26 paź 2011

Sienicki o ...Sobie

                                        



Sienicki o Sobie. Taki, dość przewrotny tytuł, nadała szefowa galerii Milano, Elżbieta Kochanek, wczoraj otwartej, ultraskromnej wystawie prac Jacka Sienickiego. Przewrotny, bo każdy kto znał Sienickiego wie, że akurat "o Sobie", ten malarz, z reguły nie mówił wcale albo nader rzadko. Wychodził z rozsądnego i dzisiaj zupełnie zapomnianego założenia, że o malarzu najpełniej świadczą najzwyklejsze, malarskie fakty a nie, nawet najefektowniejsza, szermierka zręcznych sformułowań. Malarskie fakty czyli obrazy. Tych obrazów, albo trafniej obrazków, jest w Milano kilkanaście. Wszystkie z najprostszego "nurtu", na granicy malarskich "odpadów". Tę granicę Sienicki najbardziej cenił i ustalił słynnym zdaniem: obraz nie musi być udany, żeby był piękny, jak ...życie. Ale musi zawierać wszystko to,  co jest ważne, jak ...życie.

Mówił też, że: obraz może powstać i w 15 minut, byleby zawierał właściwe kontrasty. Pozostanie Jego zagadką, jak zdołał pomieścić te kontrasty, jeżeli spektrum wolnego na nie miejsca zostawił między szarym a szarym, między dwoma czerniami albo między zgaszoną zielenią, a oliwkowym ugrem. Patrzymy na niewielkie, ciche monochromy Sienickiego z "otwartą gębą" główkując, jak powiązać to ze spektaklem dzisiejszych sztuk wizualnych, wrzaskiem i zgrzytem kolorowej miazgi festiwali nowej sztuki, z tymi, wszystkimi "działaniami", "manifestami sztuk stosowanych", "sposobami na nowoczesność", "przepisami na adekwatność", do tego w skali i wyrazie przeciętnego semafora. Otwierająca wczoraj wystawę, właścicielka Milano, patrząc z perspektywy niemal ćwierćwiecza aktywności swojej galerii, przypomniała moment, w którym, mieszkający nieopodal Jacek Sienicki, pojawił się u niej po raz pierwszy. "Od progu ujął mnie swoją prostotą i klasą, zupełnie nieczuły na pieniądze, sukces i tzw. karierę. Zainteresowany był dialogiem, otwarty, uważny i pełen szacunku. Z dystansem do spraw, nie do ludzi".

Jaki to kontrast, pomyślałem, do wiecznie nabzdyczonej, "ważnej", "jedynie ważnej" i "najważniejszej", dzisiejszej braci artystyczno-kuratorskiej na ważnych etatach. Nafaszerowanej sukcesem z publicznych grantów i sytych nieswoich możliwości. Jaki to kontrast, między zatopionym po uszy w dziesiątkach lat malarskiej roboty i do końca PEŁNYM WĄTPLIWOŚCI malarzem, a tymi wszystkimi z "wielkim, międzynarodowym dorobkiem", z eksplodującym talentem i całkowitym brakiem elementarnych wątpliwości. W takim razie, ja też ich nie mam i powiem tak: dzisiaj, 11 lat po śmierci Jacka Sienickiego, malarza z Saskiej Kępy, najbardziej warszawskiego z polskich malarzy, Jego retrospektywy  w Warszawie nie będzie. Ci, którzy do niej nie dopuszczą, dobrze wiedzą, że byłaby ona ostatecznym dmuchnięciem, w ten napompowany do granic przyzwoitości balon resortu współczesnej, polskiej kultury.

W skromnej Milano, Sienicki skromnie więc sam szepce "o sobie". Bo kto, niby, miałby coś sensownego i zdecydowanie mniej skromnego O NIM, nam dzisiaj wykrzyczeć?

repr. Jacek Sienicki, Kwiat, 1996, ol./pł. 46 x 55 cm

52 komentarze:

  1. Anonimowy03:27:00

    Rozumiem, że retrospektywy Sienickiego nie będzie w którejś z publicznych galerii czy muzeum. Zgadzam się, w panujących tam standardach Sienicki jest "tylko" malarzem a malarzom już dawno tam podziękowano. Jeszcze jakiś czas to potrwa, jeszcze się tam jakiś czas popławią w amatorskich filmikach o dupie Maryni, by panie Reiter z Jarecką mogły się wyprodukować "o sztuce zaangażowanej" we wszystko oprócz sztuki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dorota Jarecka jak chce, to potrafi napisać też co nieco o malarzach. Pod warunkiem jednak, że wcześniej zobaczy ich obrazki w zbiorach Tate Modern, jak ostatnio prackę żony Kota Jeleńskiego, Leonor Fini. Wtedy nawet na takie jak jej, surrealizujące kotosfinksy, od dekad zdecydowanie passe, potrafi spojrzeć przychylnym okiem. Czyli najpierw jakiś byle ziutek z Tate musi jej popowiedzieć, bo sama z siebie niespecjalnie teges.
    Przypomina to moment przed wystawą Triumph of painting Saatchi'ego. Wszystkie te nasze pańcie już zaczęły ostatecznie grzebać malarstwo ale przyszedł, panie, gość od londyńskiej reklamy i jedną wystawką naprostował im perspektywę. A jak jeszcze dokooptował "naszego" do swojego zestawu "ważnych", to już w ogóle mokro pod klawiszem.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja i bym sobie nawet taką Paprotkę strzelił,ale mi trochę brakuje (znaczy nie sztymuje w kasie... ;) )
    ale ta Leonor to i nawet przy Sasnalu nie wydaje się taka zła...

    OdpowiedzUsuń
  4. Z malarstwem jest pół biedy jak komuś "nie sztymuje na kasie". Niech sie Pan nie przejmuje tym brakiem, bo niejeden nie strzeliłby sobie takiej paprotki, bo mu "nie sztymuje na synapsach". I mu nie zasztymuje, gdy nie sięgnie do lektur obowiązkowych czyli bibliografii rzeczonej paprotki w domyśle. Ot, na początek shortlista:
    1. Andre Marfaign
    2. Ennio Morlotti
    3. Giorgio Morandi
    4. William Scott
    5. Mario Sironi
    6. Nicolas de Stael
    a choćby i -na koniec- Nacht, dla ułatwienia Samborski. Pozdr..

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy01:14:00

    Film Żmijewskiego zdjęty z wystawy w Berlinie


    http://www.rp.pl/artykul/28,740864-Polski-film-zdjety-z-wystawy.html

    http://wyborcza.pl/1,75475,10550488,Polski_film_zdjety_z_wystawy_w_Berlinie.html

    OdpowiedzUsuń
  6. http://izrael.org.il/opinie/1730-porno-w-komorze-gazowej-w-berlinie.html
    -również uprzejmie donoszę... :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No, to mamy problem, bo:
    1. Jestem zdania, podobnie jak portal wskazany przez gościa niedzielnego, że "Scenariusz tego grającego na najniższych instynktach filmu jest banalnie prosty: nagie kobiety i nadzy mężczyźni radośnie biegają po komorze gazowej śmiejąc się od ucha do ucha. Męskie genitalia podskakują, a kamera pokazuje je z lubością...
    Można odnieść wrażenie, że dla Żmijewskiego Żydzi są wyłącznie atrakcyjnym tworzywem i trampoliną do kariery budowanej skandalami".

    2. Ale też zgadzam się z tym, co Żmijewski powiedział w Krytyce Politycznej:

    "Zaczyna się trzeci tydzień izraelskiej operacji militarnej „Płynny Ołów” w Gazie. Media z uporem nazywają ją „wojną”, choć w tej sytuacji nie mamy do czynienia z „wojną”, bo Izraelczycy nie mają przeciwnika. Asymetria sił jest tak wielka, że należy raczej mówić o planowym niszczeniu celów w Gazie i eksterminacji jej ludności –  w zasadzie bez znaczącego oporu ze strony palestyńskich formacji zbrojnych. Zawsze, gdy słyszę eksponowane przez media opinie zachodniego świata o wojnie z terroryzmem, o państwach bandyckich, gdy słyszę izraelskie media nazywające Hamas organizacją terrorystyczną i gdy widzę skalę zniszczenia i śmierci powodowanych przez np. izraelskie „działania obronne” – pytam siebie: kto naprawdę jest terrorystą i zbrodniarzem?".

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy02:02:00

    Można zrozumieć Żmijewskiego, że w kontekście takiej hipokryzji nie chce zajmować się rzeźbą i abstrakcją sztuki.

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy02:18:00

    Typ reakcji wybranej przez Żmijewskiego jest w istocie wyborem jej brutalizacji. Żmijewski nie wierzy w skuteczność aluzyjności sztuki wobec dobitnych faktów życia. OK. To jest czytelne i jak najbardziej uprawnione. Wątpliwości budzi natomiast upieranie się Żmijewskiego, by z takim założeniem, jednak bezpiecznie się realizować w sztuce a nie np. w wojskowości.

    OdpowiedzUsuń
  10. cyt: ,,Wątpliwości budzi natomiast upieranie się Żmijewskiego, by z takim założeniem, jednak bezpiecznie się realizować w sztuce a nie np. w wojskowości.,,
    ---------------------------------------------
    no a co z Afryką,Tybetem ,Aborygenami,Eskimosami,co z Laosem i Amazonią?
    tam jest tyle roboty zrobienia,że zamiast w Berlinie się kisić można te studnie tam kopać i te muszki biednym,głodnym dzieciom wydłubywać z ust i ocząt...wiem ,bo widziałem w TV.... :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Żmijewski swoją pracą oficjalnie odwołuje się do Holokaustu. I dla mnie dziwnym nie jest, że komuś nie przypadło do gustu epatowanie golizną i żartem pod szyldem ludobójstwa.
    Należy zadać sobie pytanie, czy użycie w tym przypadku groteskowej formuły było uzasadnione? Czy dzięki niej wiedza o pogromie zyskała jakiś nowy, godny uwagi wymiar refleksji, który usprawiedliwiłaby takie autorskie widzimisię? Ano moim zdaniem nie! I dla tego ten film ma prawo wzbudzać niechęć tych, którzy dbają o pamięć tej tragedii.
    W katalogu z wystawy wspomniano, że autor zamierzał tym dziełem zafundować komuś terapię mającą na celu przezwyciężenie traumatycznych przeżyć. Tylko kto miałaby być obiektem tych rzekomo psychoterapeutycznych zabiegów?
    Ci którzy przeżyli Holokaust na własnej skórze odbiorą to jako kpinę.
    Ci którzy mają wiedzę o ogromie zbrodni, ale których ona nie dotknęła osobiście, nie muszą „przeżywać” jej w przenośni by przezwyciężyć jakieś traumatyczne przeżycia. Niektórzy z pełną świadomością kultywują obraz dramatu, ku pamięci i przestrodze kolejnych pokoleń. I to właśnie dla wielu spośród nich praca Żmijewskiego będzie miała szczególnie bolesne znamiona bezcelowego trywializowania powagi problemu - może wzbudzać niesmak czy oburzenie.
    Zaś nieobeznani z tematem - ci nieskalani wiedzą o Holokauście, lub niemający do niego emocjonalnego stosunku - po obejrzeniu materiału odbiorą przekaz jedynie na płaszczyźnie skojarzeń z bezpośrednio przedstawioną sceną. W jednych golasy biegające po „piwnicy” absurdalnością sytuacji wzbudzą lekkie zdziwienie, w innych rozbawienie.
    I na tym koniec terapii.

    OdpowiedzUsuń
  12. Anonimowy09:24:00

    Żmijewski woli uprawiać wojskowość w sztuce, filozofię w sztuce i socjologię w sztuce. Bo jak -nieopatrznie- zdarzyło mu się raz uprawiać socjologię wśród socjologów, to skończyło się to jego sromotną kompromitacją.

    OdpowiedzUsuń
  13. Do Zbyszka: Ależ tak, bardzo rozsądna analiza, skupiająca sie na adresacie, w przypadku Berka Żmijewskiego, na braku adresata. To negliżuje każdą hochsztaplerkę. Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  14. Anonimowy13:12:00

    Eee... tam chopy, wy się na rzeczy nie znata!

    Z samej Gazety Wybornej Waćpani Jarecka, co to obyta jest we wszelakie sztuki nowoczesnej arkana, ma o tym filmie insze mniemanie! Otóż film ten należy „do bardzo ważnego we współczesnej sztuce nurtu mówiącego o wojennej traumie i o traumie jednostki, która nie może się pogodzić ze śmiercią milionów ludzi w Holocauście. A także z własnym komfortem urodzenia się po wojnie, z własnym bezpiecznym dystansem wobec historycznej rzeczywistości”.

    A wy huncwoty psy wieszata, a sensu nie widzita!

    „Jaki to wszystko ma sens? Przecież nie chodzi tu o wyśmianie ofiar czy pomniejszenie ich cierpienia. Przeciwnie - to kolejny krok po wstrząsających rzeźbach Aliny Szapocznikow i rysunkach Władysława Strzemińskiego, filmach Mirosława Bałki i obrazach Luca Tuymansa w kierunku konfrontacji z zagładą, planowanym bezwzględnym projektem unicestwienia milionów istnień. "Berek" może być nie do zniesienia, może nawet oburzać. Ale właśnie ma być nie do zniesienia. Ma oburzać. To, co się dzieje w tym filmie i co się dzieje z widzem tego filmu, jest bowiem dokładnie na przeciwległym biegunie do tego, czego doświadcza np. wycieczka w muzeum - obozie zagłady - w zorganizowanym, ułatwionym przeżyciu traumatycznej historii”.

    Konfrontować się chopy nie umita i tyle wam powiem!
    A Pan Panie Biernacki i Pan Panie Niedzielny to już w szczególności jesteśta uparte psubraty, co to artystycznego geniuszu Czcigodnego Żmijewskiego zmiarkować nie mogą. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. no jak to czytałem to się śmieję do teraz...
    np.:
    Czarny owal-Symbol Holokaustu
    Jaki to wszystko ma sens? Przecież nie chodzi tu o wyśmianie ofiar czy pomniejszenie ich cierpienia. Przeciwnie - to kolejny krok po wstrząsających rzeźbach Aliny Szapocznikow i rysunkach Władysława Strzemińskiego, filmach Mirosława Bałki i obrazach Luca Tuymansa w kierunku konfrontacji z zagładą, planowanym bezwzględnym projektem unicestwienia milionów istnień. Czarny owal może być nie do zniesienia, może nawet oburzać. Ale właśnie ma być nie do zniesienia. Ma oburzać. To, co się dzieje z Czarny owalem i co się dzieje z widzem tego obrazu, jest bowiem dokładnie na przeciwległym biegunie do tego, czego doświadcza np. wycieczka w muzeum - obozie zagłady - w zorganizowanym, ułatwionym przeżyciu traumatycznej historii.
    -------------------------------------------
    i czyż nie pięknie to brzmi??? ;)

    PS.
    przy okazji zapraszam Studio BWA, ul.Ruska 46a Wrocław 4 listopad od 16 do 20 wstęp wyjątkowo wolny...

    OdpowiedzUsuń
  16. Skoro są "chopy" i "nie umita", to raczej powim zamiast powiem. Cusik ta gwaro naciungano! Zmiarkujta chopy że my som kole Łowica. Hej!

    OdpowiedzUsuń
  17. Anonimowy14:53:00

    Można zapytać Gościa Niedzielnego, co tam dokładniej będzie się działo tego 4 listopada? Bo po obejrzeniu tego materiału, aż strach teraz pójść do wrocławskich galerii. :)
    http://tv.rp.pl/video/Monika-Malkowska,Kultura/Milosc-do-sztuki-po-polsku

    OdpowiedzUsuń
  18. Anonimowy03:27:00

    Po przeczytaniu tego fragmentu o traumie jednostki, która nie może pogodzić się z własnym bezpiecznym dystansem wobec tamtej historycznej rzeczywistości, sam zacząłem odczuwać dyskomfort z powodu logicznego myślenia. Z tym pisaniem pani Jareckiej o sztuce jest trochę jak ze zrozumieniem niektórych kobiet. Co po uwzględnieniu płci pani Doroty wiele wyjaśnia. Skąd ja mam teraz biedny wiedzieć, czy pan Artur nie obraża, gdy obraża, choć twierdzi że nie?

    Gościu: Przednia parafraza tekstu pani Jareckiej. I jeszcze drobnostka: Ja tam na kwiatkach szczególnie się nie znam (no może z wyjątkiem kwiatków pewnej specyficznej rośliny, z której wyrabiam oczywiście podobrazia), ale ten z malowidła Sienickiego wygląda mi bardziej na fikus, niż paprotkę. Ciekawostka, fikus jest rośliną, która czasem lubi walnąć kielicha. Czego czwartego listopada Gościowi życzę w obfitości na wernisażu (jak się domyślam).


    Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  19. Intensywność z jaką komentujemy Żmijewskiego pod tekstem jednak o Sienickim, pokazuje że sztuka przy tych wszystkich socjo-holo-politycznych klimatach ma marne szanse przebicia

    OdpowiedzUsuń
  20. Anonimowy13:18:00

    Sienickiego można lubić albo nie natomiast Żmijewski wielu doprowadza po prostu do szału. Ale wydaje mi się ze pomału przekraczamy masę krytyczną i za czas jakiś powróci sztuka oparta na unikalności idei i warsztatu, której nie będzie mógł uprawiać każdy. Bo dzisiejszy prosumer czyli producent i konsument kultury w jednym ze swoim brakiem kompleksów i zapleczem technicznym (smartfon z kamerą full hd i aparatem 12 mpx) zaczyna artystom multimedialnym zabierać chleb i nierzadko robi to równie dobrze. Śledzę od jakiegoś roku rozmaite zagraniczne blogi o sztuce i mam wrażenie, że dziełka oparte na prostym rebusie, zgrywie, ("wernisaż" Chamczyk jest takiej pseudoinetelektualnej sztuki znakomitym przykładem) lub niszowym technologicznym patencie robi dzisiaj niemal każdy. A jutro wg statystyków ma urodzić się siedmiomiliardowy obywatel tej planety.
    Kiedyś fotografia to była wiedza tajemna, a dziś? Wracamy do dawnych technik, które umożliwiały zrobienie tylko jednej odbitki, bo to jedyny dowód na to, że nie użyto Photoshopa:)
    Nie wiem czy podobną sytuację będziemy mieli np. w malarstwie ale mam nadzieję że elitarność i wyjątkowość znów staną się istotnymi kryteriami w sztukach plastycznych.

    OdpowiedzUsuń
  21. Żmijewski i Sienicki pomimo wszelkich różnic, jadą na tym samym wózku: w jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z pewną OFERTĄ. Nasza minidyskusja, w cieniu oskarżeń wytoczonych przeze mnie w tekście "Sienicki o sobie",zdominowana przez informację o usunięciu z wystawy OBOK "Berka", informuje o przewadze "na dzisiaj" atrakcyjności tematu Żmijewskiego. Konstatuję to z niechęcią, bo ta atrakcyjność stwarza wyjątkowo podatne podglebie dla różnej maści macherów i pokusę by ją zdyskontować. Czego właśnie jesteśmy świadkami. A że miesza się przy okazji gówno z twarogiem, to już zupełnie inna bajka.

    OdpowiedzUsuń
  22. cyt:
    Można zapytać Gościa Niedzielnego, co tam dokładniej będzie się działo tego 4 listopada? Bo po obejrzeniu tego materiału, aż strach teraz pójść do wrocławskich galerii. :)
    http://tv.rp.pl/video/Monika-Malkowska,Kultura/Milosc-do-sztuki-po-polsku
    ----------------------------------------------
    dzięki za linka...
    no faktycznie ludziom odpierdala dokumentnie...
    faktycznie to nie wiem do końca co się będzie działo ,bo będą jeszcze inne osoby więc może być surrealistycznie :)
    -napewno będzie drut kolczasty i nie zawacham się go użyć... ;)
    ps.
    Panie Andrzeju...przecież wszyscy wiedzą ,że Sienicki jest zajebisty... :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Taaak? To sorry, bo nie załapałem...

    OdpowiedzUsuń
  24. Akcja Chamczyk we Wrocławiu, choć bezprawna nie jest pozbawiona sensu. Zmusza wizytujących prywatną galerię komercyjną do zostawienia pieniędzy, tak jak je wizytujacy zostawiają w galeriach publicznych o tym NIE WIEDZĄC. O tyle Chamczyk postępuje moralniej, bo za zostawione pieniądze oferuje konkret, podczas gdy w galeriach publicznych wizytujący za bezwiednie zostawione pieniądze (w podatkach) nie dostają NIC NA WYNOS.

    OdpowiedzUsuń
  25. Anonimowy14:36:00

    http://www.jaceksienicki.pl/

    1.
    Przeglądając internetową stronę poświęconą Sienickiemu moją uwagę przykuł wielokrotnie powracający motyw usychającego kwiatu.
    Wydaje mi się, że autor w ten sposób celowo chciał przywieść na myśl skojarzenia związane z przemijaniem, śmiercią, a może - ze wspomnianą w nocie o artyście – chorobą?
    Myśli Pan, Panie Andrzeju, że idę dobrym tropem skojarzeń?

    2.
    Obrazy przedstawiające widoki mają charakterystyczną cechę: Przedstawiona na nich przestrzeń obserwowana jest zazwyczaj z wnętrza jakiegoś pomieszczenia. Tak jakby twórca był ograniczony jedynie do tego, co może zobaczyć przez okno. Gdy patrzymy z góry (prawdopodobnie z poddasza) na dachy i ściany sąsiadujących z domem artysty kamienic, czasem ich widok obramowany jest dosłownie framugą. A czasem o fakcie patrzenia nań przez otwór okienny informuje tylko ciasny kadr prezentujący fragmentaryczne, wąskie pole widzenia.
    Z czego to mogło wynikać? Czy po prostu artysta lubił malować to co miał za oknem i mu to wystarczało? Czy może przyczyna leżała zupełnie w czym innym?

    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  26. Sienicki mawiał, że malarz maluje całym sobą a więc swoimi chorobami i kompleksami też (a może przede wszystkim). Pomimo tego, sądzę, że malując na wpół zwiędły kwiat, czaszkę zwierzęcą czy kawałek gnijącego mięsa, nie myślał wprost TEMATEM przemijania, tylko FORMĄ z właściwym tym motywom stopniem jej emocji. Więcej, nawet gdy w l.60 malował ściany zburzonych, warszawskich domów czy rozstrzelania, także nie kierował się TEMATEM WPROST (sam wybór tematu nie jest przecież żadnym osiągnięciem), tylko TREŚCIĄ, która wyniknie z "właściwie" potraktowanej FORMY. Na drzwiach szafy swojej pracowni miał przyczepioną kartkę z myślą Flauberta: Z FORMY RODZI SIĘ TREŚĆ". Ta TREŚĆ mogła być w efekcie czymś całkiem odległym od treści sugerowanych a priori przez TEMAT. Takie stanowisko różni go diametralnie od łopatologii dzisiejszego socjo-holo.

    OdpowiedzUsuń
  27. i Tego się trzymajmy... :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Artysta lubił malować to co miał za oknem i w ogóle to, co miał przed nosem. Niczego nie wymyślał i nie przekładał na modny greps malarski, manierę na czasie. Ustawicznie walczył z rutyną, z "receptą" na obraz. Wolno ale sukcesywnie powiększał "stan posiadania", chodziło mu właśnie o ZOBACZENIE a w efekcie o PRZEKROCZENIE: tonu, smaczków, przyzwyczajeń, dobrego wychowania, przepisów.
    Malarstwo poszło w przeciwną stronę. Króluje właśnie recepta: wcierka, fotka, cieniutko, publicystyka i udawanko miluśkiego prostaka. Wedle wzoru: najpierw slajdzik, potem coś tam coś tam, a na koniec oj tam, oj tam! Potem wjeżdża armada mądrali by okrasić ceratę Agambenem, Derridą, Baudrillard'em, De Duve'm, Faucoult, Lyotard'em, Deleuze'm, Badiou i -naturalnie- Żiżkiem, słowem filozofią sztuki. Czyli czymś, co -jak powiedział Jorg Heiser- dalekim od filozofii i jeszcze dalszym od sztuki

    OdpowiedzUsuń
  29. Anonimowy01:01:00

    Rany gościa(niedzielnego). Pan to wszystko przeczytał?

    OdpowiedzUsuń
  30. Anonimowy05:29:00

    W pełni zgadzam się z Panem, że w przypadku malarstwa tylko z „właściwie” potraktowanej FORMY, wyniknąć może TREŚĆ godna uwagi miłośnika sztuk plastycznych!

    Nie bardzo jednak rozumiem, czym dla Pana jest „myślenie wprost TEMATEM przemijania” i, co dokładnie kryje się za zwrotem „myślał FORMĄ z właściwym tym motywom stopniem jej emocji”?

    Zastanawiam się, dlaczego jedno miałoby wykluczać drugie?
    Czemu „myślenie FORMĄ z właściwym motywom stopniem jej emocji” ma nie współgrać z myśleniem o TEMACIE?

    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  31. Myślenie wprost tematem(każdym tematem, w tym przemijania)w sztukach wizualnych kończy się zwykle krępujący banał i nachalna publicystyka (która umiejętności malarza nie potrzebuje). Przykład: obiektywnie "niepoważne" domki i ludziki Nikifora, czujnemu plastycznie więcej powiedzą na temat egzystencji, kondycji i przemijania, niż śmiertelnie poważne ale plastycznie ze sztancy ludziki lego Libery. Owszem, ślepi na formę ale wpływowi: dziennikarz (specjalista od sensacji) z kuratorem pospołu (zwłaszcza po Agambenie) będą leżeli plackiem przed Liberą, ale po każdym, wrażliwym na formę i logikę jej następstw, to, obozowe lego bez "celowej" formy, spłwa jak po kaczce. Zwykła inwersja tematu, nawet jeśli tak bezczelna (jak u Libery obóz wśród zabawek, czy u Żmijewskiego: zabawa(berek) wśród obozowych ścian), to zdecydowanie ZA MAŁO i ZA ŁATWO jak na działanie artystyczne.

    Sienicki wybierał swoje "tematy" czy "motywy" (czaszki, mięso, suchy badyl), nie ze względu na zawarte w nich treści eschatologiczne, które, przeniesione na płótno "załatwią" mu "bez dodatkowej roboty" zawartość np. filozoficzną czy socjologiczną jego dzieła. On wybierał obiekty do malowania ze względu na wysoki stopień emocji ich formy (unurzanej w dramatycznych kontrastach), bardzo przydatny w malarskim opracowaniu wizerunku. Świadome wzmacnianie lub osłabianie zauważonych w naturze (a nie wywiedzionych z rutyny) kontrastów + zdarzający się szczęśliwy traf, pozwalały uzyskać "trzecią" jakość czyli nieprzewidziane treści. Jego gnijące mięsa choć publicystycznie odrażające, plastycznie potrafiły być piękne. I to właśnie, wydobywanie nieoczekiwanych sensów, stanowiło o artystycznej jakości jego roboty plastycznej.

    Jedno nie wyklucza drugiego: myślenie FORMĄ może współgrać z myśleniem o TEMACIE. U Sienickiego często tak jest. Ale jego celem nadrzędnym było takie opracowanie formy, by za jej sprawą nastąpiło PRZEKROCZENIE zasięgu zakreślonego przez TEMAT. Sienicki brnął przez "odpady", malarską harówkę "By zarzucić głębiej sieć", jak mawiał.

    OdpowiedzUsuń
  32. na początku powinno być "kończy zwykle" bez "się".

    OdpowiedzUsuń
  33. Pana Liberę Szanownego jednak będę bronił własną piersią niczym niejaki Rejtan...
    -a co mi tam szkodzi ... ;)

    OdpowiedzUsuń
  34. Tym się różnimy, że ja podaję argumenty(cyt. jeden z nich:"Zwykła inwersja tematu, nawet jeśli tak bezczelna").

    OdpowiedzUsuń
  35. Anonimowy12:34:00

    Tragikomedia „Sprzątaczka zniszczyła dzieło sztuki warte 800 tys. euro”
    http://wyborcza.pl/1,75248,10590889,Sprzataczka_zniszczyla_dzielo_sztuki_warte_800_tys_.html
    :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Tego typu informacje często pojawiają się po różnych gazetach, bo cwane redakcje liczą na łatwy efekt:
    1. Sensacja zawsze się świetnie sprzedaje
    2. Jest to informacja, że publiczne instytucje trwonią kasę na gówno - czyli chodzi o kryptomobilizację świętego oburzenia ciemnogrodu, który nie rozumie wspaniałej, "współczesnej sztuki"
    3. Sama redakcja ma okazję się zdystansować i zamanifestować swoją postępowość i jasne oświecenie: patrzta ludzista jaka głupiutka ta gęś ze ścierką.

    Sam Kippenberger, jeśli miał resztki poczucia nieudawanego humoru, powinien się cieszyć w grobie, że jego prowokacja się ostatecznie udała. Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  37. Anonimowy14:51:00

    Demontaż. Sprzątaczka z Museum am Ostwall w Dortmundzie wyprzedziła wydarzenia w sztuce o kilkadziesiąt lat w przyszłość. Tak zwana Neo-Neo-Dadaistka. Fantastycznie!!!

    OdpowiedzUsuń
  38. Większość z tych, co naiwnie za Beuys'em uwierzyli, że każdy jest artystą, pomyliła pojęcie ryzyka w sztuce, które powinno zawierać się W CZUJNYM DRĄŻENIU ZOBACZONEGO a nie W MNOŻENIU DZIWACTW Z KSIĘŻYCA.
    W efekcie zostaną załatwieni albo przez zwabione bajzlem sprzątaczki albo przez zwabionych łatwizną fałszerzy.

    OdpowiedzUsuń
  39. cyt: Tragikomedia „Sprzątaczka zniszczyła dzieło sztuki warte 800 tys. euro”
    -------------------------------------
    ...Zygmunt Bączyk , zaopatrzeniowiec z gminnej spółdzielni w Sulęcinie, desperacko poszukuje trylinek do kombajnu ...(Nie lubię poniedziałku)
    -bo Niemcy nie oglądają polskich filmów i są tego skutki...

    OdpowiedzUsuń
  40. Mentalność sporej liczby polskich kuratorów i ich podopiecznych jest już bardzo blisko ideału: na rubieżach mentalności zaopatrzeniowca z Sulęcina.

    OdpowiedzUsuń
  41. Anonimowy04:42:00

    Ano, w większości przypadków taki właśnie jest ten nasz głównonurtowy artystyczny światek - pospolita „NEPOTERIA”* i tyle!


    * określenie powstałe z połączenia wyrazów: „nepotyzm” i „koteria” :)

    OdpowiedzUsuń
  42. Anonimowy00:05:00

    Nepoteria i owszem, ale wszystkiego się nią nie wytłumaczy. Dlatego zastanawiam się, jaki bajer pod szyldem sztuki trzeba wstawić, jaki osiągnąć poziom tego bajeru, by skłonić urzędnika (muzealnego czy ministerialnego) do wydania setek tysięcy euro na krzywy płotek i gumową miskę i jeszcze do tego brudną?

    OdpowiedzUsuń
  43. Anonimowy08:30:00

    Maść żmijowa, czyli środek zapobiegawczy przy urazach


    Przeczytałem na stronie „The Krasnals” Pana syntezę tekstu Pawła Leszkowicza. Zachęcony pierwszym i wziąwszy sobie do serca szczególnie dziewiąte przykazanie przyjrzałem się bliżej „Berkowi” Żmijewskiego. Pomocny okazał się też blog „Strasznasztuka2” - prowadzony przez autorkę książki „Ciało i władza” (wspomnianej przez p. Pawła) - tam znalazłem komentarz odnoszący się do dzieła p. Artura. Zacznę od tego tekstu, gdyż jest on dla mnie modelowym wręcz przykładem pewnej postawy, popularnej wśród krytyków przy omawianiu filmu Żmijewskiego, charakteryzującej się tym, że krytyk doszukuje się w chaotycznym przekazie „Berka” jakiegoś bliżej nieokreślonego remedium, na bliżej nieokreślone bolączki psychiki miłośnika sztuki. Pani Kowalczyk tak to widzi:

    „Ukazani ludzie gonią się, uciekają, ale w zasadzie kręcą się jedynie w kółko, nie są w stanie wydostać się na zewnątrz, uciec z tej sytuacji. Być może chodzi przede wszystkim o wskazanie, że my sami nie jesteśmy w stanie uciec od naszych historycznych wyobrażeń, te zaś produkowane są przez kulturę. Z jednej strony to, co najbardziej okrutne, niemożliwe do uniesienia przez wyobraźnię stawia nam opór (pytanie o to, co działo się w komorach gazowych), ale z drugiej – to miejsce oporu zostaje wypełnione przez kulturowe symulacje (wyobrażenia z filmów takich jak Lista Schindlera). Możliwe, że Żmijewski dotarł do tego miejsca oporu wyznaczonego przez naszą wyobraźnię.”

    Ciekawy fragment, z którego wynika, że w psychice współczesnego człowieka zachodzi taki oto proces: Z jednej strony to, co najbardziej okrutne, niemożliwe do uniesienia przez wyobraźnię stawia opór umysłowi. Ale z drugiej, to miejsce oporu zostaje wypełnione przez kulturowe symulacje (wyobrażenia z filmów takich jak Lista Schindlera). Co w efekcie daje wyparcie prawdziwego obrazu tragedii i zastąpienie go przez kulturowe symulacje pochodzące np. z fabularnych projekcji. Na szczęście w życiu współczesnego człowieka pojawia się Żmijewski (ze swoim filmem) i tylko sobie znanym sposobem dociera do tego miejsca oporu wyznaczonego przez wyobraźnię! Jak to czyni i co z tego wynika? Tego z wywodu p. Izy już się nie dowiemy. Tak jak nie dowiemy się: Czemu nagusy grające w berka, w pomieszczeniu przypominającym piwnice (nawet gdy jest ona byłą komorą gazową), maja symbolizować akurat współcześnie żyjących? Czemu wyobraźnia współcześnie żyjącego Polaka ma mieć problem z uniesieniem prawdy o Zagładzie? A jeśli nawet taki problem ma, to jak za pomocą „Berka” ma go niby „przepracować”? I dlaczego „Berek” ma okazać się niby lepszą symulacją kulturową od symulacji Spielberga, wszak obraz Holokaustu pokazany przez p. Stevena, jest bliższy prawdy, niż ten z filmu p. Artura?

    OdpowiedzUsuń
  44. Anonimowy08:34:00

    Jak widać teoria p. Izy nie klei się, tak jak nie klei się przekaz „Berka”, jeżeli patrzeć na niego jedynie przez pryzmat tematu „Holokaust”.
    Jeżeli ktoś pod tym kątem szuka w filmie kluczy - co to mu objawią celowy plan dzieła – to się srogo zawiedzie. Bo film ten jest bałaganem, chaotycznym działaniem w dekoracjach tematu, a nie planową konstrukcją na temat. Żmijewski uczynił z tematu wór, do którego postanowił wrzucić: coś względnie szokującego i coś co by go fascynowało podczas realizacji. Wybór padł na ulubiona metodę, czyli podglądanie nagich, niedoskonałych ciał i stawianie ich właścicieli w jakiejś żenującej sytuacji, nad którą on demiurg ma reżyserską władzę. Tę metodę artysta przećwiczył w wielu wariantach np. eksperymentował z nagimi niepełnosprawnymi – a później – z nagimi wojakami. Więc zanim obejrzałem „Berka” (przyznam grubo po premierze), a usłyszałem, że jest taki film Żmijewskiego, co to jego akcja dzieje się w obozie koncentracyjnym, z marszu stawiałem na to, że uczestników tego projektu zobaczę w nim nagich.

    Krytycy rozpisują się, że film ten jest istotnym głosem w polskiej sztuce współczesnej poruszającym kwestię Zagłady. I sam autor deklaruje, że jego tematem jest „Holokaust”. Gdyby jednak praca nie była opatrzona adnotacją, że dotyczy tego tragicznego zagadnienia, mało kto w zetknięciu się z jej przekazem doszedłby do wniosku, że tak się rzeczy mają. W wymowie emocjonalnej i znaczeniowej, tego rzekomo metaforycznego obrazu, trudno bowiem doszukać się analogii do faktów mających związek z tamtymi historycznymi wydarzeniami. Odczuwanie przez uczestników obu sytuacji wstydu z powodu nagości, to trochę za mało, by na bazie tego zbudować pomost skojarzeń z prawdą o tragedii i nawiązać do niej w istotny sposób. Zaś podobieństwo miejsca akcji (sceneria) i nagość uczestników inscenizacji (w tym przypadku brak ubioru można odbierać za rodzaj odpowiedniego kostiumu do roli) jest jedynie powierzchownym odniesieniem do tematu – prostym zabiegiem scenograficznym. Którego i tak nie rozszyfruje widz, nim nie zapozna się z didaskaliami.

    W takiej sytuacji temat „Holokaust” zostaje sprowadzony do funkcji ozdobnego opakowania, które z zawartością ma niewiele wspólnego. Ale to właśnie dzięki takiemu zabiegowi konfekcjonowania, nasz artystyczny wyrób ma możliwość znalezienia się w galeriach całej Europy!


    Źródła:
    1.
    http://the-krasnals.blogspot.com/2011/11/dlaczego-arte-holo-nie-protestuje-wobec.html#comments
    2.
    http://www.obieg.pl/teksty/5766
    3.
    http://strasznasztuka.blox.pl/2011/10/Cenzura-w-Martin-Gropius-Bau.html#ListaKomentarzy

    OdpowiedzUsuń
  45. Anonimowy10:53:00

    TVP Kultura zaprasza na specjalne wydanie programu "Studio Kultura Rozmowy". Już jutro o godzinie 20.05 (11.11.11).

    Wśród tematów:
    - ocena dokonań ministra Zdrojewskiego
    - rozważania na temat 1% z budżetu państwa na kulturę
    - wizja rozwoju kultury na najbliższe 4 lata

    Gospodynią spotkania będzie Katarzyna Janowska, a jej gośćmi: Bogdan Zdrojewski, Anda Rottenberg, Edwin Bendyk, Magdalena Sroka. W loży publicystów zasiądą: Jacek Cieślak, Roman Pawłowski, Agata Szczęśniak.

    OdpowiedzUsuń
  46. Anonimowy12:40:00

    Bardzo dziękuję Anonimowemu i Zbyszkowi Opryszkowi za rzeczowe analizy pseudosztuki Żmijewskiego. Od dawna nosiłem się z zamiarem napisania czegoś takiego ale za każdym razem zalewała mnie taka fala niechęci do tych manipulacji że jakoś nie mogłem się zebrać. Popieram w 200%.

    OdpowiedzUsuń
  47. Anonimowy05:22:00

    zastawiłam swoje życie za obiad w piątek 11. i nikt nie przyszedł.

    OdpowiedzUsuń
  48. Anonimowy06:21:00

    sernik dla Jana
    pieczarki dla Andrzeja
    kisiel dla Michala
    .............

    OdpowiedzUsuń
  49. Andrzej Biernacki10:45:00

    Nie lubię pieczarek (po 50). Andrzej

    OdpowiedzUsuń