ten fragment Pana komentarza niepokornego: „Społeczeństwo jest wyłączone z procesu ewaluacji już dokonanych zakupów nie tylko dlatego, że jego opinia jest arbitralnie pomijana przez etatowy aktyw art worldu, ale dlatego, że jest ono pozbawione okazji wyartykułowania jakiejkolwiek opinii.”
OdpowiedzUsuńSzanowny Panie Andrzeju, powinien Pan w ten ton uderzać jak najczęściej i jak najgłośniej. Ponieważ, to o czym Pan pisze m.in. w tym tekście, to już nie jest sprawa smaku, gustu, czy jakiegoś poczucia estetyki, ale jest to brutalne pogwałcenie zasad funkcjonowania demokracji. I należy właśnie rzecz nazywać po imieniu: JEST TO FORMA ZAMACHU NA DEMOKRACJĘ!!!
Etatowi artyści i krytycy polskiego Art-kartelu ochoczo tropią wszelkie przejawy rzekomej cenzury ich działań. Bardzo chętnie i szybko sięgają w stosunku do swoich przeciwników po mocne słowa piętnujące emocjonalnie i sugerujące w domyśle: faszyzm, antysemityzm, fanatyzm religijny. Gdy tymczasem pod latarnią najciemniej i to właśnie ludzie z ich środowiska najczęściej nie respektują zasad na których opiera się zdrowo funkcjonująca demokracja. I to właśnie ich działaniom bliżej do wzorców rodem z państw totalitarnych, w których to decydenci nie mają w zwyczaju konsultowania swych poczynań ze społeczeństwem i nie informują obywateli na co są przeznaczane, w jakich ilościach, i do kogo wędrują publiczne pieniądze?
Pozdrawiam,
Zbych
Dzięki za wpis, Panie Maxie, zawsze coś sensownego wnoszący do dyskusji, która -jak widać po ilości komentarzy- wyraźnie zdycha, choć wytacza się niemałe działa. Ludzie albo wątpią w prawdziwość argumentów, albo powątpiewają w skuteczność oporu dla tej rozpanoszonej i pazernej bezczelności instytucjonalnej, albo dali za wygraną nie wierząc żadnej ze stron lub sądząc, że chodzi tylko o to, kto kogo przeprze (czyli jeszcze jedną polityczkę).
OdpowiedzUsuńOsobiście też nie mam złudzeń, że ten faryzejski gmach przy ul. Pańskiej plus przybudówki padnie od samego ujadania po blogach. Więcej, mam pewność, że tak jak powstał nawiązując do zachodnioeuropejskiego wzorca (misternie utkanego przez K. Koeniga, Birnbauma, Saatchi'ego, Serotę wspartego przez przypory z Obrista, Gioni'ego, Bonami'ego i in.), tak padnie tylko wtedy, gdy wcześniej padnie na Zachodzie. Póki co, na razie się na to nie zanosi, bo głosiki sprzeciwu czy choćby tylko rozszyfrowujące sieć, które Pan, Panie maxie przytacza z prasy europejskiej (Weibel, Basting, Gerig), zbyt są słabe, odosobnione i przez to -jak w Polsce- bezsilne. Mimo, że padają -jak Pan pisze- zarzuty BRAKU SZTUKI w propozycjach Kunsthalle, zarzuty KORUPCJI INTELEKTUALNEJ i PAPLANINY KURATORSKIEJ produkującej EUROARTYSTĘ, który ma widza w dupie, a celuje swym produktem w BUDŻETY INSTYTUCJI siedzących na rozdzielnikach.
Do Zbycha: -odpwiedź maxowi doginowi pisałem dokładnie w momencie pańskiego wpisu, i nie miałem czasu dodać wcześniej odpowiedzi kolejnej, ale muszę powiedzieć, że Pan/Pani trafia w samo sedno powodów, dla których uruchomiłem tego bloga i w które wpisują się moje komentarze z Arteonu. Właśnie, tu nie chodzi o samą sztukę, ale FUNKCJONOWANIE DEMOKRACJI w jej instytucjach. Mechanizm ten szczególnie wyraźnie ilustruje casus Baumana, który objeżdża polskie uniwersytety ze swoimi wykładami, i którego art kartel traktuje jako swojego guru. Otóż w tym czasie, kiedy w Polsce wiele płotek musiało tłumaczyć się ze swoich POGLĄDÓW, Bauman, nie musi tłumaczyc swoich CZYNÓW. Dodajmy, właśnie wtedy, gdy na Powązkach, pod płotem, na tzw. łączce wykopuje się kolejne czaszki z otworem w potylicy. Bauman dla art kartelu jest w porzo, a faszystami są ci, którzy jego radosne tourne próbują zablokować.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=fk7g24z6h8M
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=RQjRldUn8BA
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=c0jIdgyTACI
Witam serdecznie,
OdpowiedzUsuńParę ciekawych linków, może ktoś się na to nie natknął.
http://www.obieg.pl/obiegtv/29154
Polecam od 3:15, 'wchodzimy w ciemność'... Po raz kolejny.
Praca 'Seks', w której artysta przybliża i oddala (ruchy frykcyjne, czyli potocznie mówiąc: hebel) w ciemności kamerę w kierunku krocza (chyba swojego) odzianego w dżinsy. I praca - wg kuratora - mówi o seksie w XIX wieku.
„konzeptlastig”? Chyba tak.
Oraz tekst z Dwutygodnika sprzed jakiegoś czasu, w którym Bauman wyznaje miłość Bałce, z wzajemnością. I piją sobie z dzióbków, jakie to słodkie!
http://www.dwutygodnik.com/artykul/4449-z-wzajemnoscia.html
pozdrawiam
Co do pierwszego linku czyli Bałka atudio at nicht, jest to kolejna "adaptacja" pomysłu, czyli rżnięcie z pomysłu Bruce'a Naumana http://www.youtube.com/watch?v=JavVTb77_-w
OdpowiedzUsuńlub jak kto chce ciąg dalszy mojego wpisu pn. BALKA.
Na temat drugi wypowiedziałem się już w którymś Arteonie w komentarzu pn. Ausbau Man und Bał…majster. Polecam i pozdrawiam
at night ... oczywiście
OdpowiedzUsuń„(…)dyskusji, która -jak widać po ilości komentarzy- wyraźnie zdycha, choć wytacza się niemałe działa. Ludzie albo wątpią w prawdziwość argumentów, albo powątpiewają w skuteczność oporu dla tej rozpanoszonej i pazernej bezczelności instytucjonalnej, albo dali za wygraną nie wierząc żadnej ze stron lub sądząc, że chodzi tylko o to, kto kogo przeprze (czyli jeszcze jedną polityczkę).”
OdpowiedzUsuńMyślę, że chwilowy zastój na blogu można tłumaczyć przede wszystkim tym, że zaczęło się lato (wakacje, urlopy) i z tego głównie powodu zmalała tu nieco aktywność. Po wakacjach pewno wróci wszystko do normy, wiec do góry uszy Panie Andrzeju, to po prostu sezon ogórkowy jest i tyle.
Pozdrawiam serdecznie
Zbych
Faktycznie jest z tym coś na rzeczy, gdyż ostatnio Gościa Niedzielnego jakoś nie widać. Pewnie spija gdzieś w towarzystwie muz zimne drinki z palemką? :)
OdpowiedzUsuń@Zbych
OdpowiedzUsuń@Andrzej Biernacki
Jestem pełen podziwu, dla (dosyć naiwnej) wiary Panów w możliwość FUNKCJONOWANIA DEMOKRACJI w instytucji sztuki. Jednym z jej centralnych ogniw hamującym proces jej demokratyzacji jest właśnie artysta/ka w WALCE O KARIERĘ. Zawód artysty/ki jest walką o uznanie jego/jej artystycznej twórczości i dokonuje się drogą instytucjonalną, podporządkowaną ustalonym z góry regułom postępowania. Oto kilka z nich:
- w jakich miejscach artysta/ka wystawia swoją twórczość
- jakie periodyki branżowe ją recenzują
- jakie ważne instytucjonalne osoby ją znają i popierają
- jak sprzedaje się na rynku sztuki
- jakiego rodzaju nagrody i granty otrzymał artysta/ka za swoją twórczość
Sumując ponownie: zawód artysty/ki jest niedemokratycznym zawodem, bo agituje w ramch instytucji sztuki jako prototyp kapitalistycznego, drobnego przedsiębiorcy, opartej na konkurencyjności. Pozbawiony jest jakiejkolwiek demokratycznej wizji, bo cechuje go nierówny podział przywilejów.
Czy jest miejsce, według Panów, na inne propozycje?
Pozdrowienia z Hamburga - max dogin :)
Panie maxie, albo chce mnie pan sprowokować albo rozczarować swoimi wnioskami. Funkcjonowanie demokracji w instytucjach sztuki o jakim mówi Zbych i ja streszcza się w zacytowanym fragmencie z mojego tekstu z Arteonu: „Społeczeństwo jest wyłączone z procesu ewaluacji (...)nie tylko dlatego, że jego opinia jest arbitralnie pomijana przez etatowy aktyw art worldu, ale dlatego, że jest ono pozbawione okazji wyartykułowania jakiejkolwiek opinii.” Mówiąc "społeczeństwo", oczywiście, mamy w domyśle nie ogół ludu pracującego miast i wsi tylko ten jego segment, który CHCE SIĘ WYPOWIEDZIEĆ, CHCE UCZESTNICZYĆ, bo samo się interesuje, kupuje czy zbiera co potrafi uzasadnić, CHCE MIEĆ WPŁYW NA PROCES EWALUACJI -bo coś wie i umie to uzasadnić. Proszę zauważyć też o jakiej instytucji mówimy - O MUZEUM. To przecież muzeum powinno się DOWIADYWAĆ co ma ostatecznie konsekrować z rynku idei czyli od społeczeństwa, które uczestniczy, wypowiada się i ewaluuje grą rynkową (powtarzam idei). NIE JEST ROLĄ MUZEUM TYLKO SIECI INNYCH OŚRODKÓW (np. GALERII)ŚCIERAĆ SIĘ O IDEE W RÓWNEJ "WALCE" O NIE. A NIE, JEDNEMU DAJEMY MILIONY BUDŻETU, BUDYNKI, OBSŁUGĘ, EKSTRA DOTACJE, A DRUGI MA W OPŁACONEJ PRZEZ SIEBIE GALERII, PUBLIKACJAMI WYDANYMI ZA SWOJĄ KASĘ ETC. CZEKAĆ NA KLIENTA JAK CHUJ NA WESELU, KTÓREMU FARYZEUSZE NA ETATACH MÓWIĄ: KONKURUJ BRACIE Z NAMI, NO... KONKURUJ. "Nasi" mają wystawy w Tate, MoMa, na weneckim biennale, a TY gdzie, kurwa, miałeś? W Pcimiu? "Naszym" wydajemy opasłe tomiska z tekstami PR-owskimi w kilku językach za kaskę od Zdrojewskiego, a ty, kurwa, coś wydał? Broszurkę z błędami, bo na korektę nie starczyło?
OdpowiedzUsuńPanie maxie, nie wiem czy do Pana dociera polska prasa, ale nie dalej jak wczoraj, mój ulubieniec z Gazety Wyborczej PR czyli red. Pawłowski Roman "rozprowadza" tam teatr Jarzyny. Otóż Jarzyna dostaje rocznie 7 baniek (60 osób), płaci zespołowi więcej niż w innych teatrach, choć robi o połowę mniej premier, daje też o połowę mniej przedstawień, na które przychodzi mniej niż połowa publiczności niż np. do Ateneum i Dramatycznego. Czyli społeczeństwo tym samym ewaluuje ten konkretny teatr. Wtedy do gry włącza się armada redaktorów, takich Pawłowskich, zastraszających po gazetach i innych mediach odpowiedzialnych za finansowanie urzędników, którzy dobrze rozpoznali społeczną ewaluację spektakli Jarzyny i nie chcą mu dać więcej kasy. Oczywiście pojawia się też "dobry policjant" - Rezerwa Zdrojewski i sypie Jarzynie dodatkowe półtorej bańki. Rezerwa skonstatował, że publisia se może pogwizdać, a ja i tak sypnę z ich podatków na co mi się podoba, zwłaszcza że uznałem wysokonakładową gazetę, słusznie zwaną wyborczą, za bardziej nośną niż publiczność teatralną, która nie przepada za eksperymentami na jej koszt.
Panie Maxie, nie rozumiem Pana toku rozumowania, ponieważ nie pojmuję dlaczego stawia Pan demokrację w opozycji do kapitalizmu? Ja nie widzę zagrożenia dla demokracji z jego strony i jego wolnorynkowych zasad konkurowania. Historia, a więc praktyka, pokazuje, że demokracja miała się lepiej w państwach kapitalistycznych niż socjalistycznych. Nierówny podział przywilejów ma właśnie miejsce, gdy wolny rynek zostaje zastąpiony przez narzucony sztucznie system redystrybucji publicznych pieniędzy, w którym decydenci - pierwotnie rzekomo reprezentujący lud, a w gruncie rzeczy przede wszystkim interes własny - zaczynają według własnego widzimisię rozdawać na prawo i lewo (zwłaszcza na lewo) pieniądze podatnika. Co wcześniej czy później wiąże się z faworyzowaniem osób bliskich ich sercu, lub osób powiązanych z nimi interesami. Krótko mówiąc, wiąże się to z korupcją i centralizacją systemu w celu zwiększenia zakresu wpływów garstki ludzi u steru władzy. Prawdziwa demokracja ma z tym niewiele wspólnego.
OdpowiedzUsuń„JEDNEMU DAJEMY MILIONY BUDŻETU, BUDYNKI, OBSŁUGĘ, EKSTRA DOTACJE, A DRUGI MA W OPŁACONEJ PRZEZ SIEBIE GALERII, PUBLIKACJAMI WYDANYMI ZA SWOJĄ KASĘ ETC. CZEKAĆ NA KLIENTA JAK CHUJ NA WESELU, KTÓREMU FARYZEUSZE NA ETATACH MÓWIĄ: KONKURUJ BRACIE Z NAMI, NO... KONKURUJ. "Nasi" mają wystawy w Tate, MoMa, na weneckim biennale, a TY gdzie, kurwa, miałeś? W Pcimiu? "Naszym" wydajemy opasłe tomiska z tekstami PR-owskimi w kilku językach za kaskę od Zdrojewskiego, a ty, kurwa, coś wydał? Broszurkę z błędami, bo na korektę nie starczyło?”
OdpowiedzUsuńWesoło to ta sytuacja nie wygląda. Ale cały ten ich gigantyczny sukces stoi na glinianych nogach. Gdyż pomimo tych wielkich pieniędzy, jakie pompują w swoje projekty. Pomimo tej całej otoczki propagandy sukcesu nadwornych ich krytyków, towarzystwo to nie potrafi stworzyć niczego wielkiego. Promują kichę, a kolekcja śmieci w warszawskim MSW jest dobitnym przykładem tego, co polskiej kulturze pozostawi po sobie cała ta postkolonialna elita. Śmieci, długi i smród degrengolady, ot co!
Kurde, nawet czubki w wariatkowie wiedza kto udaje a kto jest prawdziwym swirem. Patrze sobie na niewielki budynek co stoi obok domu nalezacego do BZiCO ( bardzo znanej i cenionej osoby ) i liczylem: 1000-1500 dolarow czynszu z trzech mieszkan, przez 12 miesiecy, przez 100 lat. Jest co zostawic dzieciom.
OdpowiedzUsuńNiech mi Pan Wybaczy, @Anonimowy06:12:00 ale pozwolę sobie nazwać Pańską argumentację zwykłą partyjną propagandą, przypominającą Gierkowszczyznę. W sumie myśl, także myśl Pana Andrzeja w odpowiedzi na Pana Maxa idzie w trzech kierunkach:
OdpowiedzUsuń1. Demokracja a kapitalizm. Pańskie twierdzenie, że kapitalizm jakoby nie był zagrożeniem dla demokracji po prostu się nie zgadza. System kapitalistyczny jako konstytucja gospodarcza pojawił się w trzynastym wieku i miał szansę na rozprzestrzenienie się w całej Europie dzięki wsparciu władców despotycznych widzących w nowym systemie możliwość zapełnienia kasy wojennej. Demokracja jako system polityczny pojawiła się dopiero po rewolucji francuskiej. Z tym że demokracja zawsze miała dwie narracje: możliwość politycznej partycypacji oraz możliwość socjalnej partycypacji. Ideologia kapitalistyczna od samego początku zwalcza system partycypacji socjalnej. Jako historyczny przykład zaproponowałbym Panu tutaj walkę zachodnioniemieckich związków zawodowych o możliwość partycypacji w radach nadzorczych zachodnioniemieckich koncernów. Pańskie twierdzenie jest tym bardziej cyniczne, że w chwili obecnej na Zachodzie mamy do czynienia z odejściem od demokracji do systemu tzw. postdemokratycznego, zachowującego pewne fasady partycypacji politycznej, jednak rządzonego zupełnie bez udziału społeczeństwa. Grecja, praktycznie rządzona przez trójcę z UE, EBC oraz MFW jest wspaniałym przykładem państwa postdemokratycznego, gdzie rząd tylko może realizować wytyczne banków (wierzycieli) przeciw własnemu społeczeństwu. Pan Max ma rację, kapitalizm jest bardzo dużym zagrożeniem demokracji.
2. Wolny rynek a kapitalizm. Jest to w sumie bardzo trudna i w naszym kontekście niezbyt sensowna teoria. Idea “wolnego rynku” pojawiła się w Szkocji pod koniec osiemnastego wieku jako część Etyki. Z kapitalizmem nigdy nie miała zbyt wiele wspólnego, najwyżej jako jego krytyka. Pan tu insynuuje, że jakoby kapitalizm i wolny rynek to to samo, ale to bzdura. Teoria wolnego rynku od początku zakłada państwowy interwencjonizm mający zapewnić “równość” wszystkich uczestników rynku. Albo Pan nie wie jak działa rynek sztuki albo chciał Pan tylko wrzucić propagandę. Oczywiście, ideologia kapitalistyczna przejęła dla siebie idee wolnorynkowe wmawiając nam, że, właśnie, kapitalizm i wolny rynek to to samo. Adaptacją teorii wolnego rynku jest polityka Laissez - faire, polityka dająca “kapitałowi” wolną rękę. Doprowadziła ona w dziewiętnastym wieku do katastrofy socjalnej na Zachodzie a w państwach Europy śsrodkowo wschodniej (jak Rosja czy Polska) w latach 90tych XX wieku do utworzenia kapitalizmu oligarchijnego. Zresztą społeczeństwa polskie czy rosyjskie ze skutkami do dzisiaj walczą. Nie. Kapitalizm i wolny rynek to nie to samo. Wolny rynek zaprzecza witalnym interesom kapitalizmu i zostaje od razu zniszczony. Tworzy się “sztucznie narzucony system redystrybucji publicznych pieniędzy”, niczym nie kontrolowane monopole, nieprzejżyste układy, umowy pomiędzy firmami no i w końcu likwidacja niewygodnych członków rynku.
OdpowiedzUsuń3. … a sztuka? Sztuka stała się marką, pustym słowem, pojąciem określającym towar. Co mnie jednak najbardziej w powyższej dyskusji zaskakuje to ta naiwnia wiara w opozycję między “czystym” wolnym rynkiem, a “złymi” instytucjami państwowymi, w których rządzi nijaka “lewica”. To dziecinne spojrzenie. “Istytucje publiczne” odgrywają przecież pośrednio na wolnym rynku sztuki jasno określoną funkcję: dowartościowują symbolicznie zbiory sztuki, uszlachetniają je, niezależnie jaką narracją się przy tym legitymują. Mechanizm zawsze jest podobny: dzieło sztuki współczesnej należące do prywatnego kolekcjonera sztuki, wystawione za publiczne pieniądze w muzeum sztuki współczesnej, zwiększa wartość symboliczną tego dzieła, a więc kolekcję sztuki, czyli majątek prywatnego kolekcjonera sztuki. Przy czym nie jest absolutnie wykluczone, że to samo muzeum za publiczne pieniądze kupi to wystawione dzieło kolekcjonera sztuki na aukcji sztuki. Kto więc zarobił? I kółko się zamyka. Nie jest to zbyt miłe, ale to już tylko harcerze wierzą, że kapitalizm jest miły. Po drugiej stronie stoi biedny artysta, który, jeżeli chce zaistnieć jest skazany na karierę w instytucji sztuki. W sumie ta kariera - pan Max ma rację - jest podobna do kariery w firmie Siemens, albo Samsung - artysta musi podporządkować się jej regułom gry. Tak samo dotyczy to reguł kariery w instytucji sztuki. Jeżeli się im nie podporządkuje, wylatuje z gry. A co nam pozostaje, Panie Andrzeju? Pozostaje pseudowybór konsumenta, cieszącego się ciuszkami kupionymi w H&M lub C&A, pozbawionego tak na prawdę wyboru i wpływu na to, gdzie i kto je wyprodukuje. A wyprodukowane zostaną tak, czy inaczej - także dzieła sztuki.
OdpowiedzUsuńOk, to tak w skrócie. Mimo wszystko. Pozdrowienia z pięknego Zurychu. Martin.
Wracając do sztuki, ponieważ nie mam już siły na podejmowanie wątków wolnego rynku (którego w Polsce nigdy nie było, więc nie wiem czy jest be czy cacy), zacytuję siebie z blogu strasznasztuka 2 w sprawie poznańskiego Arsenału:
OdpowiedzUsuńSchody (nick jednego z wpisujących tam dyskutantów) trafiły w samo sedno: Ci, co "deklarują afiliacje eksperckie, i wyraźnie im to imponuje, są częścią profesorskiego establishmentu (czy betonu? ) a jednocześnie chcą pielęgnować alternatywny image". Do tego, dodajmy nie za darmo. Dlatego nie jestem -jak chce izakow2- za żadną prywatyzacją tylko likwidacją tych ekspozytur betonu w artystycznym image'u jakimi są dotowane domy publiczne sztuki, w tym ten cały Arsenał niewypałów okołosztuki. Nie widzę ani jednego powodu, dla którego ci co ROBIĄ sztukę mają robić ją za friko, a ci, co ją ROZGRYWAJĄ mają się wozić na ubezpieczonych etatach i rąbać kasę za wszystko, nawet za wycieczkę do Wenecji i wypowiedzenie kilku niesprawdzonych mądrości, domowego chowu. Doskonale wiem co jest grane w Poznaniu, i nawet jak NGO przejmie Arsenał to nie będzie żadnej prywatyzacji, bo ta już dawno się tam odbyła, a Arsenał publiczny był tylko na tabliczce przed wejściem i w papierach. Od strony interesów sztuki jest dokładnie obojętne, kto doił lub będzie doił budżet Arsenału: Makowiecki czy Wendland, Iwański czy Wałuszko. Oczywiście nie jest to obojętne od strony interesów w/w i ich ciągnących sie za nimi "ogonów", i o to właśnie toczy się wojna. Bez dojenia publicznego grosza, tych innych po prostu nie ma. Z dnia na dzień. Co do Trafostacji to przykład kulą w płot, bo to nie moja bajka, żeby prywatny zarządzał obiektem publicznym. Zresztą niektórym by i to absolutnie nie przeszkadzało, gdyby zamiast Waśki, Constanze Kleiner pokazała Robakowskiego.
http://www.uo.uw.edu.pl/debata/dlaczego_glupiejemy
OdpowiedzUsuńDebata o ogłupianiu społeczeństwa z udziałem czołowych krajowych ogłupiaczy (Kutz, Lis, Materna), tym razem w roli "moralistów"...
Czołem chłopaki i dziewczyny!
OdpowiedzUsuńogłaszam koniec wakacji!
Jachty zacumowane,deski windsurfingowe schowane!
Tylko znowu kawior ma być droższy... :(
-Co tu w kraju słychać? podobno jest zajebiście? wiem bo w TV Pan Donald tak mówił... :)
czuwaj!
http://wyborcza.pl/1,75475,14671156,Katastrofa_finansowa_Centrum_Sztuki_Wspolczesnej_.html
OdpowiedzUsuńGazeta Wyborcza informuje o problemach CSW z dyrektorem Fabio Cavallucci. Ponoć w sierpniu poinformował on pracowników, że budżet placówki (tegoroczna dotacja państwa dla CSW wynosi ok. 15 mln zł) jest już prawie wyczerpany i trzeba odwoływać zaplanowane wcześniej wydarzenia, wycofywać się z podpisanych umów. Na razie, oficjalnie (jedynie na antenie Radia TOK FM) dyrektor utrzymuje, że ludzie z zagranicy mówią mu, że robi tu dobrą robotę, a jego jedynym problemem jest jego komunikacja z pracownikami.
Natomiast związkowcy alarmują: "CSW ponosi ogromne straty finansowe wynikające ze złego zarządzania, braku planowania (zamawianie usług, kupowanie materiałów czy biletów lotniczych w ostatniej chwili po o wiele wyższych cenach), ciągłego zmieniania decyzji w wyniku tzw. ręcznego sterowania, co skutkuje marnotrawieniem pieniędzy. (…) CSW musiało oddać jedną z zeszłorocznych dotacji od miasta, bo wydano ją niezgodnie z przeznaczeniem. Inna dotacja - już przyznane dofinansowanie na interdyscyplinarny festiwal Rozdroże - musiała zostać w dużej części zwrócona, bo dyrektor znacznie zredukował zadeklarowany wcześniej wkład własny. Pieniądze z ministerstwa przepadły, budżet festiwalu spadł o połowę.”
Zarzucając Cavallucciemu niegospodarczość związkowcy przypominają np. to, że przy projektach realizowanych osobiście przez dyrektora "na porządku dziennym jest przekraczanie pierwotnie założonych kosztów nawet o 100 proc. i więcej". Podają przykład trwającej właśnie wystawy "British British Polish Polish", której pierwotny budżet wynosił 400 tys. zł. Ostatecznie kosztowała ona ponad 1 mln zł.
Podejrzane jest również utrzymywanie przez dyrektora z pieniędzy placówki „włoskiej specjalistki do promocji”, „która otrzymała wysoką jak na CSW pensję, służbowe mieszkanie i dla której na życzenie kupowane są bilety na samolot do Mediolanu i z powrotem”.
Związkowcy wysłali do Cavallucciego pismo z prośbą o spotkanie i wyjaśnienie sytuacji w CSW już 16 września - do dziś nie dostali na nie odpowiedzi.
Podejrzewam, że to właśnie argument "utrzymywania włoskiej specjalistki do promocji", ostatecznie rozjuszył towarzystwo z CSW. Pozostałe punkty: marnotrawienia środków, przepłacania, zawyżania etc. to jest stały repertuar tego typu instytucji, podobno, sztuki. I jest do przyjęcia pod warunkiem, że gratyfikowani są NASI lub MY. A tu się najwyraźniej okazało, że z tych 15 baniek nic ponad to, co ustawa przewiduje nie da się wyrwać. I kłopot gotowy. Ciekawe na co naiwni liczyli, wiedząc jak kol. Cavalucci gospodarował w Trento (patrz: mój post Fabio sbocciato) . Zawsze mówiłem i pisałem, że tu nic nie pomoże rozdzieranie szat tylko skuteczny księgowy-szczególarz.
OdpowiedzUsuń