10 paź 2017

Full Harmonia. Malarstwo Andrzeja Biernackiego w Filharmonii Szczecińskiej




W środę, 18 października 2017 r. o godz. 19.00 w  Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie - Galeria Poziom 4, nastąpiło otwarcie wystawy malarstwa Andrzeja Biernackiego.



 Rozkładówka okładki katalogu wystawy Full Harmonia


Zapraszam z satysfakcją i tremą, bo bezpośrednie mierzenie się z tej skali i klasy obiektem, uznanym za najlepszy w Polsce (w plebiscycie BRYŁA ROKU 2014) i za najlepszy w Europie(główna nagroda Unii Europejskiej im. Mies van der Rohe 2015. Projekt hiszpańskiej pracowni Estudio Barozzi Veiga we współpracy ze Studio A4, pokonał 420 innych obiektów z 36 krajów europejskich. W finałowej piątce prócz gmachu ze Szczecina znalazły się budynki z Wielkiej Brytanii, Danii, Niemiec i Włoch.), dla malarza jest przedsięwzięciem niezwykle pociągającym choć mocno ryzykownym. Teoretycznie, rozległe, białe przestrzenie wnętrz filharmonii, samopodstawiajace się jako tło, powinny grać na korzyść dowolnej treści wypełnienia, ale w praktyce bywa różnie. Ryzyko rośnie, gdy kanwę propozycji dodatkowo tam prezentowanej, stanowi czynnik estetyczny.





Full Harmonia, jako parafraza nazwy Filharmonia, a także jako tytuł wystawy malarstwa, stanowi oczywistą aluzję zarówno do nietypowego charakteru miejsca jej prezentacji, ale też do intencji autora, dla którego harmonijne komponowanie wizualnego wyrazu prac niemal wyłącznie z repertuaru środków przynależnych uprawianej dziedzinie, jest podstawą i celem wypowiedzi.
A więc: pełna harmonia, lub pełnia harmonii ...efektów malarstwa.
Oddająca wolę świadomego operowania potencjałem środków warsztatu malarza i rozgrywania twórczości tylko nim. Bez wtrętów i wątpliwych podpórek z innych dziedzin społecznej perswazji (żeby nie powiedzieć społecznej inżynierii), w których -na szczęście- malarz jest zawsze amatorem. Także, w zdecydowanej kontrze do aktualnych tendencji redukowania plastycznych kompetencji, na rzecz jakichś, bliżej niesprecyzowanych, pozaartystycznych powinności twórcy. A zwłaszcza w kontrze do modnej w tzw. dziedzinach kreatywnych, ambicji ,,naprawiania" człowieka, albo prób programowego ,,społecznego zastosowania sztuki" w omnidomenie życia, w której kwalifikacje artysty i możliwości sprawcze jego dzieła zwykle są przeszacowane.





A zatem powrót do źródeł. Pod prąd. W nadziei znalezienia nowego rozwiązania dla starego zadania. Takiego zmierzenia się z tysiącami lat sprawdzonego dorobku w zakresie plastycznych dyspozycji człowieka, żeby dało się w nim jeszcze wygospodarować enklawę wolności ,,dla siebie" i ,,swojego" przekazu na dziś. Najłatwiej -rzecz jasna- jest odrzucać ten spadek. Ale wrażliwości, która jest bardziej zachowawcza niż myśl, nie da się omamić wydziedziczonym z tradycji byle poświstem mrzonki nowoczesności. Zawsze straci na tym wiarygodność - fundamentalna instancja dzieła. Każdego dzieła.






Poliptyk czerwony ol./pł. 4 x 160x130cm, 2017, fragment ekspozycji w FS.


Andrzej Biernacki ur. 1958 w Łowiczu.
W l. 1980-85, studiował na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, w Pracowni Malarstwa prof. Jacka Sienickiego. Dyplom z wyróżnieniem w 1985 r. W l. 1985-88, asystent prof. Sienickiego w macierzystej Pracowni, a następnie w l. 1989-91prowadzi Pracownię Rysunku na Wydz. Rzeźby ASP w Warszawie. Zajmuje się także publicystyką i krytyką sztuki publikując m.in. w ,,Arteonie", ,,Arttaku", Rzeczpospolitej, Gazecie Finansowej i in. Jest autorem kilkuset artykułów prasowych, kilkudziesięciu tekstów i opracowań katalogów o sztuce, oraz kilku książek, m.in. ,,Ryzyko umiaru"(o sztuce Artura Nacht Samborskiego) i Mazowieckie Siedziby Józefa Chełmońskiego.
Jako malarz prezentował swe prace na kilkudziesięciu wystawach indywidualnych:
1985 - Stara Kordegarda w Warszawie,
1986 - ASP w Warszawie
1988 - Bahnhof Westend w Berlinie Zach. i Galerii Art w Warszawie
1989 - Galeria Wuthrich/Nielson w szwajcarskim Thun
1990 - Galerie Espace Temps w Paryżu i Galerie im Hof w Essen
1991 - Muzeum w Łowiczu i w BWA w Zamościu
1992 - Galeria Zapiecek w Warszawie
1993 - Galerie Kalenborn w Essen
1994 - Galerie Wuthrich/Nielson w Thun
1997 - Galeria Zapiecek w Warszawie
1998 - Galerie Wild we Frankfurcie n. Menem
2004 - Galeria Bema65 w Warszawie
2005 - Galeria Browarna w Łowiczu
2008 - Muzeum w Nieborowie
2009 - BWA w Kaliszu
2012 - Galeria Browarna w Łowiczu
2015 - Mała Galeria w Nowym Sączu
i na wielu wystawach zbiorowych: w Warszawie, Berlinie, Ostendzie, Grevenbroich, Hamm, Art Basel'89, Art Strasburg'96, Art Frankfurt'99.

4 komentarze:

  1. Anonimowy14:38:00

    Podobno ma ruszyc blog "Sztuka naburmuszona" ;-)
    https://www.youtube.com/watch?v=v0dUnoecoZ0

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy21:23:00

    GratulacjE z udanej wystawy, panie Andrzeju. Szkoda, że po wczasie się o niej dowiedziałem. Byłem wtedy w Swinoujściu. Właśnie czytam recenzje w Taz.de z wystawy "The Critic as Artist" w Reading (http://www.taz.de/Schau-zu-Kunstkritik-und-Oscar-Wilde/!5455269/ ). Przejmuje z niej cytat odnośnie krytyki Pana wystawy:" „Die heutige Kunstkritik denkt insular und ist selbstgefällig, alles ist bierernst. ‚Oh, schau mal, das kommentiert doch Donald Trump.'Das Manifest sagt dagegen: 'Nein, entspann dich! Genieß die Kunst, lehn dich zurück, denn dabei lernst du weit mehr, als wenn du ausschließlich hochtrabende Theorien auf ein Ausstellungsstück projizierst.“ Znam Pana obrazy z internetu. Odnoszę podobne wrażenie ogladając dokumentacje czterech czerwonych w Filharmonii Szczecińskiej w poście blogu: "Zrelaksuj się! Ciesz się sztuką, pochyl się do tyłu, przy tym nauczysz się o wiele więcej, niż kiedy tylko wyłącznie górnolotne teorie na objekt wystawy sterujesz." To jest obecnie, w przesyconych słowem systemie sztuki, najlepsza forma krytyki. Pozostawmy obrazy w spokoju, niech same przemówią własnym językiem, jak te na wystawie w Filharmonii Szczecińskiej według Pana podobnej intencji. Serdeczne pozdrowienia - max dogin.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jerzy Stajuda, świetny polski krytyk sztuki i równie znakomity malarz mawiał, że w tym całym zamieszaniu galeryjnym, tym zdejmowaniu i zawieszaniu obrazów, tej rutynie ,,życia artystycznego" są tylko dwa momenty trudne do nieprzytomności: ten, w którym trzeba coś namalować i ten, w którym trzeba o tym coś do sensu napisać. Oczywiście, najłatwiejsze jest żonglowanie teoriami(opakowaniem sztuki) w oderwaniu od jakiejkolwiek praktyki pracownianej i jeszcze łatwiejsze: transmitowanie tych teorii z centrów, gdzie powstają, na takie czy inne zadupie kulturalne. Tym ostatnim trudnią się pasjami np. krytycy polscy ostatniej doby, chociaż nie tylko. Na działanie samej sztuki są już całkowicie uodpornieni i ślepi. Niczego się po niej nie spodziewają, bo z reguły nijak to się ma do teorii centrów, wobec których żywią swe -bierernst- kompleksy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy16:37:00

    Poniekąd ma Pan racje. Zmasowana krytyka documenta 14 w prasie niemieckiej podkreślała fałszywość tego rodzaju tendencji, o których Pan wspomina. Coś pękło w "centrum zarządzania" sztuki, że użyję Pana określenia i jest dobra okazja, by "centrum" się teraz zmodyfikowało. Aczkolwiek będzie to trudne zadanie, bo "centrum" jest owocem szerszego procesu zmian gospodarki i kultury zachodniej i samo obstaje najczęściej przy status quo, ale ma okazję nie wylewać tradycji sztuki z kąpielą :) i się samoskrytykować. Jeszcze raz przeczytałem "The Critic as Artist Manifesto’ (2017) Andrew Hunt'a (https://readinginternational.org/critic-artist-manifesto-2017/) i zrobiło mi się ciepło na duszy. Są zdrowe, krytyczne tendencje na Zachodzie, które nie tracą z oczu problem. To tylko przypadkowy w czasie zbieg okliczności wystaw: "The Critic as Artist" w Reading w ramach Reading Arts Festival w Anglii i Pana w Filharmonii Szczecińskiej, obydwie jednak akcentują potrzebę zmiany w środowisku sztuki: rozdzielenia pływów władzy symbolicznej "centrum" i równouprawnienie dyskursów estetycznych. Pozdrawiam - max dogin.

    OdpowiedzUsuń