7 sty 2013

Zero z ero...


Czterdzieści cztery razy psioczyłem na panie z Narodowej Galerii Zachęta, a być może, niesłusznie. Trwająca tam wystawa Piotra Uklańskiego niezbicie bowiem dowodzi, że jak chcą,  potrafią w dobrej wierze odwalić dużo większy kawałek dobrej roboty niż ten, jaki swego czasu, w dobrej wierze, odwalił z gumowego papieża krzepki poseł Tomczak. Kto wie czy nawet nie większy od roboty -w dobrej wierze- historycznego tandemu Tomczak-Niewiadomski. Bo Uklański nie tylko został przez owe panie za Tomczakiem skutecznie obnażon ale i za Niewiadomskim bezwzględnie ustrzelon. Dymią jeszcze smętne strzępy farbowanych szmatek, na podłodze, ścianach i suficie jednej z sal.
Weźmy pod uwagę, że gdyby nie usłużna Zachęta, o "twórczości" Uklańskiego do dziś zza oceanu krzyczałyby nam "tylko" czterdzieści i cztery zera jego konta bankowego. A tak, na miejscu, wystarczyło jedno, wielkie zero samej "twórczości", by obraz się wyostrzył jak klinga szabli kmicicowej. Niestety coś za coś. Obraz do tego stopnia się wyostrzył, że widać najdrobniejsze rysy na śmiałej jego koncepcji. Nie wiadomo np. po co było ściągać 44 pokaleczone fotosy "dętych" "Nazistów" do miasta pokaleczonego w '44 przez nazistów prawdziwych? Po co było wycinać i pokazywać dorosłym 44 fragmenty pornosów, jeśli 44 kompletne pornosy + dalsze 44 tysiące mają na wyciągnięcie ręki i wystukanie klawisza wszyscy, bez ograniczeń wiekowych? Po co wymyślać z sufitu oświetlenie podłogi lightboxem, jak i bez tego podłoga w Zachęcie jest oświetlona z sufitu?
Albo np. po co podkreślać tytułem wystawy aktualny, średni wiek autora (44 lata), a eksponować w poważnym wyborze jego przedszkolne początki. Chyba że 44 kartki A4, wyrwane z bloku rysunkowego małego Piotrusia, przedstawiające cowboya na cobyle i inne byleco przeciętnej masówki dziecięcej, miały antycypować American way of life dorosłego Piotra? Jeśli tak, sprawa jest jasna i nie było sensu doczepiać do ścian (jak to uczyniono) 2 kartek z psychologicznym portretem dziecka. Widzom Zachęty przydałby się raczej psychologiczny portret autora właśnie jako 44-latka, napisany przez fachowca i doczepiony do prac w pozostałych 4 salach.
W ogóle możnaby to wszystko od nowa jakoś zgrabniej pożenić. Pomieszać przekrojowo starego Uklańskiego z młodym: kowbojskie colty powiesić w sali Narutowicza, narysowaną sieną senną kobyłę zawiesić przy 2-metrowych kobyłach sennych płócien i tafli plexi, kapelusz i chustę w sali z kolorowymi szmatami, a w sali z hard porno, skromny list małego Piotrusia do rodziców. Ciekawe, że ten list, choć arcyciekawy, nie zwrócił uwagi biegłych psychologów. Otóż przebywający na wakacjach kilkuletni Piotruś, pozdrawia w nim rodziców i prosi ich o przysłanie 69(?!) zł. Nie, nie. Nie prosi o jakieś tam banalne 70 zeteł, tylko detalicznie - o "69".  I to dopiero jest prawdziwa antycypacja. Przy tym "69" jakieś mickiewiczowskie "44" i koślawy kowboj to psychologiczny pikuś. Osobiście natychmiast powiesiłbym ten list w sali "tylko dla dorosłych" i koniecznie zmieniłbym motto wystawy na: A imię jego sześćdziesiąt i dziewięć.

123 komentarze:

  1. Ciekawa dla nas zbieżność – według wyborczej, „Dyskoteka z nazistami ma siłę współczesnej "Bitwy pod Grunwaldem"”. Marek Staszyc na Obiegu podchwytuje tę myśl „Zwycięstwo Polakom głosi samozwańczy mesjasz Uklański. Przybywa w swoje czterdzieste czwarte urodziny i zwołuje na narodową orgię, plemienne bachanalia.” Głosi że jest fajnie w tej Polsce i radzi się wyluzować, bawić. „Tutaj odnajdą się ci wszyscy targani niepokojem swojej polskości. Uwierzą Uklańskiemu. Zatriumfujecie i wyluzujecie. Nie lękajcie się.”
    Nie dziw że furorę w czołowej narodowej instytucji publicznej robi coś tak wspaniałego jak ogłupiająca i usypiająca czujność społeczną praca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakby Staszyc miał taką Gingerass jak Uklański też zwoływałby na orgię. Poza tym wszystko po staremu: Obieg jest zachwycony Zachętą,Zachęta Uklańskim, Wyborcza sobą i luzik.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy08:06:00

    Ntb. Krzysztof Varga w Wyborczej też ładnie podsumował te buchajnalia Uklańskiego w Zachęcie

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy11:13:00

    Ładny tytuł posta: oszczędny jak zero i celny jak organy bohaterów wycinków prasowych z części wystawy dla dorosłych.

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy04:35:00

    Pewnie większość zna już ten film?

    http://www.youtube.com/watch?v=MBCqkYC9TEE

    Mnie zastanawia jego trzecia sekunda i pytanie, po co Uklański udaje katolika i nosi na szyi wielki, złoty krzyż? Jasnym jest, że nie jest osobą wierzącą, bo żadna osoba wierząca nie uczyniłaby obiektem takich żartów symbol swojej szczerej wiary. A Uklański robi to ochoczo, ze śmiechem i to w towarzystwie Michnika - wpływowego Żyda. Towarzystwo chwieje się na nogach, rechocze ze śmiechu, a czerwone twarze i podpuchnięte oczy świadczą, że chwieją się nie ze zmęczenia. Jak głosi porzekadło in vino veritas. Można więc założyć, że w tamtej chwili byli szczerzy, zdjęli maski. Tylko, co to miało być? Co Uklański tym gestem, trywializującym obiekt czyjejś wiary, chciał zamanifestować przed Michnikiem?
    Pewne jest natomiast to, że taki z niego artysta, jak i chrześcijanin – fałszywy!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten filmik to koszmar w każdej sekundzie, nie tylko w trzeciej. Obleśne gęby, fałszywa gadana, egzaltowane panienki i czerwone zero na ścianach. I jak na otwarcie wystawy gwiazdy w kilkunastomilionowym mieście i u gwiazdy Gagosiana, to frekwencja-obciach. W Łowiczu mam większą w najgorszych razach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy08:11:00

    http://www.zacheta.art.pl/article/view/1141/wynik-konkursu

    bosz, niech mnie Ci ludzie choć raz czymś zaskoczą

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy10:22:00

    a zaskoczyć to można ...bo Art is Power.... ;)

    Obraz Carla Michaela von Hausswolff wisiał w galerii w szwedzkim mieście Lund do czasu, aż protesty spowodowały zamknięcie wystawy w zeszłym miesiącu.
    Von Hausswolff przyznał, że prochy z krematorium w Majdanku, których użył do wykonania obrazu, zebrał podczas wizyty w 1989 roku. Prokuratorzy przyznają, że dotychczas nie ma dowodów na to, że przestępstwo zostało popełnione, ale jeśli artysta zostanie oskarżony o profanację ludzkich prochów, to grozi mu do 8 lat więzienia.

    BBC News przytacza szacunki, mówiące, że hitlerowcy podczas okupacji niemieckiej w Polsce podczas II Wojny Światowej zamordowali w obozie w Majdanku 80 000 ludzi, z czego trzy czwarte stanowili Żydzi.

    Na stronie internetowej galerii w Lund Von Hausswolff powiedział, że prochy przechowywał w słoiku, ale dwa lata temu zdecydował się zmieszać je z wodą i utworzyć obraz, który miałby upamiętniać osoby torturowane i zabite w obozie. Jednak przedstawiciele muzeum w Majdanku nie podzielili jego wizji artystycznej i zdecydowanie potępili tłumaczenia wyjaśnienia artysty, a także poprosili prokuraturę o zbadanie sprawy, gdyż według nich, Von Hausswolff nielegalnie zabrał prochy z muzeum.
    Salomon Schulman, jedna z najważniejszych postaci w społeczności żydowskiej w Szwecji, powiedział szwedzkiej telewizji, że obraz Von Hausswolff jest "odrażający". W innym wywiadzie Schulman wyraził wątpliwość czy obraz powinien być nazywany w ogóle sztuką. "Kto wie, prochy mogą pochodzić od niektórych z moich bliskich" - dodał.
    --------------------------------------------------------------
    -a gość niedzielny życzy samych sukcesów w 2013 roku wszystkim....(ha,ha,ha)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ad. Anonimowy I: Ci ludzie niczym już nie zaskoczą, bo musieliby zrezygnować z tego, co im samym już świetnie zaskoczyło.
    Ad. gość n.: Szczerze powiedziawszy mniej obchodzi mnie von Hauswolff z jego słoikami, w polskim kontekście ogródków działkowych położonych tuż koło obozowych krematoriów. Trzeba być na prochach, żeby uprawiać pietruszkę na prochach.

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimowy03:26:00

    teoretycznie Panie Andrzeju... np. Warszawa po 44 jest miastem -cmentarzem...i nawet McDonaldy tam są ... ;)
    g.n

    OdpowiedzUsuń
  11. Anonimowy11:26:00

    Jest szansa na zmianę. Trzymajmy kciuki i gorąco kibicujmy takim projektom:
    http://www.youtube.com/watch?v=fg9UsVNgZfk

    PS. Pewnie zdziwi Pana takie porównanie, ale na gruncie polskiego świata sztuki, jest Pan dla mnie takim Wildsteinem, czy Ziemkiewiczem. Słowem: wojownikiem w służbie prawdy.
    Najlepszego w nowym roku Panie Andrzeju!

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzięki za życzenia i publicystyczne porównania, nawet jeśli trochę na wyrost.
    Do g.n. - dobrze, że Pan sam zauważył, że teoretycznie; co zdecydowanie różni W-wę od działek z pietruszką przy Majdanku i Treblince

    OdpowiedzUsuń
  13. Anonimowy07:03:00

    a propos Uklańskiego itp.
    ostatnio siedzę trochę i obserwowałem różne ciekawe zjawiska....np.:
    http://banksyforum.proboards.com/index.cgi?board=urbanart&action=display&thread=101344&page=1
    czyli THE MOUSTACHE MAN - street artowiec amerykański
    warto poczytać jakie to wzbudza emocje wśród odbiorców(czyli kupujących) jak i też innych,,artystów,,...

    pzdr.
    gość niedzielny

    OdpowiedzUsuń
  14. To pańskie zwierzenie "ostatnio siedzę trochę" - nieco mnie zaniepokoiło

    OdpowiedzUsuń
  15. jedni siedzą inni jeżdzą do ciepłych krajów ... :)

    Serdecznie zapraszamyna indywidualną wystawę JARKA JESCHKE i AGNIESZKI HAŁAS pt. 'PATRIA O MUERTE- OJCZYZNA ALBO SMIERĆ CZ. 1'
    Zachęcamy do zapoznania się z komunikatem prasowym oraz do przyjścia na wernisaż
    'PATRIA O MUERTE- OJCZYZNA ALBO SMIERĆ CZ. 1'
    "Nasz pobyt na Kubie trwał 2 miesiące. W tym czasie udało nam się objechać niemal cala wyspę. Wybraliśmy się tam, by zobaczyć jak funkcjonuje sztuka w systemie totalitarnym, jak artyści radzą sobie w tym systemie, w końcu jak wygląda życie zwykłych ludzi w komunie. Dlaczego ten temat i dlaczego Kuba? Jesteśmy rocznikami 77 i 80, nasze dzieciństwo przypadło wiec na ostatnie lata komunizmu. Komunizm jest czymś co nas w pewien sposób ukształtowało. Podróż na Kubę wynikała z chęci poznania, zrozumienia i doświadczenia komunizmu. A Kuba? Kuba to miejsce magiczne, w pewien sposób bajkowe…"

    Projekt realizowany w ramach stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego "Młoda Polska".

    ----------------------------------------------------
    a na te projekty to mi znowu vat podniosą (i Wam też).... ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie zdziwię się jak za chwilę MKiDN będzie rozdawać stypendia na Bali albo do Monte Carlo. A dlaczego nie? Tam też jest kupa materiału na prace badawcze.

    OdpowiedzUsuń
  17. no tak... w Monte Carlo można np.badać wpływ obstawiania poszczególnych kolorów ruletki przez kolekcjonerów sztuki współczesnej na percepcję odbioru sztuk pięknych...
    Tylkon czy Pani Iza K. się pod tym podpisze?
    czy da szansę wgłębienia się w ten interesujący socjologicznie aspekt życia kulturalnego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy01:47:00

      Pani Iza Kret K. twierdzi, że odejście od wizualności jest świadectwem wielkości sztuki.
      Podpisze się więc pod każdym badziewiem - skoro prace plastyczne ocenia ona głównie na węch, smak, dotyk i słuch – byle tylko pod pretekstem uprawiania krytyki sztuki mogła drążyć swoje ulubione tematy.

      Usuń
  18. Na percepcję sztuk pieknych? A gdzie Pan znajdziesz te sztuki piękne?

    OdpowiedzUsuń
  19. Anonimowy02:17:00

    Jeżeli już jesteśmy przy Pasożytach Sztuk Wizualnych, to polecam tego jegomościa, jako kliniczny przykład rozwoju choroby:

    http://www.youtube.com/watch?v=dlzdSUdoVJk
    http://www.youtube.com/watch?v=FzhJZHCe1pw

    OdpowiedzUsuń
  20. Jakiej choroby, przecież pasożyt no budget idealnie pasuje do publicznego Mocak-u maxxi budget.

    OdpowiedzUsuń
  21. Anonimowy04:52:00

    Po wypowiedziach tego jegomościa i sposobie w jaki pierze dywan, albo przenosi szafkę (w klapkach) widać, że pracą fizyczną w życiu się nie splamił, a i do pracy intelektualnej też nie jest dysponowany – słowem pasożyt pierwsza klasa.

    Dla mnie najzabawniejszy był moment, gdy to Wylaszczone Chłopię z wypasioną komórą znudzone zasiadło wśród tych rupieci, pewnie z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, udowodniwszy sobie, i tylko sobie, że bez pieniędzy też da się żyć i tworzyć sztukę, po czym wyciągnęło lepszej marki laptopa i czmychnęło w sieć. Pewnie na Facebooka? Umówić się na wieczorne balety w modnym klubie, z innymi „biednymi” artychami.
    Idę o zakład, że gdyby wypytać się tego Paniczyka, jakie ma poglądy? Okazałoby się, że oczywiście lewicowe. :)


    http://www.youtube.com/watch?v=Pp-7SM6dI38

    OdpowiedzUsuń
  22. No, na paniczyka to on mi nie wyglądał. Z tym jego dywanikiem i mebelkami. Jeśli zaś chodzi o wyraz ogólny, pasowałby do szefowej tego przybytku, po którym się krząta.

    OdpowiedzUsuń
  23. ha,ha,ha... odp....cie się od Arka!
    akurat Arek Pasożyt jest w porządku...
    http://pasozyt.blogspot.com/
    -akurat ,,trzaska ,, Van Gogha ;)
    ps .
    przypominam ,że stworzył też nalepszą pracę antywojenną:
    http://goscniedzielny1.blogspot.com/2011/11/zestawienie-cztery-prace-o-podobnej.html
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy12:46:00

      Panie Gościu, skoro Pan prosto z mostu, to i ja sobie pozwolę - wyłącznie jako miłośnik sztuki - wyrazić prosto z mostu, co myślę o tego typu artystach i ich akcjach z mebelkami w galeriach sztuk pięknych: a chuj im w dupę. :)

      Usuń
  24. Pokazanie naiwnego Arka w MOCAK-u miało prawdopodobnie taki sens jak pokazanie Dowgiałły i okładek Frondy w MSN. Rodzaj alibi dla mainstreamu: nie wykluczamy, pokazujemy. Ale szczwane gapy wiedzą co pokazać w takich razach: pokażą byle co, żeby dowieść, że nie pokazywanie tego nie jest ich żadnym grzechem. Artystów dobrych ale nie "naszych" nadal będą omijać wielkim łukiem, nie tylko nie pokażą ale co ważniejsze nie zakupią, czyli prędzej czy później ekonomicznie wykoleją.

    OdpowiedzUsuń
  25. 1.
    zgadza się Panie Andrzeju.... :)
    ale On nie jest tak naiwny jak by się mogło wydawać...
    -tak bym to ujął: skoro gówno się pokazuje,to ja też gówno pokażę (coś a,la Tracey Emin) ;)
    -------------------------------------------
    2.cytata:
    Panie Gościu, skoro Pan prosto z mostu, to i ja sobie pozwolę - wyłącznie jako miłośnik sztuki - wyrazić prosto z mostu, co myślę o tego typu artystach i ich akcjach z mebelkami w galeriach sztuk pięknych: a chuj im w dupę. :)
    --->
    właśnie to poakazał Arek:
    chuj Wam(im) w dupę...
    ----------------------------------------------
    ale koleś jest zdolny -jako,że wiem co robił na przestrzeni ostatnich kilku lat jest szansa ,że będą z Niego ludzie...
    -w końcu każdy był kiedyś buntownikiem ...czyż nie?

    OdpowiedzUsuń
  26. Anonimowy07:36:00

    Nie chciałbym podpaść Panu Gościowi Niedzielnemu, bo bardzo cenię sobie jego zdanie. Może moje słowa zabrzmiały nieco ostro, ale proszę o wyrozumiałość. Jeżeli nie będziemy kierować się zdrowym rozsądkiem, pozbawimy się zasad w imię emocji i prywatnych sympatii środowiskowych, niczym nie będziemy się różnić od tych na których psy wieszamy. Z tą różnicą, że oni akurat są przy żłobie. I będzie jak z tym kradzeniem krów przez Kaliego: Jeśli Kaliemu ukraść krowa to źle, ale jak Kali ukraść krowa to dobrze.

    Co kto robi prywatnie - nie moja sprawa. Ale jeżeli w grę wchodzą publiczne pieniądze i miejsca wystawiennicze – nie ma wybacz. Dla mnie znoszenie śmieci do galerii sztuk pięknych i nazywanie tego sztuką, jest równie absurdalne, jak (pewnej egzaltowanej panienki pstrykającej widoczki) bieganie z łopatą po Warszawie, czy obieranie ziemniaków w Zachęcie.

    Smutne, że pan Arek stał się obiektem manipulacji, bo brzydko mówiąc, ten „chuj”, albo lepiej „kij w ryj” (aby jeszcze jaka przyjemność z tego nie wyniknęła) należy się głównie dowodzącej tym przybytkiem – za rozgrywanie ludźmi takimi jak pan Arek, oraz bezczelne plucie ludziom miłującym sztukę w twarz i mówienie że deszcz pada.

    Co do Pana Arka, to osobiście nic do niego nie mam. Nie przeczę, że może być z niego sympatyczny człowiek, ale po prawdzie: to właśnie jemu stanie się największa krzywda, gdy po takich akcjach naprawdę uwierzy w to, że czyni go to artystą. Ale skoro Pan Niedzielny, znający go lepiej, twierdzi, że nie jest taki „naiwny” – to mogę chyba spać spokojnie? Chociaż nadal twierdzę, że zwalczanie zła złem, w sytuacji gdy można dobrem, to woda nie na Nasz młyn.

    OdpowiedzUsuń
  27. (...)zwalczanie zła złem, w sytuacji gdy można dobrem, to woda nie na Nasz młyn.
    -zgadza się ...
    bo to droga donikąd...bo kiedyś nastąpi dojście do ściany i BUM!

    -a zresztą wszystko już przecież było ...
    ps . a Pan Max podzrucił:
    (...)Artystów jest coraz więcej. Po prostu jest coraz więcej ludzi, którzy w jakiś sposób chcieliby się zajmować sztuką, aspirują do bycia profesjonalnymi twórcami. Obecnie w samych USA jest około dwóch, trzech milionów ludzi,którzy deklarują się jako twórcy kultury, a w samym Berlinie mieszka przynajmniej parę tysięcy artystów wizualnych.
    Na ten natłok artystów nakładają się ogólne zmiany w technikach tworzenia i rozpowszechniania informacji, symboli i obrazów. Powodują one, że jest coraz więcej twórców tak zwanych amatorskich — żeby to sobie uświadomić, wystarczy zajrzeć na Facebook i zobaczyć, ile zdjęć jest produkowanych codziennie, jakie gigabajty obrazów i symboli są tworzone, upowszechniane, wymieniane i komentowane.
    Do tego dochodzą liczne zmiany w samej formie tworzenia sztuki, zauważalne szczególnie po przełomie lat 60. i 70., które są związane z tak zwanym deskilling3, z ready-mades, konceptualizmem, pop artem, instalacjami, czyli powszechnym atakiem na technikę artystyczną rozumianą w sensie formalnym jako — powiedzmy — rozwój danego medium. To też może brzmieć dosyć kontrowersyjnie, ale wszyscy jesteśmy tego świadkami, że sztuka po konceptualizmie nie jest taka sama. Różnica pomiędzy twórczością artystyczną i nieartystyczną, przynajmniej na pierwszy rzut oka, została zaburzona. Co zresztą jest efektem konsekwentnych działań szeregu najbardziej obecnie uznanych artystów współczesnych.
    Skutki tego tłoku na polu sztuki są dalekosiężne. Po części są one jak najbardziej pozytywne — kultura demokratyzuje się i upowszechnia. Jednak powiększa się też konkurencja na samym polu sztuki. O status twórcy profesjonalnego i związane z nim apanaże walczą coraz większe rzesze ambitnych i utalentowanych aspirantów. Wywierają nacisk na obniżanie płac, godząc się na coraz gorsze warunki pracy i twórczości po to, żeby zaistnieć w obiegu artystycznym. Co ważne — nie ma żadnego administracyjnego sposobu na kontrolowanie tego napływu, nie ma też szans na jego wprowadzenie. Zwiększa to rolę nieformalnych mechanizmów selekcji i regulacji obiegu artystycznego(...)
    (http://www.funbec.eu/teksty.php?id=203)

    OdpowiedzUsuń
  28. już kiedyś pisałem, że sytuację raz dwa uzdrowiłby jakiś łebski i bezkompromisowy księgowy.

    OdpowiedzUsuń
  29. Anonimowy13:33:00

    No to i ja dorzucę swoje trzy grosze, choć już też o tym tu pisałem.

    Po pierwsze. Święte słowa Panie Andrzeju! Wpływowy Bezkompromisowy Łebski Księgowy rozwiązałby problem i to nie tylko w naszym kraju. :)

    Problem stanowią nie twórcy, a strażnicy tego systemu: krytycy, kuratorzy i inni jego oficjałowie. Czyli biurokracja, która wraz z przechodzeniem państw wysokorozwiniętych w neo-socjalizm rozrasta się w zastraszającym tempie. A taki właśnie model systemu przyjmują kraje w Unii Europejskiej.

    Ciekawy jestem na ilu zawodowo czynnych artystów przypada np. kuratorów? Artyści od czasu do czasu dostają możliwość skorzystania z publicznych pieniędzy. Kuratorzy zaś chcą jednego: STAŁYCH, ciepłych posadek na państwowym wikcie. Do tego każdy z nich prócz pensji stara się o dofinansowanie jego projektów badawczych. Czyli darmowych wycieczek na kilka tygodni, na koszt państwa w celu balangowania z kuratorami z innego kraju. Jeżeli do tego dodać, że tej branży nie ma kryteriów ściśle określających wydajność pracy, to jasnym staje się, że jest to wymarzona fucha dla wszelkich obiboków i szczwanych gap.
    Kiedyś, na jakimś wykładzie, obiło mi się o uszy, że ponad 50% absolwentów kierunków stricte artystycznych w Anglii i Irlandii deklaruje chęć stania się kuratorami. Co jest akurat dowodem ich sprytu. Zawodowymi artystami zostanie niewielu, a kuratorska stała pensja co miesiąc, plus dużo wolnego czasu, plus możliwość zwiedzenia świata na koszt podatnika, to nie najgorsza i co najważniejsze bezpieczna perspektywa dożycia emerytury.

    A że biurokracja ma to do siebie, że uwielbia się rozrastać. Każdego roku powstaje coraz więcej stanowisk „badawczych” tak w muzeach, jak i przy galeriach sztuki nowoczesnej. Co sprytniejsi i lepiej zorganizowani otwierają fundacje. I całe to towarzycho doi środki publiczne aż mlaszcze, a brak kontroli nad nim – czego dowodem jest właśnie nadmierny rozrost – powoduje jego rozleniwienie i uwiąd. Czego efektem stopniowy brak efektywności i przyjmowanie do ich środowiska ludzi coraz mniej kompetentnych, śliskich, liczących na łatwą karierę po znajomości w urzędniczych strukturach.

    I to właśnie oni - z tym swoim skrajnym relatywizmem przy osądzie, co może być uważane za sztukę, który to relatywizm w rzeczywistości ratuje ich dupska przed sprawdzeniem ich wątpliwych kwalifikacji - doprowadzili do tego, że myśl krytyczna o sztuce cofnęła się do czasów średniowiecza, gdy to ochoczo mnożono byty fikcyjne ponad miarę, stwarzając tym pozory znawstwa.

    Po drugie. Rosnąca liczba twórców i rozwój technologii akurat nie powinien martwić a cieszyć. Pod tym względem żyjemy akurat w pięknych czasach. Masowa komputeryzacja i szybki rozwój technik cyfrowych sprawia, że np. student muzyki w zaciszu swego domostwa ma do swojej dyspozycji całą orkiestrę symfoniczną i głosy najlepszych śpiewaków z całego świata. Kamery cyfrowe otworzyły szeroko podwoje do świata filmu niezależnego i dokumentalnego. A scenariusze gier komputerowych zaczynają dorównywać złożonością fabułom filmowym. Profesjonalni graficy komputerowi mają możliwość operowania fakturami i mieszania barw z taką łatwości, że już niedługo zacznie się nowa era w sztuce – tym razem nie grafiki, a malarstwa cyfrowego. I pewnie już się urodził jakiś Hieronim Bosch graficznego tabletu? Być może upowszechnienie technologii holograficznej wprowadzi do rzeźby ruch? Będzie się więc działo Panie Niedzielny! Więc nie siejmy defetyzmów w stylu: wszystko już było. :)
    Niech tylko to, co najpierw ma wojsko, a potem rozrywka masowa trafi pod strzechy zwykłych zjadaczy chleba. To się właśnie dzieje na naszych oczach. A zawsze – biorąc pod uwagę wielkość naszej populacji - znajdzie się jakiś marzyciel-wizjoner, który użyje tego do zobiektywizowania swoich wizji.

    I po trzecie.
    Pozdro wszystkim Prawdziwym Ludziom Sztuki Dobrej Woli

    OdpowiedzUsuń
  30. Anonimowy15:20:00

    Tak mi przyszło do głowy, że gdyby Żmijewskiemu naprawdę zależało na bezpośrednim rezonansie społecznym, tworzyłby kawałki w takim stylu, a nie zamykałby się w wierzy z kości słoniowej i pisał z niej bełkotliwym językiem jakieś abstrakcyjne teorie, szumnie zwane manifestami, skierowane jedynie do wąskiego grona znudzonych krytyków.

    To tak w kontekście zarzutów Kozyry, które dopiero dzisiaj przeczytałem :)

    http://www.youtube.com/watch?v=1kq-ZQTANh8

    OdpowiedzUsuń
  31. Tak a propos dojenia publicznej krowy, wygłupów 'artystów' przy całej rzecz jasna otoczce mądrości i wartości, czyli festiwal Koszart w Koszalinie.

    http://koszal.in/forum/viewtopic.php?p=133057#p133057

    parę cytatów-perełek:

    "Pomnik-Lizaka w krajobrazie miasta. Forma nietrwała predestynująca do rangi rzeczy trwałej, jaką jest pomnik – ale tylko w swojej materialności. W pierwszej fazie Lollipop jest wystawiony do oglądu w odświętnym ubiorze – papierku, następnie odsłonięty i skonsumowany przez publiczność."

    "Artysta zamienia flagę biało-czerwoną na flagę biało-różową. Miejsce tkaniny czerwonej zastąpi tkanina różowa. Zmieniona flaga nie zawiera żadnych napisów ani emblematów. Kolor czerwony utożsamiany z przelewem krwi i tragiczną historią Polski oraz poświęceniem dla Ojczyzny zostaje zastąpiony kolorem różowym utożsamianym z miłością, zabawą i radością życia. Artysta proponuje nowe spojrzenie na rzeczywistość polską, spojrzenie optymistyczne i pozbawione patosu."

    "Film powstał w ramach dyplomu licencjackiego w Pracowni Działań Przestrzennych prof. Marcina Berdyszaka. Poprzedzał go sześciomiesięczny okres nauki Manifestu Dadaistycznego w oryginale, po francusku, na pamięć. Był to niesamowicie żmudny proces a cel wydawał mi się niemalże nieosiągalny. W nauce istotna była moja nieznajomość tego języka – wkuwałam go nie rozumiejąc ani słowa. W trakcie tego okresu zdołałam nauczyć się jedynie fragmentu Manifestu – około 1,5 strony maszynopisu. Proces nauki pokazany jest w aneksie do filmu. Tytuł filmu to jedyne zdanie, które nieopatrznie przetłumaczyła mi jedna z nauczycielek francuskiego -. „(…) ne signifie rien” – co po polsku można rozumieć jako – „(…) nic nie oznacza”. Film pokazuje mnie recytującą z pamięci Manifest Dadaistyczny w pustych klasach, na korytarzach i boiskach mojego dawnego liceum."

    Komentarz chyba zbędny.

    Cała impreza kosztowała miasto 32 tysiące złotych. W zeszłym roku odbyła się druga edycja.

    Tak się bawi, tak się bawi ko-sza-lin!

    OdpowiedzUsuń
  32. Ad Anonimowy 13:33:00 - Wszystko się zgadza. Tak to właśnie wygląda. Sprawa jest dość dobrze rozpoznana, diagnozy trafne ale potrzebne jest remedium. Obnażanie artystyczne nic tu nie da z uwagi na wspomniany relatywizm. Dlatego wspomniałem o księgowym, który prześwietliłby bez "artystycznych" emocji tę gospodarkę publiczno-prywatnych folwarków "sztuki". Oczywiście, na temat tych zrelatywizowanych wartości sam mam od lat ustalony pogląd, w którym określenie "wszystko już było" nie jest wyrazem defetyzmu i przekonania, że nic nowego się nie zdarzy, tylko "wszystko już było" z tego, co proponują ci -pożal się Boże "nowatorzy".(patrz moje wpisy BALKA, Bajki z mchu, etc.).

    Anonimowy 15:20:00 - Problem Żmijewskiego nie polega na tym, że on NIE WIE, jaka działalność miałaby rezonans społeczny, tylko na tym, że WIE za jaką wypłacają nagrody "artystyczne" w rodzaju ORDWAY (100 tys. baksów)

    Gość niedzielny: jeżeli tym w Koszalinie różowy kojarzy się z miłością, zamiast komentarzy poślijmy im czopek.

    OdpowiedzUsuń
  33. a o Koszalinie to nie ja...
    ps.
    cyt:
    Być może upowszechnienie technologii holograficznej wprowadzi do rzeźby ruch? Będzie się więc działo Panie Niedzielny! Więc nie siejmy defetyzmów w stylu: wszystko już było. :)
    --->a tu robi facet w komputerze rzezby http://www.ericvanstraaten.com/index.html
    a tak mu to potem drukarki 3D ,,drukują,, :
    http://www.youtube.com/watch?v=BjBSoykoBNg&feature=endscreen&NR=1
    z tego co przeleciałem Pana Googla to robi to na razie kilka osób... :)
    a za kilka lat będzie to robiło tysiące...

    OdpowiedzUsuń
  34. Sorry Mike'a za Koszalin, spojrzałem na logo bloggera i wziąłem za gościa n. Co zaś do gościa prawdziwego i jego linku, to nie bardzo wiem po co to tu?

    OdpowiedzUsuń
  35. Anonimowy11:17:00

    „a za kilka lat będzie to robiło tysiące...”

    I właśnie o to chodzi! :) Czym technologia tańsza i szerzej powszechna, tym większe szanse, że wpadnie ona w ręce osoby, która użyje jej zupełnie inaczej niż cała reszta.

    OdpowiedzUsuń
  36. Zdecydowanie preferujemy tu rzeczy droższe i węziej powszechne.

    OdpowiedzUsuń
  37. Anonimowy07:26:00

    „Zdecydowanie preferujemy tu rzeczy droższe i węziej powszechne.”

    Rozumiem, że pisze Pan z punktu widzenia odbiorcy, czyli o efekcie końcowym - dziele? Bo ja pisałem o dostępności do technologii. A co kto z tą technologią robi, to już zupełnie inna bajka.

    OdpowiedzUsuń
  38. Owszem inna bajka, o czym świadczą "rzeźby" zlinkowane przez gościa niedzielnego

    OdpowiedzUsuń
  39. Anonimowy10:58:00

    To co podesłał Gościu Niedzielny to – wiadomo- kicz. A jedyne czym może „poszczycić się” ten twórca, to: dostępem do technologii, znajomością oprogramowania 3D, odrobiną cierpliwości modelarza i mentalnością nastolatka. Takie lalunie, a i bardziej rzemieślniczo wypieszczone, powstawały już przed wynalezieniem tych „trójwymiarowych drukarek”. Nie wymyślił więc nic nowego, jedynie ułatwił sobie robotę. Podejrzewam, że wśród kolekcjonerów tego typu bibelotów fakt, że nie są one wyrobami rękodzielniczymi działa na jego niekorzyść.

    Cóż, każde młode medium najpierw musiało odsłużyć swoje w branży rozrywkowej nim ktoś odkrył, że można inaczej niż wszyscy, a jeszcze później, ktoś to opisał i usystematyzował. Tak było z malarstwem sztalugowym, teatrem, fotografią, filmem.

    Przykładowo, z podobnymi problemami – jeżeli oczywiście patrzeć z punktu widzenia miłośnika sztuki – jak kiedyś malarstwo sztalugowe boryka się aktualnie grafika komputerowa. Z tą różnicą, że malarstwo było rozrywką tylko dla bogoli, a grafika komputerowa jest i dla bogoli i dla mas.
    Większość grafików komputerowych nie eksperymentuje plastycznie, nie dba o skomplikowane konstrukcje formalne, a jedynie próbuje oszukać oko tworząc iluzję trójwymiarowości i oszołamia mnogością detali. Kiedyś brano na tapetę np. mitologię i gołe dupcie, dzisiaj leci szeroko rozumiana fantastyka i oczywiście - gołe dupcie.

    Komputerowcy dopiero raczkują. Skupiają się raczej nad rozwiązywaniem pojedynczych problemów (na które jest masowe, komercyjne zapotrzebowanie): jak narysować twarz i gołą pupcię podlotka; podlotka w zbroi, z goła pupcią i mieczem; podlotka w zbroi, gołą pupcią, mieczem i smokiem; podlotka w zbroi, goła pupcią, mieczem i smokiem na skale; i tak dalej…
    Nie myślą o obrazie jako o pewnej płaszczyźnie do kompozycyjnego zagospodarowania i w tym wykazania wirtuozerii. Powstają wic prace co najwyżej plastycznie poprawne, ale o charakterze rzemieślniczym. Większość grafików po prostu się z tego utrzymuje. Zaludnia tymi swoimi panienkami, smokami i kosmitami: reklamy, światy gier komputerowych, filmy animowane. Ale gdy tylko trochę wody w Wiśle upłynie, znajdzie się jaki chojrak i wypełni wypieszczonymi, pojedynczymi obiektami przestrzeń obrazu traktując go jako całość podporządkowaną jakiejś wyszukanej, plastycznej wizji.

    Każde nowe medium musi wypracować swój język, gramatykę, a krytycy powinni być od tego, by ustalić gdzie jest ta granica, do której potrafią zbliżyć się jedynie prawdziwi mistrzowie i wizjonerzy (wizjonerzy w znaczeniu ludzi, którzy wyprzedzają swoją epokę i to, co jest osiągalne dla większości).
    Ale niestety krytycy zamiast tego wolą preparować tony abstrakcyjnych analiz, o tym, że masło jest maślane.

    OdpowiedzUsuń
  40. jak widać po sztuce
    kobiece pupcie są wporzo i będą w każdej epoce
    no chyba że różowy na stałe zagości na polskiej fladze
    a wtedy, Panowie, będziem żyć bez patosu,
    oj bez patosu!

    :)

    OdpowiedzUsuń
  41. To co podesłał Gościu Niedzielny to – wiadomo- kicz.
    -----------------------------------------------------
    a co to jest Ten kicz???
    a jakie to są kryteria na dzisiaj?
    -a jako ,że zauważyłem ostatnio słabnący duch rewolucjny to będzie próba prowokacji wobec Pana Szanownego Biernackiego:
    na pierwszy ogień:
    http://www.joseparla.com/#!/portfolio/paintings/wild_child_hand_style/
    ------------------------------------------------------------------------
    ja To lubię ,a Pan zapewne nie(?).......

    OdpowiedzUsuń
  42. Niespecjalnie. Takie tam mazianie w łatwej manierze bez formy

    OdpowiedzUsuń
  43. Anonimowy01:30:00

    „a co to jest Ten kicz???”

    Najogólniej KICZ to wytwór o małej wartości artystycznej. Podszywający się pod dzieło sztuki. Najczęściej powstały na drodze schematycznego naśladownictwa, a nie twórczego myślenia.

    Jak zauważa Władysław Stróżewski, „piękno - mimo momentu najwyższości i konieczności - zawsze odsyła do jakiegoś "więcej", do wzoru czy idei . Kicz natomiast tylko naśladuje zewnętrzny schemat sztuki przedstawia wartość niską i skończoną, która aspiruje do powszechności. Jako system imitacyjny stanowi zło nie tylko w systemie wartości sztuki, ale w każdym nieimitacyjnym systemie wartości”.

    Fajny jest fragment o kiczu z powieści „Nieznośna lekkość bytu”: „Kicz wyciska dwie łzy wzruszenia. Pierwsza łza mówi: jakie to piękne, dzieci biegnące po trawniku! Druga łza mówi: jakie to piękne, wzruszać się wraz z całą ludzkością dziećmi biegnącymi po trawniku! Dopiero ta druga łza robi z kiczu kicz. Braterstwo wszystkich ludzi świata można zbudować wyłącznie na kiczu.”


    „a jakie to są kryteria na dzisiaj?”

    Trzymanie ręki na pulsie, opisywanie i systematyzowanie to nie moja działka. Gdybym ja to wiedział, to bym już jaką książkę pisał. :)

    OdpowiedzUsuń
  44. Może wystarczyłoby sparafrazować znaną frazkę i powiedzieć krótko: forma głupcze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy12:37:00

      Pisząc, że nie wiem jakie to kryteria, chodziło mi raczej o to, że nie wiem jak to dokładnie ogarnąć w przypadku nowych zjawisk. Dodatkowo interdyscyplinarność też nie ułatwia sprawy.

      W przypadku malarstwa sprawa jest przesądzona, forma jest najważniejsza, odgrywa pierwsze skrzypce. Tak jak i w przypadku większości sztuk wizualnych. Podpisuję się pod tym nawet i obiema stopami. :)

      Są jednak wyjątki. Np. film, gdzie forma czasem nie musi być specjalnie wyszukana – może być jedynie poprawna – a jego wartość objawia się może poprzez ciekawą fabułę. Tak samo jak w literaturze. Tutaj liczy się bardziej mądrość, istotność przekazu. Kiczowatość w literaturze jest częściej przyczyną braku twórczego pomysłu na treść, niż sposobu w jaki ona została zaserwowana. Choć oczywiście najlepiej, gdy jedno pięknie uzupełnia drugie.

      Usuń
  45. Anonimowy03:09:00

    Jeżeli można? I Pana Biernackiego to specjalnie nie odciągnie od obowiązków. To i ja podrzucę coś do oceny.
    Z punktu widzenia miłośników fotografii większość tych prac to majstersztyki.
    http://www.edwardburtynsky.com/index.html
    http://dlkcollection.blogspot.co.uk/2011/11/edward-burtynsky-dryland-farming.html

    Ale inne to medium niż malarstwo i innymi prawami się rządzi. Moim zdaniem BURTYNSKY dojeżdża do granic możliwości jakimi dysponują kompozycyjnie fotografowie. Jak rzadko które jego czyste medialnie fotografie są bardzo malarskie. Szczególnie te z zestawów TAILINGS i AUSTRALIA.
    Jego prace łączą w sobie plastyczną wizję, a jednocześnie są bardzo bogatym w szczegóły, gęstym informacyjnie zapisem dokumentalnym. Co jest cholernie trudnym osiągnięciem dla fotografa, ale ciekawi mnie, czy jest to godne uwagi z punktu widzenia malarza?
    S.M.

    OdpowiedzUsuń
  46. Anonimowy05:53:00

    Mnie zaś ciekawi, co malarze myślą o "komputerowo-drukarkowym" Richterze, także opisywanym na DLK

    http://dlkcollection.blogspot.com/2012/09/gerhard-richter-painting-2012-goodman.html

    ;)

    OdpowiedzUsuń
  47. Anonimowy17:20:00

    Richter, to taki starszy pan artysta, który nie komentuje swoich prac i chętnie pozwala o nich mówić innym. Z tej rozmowy z biegiem lat powstała wartość symboliczna, o której każdy poważnie interesujący się współczesną sztuką wie, że jest wysoce przewartościowana. Parę trafnych krytycznych głosów chce tą prawdę od czasu do czasu oficjalnie nagłośnić, wie jednak, że wpływ kolekcjonerów i rynku sztuki tak naprawdę ma ją w dupie.

    OdpowiedzUsuń
  48. Robota Richtera może i jest przewartościowana, ale nie bezwartościowa. Jego eksperymenty z pozoru od Sasa do lasa, doprowadziły do kilku odkryć czysto plastycznych, które są doniosłe ale mało widoczne dla (szczególnie dzisiaj głośnych) miłośników publicystyki w sztukach wizualnych. Zwłaszcza w kontekście biografii malarza (on sam w Hitlerjugend, wuj i ojciec w NSDAP, a teść ginekolog, uczestnik hitlerowskiego programu Aktion T4). Plastyczne nowatorstwo Richtera polega na tym, w jaki sposób łączy on figurację, a często fotorealizm, z abstrakcją. W jaki sposób zamienia jednoznaczną i obiektywną fotografię w wieloznaczną i subiektywną wypowiedź, nie tracąc rozpoznawalności pierwowzoru. Richter jako pierwszy świadomie i konsekwentnie wykorzystał efekt poruszonej fotografii i fotografii nieostrej bądź przekontrastowanej po to by naprowadzić widza na autorski sens zdyskontowania tych efektów. Chodzi o nowy rodzaj własnego, ludzkiego "porządkowania" ważności składowych obiektywnego materiału, by unaocznić CEL przekazu. Podlinkowane Fotografie Burtynskiego właśnie tak można wykorzystać malarsko. We wszystkie te, objęte kadrem, jednakowej piękności fragmenty, drogą świadomego wygaszania i wzmacniania należałoby wprowadzić malarski porządek ważności. Wyobraźnia aranżacyjna i plastyczny sposób tej operacji, zawsze będą decydować o artystycznej jakości efektu końcowego.

    OdpowiedzUsuń
  49. Anonimowy18:27:00

    Na nic pana wysilek interpretacyjny, choc rozumiem dobry zamiar.

    Gdyby obrazy Richtera nie były tak drogo sprzedawane na gieldach sztuki (dla przypomnienia: według Tefaf Gerhard Richter w 2011 roku należał do 10 artystów na świecie o najwyższych dochodach ze sprzedaży dzieł na aukcjach sztuki - dokładnie 8 miejsce i około 175 milionów dolarów dochodu) nikt nie pisałby o nim, oprócz paru zaprzyjaźnionych kolegów, jak choćby były jego asystent, a obecnie historyk sztuki Hubertus Butin. Fakt jednak, że są tak drogo sprzedawane powoduje, że kuratorzy, handlarze sztuką, kolekcjonerzy sztuki, a także ogół społeczeństwa masowo się nią interesują. Można więc przypuszczać, że Iza Kowalczyk w 81. rocznicę urodzin artysty także napisze na jej blogu kolejny uroczysty pean na jego cześć? Gdyby jednak krytycznie prześledzić intymne zwierzenie artysty, które zdradza, że nigdy nie wiedział co robił, można by wywnioskować, że tak naprawdę nie miał nic szczególnego do zakomunikowania swoją twórszością oprócz faktu, że malowal, maluje i będzie dalej malował obrazy. Ten rodzaj artysty, który nie lubi dużo mówić, albo w ogóle milczy, skonstruował świat oparty na przypadku, w którym główna rolę odgrywają interpretacje innych aktorów. Takim dobrym przykładem naśladownictwa jest obecnie 44 letni wieszcz polskiej sceny artystycznej Ukłański, który „zasadę przypadku” od 20 lat także z lubością oddaje w ręce innych. Pan Richter jest jednak niedoścignionym przykladem do naśladowania, bo nie ukrywa publicznie uwielbienia dla Vermeera i Tycjana, i choć nie jest im w stanie do pięt urosnąć, wie jednak, że to dobra droga inspiracji i dalszej artystycznej aktywności. Tak długo jak będą otwierane nowe muzea na świecie, należy być pewnym, że w ich zbiorach znajdą sie kolejne „cool” obrazy pana Gerharda Richtera (no i mniej reprezentatywne Piotra Ukłańskiego, ale w tym przypadku nie należy być na 100 procent pewnym?).

    OdpowiedzUsuń
  50. Pisze Pan/Pani: "Gdyby jednak krytycznie prześledzić intymne zwierzenie artysty, które zdradza, że nigdy nie wiedział co robił, można by wywnioskować, że tak naprawdę nie miał nic szczególnego do zakomunikowania swoją twórczością oprócz faktu, że malował, maluje i będzie dalej malował obrazy".

    Myślę, że właśnie to jest u niego najcenniejsze: Richter maluje właśnie po to, żeby po prostu malować, a nie cokolwiek, komukolwiek komunikować w tym sensie, w jakim oczekują od malarstwa tzw. doktory sztuki. Oni zawsze będą się spodziewać po malarzu USŁUG Z ICH PODWÓRKA czyli takiej czy innej PUBLICYSTYKI zwanej szumnie "przekazem". Ale -zdaje się- dla wszystkich tych uczonych ale plastycznie ślepych i drętwych publicystów sztuki, którzy chcą się podkuratorować malarstwem i wyślizgać na nim swoje doktoraty i konta bankowe, prawda jest dramatyczna: obraz ma tylko BYĆ w swojej strukturze i -ewentualnie- ROZTACZAĆ AURĘ. Jak drzewo, chmura, piaszczyste urwisko. Tym ma się "tylko" od nich różnić, że jest dziełem człowieka. I jako takie można analizować i oceniać jakości jego struktury, chłonąć aurę lub nie, ale nie przypisywać lub oczekiwać cech lub roli, której nigdy nie miało.

    Dlatego ujmuje mnie ta część zwierzenia Richtera, że "nigdy nie wiedział co robił". Przypomina mi zdanie z Dzienników Cybisa "najlepiej robię, kiedy nie wiem co robię". Oba wystarczająco klarownie ustalają faktyczną "misję" malarstwa.

    OdpowiedzUsuń
  51. Anonimowy04:28:00

    Ja też nigdy nie rozumiałem podstaw tego szału fascynacji Richterem, ale jak Pan Andrzej powiedział, może i jego twórczość jest przewartościowana, ale nie bezwartościowa. Niektóre jego prace po prostu fajnie się ogląda i może albumu Richtera sobie nie kupię, ale nie będę miał za prostaka i ignoranta w dziedzinie sztuki kogoś, u kogo na półce zobaczę takowy trzymany dla przyjemności. Czego nie mogę powiedzieć o albumie z pracami Uklańskiego. Uklański kojarzy mi się z „wizualnym chamstwem”, kiczem i jego album pasuje mi idealnie jako dodatek do wystroju wnętrza nowobogackich, klimatyzowanych stodół.

    Przykładowo, np. to! Co to robi w galerii sztuk pięknych? A takiej kichy w przypadku Uklańskiego jest wiele.
    http://www.e-flux.com/announcements/piotr-uklanski-4/

    (Była już tandetna fotografia gołej pupy pani Alison Gingeras, więc mogę się domyślać, że teraz Uklański bierze się za jej… migdałki???)

    Wracając jednak do prawdziwego artysty. Dla mnie najważniejsze jest właśnie to, co dla Pana Andrzeja, fakt, że Richter: malowal, maluje i będzie dalej malował ciekawe obrazy. A to i tak bardzo dużo, jak na dzisiejsze czasy (jak kto ma wątpliwości niech wypożyczy sobie np. album Uklańskiego). To prawda, że sztucznie zrobiono z Richtera supergwiazdę, nie jest wirtuozem pędzla, ale i bez tego miał ciekawe pomysły na swoje malarstwo i na tyle znał rzemiosło, by zrealizować je tak, iż nie można się do niczego przyczepić. A to kawał rzetelnie wykonanej roboty malarskiej.

    Nie wieże też w tego typu zapewnienia, że wszystko powstało ot tak przypadkowo, jak z palca strzelił. Artyści wiele rzeczy czują intuicyjnie, choć nie potrafią ubrać tego w piękne słowa i doprecyzować jak krytycy. Więc przyjmuje często taką pozę: nieświadomych swych tworów dzieci.
    Taka strategia jest korzystna np. z dwóch powodów.
    Po pierwsze: zawsze znajdzie się ktoś mądrzejszy od ciebie, co zobaczy w twych pracach więcej niż ty widzisz, wiec lepiej nie określać ściśle, o co właściwie ci chodziło? Niech krytycy popisują się erudycją i wiedzą, prześcigają w domysłach mnożąc o artyście kolejne publikacje.
    Po drugie: artysta robi tym wrażenie jakiegoś szalonego geniusza, co to nie długoterminową, ciężką pracą dochodzi do efektów końcowych, a jedynie jakimś boskim natchnieniem. Tworzy to wokół niego aurę tajemniczej niesamowitości – a odbiorcy nie znający praktyki twórczej lubią łykać takie mitotwórcze bajery.

    OdpowiedzUsuń
  52. Anonimowy15:11:00

    „Dlatego ujmuje mnie ta część zwierzenia Richtera, że "nigdy nie wiedział co robił". Przypomina mi zdanie z Dzienników Cybisa "najlepiej robię, kiedy nie wiem co robię". Oba wystarczająco klarownie ustalają faktyczną "misję" malarstwa.“

    „Misja“ malarstwa pana Richtera jest, przywołując jego cytat: „bez sensu, bez moralności, bez teorii.” Tak więc pan Richter nie jest „pictor doctus”, a jego malarstwo żadnym krytycznym studium historii, historii sztuki, polityki, czy literatury. Jak sam stwierdza: „artyści są najważniejszymi ludźmi na świecie” i pozostaje im bałwochwalczo wierny. W jego wypadku wierność „misji” malarstwa zaczyna i kończy sie na doktrynie Worhola „all is pretty all is art“ i porusza się po terenie powierzchowności i banału. Wszystko może być motywem obrazu, obojętnie, czy będzie to papier toaletowy, czy ciało zabitego terorrysty. W tego rodzaju „misji” słowo – ABSCYNENCJA (dadam: moralna i intelektualna) – rewiduje motywy obrazów i redukuje ich różnice jedynie do techniki odwzorowywania. Banalne motywy obrazów zostają za pomocą epidiaskopu wyświetlone na płótno i dzięki zamierzonej nieostrości konturów utworzą efekt poruszenia. L’art pour l’art i szansa dla artysty na samowolę kameleona, która teraz dzięki zasadzie przypadku pozostawia wolne pole interpretacji i szansę na grę w loterię. Ta szansa odsłania jednak obecny stan krytyki artystycznej, która stara się dointerpretować sens do prac, które go nie posiadają. W zależności od stopnia intelektualnej odwagi krytyka sztuki, od najodważniejszej krytyki do takiej gdzie jej brak, sens prac będzie odpowiednio krytycznie na dół rewidowany. Nie dziwmy się więc, że i blog „Galeria Browarna”, znany z czujności i bezpardonowej krytyki (tak się jemu wydaje?), pozwala się w tym wypadku prowadzić za nos przez pana Richtera. Od 20 lat, podobnie jak pan Richter, doskonały obserwator rytuałów instytucji sztuki i jej obecnych standardów zachowań, Piotr Ukłański prowadzi za nos innych bezkrytycznych krytyków sztuki, nie wspominając o kuratorach i kuratorkach jego wystaw, i z ogromnego „pustego balona” swojej twórczości dokonał niezwykłego cyrkowego tricku, napełnił go sensem. Nihilizm zamienił się obecnie w Warszawie w transcendencję 40 i cztery.

    OdpowiedzUsuń
  53. Porównywanie Richtera z Uklańskim to jak zestawianie samego ryzyka z pozorowaniem ryzyka. Jak zestawianie odwagi i trudu wymyślania w sztuce z bezpiecznym i łatwym w niej powielaniem. Richter wykonał najważniejszą część roboty: znalazł sposób na malarską obróbkę omijanych przed nim wątków: popbanału, nazi, fotografii PRASOWEJ, rysunku z rzutnika, skrótu szablonu, monochromu a wszystko to drogą brutalnej, ustawicznej ZMIANY STYLISTYKI, od ceraty płaskiej abstrakcji hard edge po liryczne impasty grubych na palec ławkowców. Można więc mówić tylko o efekcie Richtera, bo na pewno nie Tuymansa czy -horrendum- Sasnala. Uklański też tylko pożycza na spory procent do dzierganej sławy: Nazistów od Richtera, Pięść od Stephana Hubera, orły od Stacha z Warty, lightboxy od Dana Flavina, zbiory od Armana, a dupę od Gingeras, która ją już własnoręcznie obrabia po ważnych gazetach.

    OdpowiedzUsuń
  54. Anonimowy02:20:00

    Szanowny Anonimowy (15:11:00),
    Akurat życzę polskiej sztuce: oby było jak najwięcej tak rzemieślniczo przygotowanych Richterów, wodzących Browarowiczów za nos! I niech sobie czyjaś twórczość – ideologicznie - będzie nawet i pustym balonem. Obym tylko mógł na ten balon patrzeć z zadowoleniem, dla samego jego wyglądu.
    Proszę rozróżnić, czy Anonimowy czuje się rozczarowany Richterem twórcą po prostu obrazów? Czy Richterem ideologiem (i nie chodzi tu o malarską stylistykę, innowacje estetyczne)?
    Bo jeżeli ideologiem, to próbuje Anonimowy przekłuć próżnię. Przecież sam autor stwierdził, że ma teorię w dupie. Co nie znaczy wcale, że nie mógł stworzyć czegoś, co jest istotne dla innych, a dla niego samego ma znikomą wartość. Pretensje proszę kierować do konkretnych krytyków, którzy widzą w jego pracach idee, których Anonimowy nie dostrzega.

    OdpowiedzUsuń
  55. Anonimowy17:30:00

    Szanowni Panowie!

    Richter nienawidzi ideologii, tak więc konsekwetnie odwraca sie do niej plecami i zostaje malarzem obrazów. Pytanie: jakich obrazów? Jego szczera odpowiedź: bez sensu i znaczenia. Zmienia więc do woli puste motywy obrazów jak kameleon, wie zarazem doskonale, czy będą one krytykowane, czy nie, jako malarz-pragmatyk i tak będzie dalej malowal puste obrazy. Wie zarazem jako malarz-pragmatyk także, że jest artystą z zawodu i rozchodzi się tutaj o sztukę, a jako że rozchodzi się o sztukę ludzie interesujący się sztuką, zawodowo czy nie, nie pozostawią pustych obrazów bez komentarza. Brak komentarza w sztuce równa się dzisiaj jej zagładzie?:):) Strategia malowania latami pustych obrazów przynosi efekt – rozmawia się o nich i na końcu niekończącej rozmowy „można więc mówić tylko o efekcie Richtera”, a więc „znalazł sposób na malarską obróbkę omijanych przed nim wątków: popbanału, nazi, fotografii PRASOWEJ, rysunku z rzutnika, skrótu szablonu, monochromu a wszystko to drogą brutalnej, ustawicznej ZMIANY STYLISTYKI, od ceraty płaskiej abstrakcji hard edge po liryczne impasty grubych na palec ławkowców.” Nie przeczę, znajdą się także tacy rozmówcy, którzy „na ten balon (obrazy) patrzeć (bądą) z zadowoleniem, dla samego jego wyglądu”. Tak więc przy ewentualnym podziwianiu witraży Richtera w kolońskiej katedrze, będą mieli podobne skojrzenia, jak przy oglądaniu dywanów w hurtowni o tym samym motywie.

    OdpowiedzUsuń
  56. Nawet przy założeniu, że Richter malując nie zamierza sensu i znaczenia, wcale nie znaczy, że sensu i znaczenia ostatecznie nie osiąga. Doskonale wie, że to co w malarstwie najlepsze, nie jest funkcją ZAMIARU autora WPROST, tylko rodzajem WYGRANEJ na ZAMIAREM ORGANIZOWANEJ loterii. Richter od lat wykupuje na niej mnóstwo losów, malując z rzadko spotykaną energią. Wystarczy rzucić okiem na jego stronę, klikając zakładkę painting. W każdej grupie tematycznej ma wiele otwartych losów. W grupie obrazów abstrakcyjnych tysiące. Tylko niektóre z nich są wygrane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy13:03:00

      Nie da się ukryć, że wyciągnął pan ten właściwy los? Pan Gerhard Richter będzie bardzo zadowlony?

      Usuń
    2. Anonimowy15:43:00

      Witam i przyłączam się do krytyki obrazów Gerharda Richtera.

      Pan Andrzej Biernacki wyciągnął właściwy los? Kiedy trzyma go teraz w ręce, Gerhard Richter ponownie może być z siebie zadowolony, dopiszę parę informacji o nim z przeszłości, o których zapewne panu Andrzejowi nic nie wiadomo?

      Gerhard Richter nie chce sobie dzisiaj o pewnych jego obrazach z przeszłości przypomnieć, a tym bardziej o nich rozmawiać. Z prostego powodu? Przed wyjazdem z byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej w 1961roku namalował w Niemieckim Muzeum Higieny w Dreźnie mural pod tytułem „Radość życia” w duchu realizmu socjalistycznego rządów Ubrichta, który po jego ucieczce został przemalowany. Szeroki na 5 i długi na 15 metrów, przedstawiający różnorodne, nasycone ideologią, sceny na plaży: piknick, zakochaną parę, tańczące dzieci, etc. Oczywiście, z pewnych tylko Gerhardowi Richterowi znanych powodów, malowidło ścienne nie zostało do dzisiaj odrestaurowane. Gerchard Richter mieszkając teraz na Zachodzie usunął polityczną blokadę z jego dalszej twórczości i postanowił odtąd "myśleć i działać bez pomocy ideologii ..."(Eckhart Gillen). Tej przemiany do szczególnie heroicznego wyczynu w Republice Federalnej Niemiec nie należy zaliczyć, bo artyści, w przeciwieństwie do mieszkających w byłej NRD, nie są tam prześladowani. Richter jednak już w nowej sytuacji politycznej masowo krytykował innych artystów tworzących dalej w byłym NRD, nie pozostawiając na nich suchej nitki, między innymi Wernera Tubke, którego artystycznym wzorem byli Lucas Cranach i Albrecht Dürer, a który nigdy nie namalował fresku w duchu realizmu socjalistycznego „Radości życia”. Richter wybrał bardzo świadomie artystyczny establishment naśladując wiele już istniejących wtedy artystycznych propozycji i według niektórych krytyków niemieckich zaczął pracować w stylu grafika użytkowego, dopasowując różnorodne style do produktów i upodobań przyszłych konsumentów. Kim są konsumenci sztuki Richtera, nie potrzeba dalej opisywać.

      Chciałbym przypomnieć Panu Andrzejowi, że jeszcze nie dawno na facebooku (27 listopada 2012 roku) napisał o Zygmuncie Baumanie, doktorze honoris causa Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu parę niezbyt chwalebnych faktów z jego życiorysu. Gerhard Richter swoje fakty z artystycznego życiorysu też do dzisiaj przemilcza.

      Pozdrowienia z Hamburga - max dogin :)

      Usuń
  57. Anonimowy02:15:00

    >>> „Strategia malowania latami pustych obrazów przynosi efekt…”

    Skoro strategia, względem krytyków doszukujących się w jego obrazach jakiejś wyszukanej ideologii, przynosi efekt. A jednocześnie Richter może robić to co lubi. Czyli po prostu malować obrazy i to – z punktu widzenia malarskiego fachu - obiektywnie dobre. To chyba tylko pozazdrościć!

    >>> „można więc mówić tylko o efekcie Richtera”

    Jeżeli dla Anonimowego wpływ na stylistykę malarską na skalę światową, jest czymś, co określa partykułą TYLKO. To obawiam się , że Anonimowemu (a może Anonimowej?) mało kto jest w stanie dogodzić.

    >>> „Tak więc przy ewentualnym podziwianiu witraży Richtera w kolońskiej katedrze, będą mieli podobne skojarzenia, jak przy oglądaniu dywanów w hurtowni o tym samym motywie.”

    O sposobie odbioru tego samego motywu i ocenie jego wartości w zależności od medium jakiego użyto do jego wyrażenia, a nawet o różnicy odbioru tego samego dzieła w zależności od zmiany otoczenia (kontekstu), w którym się go podziwia, pisano już wiele. Więc ograniczę się jedynie do przypuszczenia, że jeżeli hurtownia dywanów będzie wiekowym miejscem religijnego kultu, z wystrojem wnętrza odpowiadającym kolońskiej katedrze, dywan będzie umieszczony w oknie w identycznej zdobniczej framudze i będzie spełniał szereg właściwości cechujących witraż (np. transparentność, świetlistość), a do tego nie będę miał świadomości, że jest to dywan i możliwości podejścia bliżej (by móc ocenić rzemieślniczą robotę, jak będę mniemał witrażysty), to tak, mogę mieć podobne skojarzenia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy12:49:00


      Podziwiam pana łamigłówkę intelektualną na temat dywanu i kontekstu. Jak mówią filozofowie, mnoży pan niepotrzebnie byty bez potrzeby. W moim komentarzu rozchodzi się o zwykły przedmiot użytku domowego, który zwie się dywan. Na internetowej stronicy http://www.tylkodywan.pl może pan podziwiać w zależności od osobistych upodobać, od avant-garde do glamour, ciekawe propozycje nowego wzornictwa. Podobno w sklepie widziano pana Gerharda Richtera?

      Usuń
    2. Anonimowy13:14:00

      Sprostowanie zdania: Jak mówią filozofowie, mnoży pan byty bez potrzeby.

      Usuń
  58. Anonimowy03:47:00

    http://www.e-flux.com/announcements/piotr-uklanski-4/

    Tak sobie właśnie podziwiam to arcydzieło Uklańskiego i przychodzi mi na myśl, że szkoda, iż Krasnalsi nie wykorzystali tak teatrzykowej scenerii do jakiegoś humorystycznego performance. Te „migdałki” są wręcz wymarzonym celem do przeprowadzenia szturmu wielkim, różowym penisem. :)

    OdpowiedzUsuń
  59. Anonimowy03:59:00

    „Uklański też tylko pożycza na spory procent do dzierganej sławy: Nazistów od Richtera, Pięść od Stephana Hubera, orły od Stacha z Warty, lightboxy od Dana Flavina, zbiory od Armana, a dupę od Gingeras, która ją już własnoręcznie obrabia po ważnych gazetach.”


    Można zapytać, o jakiego Stacha z Warty i orły chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  60. Odpowiedzi
    1. Anonimowy09:42:00

      Ten Szukalski to ciekawa persona np.
      http://bialczynski.wordpress.com/2011/07/20/leonardo-di-caprio-upomina-sie-o-pamiec-stanislawa-szukalskiego/
      No i ta jego diagnoza, wciąż żywo aktualna: „Artysta głosi potrzebę zaistnienia ojczyzny ludzi inicjatywy twórczej. W przeciwieństwie do kraju „obojętnych instytucji i ruchliwych kanalii”. ”

      Obojętnych instytucji i ruchliwych kanalii! Skąd my to znamy? :)

      Usuń
  61. Tak sobie czytam(nawet ciekawe... ) Wasze dysputy...jednak proszę nie zapominać o kodzie kulturowym(!)
    -(...)Na podstawie różnych danych, tematów, materiałów metodycznych zgromadzonych podczas prowadzenia badań międzykulturowych w Niemczech i Angli można stwierdzić, że Niemcy preferują style retoryczne i mają konwencje zachowania komunikacyjnego. Anglicy są natomiast bardziej bezpośredni, klarowni, skupiają się na treści, wyrazistości i ustalonych czynnikach (...)
    pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  62. Anonimowy15:28:00

    >>> „Podziwiam pana łamigłówkę intelektualną na temat dywanu i kontekstu. Jak mówią filozofowie, mnoży pan byty bez potrzeby.”

    To nie ja zacząłem, tylko nijaki Walter Benjamin. A trochę później popularyzował je nawet w telewizji pewien Anglik – John, John Berger. Tudut tu duuuuuu! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy21:18:00

      "To nie ja zacząłem, tylko nijaki Walter Benjamin. A trochę później popularyzował je nawet w telewizji pewien Anglik – John, John Berger. Tudut tu duuuuuu! :)"
      ----------------------------------------------------------

      Zbyt duży skrót myśli (argumentu). Proszę o jej (jego) rozszerzenie na potrzebę dalszej dyskusji.

      Usuń
    2. Anonimowy01:34:00

      Materiały pomocnicze dotyczące m.in. problemu "aury" dzieła sztuki

      Walter Benjamin „DZIEŁO SZTUKI W DOBIE REPRODUKCJI TECHNICZNEJ”
      http://chomikuj.pl/lateri/Teksty+teoretyczne/Walter+Benjamin/W.+Benjamin+-+Dzie*c5*82o+sztuki+w+dobie+reprodukcji+technicznej,1996564943.pdf

      John Berger „SPOSOBY WIDZENIA”
      http://chomikuj.pl/lalua/Materia*c5*82y+MGR/John+Berger+-+Sposoby+widzenia,1570496418.pdf

      John Berger – wykłady dla BBC
      http://www.youtube.com/watch?v=LnfB-pUm3eI

      + BONUS, zacna muzyczka, by muc się wyłączyć przy lekturze. Najlepszy album CARBONsów „World Of Sleepers”
      http://www.youtube.com/watch?v=0RszchMVvbs

      + Mój ich najulubieńszy kawałek z innej płyty
      http://www.youtube.com/watch?v=2B65WrRrIYo


      Miłej lektury :)

      Usuń
    3. Anonimowy05:50:00

      "móc" motyla noga – sorry za komora

      Usuń
    4. Anonimowy12:52:00

      Anonimowy - gdzie pan wylądował ze swoja argumentacją? W moim komentarzu rozchodzi się o zwykły przedmiot użytku domowego, który zwie się dywan. Dywan nie jest dziełem sztuki. Kapiszi!!!

      Usuń
    5. Anonimowy02:43:00

      „gdzie pan wylądował ze swoja argumentacją?”

      Na hacjendzie u kumpeli, bo to była w dechę udana sobota! :)

      Usuń
  63. Anonimowy04:18:00

    http://wyborcza.pl/1,112588,13310318,Pawel_Althamer_z_nagroda_Kairos.html#ixzz2JRwSnv00

    Paweł Althamer za regularne wyłudzanie pieniędzy polskiego podatnika, na rzekome działania artystyczne, otrzymał nagrodę i 75 tys. euro. I o ironio, kapituła nagrody uzasadniając swój wybór stwierdza, że defraudant zainteresował ich ponieważ:

    "Na społeczno-polityczne pytania o partycypację, SPRAWIEDLIWOŚĆ, pole manewru jednostki Paweł Althamer odpowiada artystycznymi strategiami podważającymi znajome struktury i systemy kontroli. Jak mieszkamy, jak pracujemy, jakie wartości są dla nas ważne - tego wszystkiego dowiadujemy się poprzez instalacje, performance oraz zaskakujące akcje artysty"

    Po przeczytaniu takiego newsa, pierwsze co przyszło mi do głowy, to pytanie: czemu jeszcze sprawiedliwość nie ograniczyła pola manewru samemu Althamerowi? Odpowiedz jest smutna. Ponieważ sukces jaki odnosi jego atrapa działalności artystycznej, jest sam w sobie świetnym przykładem zakwestionowania poprawności funkcjonowania podstawowego ludzkiego systemu kontroli: zdrowego rozsądku i uczciwości.

    OdpowiedzUsuń
  64. Od 2007 roku nagroda nosi nazwę Kairos (od imienia greckiego boga szczęśliwego zbiegu okoliczności) i wynosi 75 tys. euro.
    Dużo tych pieniężnych szczęśliwych "zbiegów okoliczności" jak na ledwie parę lat skromnej twórczości NIEKOMERCYJNEJ i do tego eksperymentalnej. Ale, rzecz jasna, szczerze gratulujemy.


    OdpowiedzUsuń
  65. cyt:
    (...)Jak mieszkamy, jak pracujemy, jakie wartości są dla nas ważne(...)
    to mi się podoba... :)
    -a w mojej piwnicy się zrobił SYF.... :( i trzeba posprzątać (może jakaś kasa wpadnie przy okazji... ;) )
    ps.
    nie wypada nic innego jak pogratulować również...( a może Pan Andrzej zrobi jakąś wystawę przekrojową Panu Pawłowi...?)

    OdpowiedzUsuń
  66. O, taaaak. Pan Andrzej tylko czeka w blokach startowych na propozycję Pana Pawła.

    OdpowiedzUsuń
  67. Anonimowy04:29:00

    Ciekawostka, Pan Paweł Althamer i jego podlizywanie się pewnemu opiniotwórczemu środowisku, stało się przyczyną tego, iż został wspomniany (co prawda nie z imienia i nazwiska, ale od razu wiadomo o kogo chodzi) w najnowszej książce Rafała Ziemkiewicza „MYŚLI NOWOCZESNEGO ENDEKA”. Której obszerny fragment pozwoliłem sobie zacytować. Ciekawie się to czyta, szczególnie w kontekście tego, iż przyznana mu nagroda jest prezentem od niemieckiego banku.
    Książkę gorąco polecam wszystkim, nie tylko miłośnikom sztuki, chcącym być zorientowanym w sprawach istotnych dla każdego Polaka.



    „Inna sprawa, że takie ośrodki zarządzające ekspansją i porządkujące ją prawdopodobnie niedługo powstaną - skoro „idea europejska" jest już oczywistym trupem i tylko przez uprzejmość nie mówi się na głos tego, co oczywiste. Jest jasne, że elity niemieckie naturalną koleją rzeczy zaczną wracać do swojej narodowej odmiany mesjanizmu, czyli misji zaprowadzania w całej Europie i dalej niemieckiego przodującego porządku. W praktyce przecież już to robią i tylko resztki traumy po hitleryzmie nie pozwalają im przyznać nawet przed samymi sobą, że forsowanie różnych „paktów fiskalnych" to w gruncie rzeczy nowe szaty starego pruskiego imperializmu.

    Nie uważam więc, żeby Grecja, Hiszpania czy Polska padały ofiarą jakiegoś spisku, czy to imperialnych przywódców, czy też bankierów. Uważam, że jest znacznie gorzej: to, co się dzieje, wynika z logiki systemu. Jest nieuchronnym przejawem stworzonego w Europie porządku, w który naturalną koleją przekształciła się liberalna demokracja, przecząc tym samym tezie Francisa Fukuya-my (skądinąd w oczywisty sposób naiwnej), jakoby owa liberalna demokracja była „końcem historii", punktem dojścia w rozwoju ludzkości i nic po niej już powstać nie może.

    Także sytuacja w postkolonialnej Polsce jest szczególną realizacją ogólnych prawidłowości tego porządku. W publicznym dyskursie nazywa się go porządkiem „neoliberalnym", co jest nazwą całkowicie chybioną, fałszującą sens rzeczy i w dużym stopniu uniemożliwiającą zrozumienie istoty problemu; jeśli już, należałoby go nazwać raczej neosocjalizmem.

    Mamy tu do czynienia - przepraszam, trzeba się nad kwestią nazewnictwa na chwilę zatrzymać - z takim samym, mniej lub bardziej świadomym przejawem „mieszania języków", jakim jest używanie w mediach określenia „skrajna prawica" na nazwanie neonazistów. Słowo nazizm, przypomnę, wywodziło się ze skrótu słów „narodowy socjalizm". Partia Hitlera nazywała się Narodowosocjalistyczną Niemiecką Partią Robotników i podobnie jak wcześniejsza włoska Narodowa Partia Faszystowska wywodziła cała swą ideologię z walki klas, tyle że chciała „budować socjalizm w jednym kraju", czy raczej jednym narodzie, a nie, jak komuniści, skupiać się na rewolucji światowej. Spór między nimi a Międzynarodówką miał przyczyny typowe dla wojen sekciarzy, podobnie jak zajadła nienawiść komunistów do socjaldemokratów. Przepraszam, że tłumaczę rzeczy oczywiste, ale masowość używania tego kłamliwego określenia „skrajna prawica" powoduje, że politologiczne kategorie prawicy i lewicy są kompletnie odzierane z sensu merytorycznego, stają się tylko sygnałami emocji: lewica dobrze, prawica źle.
    No bo jeżeli nazista, utożsamiany - co samo w sobie jest osobną manipulacją - z faszystą, jest „skrajną" prawicą, to taki, powiedzmy, Kaczyński albo Ziemkiewicz jest też faszystą, tylko może mniej skrajnym.

    Jest to coś, co Amerykanie nazywają hate speach - mową nienawiści. Język, którego zadaniem nie jest nazywać, ale właśnie pobudzać do emocji, judzić. Dzięki takiemu językowi można doprowadzić ludzi do kompletnego zgłupienia. Tak jak - przykład krańcowy, ale nierzadki - artystę, który postanowił „zawstydzić" uczestników Marszu Niepodległości, manifestacji ku uczczeniu rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości 11 listopada 1918 roku, posyłając przeciwko nim przebierańców w oświęcimskich pasiakach. Prawdopodobnie w przekonaniu, że obóz w Auschwitz zbudowali Dmowski z Piłsudskim."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy04:31:00

      „Nazwanie porządku, w którym finansiści i menadżerowie gospodarczych globali całkowicie wyrwali się spod jakiejkolwiek kontroli demokracji, „neoliberalizmem" jest również skutkiem dążenia przez opiniotwórcze środowiska lewicowe i podporządkowane im media do sprawowania „rządu dusz" nad masami i opierania pojęć na emocjach niesionych przez słowa, a nie na ich znaczeniach. Słowo „socjalizm" i wszystkie jego skojarzenia mają nieść emocje pozytywne, słowo „kapitalizm" - a więc i „liberalizm" - wręcz przeciwnie. W efekcie zalewani jesteśmy bełkotem, który może nie uniemożliwia racjonalnego myślenia całkowicie, jak Orwellowska nowomowa, ale na pewno bardzo je utrudnia.

      Liberalizm - sięgnijmy do właściwego sensu tego słowa - to, jak sama nazwa wskazuje, idea wolności. Wolności dla wszystkich, a nie dla najmożniejszych. Liberalizm to idea wychodząca z założenia, że ludzie, choć obdarzeni są przez stwórcę w różnym stopniu zdolnościami, mają równe, takie same dla wszystkich prawa korzystania z nich. Jedynym ograniczeniem dla indywidualnej wolności jest granica cudzej krzywdy. Realizacja tego ideału w sferze gospodarki wiedzie ku postulatowi państwa minimum, państwa stróża nocnego, którego zadaniem jest pilnowanie, aby reguły gry nie były łamane. Aby ci, którzy w jednej turze wzbogacili się bardziej od innych, nie byli w stanie użyć swej przewagi do zmiany reguł. Państwo liberalne porównać można do uczciwej gry w karty. Jedni muszą wygrać, drudzy przegrać, ale będzie to zależało tylko od umiejętności i łutu szczęścia, ponieważ państwo - jako sędzia - pilnuje, aby nikt nie ważył się kantować.

      Państwo zwane szalbierczo „neoliberalnym" przypomina natomiast szulernię, w której zblatowani z właścicielem cwaniacy bezkarnie łupią frajerów, wyciągając, jak im akurat potrzeba, karty z rękawa bądź chowając je tam, a egzekwowanie przez sędziego i strażników porządku polega na dopilnowywaniu, aby przegrani niezwłocznie i sumiennie regulowali należności. Proponuję nazywać je raczej państwem neosocjalistycznym, ponieważ jest ono oczywistym skutkiem światowego zwycięstwa socjalistycznej idei, głoszącej, iż państwo ma być nie „nocnym stróżem", ale zarządcą „wyrównującym" wedle swego uznania stan posiadania poddanych. Uprawnionym do tego, by w imię sprawiedliwości społecznej jednym życie ułatwiać, drugim utrudniać, jednym nakładać surowe wymagania, innym usuwać z drogi przeszkody, jednym odbierać, a innym dodawać. W klasycznym socjalizmie państwo miało owych uprawnień używać w imię „sprawiedliwości społecznej" - ale idea sprawiedliwości społecznej z czasem się skompromitowała i zdechła, a praktyka reglamentowania przez władzę polityczną powodzenia poszczególnych grup i jednostek pozostała. Siłą rzeczy władza zaczęła posiadanych narzędzi do - nazywając rzecz fachowo - interwencji w procesy rynkowe i redystrybucji dochodów używać w interesie własnym.”

      Usuń
  68. Zróbmy dla porządku mały wyciąg nazewniczy z powyższego:

    - "W publicznym dyskursie nazywa się go porządkiem „neoliberalnym", co jest nazwą całkowicie chybioną, fałszującą sens rzeczy i w dużym stopniu uniemożliwiającą zrozumienie istoty problemu; jeśli już, należałoby go nazwać raczej neosocjalizmem.

    - "politologiczne kategorie prawicy i lewicy są kompletnie odzierane z sensu merytorycznego, stają się tylko sygnałami emocji: lewica dobrze, prawica źle.

    - "Państwo zwane szalbierczo „neoliberalnym" przypomina szulernię, w której zblatowani z właścicielem cwaniacy bezkarnie łupią frajerów, wyciągając, jak im akurat potrzeba, karty z rękawa bądź chowając je tam, a egzekwowanie przez sędziego i strażników porządku polega na dopilnowywaniu, aby przegrani niezwłocznie i sumiennie regulowali należności.

    - "władza zaczęła używać posiadanych narzędzi do (...) interwencji w procesy rynkowe i redystrybucji dochodów używać w interesie własnym.”

    OdpowiedzUsuń
  69. Anonimowy08:04:00

    Biorąc pod uwagę wypowiedz Ziemkiewicza, wychodzi na to, że Althamer robił też coś zupełnie odwrotnego: nie podważał, a wzmacniał znajome struktury i systemy kontroli, poprzez szerzenie mowy nienawiści i dzielenie narodu polskiego. Co oczywiście jest na rękę np. Niemcom. „Divide et impera”, jak głosi stara, praktyczna zasada. Ale o tym cicho sza, bo to My mamy prawdziwe powody do wstydu. Mamy w Polsce tylu faszystów, że aż sobie pochody organizują! Czy może być coś lepszym lekarstwem na powojenne, niemieckie traumy, niż wieść, iż w tej Świętoszkowatej Polsce faszyści tysiącami maszerują ulicami stolicy??? Całe szczęście znalazł się dzielny Polak, co to dał świadectwo Europie, że są też i tacy Polacy, którzy nie dadzą przejść tej faszystowskiej masie. Stąd moje podejrzenie, że to właśnie dzięki temu aktowi męstwa, poświęcenia i gotowość walki ze złem, Pan Paweł, wpadł w oko ofiarodawcom tych 75 tys. euro. Ale mogła to też być sprawka mitycznego bożka Kairos-a. ;)

    OdpowiedzUsuń
  70. Żmijewski zdokumentował ten marsz Althamera. Można sobie pooglądać w ZUJ-u jak ktoś nie ma nic lepszego do roboty. Żenada, tym gorsza że robiona z miną pełną świadomości misji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy14:40:00

      Tutaj dla pana i komentatorów artykuł "The Prize Lies of a Nazi Tycoon" (1) Michaela Pinto-Duschinsky o przeszłości Alfreda C. Toepfera, zalożyciela Alfred Toepfer Stiftung F.V.S.. Przyznam się szczerze, że nie znałem tej fundacji wcześniej. Dopiero nagroda Kairos, notabene najwyżej dotowana kulturalna nagroda w Europie od 2007 roku w wysokości 75.000 €, zwróciła moją uwagę na nią. Jest coś w tej fundacji "unheimlich" (złowieszczego)? Artykuł w gazecie Frankfurter Allgemeine "Gutes Geld, dunkle Absichten?" (2), jak i artykuł Michaela Pinto-Duschinsky "The Prize Lies of a Nazi Tycoon" rozjaśniają moje podejrzenie.
      Proszę mi wybaczyć, niestety z braku obecnie czasu nie tłumaczę artykułów, ale sądzę, że znajdą odzew na blogu?

      1. http://standpointmag.co.uk/node/2878
      2. http://www.faz.net/aktuell/feuilleton/alfred-toepfer-maezen-im-zwielicht-gutes-geld-dunkle-absichten-1969970.html

      Pozdrowienia z Hamburga - max dogin :)

      Usuń
    2. Anonimowy14:52:00

      I jeszcze strona internetowa fundacji i jej historia powstania - http://toepfer-fvs.de/geschichte.html
      Oczywiście interpretacje historii fundacji dokonuje się z oficjalnej pozycji i nie wymienia nazwisk jej krytyków.

      Pozdrowienia z Hamburga - max dogin :)

      Usuń
    3. Anonimowy15:09:00

      ---> "Jest coś w tej fundacji "unheimlich" (złowieszczego)?"

      A czy mógłby Pan Max tak w dużym skrócie wytłumaczyć, w czym się ta złowieszczość przejawia? Bo ja po niemiecku - ni w ząb, Ich verstehe nicht.

      Usuń
    4. Anonimowy16:08:00

      W bardzo wielkim skócie:

      Uwikłanie w 1993 zmarłego biznesmena i hamburskiego filantropa Alfreda Toepfera z rządem Hitlera jest od piętnastu lat przedmiotem publicznej międzynarodowej debaty, w której historycy zajmują różne stanowiska. Powstał rodzaj historycznego sporu wywołany oceną osoby Toepfera i jego wpływ jako dobroczyńcy, sporu argumentów odzwierciedlających przeciwne poglądy zaangażowanych stron, które tematyzują jego nazistowską przeszłość. Przedsiębiorca i filantrop Alfred Toepfer jest krytykowany za "bemängelte Kontinuitäten" w powojennych Niemczech, co oznacza, że nie dokońca pożegnał sie ze swoją przeszłością za życia? Historyk, wspomniany we wcześniejszym moim komentarzu, Michael Pinto-Duschinsky oskarża Alfred Toepfer Fundację, że gloryfikuje zasługi jego imiennika i wezwał Uniwersytet Oksfordzki do zerwania więzi z Fundacją dwa lata temu. Wezwanie to oznacza ponowne zrewidowanie historii Niemiec nie tylko na brytyjskich uniwersytetach.

      Można sobie zadać pytanie: jaki rodzaj polityki schowany jest za oficjalnym profilem Fundacji i naturalnie nagrody Kairos?

      Polecam panu przeczytać wspomniane wcześniej dwa artykuły, ze względu na szczegółową argumetację.

      Pozdrowienia z Hamburga - max dogin :)

      Usuń
    5. Anonimowy16:28:00

      Przepraszam za błąd w pisowni, powinni być: jego nazizstowską przeszłość.

      Usuń
    6. Anonimowy23:57:00

      Wielkie dzięki za skróta

      Usuń
  71. Anonimowy02:12:00

    Arturek na garnuszku u Niemca i Pawełek korzysta z hojnej gościnności
    I razem knują jak pasiaki w politykę wkręcić i polityczną opozycję skompromitować
    Zawodowo obaj deklarują podważanie systemów kontroli
    I zawodowo obaj ciągną od systemu euro, w nagrodę za jego „demaskowanie” (w rzeczywistości sprawnie go umacniając)
    Bardzo to wymowne
    Godne pędzla Krasnali! :)

    OdpowiedzUsuń
  72. Anonimowy10:07:00

    http://the-krasnals.blogspot.co.uk/2013/02/jaka-sztuka-dzis-taka-polska-jutro.html

    Krasnale coś źle Polsce wróżą, skoro wyskakują z tym hasłem Bodzianowskiego: "Jaka Sztuka Dziś, taka Polska Jutro"!
    Oby – na Boga! - Polska jutro, nie była taka, jak sztuka dziś – lichutka, marniutka i bardziej udająca siebie, niż sobą będąca :(

    OdpowiedzUsuń
  73. Anonimowy10:52:00

    "Jaka Sztuka Dziś, taka Polska Jutro"
    Kurwać! To hasło jest makabryczne!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  74. Program Partii Programem Narodu...

    OdpowiedzUsuń
  75. Anonimowy12:00:00

    Coś na dowód, że sztuka współczesna trwa niezmiennie w swej skostniałej formie już od lat 70-tych. Dwa filmy:

    DOCUMENTA 4 (1968) - by Jef Cornelis
    http://www.youtube.com/watch?v=DNgIWbhgEaA


    DOCUMENTA 5 (1972) - by Jef Cornelis
    http://www.youtube.com/watch?v=Q-YMwer06Ec

    OdpowiedzUsuń
  76. Ja strawestowałbym hasło Bodzianowskiego na: "jaki przewał około sztuki dzisiaj, taka sztuka jutro, a nawet dzisiaj".
    Akurat byłem w MSN wtedy, gdy 3 metry ode mnie, przeglądającego książki w foyer dyr. Joanna Mytkowska anonsowała przed kamerą wystawę w Pałacu Prezydenckim. Za Mytkowską roztaczała się czeluść pustego wnętrza tegoż "muzeum", bo przez styczeń, który kosztował podatnika prawie 400 tysięcy zł.(miesięczny koszt wynajmu Emilii), zespół muzeum nie zrobił na miejscu NIC, produkując się gdzie indziej. Proponuję przedłużyć tournee z wystawą po kolejnych siedzibach prezydenckich w Europie, zamknąć na patyk pustą czeluść na Pańskiej, zaoszczędzając rocznie 5 baniek z tytułu najmu. No i zdobywając kolejnych wpływowych przyjaciół nowej sztuki, którzy nagrodzą dzielnych pomysłodawców kolejnymi nagrodami na Zamku Królewskim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy02:49:00

      „Ja strawestowałbym hasło Bodzianowskiego na: "jaki przewał około sztuki dzisiaj, taka sztuka jutro, a nawet dzisiaj".”

      Tak trawestacja ma jednak pewną lukę. Bo jeżeli dojść do wniosku, że przewał około sztuki jest WIELKI. To można dojść do mylnego wniosku, że sztuka jutra będzie WIELKA, a nawet jest już dzisiaj.

      Usuń
  77. Anonimowy00:21:00

    Ciekawe czy znajdzie się wreszcie jakiś dociekliwy dziennikarz, który na chłodno (bez osobistych wycieczek i złośliwości) podsumuje bilans kosztów i zysków wesołej gromadki z ul. Pańskiej od początku jej istnienia. Bo z takiego zestawienia powinien wyłonić się obraz sentencji Bodzianowskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy05:55:00

      Na 99% się nie znajdzie. A przynajmniej nieprędko. W Polsce nie istnieje krytyka artystyczna zdolna krytykować tych co na świeczniku. A to dla tego, że decydenci, którzy na ten świecznik windują swoich, są jednocześnie chlebodawcami zawodowych krytyków i dziennikarzy. Słowem same swojaki. Można więc tylko liczyć na pasjonatów. Ale i większość z nich woli lizać dupsko Elyty, chcąc się wkręcić w struktury władzy. Na placu boju pozostaje więc tylko garstka pasjonatów-idealistów. To oni tworzą w Polsce prawdziwą krytykę artystyczną. Nie boją się pisać szczerze, otwarcie, dostrzegają problemy polskiej sztuki kompleksowo, a nie jedynie przez pryzmat interesu własnych pracodawców, sponsorów no i swojego własnego. Niestety nie mają oni dostępu do mediów „masowego rażenia”, takich jak wysokonakładowe gazety, tygodniki i telewizja. Jeżeli dodatkowo wziąć pod uwagę fakt, że sztuką interesuje się tylko wąska grupa obywateli, łatwo wyobrazić sobie, dlaczego myśl krytyczna idealistów ma znikomy oddźwięk społeczny. Większość podatników to ludzie, dla których sztuka to nic specjalnie interesującego. Śpią więc spokojnie nie wiedząc, że ich pieniądze teoretycznie przeznaczane na sztukę, są defraudowane i marnowane na budowę jej atrapy. Tak by wszystko pozornie wyglądało normalnie i by większość nie miała powodów do zmartwień.

      Usuń
  78. Anonimowy00:24:00

    Jeśli tam dysponują milionami na jedną wystawę, to można się porządzić.

    OdpowiedzUsuń
  79. Anonimowy02:27:00

    Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy02:57:00

      http://www.rp.pl/galeria/961183.html

      Usuń
  80. Mi to do pewnego stopnia wisi, ale usunąłem komentarz w interesie wpisującego. Nie pretendując do miana przyzwoitki nadmienię tylko, że można se tu na blogu używać "wyrazów" ale nie w odniesieniu do nazwisk, nawet najbardziej nienawistnych. Uklański daje taką furę pretekstów na inteligentną grę słów, że nie ma potrzeby uciekania się do gry mniej inteligentnej. Pozdr. ab

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy08:06:00

      Spoko. Trochę mi się egoistycznie zapomniało, że to jednak „woda nie na Nasz młyn”. No i faktycznie lepiej nie tworzyć precedensu otwierającego drogę przyzwoleniu na powszechne fluganie. Mea culpa, po trzykroć biję się w swoją wątłą pierś.

      Następnym razem uderzę w ton bardziej fikuśny, niż rubaszny. ;)

      Usuń
  81. Aż się prosi wkleić pod post o Uklańskim komentarz Anonimowego spod mojego postu KITI KOT I HIT ELIT
    Anonimowy13:42:00 pisze tam:

    Panie Andrzeju, ja tam nie mam pretensji, jeżeli taki typ pcha się przed kamery, czy do radiowego mikrofonu i płacą mu za to z prywatnej kieszeni.
    Skoro ludziska chcą go oglądać – ich problem. Ja na szczęście telewizora nie posiadam.

    Problem rozpoczyna się, gdy taki gościu wpada na pomysł robienia biznesu na społeczeństwie, lub też za publiczne pieniądze zaczyna brać się za rzeczy, o których nie ma pojęcia. Słowem, tak czy owak trwoni krwawicę podatników.

    Przypadek fundacji żony Pana Materny - Open Art Projects – jest prawdopodobnie Panu znany. Dotyczy promocji Pana „ulubieńców”: Pana Piotra Uklańskiego i Pana Pawła Althamera :)

    Tak dla przypomnienia w telegraficznym skrócie.
    Zacznijmy od tego, że Pan Materna od czerwca 2007 r. był doradcą ds. wizerunku prezydenta miasta Sopot Jacka Karnowskiego. Pan Karnowski w 2001 znalazł się wśród założycieli regionalnych struktur Platformy Obywatelskiej, z której wystąpił po tzw. aferze sopockiej w 2008r.
    „W 2008 roku Materna był też dyrektorem artystycznym lipcowego Festiwalu Gwiazd w Gdańsku, a jego firma MM Communications, organizująca m.in. imprezy masowe i promocyjne, była głównym organizatorem festiwalu. Jednym z wydarzeń imprezy było odsłonięcie przez Romana Polańskiego rzeźby "Dwaj ludzie z szafą". Rzeźba - wykonana z tekowego drewna szafa z lustrem, na betonowym postumencie - stanęła 3 lipca na sopockiej plaży, tuż przy molo. Jej autorami są dwaj rzeźbiarze: Paweł Althamer i Jacek Adamas. Szafę w czerwcu 2008 r. zamówiło miasto Sopot, za pośrednictwem swojej instytucji - Państwowej Galerii Sztuki - w warszawskiej Fundacji Open Art Project.

    Prezesem fundacji jest Magda Materna, żona Krzysztofa Materny. Fundacja zajmuje się promocją kultury, a jej warszawski adres jest taki sam jak adres firmy MM Communications.
    Za szafę, montaż i jej promocję (m.in. plakaty i ulotki) PGS zapłaciła 200 tys. zł. Zamówienia udzielono 4 czerwca, bez przetargu ani konkursu.”

    http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,5658695.html

    A tu efekt „geniuszu” twórców rzeźby (która powstała raptem w miesiąc):

    http://www.openartprojects.org/Projects/view/1363/pl_pl/Dwaj-ludzie-z-szafa



    „Open Art Projects jest fundacją non-profit utworzoną w 2004, poświęconą sztuce współczesnej - produkcji projektów, realizacji koncepcji artystycznych, organizacji wystaw i działalności wydawniczej.”
    „Projekty realizowane przez Fundację są finansowane przez prywatnych sponsorów
    oraz ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.”

    Stanowisko wiceprezesa w wyżej wymienionej fundacji sprawuje Pani Katarzyna Redzisz, pracująca w Tate Modern jako młodszy kurator. O powiązaniach Pana Uklańskiego z inną kurator TATE MODERN Panią Alison Gingeras (dowiedziałem się z Pana strony) :)

    Oto lista projektów zrealizowanych dzięki wsparciu Open Art Project:

    Piotr Uklański, Bez tytułu (Jan Paweł II), 2004
    Piotr Uklański, Garota de Ipanema, 2005
    Piotr Uklański, Bez tytułu (Inácio Lula da Silva), 2005
    Paula Trope, Exílios, 2006
    Mirosław Bałka, Cruzamento, 2007
    Piotr Uklański, Bez tytułu (Solidarność), 2007
    Paweł Althamer, Jacek Adamas, Dwaj ludzie z szafą, 2008
    Peter Coffin, Bez tytułu (UFO), 2008
    Paweł Althamer, Wspólna sprawa, 2009
    Christian Tomaszewski, Joanna Malinowska, Mother Earth, Sister Moon, 2009


    Jak widać w większości przypadków pieniądze trafiły do „najzdolniejszych” i najbardziej „potrzebujących”. Pani Materna nadal będzie nam organizować przeżycia „artystyczne”. A dzięki koneksjom jej męża będzie to działać całkiem sprawnie.


    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy14:13:00

      http://www.dziennikbaltycki.pl/artykul/765513,co-dalej-z-szafa-polanskiego-stojaca-na-sopockiej-plazy,id,t.html

      Usuń
  82. Anonimowy11:19:00

    Miło, że wyciągnął Pan to przy okazji z archiwów. Sentymentalnie sam postanowiłem poszperać trochę pod starszymi wpisami, wpisałem „materna” i m.in wyświetlił mi się podświetlony Pana komentarz:

    „Trudno, żeby nie była zadowolona, skoro już właściwie wyczerpała całą tablicę Mendelejewa nagród dla swojej osobowości. Ona się po prostu dobrała "w sposób naturalny" ze Zdrojewskim, z panią Materną, i innymi zwolennikami doboru naturalnego.”

    Z ciekawości postanowiłem zobaczyć, co u pani Andy i jej bandy?

    Tej Andy „od szemranego interesu z Zamkiem Królewskim, kiedy to informację o przetargu na realizację masowej imprezy o charakterze kulturalnym ogłaszano na portalu spożywczym i dziwnym trafem tylko ona stanęła w szranki po 222 tysia”.

    I proszę, mylił się Pan! :)
    Nasza zeszłoroczna laureatka nie wyczerpała jeszcze całej tablicy Mendelejewa nagród:

    http://www.rp.pl/artykul/9149,980488-Prestizowa-nagroda-dla-Andy-Rottenberg.html

    Jak widać na powyższym przykładzie opłacało się pani Andzie nieco oszukiwać i w peletonie po szefostwo w projekcie "Obok. Polska-Niemcy. 1000 lat historii w sztuce" jechać na dopingu!

    OdpowiedzUsuń
  83. Pod wskazanym linkiem zobaczyłem, że AR jest członkiem Fundacji Batorego utworzonej ze środków Sorosa. Ktoś dociekliwy i przytomny mógłby tym tropem zdobyć wiele cennego materiału na temat nie tylko tej konkretnie działalności ale szerszej platformy aktywistów, z FGF na czele

    OdpowiedzUsuń
  84. 'Ktoś dociekliwy i przytomny mógłby tym tropem zdobyć wiele cennego materiału na temat nie tylko tej konkretnie działalności'

    Dokladnie tak, to pokazuje, ze ta sama marksistowska sitwa w swym marszu przez instytucje opanowala polityke, administracje, gospodarke i kulture/sztuke. Przynajmniej ta oficjalna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy03:10:00

      "ze ta sama marksistowska sitwa w swym marszu przez instytucje"

      https://www.youtube.com/watch?feature=fvwp&v=9ettjvt3hQI&NR=1

      Usuń
  85. Anonimowy04:26:00

    Czytam o tych nagrodach dla Żmijewskiego, Althamera, Rottenberg i innych ich pokroju. I po głowie chodzi mi inna piosenka – „Kataryniarz” Przemysława Gintrowskiego.
    A szczególnie ten fragment:

    „I znowu zobaczę, co nieraz widziałem
    Że mędrcy przyznali znów laur akademii
    Za dowód niezbity, że czarne jest białe”

    https://www.youtube.com/watch?v=Anpt8LwgPiY

    OdpowiedzUsuń
  86. W poszukiwaniu zdjęć z wystawy (niestety nie zdążyłem odwiedzić Zachęty) trafiłem na jedną z prac Uklańskiego pt. "Czaszka" z 2000 roku.

    http://news.o.pl/wp-content/i/2012/12/piotr-uklanski-bez-tytulu-czaszka-2000-2012-12-05-771x950.jpg?9d7bd4

    I pierwsze z brzegu moje skojarzenie: artwork wydawnictwa pewnego amerykańskiego muzyka, z 1993 roku:

    http://www.discogs.com/viewimages?release=42134

    Nie wiem, czy motyw czaszki ułożony z nagich ciał to jakiś 'plastyczny' motyw, bo jeśli nie, to chyba byłby pierwowzór pracy PU...
    Może ktoś będzie miał do powiedzenia nieco więcej? Sam jestem ciekaw...
    pozdr.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy11:40:00

      http://ouzzi.com/2012/02/21/2714/surrealistyczne-wizje-halsmana/

      Usuń
    2. Anonimowy11:43:00

      http://blueredporter.blox.pl/2011/07/Kobieca-smierc.html

      Usuń
  87. O to mi chodziło, bardzo dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  88. To jeszcze raz ja, Jarząbek Wacław.

    Na stronie Zachęty widnieje informacja o tym, ile kosztowała instalacja 'Dęsfloru' w Zachęcie. Raptem 369000 zł (słownie: trzysta sześćdziesiąt dziewięć tysięcy złotych).

    http://www.zacheta.art.pl/article/view/1016/ogloszenie-o-udzieleniu-zamowienia

    I ciekawy fragment uzasadnienia:

    "Przedmiot zamówienia jest z zakresu działalności artystycznej -wykonawczej o charakterze twórczym, indywidualnym, w zakresie której mieści się wykonanie dzieła sztuki Piotra Uklańskiego. Wykonawca daje myśl techniczną - innowacyjne rozwiązania technologiczne stworzone na potrzeby wyłącznie tej instalacji. Wybór wykonawcy jest więc wpisany w artystyczną koncepcję całego projektu i nie może podlegać procedurom przetargowym. gdyż artysta tworzy dzieło sztuki przy pomocy wskazanego wykonawcy."

    dość droga ta sztuka (cudzysłów w domyśle).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy12:31:00

      Taka prośba, jak znajdzie Pan jakieś fajne newsy, jak ten, to proszę walić z komentarzem pod aktualny (czyli najnowszy) wpis. Ten blog ma to do siebie, że tak wszyscy robią więc mało kto czyta starsze posty. Pozdro.

      Usuń
    2. Niby tak, ale nie wiem co na to Gospodarz Domu, p. Biernacki. Wszak niejednokrotnie był tutaj poruszany temat nieadekwatności komentarzy do postu, który akurat traktował o sztuce. O dziwo, posty dotyczące sztuki mają dużo mniejsze publicity niż te dotyczące spraw naokoło, Andy i Bandy, Pałki Bałki i Nochala Sasnala.
      Co do czytania starszych postów, to właściwie w ostatnim czasie nie miałem lepszej i bardziej budującej - choć momentami smutnej - lektury niż archiwum tego bloga, a do tego dorzucam jeszcze niejednokrotnie rewelacyjne komentarze, z których chyba zrobię sobie excerpt, żeby do wartościowych rzeczy nie trzeba było po raz n-ty się dokopywać. Szkoda tylko, że większość wpisów jest anonimowa.

      pozdr.
      m.

      Usuń
    3. Anonimowy16:11:00

      >>> „Niby tak, ale nie wiem co na to Gospodarz Domu, p. Biernacki. Wszak niejednokrotnie był tutaj poruszany temat nieadekwatności komentarzy do postu”

      Gdyby tak przestrzegać zasady adekwatności komentarza do tekstu, to by dawno na tym blogu zdechła wszelka aktywność. Ale oczywiście temat wyznaczony przez naczelnego jest priorytetowy! ;)


      >>> „O dziwo, posty dotyczące sztuki mają dużo mniejsze publicity niż te dotyczące spraw naokoło, Andy i Bandy, Pałki Bałki i Nochala Sasnala.”

      My tu walczymy z ludzką ślepotą w sztuce, na przyjemności czas przyjdzie, w swoim czasie.


      Usuń
  89. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń