26 cze 2013

MSN - Mozolne Szukanie Naiwniaków



Cegła Story 


Wprawdzie nie wiem co to jest SZTUKA, ale jeśli miałaby ona wyglądać tak jak to, co robi Oskar Dawicki, to byłbym dekko rozczarowany. Natomiast jestem zdeklarowanym fanem tego co robi OskarD, ale rozumianego jako ILUSTRACJA. A, moim zdaniem, Dawicki rewelacyjnie ilustruje, głównie wszechobecny proceder łapania na bajer różnej maści ciężkich naiwniaków, od zawsze symbolizowany słynnym imperatywem - KUP PAN CEGŁĘ. Samo gęste tej ilustracji to prace Bałwan cytatów, Skórka za wyprawkę czy Budżet Story, w których zamiana języka "artystycznego" na język ekonomii ma nam uświadomić, że i dzisiejsza dyskusja "o sztuce" to tylko pozór, cyniczne maskujący operacje kapitałowe.  
Skórką za wyprawkę Dawicki dowodzi, że ewentualne braki towaru "artystycznego" to pikuś, łatwy do załatania zręcznym lansem przytomnego "sprzedawcy".  Bałwan cytatów, to z kolei łobuniasta figura ze śniegu, zamknięta w podłączonej do sieci, przeszklonej zamrażarce unaoczniająca, że pewne byty (sztuki) da się podtrzymać przy życiu, tylko sztucznym zasilaniem i arbitralną decyzją.  Budżet Story natomiast, to filmik o wyciąganiu i ZUŻYWANIU  (bo nie wykorzystywaniu) publicznych grantów na bzdety "o niczym", byleby zgadzały się słupki dotującemu to urzędnikowi. Dawicki rozliczył film, dzieląc kwotę grantu (autentyczne 10 000 PLN) przez ilość pojedynczych kadrów. W miarę zmieniających się klatek, liczniki (w czterech walutach) grzeją się do czerwoności w rogach ekranu, obracając wstecz od początkowych 10 000, do wyzerowania. 

Dzisiaj wiemy, że w tempie liczników Dawickiego wyzerować można każdy budżet, a już detalicznie ten, który obsługuje zakup towarów zbudowanych głównie z atomów ...umiejętnej perswazji. Wie o tym oczywiście także pani dyrektor Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Joanna Mytkowska, wszak szkolona w samym sercu PomPiDou, czyli kupująca Pom...ocnie, Pi...lnie i Do u....., wyłącznie towary złożone z umiejętnej perswazji. Pani Mytkowska szybko też się połapała, że adresatem do którego pije Dawicki, jest nie kto inny jak ona sama, było nie było, szefowa jednej z dwóch na krzyż, polskich instytucji sztuki, sukcesywnie kupujących tzw. sztukę tzw. nowoczesną. Oczywiście w tzw. normalnych warunkach, Dawicki, wywlekający na wierzch to, co zręcznie ukrywają sztuką obracający, powinien być traumą Mytkowskiej. Ale od czego szkolenia w samym sercu... . Przecież najlepszym sposobem odreagowywania traum, fobii i lęków jest ich desensytyzacja czyli oswojenie. Mytkowska szybko zakupiła więc Budżet Story i Bałwana do zbiorów MSN, by już dla nikogo nie było takie jasne jak wcześniej, kto jest adresatem aluzji pomysłowego Oskarda. W istocie, którego dyrektora byłoby stać na takie seppuku? Ale za to od tego momentu już wiadomo, że Dawicki obnaża proceder JAKIŚ, GDZIEŚ w świecie I U KOGOŚ hen, a nie ten tu na miejscu, w zamrażarce kolekcji MSN, w której wolno topnieje przeszklony.

Drogie Śmieci czyli skórka za wyprawkę

Ale my, nie tylko nie będąc -jak Dawicki- beneficjentami tej kolekcji, ale i perfidnie widząc opasłe miliony na licznikach zakupów tamże,  nie będziemy już tacy wspaniałomyślni.  Przypomnijmy tylko to, czego nie zauważył komplet, wyjątkowo tępych i proporcjonalnie uczynnych, medialnych "badaczy", skrupulatnie śledzących i omawiających każdy, najmniejszy ruch MSN, chociaż bez cienia własnych wniosków. A przecież ta kolekcja w części międzynarodowej, niemal toczka w toczkę małpuje program Kunsthalle w Bazylei, gdzie szefuje Adam Szymczyk, dawny kolega Mytkowskiej z  ich wspólnej Fundacji Galerii Foksal, a w części krajowej, całkiem wprost ujawnia foksalowy rodowód. MSN zakupiło prace :
- Sharon Hayes za 83 tys. zł, (związana z Kunsthalle Basel) 
- Olgi Czernyshevej za ok. 120 tys., (Kunsthalle Basel)
- Iona Grigorescu za 106 tys., (Kunsthalle Basel)
- Daniela Knorra za 96 tys., (Kunsthalle Basel)
- Sanji Iveković (42 tys.), (Kunsthalle Basel)
- Jonathana Horovitza za135 tys.), (Kunsthalle Basel)
- Yael Bartany za140 tys., (Kunsthalle Basel)
- Deimantasa Narkeviciusa za136 tys., (Kunsthalle Basel)
- Katheriny Seda za 28 tys., (Kunsthalle Basel)
- Ahlam Shibli za 100 tys., (Kunsthalle Basel)
- Gustava Metzgera za 355 tys. zł (Kunsthalle Basel)
 i innych, jak Jimmy Durham, Anne Collier, Adrian Melis czy Francis Alys

http://www.kunsthallebasel.ch/ausstellungen/archiv

oraz hołubi i kupuje Polaków wg tego samego klucza:
- Wilhelma Sasnala (współpracującego z Fundacją Galerii Foksal) 
- Mirosława Bałkę (FGF)
- Cezarego Bodzianowskiego (FGF, Kunsthalle Basel)
- Goshkę Macugę (FGF, Kunsthalle Basel)
- Artura Żmijewskiego (FGF, Kunsthalle Basel)
- Piotra Uklańskiego (FGF, Kunsthalle Basel)
- Paulinę Ołowską (FGF, Kunsthalle Basel)
- Monikę Sosnowską (FGF, Kunsthalle Basel)
- Pawła Althamera (FGF, Kunsthalle Basel)
- Annę Niesterowicz (FGF, Kunsthalle Basel)

Nasuwa się pytanie: Czy to jest Muzeum Sztuki Nowoczesnej, czy może Mały Segment Nowoczesności, z programem jednej z prywatnych galerii, tym różniące się od niej, że oprócz dystrybucji przedmiotów sztuki, jest przede wszystkim DYSTRYBUTOREM PRESTIŻU.  Oczywiście nikt nie miałby pretensji do Mytkowskiej o jej wybory w prywatnym Foksalu, ale o to, że całe lata w MSN, podobnie jak Szymczyk w Kunsthalle, spędziła na umocowywaniu państwowymi środkami swoich prywatnych wyborów z FGF, w tym samym czasie, gdy FGF handlowała i handluje bez żenady na międzynarodowych targach towarem urzeczywistnionym w MSN i Kunsthalle! To wszystko od lat świetnie się kręci: co było w FGF przeniesiono do MSN i Kunsthalle, co było w Kunsthalle przeniesiono do MSN i FGF, a co było i tu i tu i tam, złożono na karb światowego sukcesu. Dzisiaj, choć każdy, nawet nadgorliwie pożyteczny idiota z mediów, za jednym kliknięciem myszy komputera może sobie pooglądać te czytelne przepływy, pani Mytkowska pyszni się "swoim" zbiorem w komplecie ich gazet, rozgłośni radiowych i studiów TV, organizuje oprowadzania kuratorskie, stale ponawia żądania nowej siedziby, ma się rozumieć, w sercu kraju. Martwi się np., że starą trybuną honorową na Placu Defilad, nadal defiluje totalitarny orzeł bez korony, a nie eksponat z MSN - styropianowa półgapa Uklańskiego, półsymbol innego totalitaryzmu.  Ja na jej miejscu, z tych samych, stołecznych powodów, poszedłbym dalej, i zamiast znosić do Emilii tę kupę różnych, pokaźnych rozmiarów klamotów, rozwiózł bym część z nich a to na warszawskie Koło (stare opony od traktora, landszafty i makulaturę Jimmie Durhama), a to do miejskich wodociągów (zardzewiałe wanny i rurki Sarah Lucas), albo do warszawskiego MPO (sprasowane kosze na śmieci Klary Liden i tekturę Budnego).  Gumę Althamera na powrót wciągnąłbym do majtek Pragi za Wisłą, a śnieżnobiałe gluty jego Burłaków, do nosa jakiegoś albinosa. Gołym okiem bowiem widać, że facet rzeźbiarsko nic nie umie: trudniejsze kawałki zamiast rzeźbić, odlewa na żywca albo omija, łatwiejsze zaś ugniata z byle czego bez formy i sensu. Łopatologia przekazu tego jego "Riepina na Polskę" jest osłabiająca, a akurat ta paralela horrendalnie głupia, wszak Burłacy  to byli nędzarze w łachmanach ciągnący KOMUŚ za grosze ciężki kadłub po mieliźnie, a u Althamera urzędnicy na koszt podatnika ciągną DLA SIEBIE na kolejne ETATY drogie, szwajcarskie pudełko na kółkach. Jeżeli Althamer już koniecznie chciał posiłkować się jakąś analogią z klasyki, to dla grupy jego plastikowych, gipsowo-białych urzędników o oczach bez źrenic, niewątpliwie lepsza byłaby grupa Ślepców Bruegela. 
Zresztą, po co tu pchać jakąkolwiek klasykę, jeśli poziom wykonawczy większości eksponatów tej wystawy jest taki, że bez trudu (podobnie jak w przypadku rysunków Dana Perjowschi), urzędnicy z MSN mogli by sobie sami je przygotować,  w godzinach urzędowania (nie piszę w godzinach pracy, bo od stycznia do maja, żadnej wystawy  w MSN nie było) . Nie, no ja wiem, chociażby za Dawickim, że nie chodzi o obiekty i warsztat pracy, tylko o przepływ i mowę ekonomii. Nie o sztukę, tylko o operacje kapitałowe. Pratchaya Phinthong, jeden z uczestników wystawy w Emilii wręcz dowodzi, że sztuka to tylko ekonomiczny ping- pong. Wystawia więc gołą kasę na europalecie (dolary Zimbabwe), nie siląc się na żadne paralele i warsztat. Nie da się tego z niczym porównać, więc nawet bez autorskiej intencji zdenominowane dolary, w oczywisty sposób oddają zdenominowaną, dzisiejszą wrażliwość, skupioną na "CO", a nie "JAK".

Lojalka

Całą wystawę "W sercu kraju", choćby i według tej, tytułowej sugestii, warto przeczytać także, a może przede wszystkim "po lewej stronie". 
O co tu chodzi? 
Szkic intencji zarysowanych przez Joannę Mytkowską we wstępie do katalogu wystawy jawi się dość przejrzyście: W tym "MUZEUM", cytuję, "PRZYSZŁOŚĆ MA BYĆ BLIŻEJ NIŻ HISTORIA", a jego wysiłek "skierowany na konfrontację publiczności z INNYMI NIŻ LOKALNA kulturami".  Chodzi w nim "o zbudowanie NOWEJ SFERY SYMBOLICZNEJ", o "WYPRZEDZENIE RZECZYWISTOŚCI", o "NOWY język, NOWE opowiadanie, NOWY dialog". Muzeum ma być "Laboratorium NOWEJ WSPÓLNOTY". Koniec cytatu. 

Czytając to credo, można mieć wrażenie, że pisał je jakiś, gotowy do zawładnięcia światem przyszłości Pinky i Mózg. Już nawet nie chodzi o to, że KAŻDE muzeum, z definicji jest instytucją powołaną do ZACHOWANIA STAREGO i MIEJSCEM UMIEJĘTNEGO JEGO DZIEDZICZENIA. Unaocznienia CIĄGŁOŚCI, i TOŻSAMOŚCI a więc i KONFRONTACJI w celu m. in. USTALENIA WARTOŚCI. Nie chodzi o definicję, bo każdą definicję - jak ktoś już koniecznie chce- można zmienić. Także nie chodzi o proste porównania klasy Ołowskiej z Szapocznikow, Budnego z Zamecznikiem czy Sasnala z Wróblewskim, bo de gustibus ... itd. 
Raczej chodzi tu O SZANSE jakie ma, lub mówiąc wprost, JAKICH ABSOLUTNIE NIE MA to "muzeum", przy tak artykułowanych aspiracjach.  
Warto przypomnieć, że Muzeum Sztuki Nowoczesnej na Pańskiej w Warszawie, zaledwie przez parę lat, skonsumowało NA SAME ZAKUPY sumy, o których może tylko pomarzyć wiele innych, polskich, dziesiątki lat funkcjonujących placówek muzealnych razem wziętych.  A i tak to, co za nie kupiło, to jest śmiech na sali pod względem jakiejkolwiek i czegokolwiek reprezentacji w polskiej, a co dopiero w światowej sztuce. To są, i jeśli nawet je potroić, to będą zaledwie jakieś prztyczki, SPORADYCZNE ZAKUPY PO UWAŻANIU, na dodatek bez związku z realną wartością, wynikającą z konfrontacji rynkowej. Wystarczy przykład z brzegu: niedawno odtrąbiono wielki sukces filmu Roberta Kuśmirowskiego, sprzedanego na aukcji dla artystów z Inżynierskiej, za ...12 tysięcy zł. Tymczasem MSN arbitralną decyzją zakupiło co najmniej kilkadziesiąt takich produkcji polskich za znacznie większe sumy, nie mówiąc już o zakupie, pokazywanego teraz w MSN, inscenizowanego dokumentu(!?) filmowego Holendra, Aernout Mika (ur. 1962) za sumę 470 tysięcy zł.(!!!).

Dlatego też, jedyną, realną SZANSĄ i OKAZJĄ jaką MSN posiada, jest:
1. Dalsza dystrybucja prestiżu dla WYBRAŃCÓW oraz środków poprzez kolejne zakupy "SWOJAKÓW" wg klucza gustów z własnej, prywatnej stajni i stajni zaprzyjaźnionych (także Rastra, że o innych nie wspomnę)
2. Podpisywanie swego rodzaju "lojalki" instytucjom zagranicznym,  poprzez zakupy ich artystów (Mik, Lucas, Metzger itp.) lub zapraszania stamtąd "wykładowców" (Esche, Bishop, Obrist), w celu ugruntowania światowego wymiaru kolekcji miejscowej oraz wysyłania miejscowych na zasadzie wymiany. Np. My od Pani Marii Hlavajovej z utrechckiego BAK  zakupimy Aernout Mika za horrendalne pół bańki, a ona pokaże tam "naszego" Pawła, a może i zasugeruje go do kolejnej "międzynarodowej" nagrody". 

Poza tym pani Mytkowska i jej zespół są, cytuję: OTWARCI NA DIALOG, GOTOWI DO BICIA SIĘ W PIERSI, SŁUCHANIA NAWZAJEM, NOWYCH RELACJI oraz STWORZENIA OBSZARU NAPRAWDĘ WSPÓLNYCH SPRAW. Oczywiście to wszystko, w odróżnieniu od tego wcześniej, WYŁĄCZNIE BEZGOTÓWKOWO, najlepiej w godzinach pracy i na sprzęcie Szeroko Otwartego Muzeum.

20 cze 2013

Wieszcze globalizacji w polskiej sztuce

 

 

The Krasnals

Czym różni się typowy, „znany” artysta polski od nadętego próżniaka?

Artysta, to człowiek, który samorealizuje się poprzez sztukę, chcący przekazać światu to, co ma najlepszego – siebie wraz ze swoją wrażliwością, fascynacjami, przeżyciami oraz zdaniem na temat otaczającego go świata .
Kim więc jest typowy dla salonów artystycznych nadęty ważniak, podający się za wieszcza społecznego i wyrażający się w jego imieniu? Dlaczego mówi o sprawach społecznych i politycznych podkreślając, że to wyraz tego, co przeżywa nie tylko on sam, ale i całe społeczeństwo? Wychodziłoby na to, że jest on albo całym społeczeństwem albo jego typowym przedstawicielem. Dodajmy, że ta postawa bardzo często idzie w parze z nieidentyfikowaniem się ze swoim narodem. Jak więc taki szacowny kosmopolita chce pogodzić mówienie o sprawach społeczeństwa, z którym się nie solidaryzuje? Dlaczego to robi?
Dwa najistotniejsze powody, jakie się nasuwają po przeanalizowaniu takiego postępowania to:
- Próbuje narzucić całej reszcie ludzi poglądy, przekonując ich, że to, o czym mówi powinno być dla nich ważne. Dodajmy, że najczęściej są to poglądy „kosmopolityczne”. W ten sposób buduje obraz siebie, jako wojownika toczącego walkę z ciemnogrodem i jedynego kulturalnego przedstawiciela tej „zbieraniny”, z której się sam wywodzi.
- Wypowiada się na najpopularniejsze i najbardziej kontrowersyjne tematy społeczne, ponieważ nie ma do zaoferowania nic od siebie. Najbardziej charakterystyczny dla dzisiejszych salonów artysta-celebryta jest aktywny w mediach, skandalizujący, kontrowersyjny, mieszający z błotem każdy przejaw wartości fundamentalnych i tradycyjnych, często utożsamiając je z „zacofaną polską mentalnością”.
 

Adam Mickiewicz i Jan Matejko, zaliczani byli do wieszczów narodowych, ponieważ swoją twórczością wspierali Polaków w walce o wolność i suwerenność. Dzisiejszych, najbardziej lansowanych ,,twórców" można zaliczyć natomiast do „wieszczów globalizacji”. W imię „tego, co się na świecie dziś myśli” walczą z własnym narodem, próbując na siłę go „ucywilizować”. Co nimi kieruje? Kompleks „Polaka-prowincjusza”? Chęć łatwego zaistnienia? A może po prostu wykonują zlecenia swoich zagranicznych mocodawców?