6 mar 2012

Efemaruda czyli pa,pa, PePe

Nie ma dzisiaj -zdaje się- drugiej takiej dziedziny jak sztuka (i jej okolice), przy której tyle i dotąd się majstruje, aż rzecz sprowadzi się do absurdu.
Nie ma dzisiaj -zdaje się- drugiej takiej dziedziny jak sztuka (i jej okolice), przy której tyle się i dotąd  majstruje, aż rzecz sprowadzi się do absurdu. Oczywiście celują w tym  głównie tzw. doktory sztuki, którzy wprawdzie, własnoręcznie nie są w stanie postawić pół niezdarnej kreski na kartce, ale o kresce "zdarnej", postawionej przez innych, teoretyzować mogą latami, najczęściej z zadęciem wieszcza. Powyższy wniosek nasuwa się każdemu, kto obserwował przetaczającą się, jakiś czas temu, dyskusję w -mówiąc górnolotnie- środowisku,  nad kształtem i funkcją instytucji muzeum (panele tematyczne MSN w W-wie, komplet pism o sztuce, także dzienników i dyskusje internetowe).


                                                  Dan Perjowschi Muzeum


To ożywienie zainteresowania instytucją muzeum, większość uczestników i obserwatorów automatycznie związała z faktem ODWOŁANIA prof. Piotra Piotrowskiego z funkcji dyrektora największego, polskiego muzeum czyli Muzeum Narodowego w Warszawie. Znacznie mniej osób i redakcji, gotowych było powiązać to ożywienie z okolicznościami jego POWOŁANIA, choć jest oczywistym, że o ile tłem jego odwołania była muzealna ekonomia (Piotrowski wyliczył potrzeby MNW na 50 mln przy budżecie realizowanym rzędu 28 mln i wynikające z tego konsekwencje personalne i programowe), o tyle okoliczności jego powołania, stricte ilustrowały własną tezę Piotrowskiego, mówiącą o "muzeum jako części struktury władzy" (Muzeum krytyczne, str.14). Przypomnijmy, że Piotrowski przyjął nominację z rąk ministra Zdrojewskiego(PO), który wcześniej -z powodów politycznych- odrzucił kandydaturę dr. Wojciecha Włodarczyka (b. czł. ROP), zwycięzcy legalnego konkursu na dyrektora MNW, choć ten sam Piotrowski jako członek OFSW postulował, by takie powołania były wynikiem rozpisywania otwartych konkursów.
Ale -moim zdaniem- jest jeszcze trzeci, bodaj najważniejszy, chociaż najmniej dla większości oczywisty, powód akceleracji muzealnego dyskursu.  Sformułował go sam Piotr Piotrowski w w/w książce, wydanej po "dymisji" (M.k. str. 15), zauważając za Mieke Bal, że:
"(muzea) ..realizują kulturowy imperializm, polegający na zawłaszczaniu, braniu w posiadanie".
Rzecz jasna, to tylko myślowy skrót autora, bo nie muzeum samo przez się realizuje ten imperializm, tylko możliwość ta jest w gestii aktualnie nim zarządzającego, zarówno zasobami jak i jego bieżącym budżetem. Piotrowski dokonuje tym samym cynicznej inwersji realnych zagrożeń związanych z tymczasową "władzą", wiszących zawsze i nad każdym muzeum,  w jego fundament. Pisze: "organizacja, pokazy, kolekcje nie opierają się na stałych parametrach, nie są ideologicznie neutralne. Są konstrukcjami o wyraźnych celach politycznych, skrywającymi społeczne hierarchie i praktyki wykluczania(...)Muzealny kanon nie jest dany, obiektywny; on jest konstytuowany, a konstrukcja ta skrywa określone preferencje". Piotrowski wprost komunikuje, że w muzeum zawsze może być (i było) tak lub siak, w zależności kto aktualnie tam dzierży stery. Słowem, muzealny kanon nie odwzorowuje konsensusu różnorodności obrazu sztuki "na rynku" danego czasu, tylko odwzorowuje autorski paradygmat preferencji gustu dyrektora chwilowo na posadzie tamże. Piotrowski jest przekonany, że w obliczu braku naukowego experimentum crucis w sztuce, możliwości dla dyrektora rysują się nieograniczone. Idąc tym tropem, łatwo można sobie wyobrazić sytuację, że gdyby np. na dyrektorze Piotrowskim, podobnie jak swego czasu na Tytusie Czyżewskim, obrazy Rembrandta (bliżej realiów MNW - jego grafika) "sprawiały wrażenie gratów", wywaliłby je stamtąd przy byle okazji. Szczęściem dla zbiorów warszawskich, nieco wcześniej, "wrażenie grata" w pejzażu warszawskiego muzeum wywarł na Radzie Powierniczej sam Piotrowski, toteż zamiast sztuki Rembrandta, z gmachu przy Al. Jerozolimskich wyleciał śmiały badacz z Poznania.


Powstaje pytanie, czy dymisja ta okazała się szczęściem tylko dla zbiorów MNW? ( no i, przy okazji, czy Rada Powiernicza orientuje się, że zamiana Piotrowskiego na Morawińską jest przysłowiową zamianą na kijek (a raczej na siekierkę). Wszak była szefowa Zachęty, objęła dyrekturę bez konkursu, posiada ten sam co Piotrowski kuratorski i towarzyski  "rodowód" oraz doświadczenie "autorskiej" wyprzedaży  "nieprawomyślnej" części zbiorów kierowanej przez siebie instytucji*. Osobiście nie mam wątpliwości, że próba z Piotrowskim w dotowanej instytucji sztuki przeszłości, to poważny test podatności kolejnego obszaru dla pomysłu ZAWŁASZCZANIA. Z powodzeniem zawłaszczono
- teraźniejszość czyli dotowane współczesne instytucje sztuki (ZUJ, Zachęta, i in.), dlaczego więc nie zawłaszczyć
- przeszłości czyli zawartości muzeów właśnie oraz 
- przyszłości czyli dotowanych instytucji wyższego szkolnictwa artystycznego (stała krytyka kadr akademickich i ich nie uwzględnianie w programach i najważniejszych przedsięwzięciach wystawienniczych, ściśle określony rodowód wykładowców Studiów Kuratorskich UJ etc.).


W rozmowie z "Arteonem", prof. Wojciech Suchocki, członek Rady Powierniczej MN w Warszawie) jednoznacznie daje do zrozumienia, że zamiast "powrotu do normalności" w muzeach, polegającej na  ZACHOWANIU dla przyszłości tego, co Herbert określił jako "godne szacunku, dawne i bezbronne", za sprawą Piotrowskiego, mieliśmy tam do czynienia z DESANTEM. "Koncepcja muzeum krytycznego -ciągnie Suchocki- jest niczym innym, jak podbiciem jakiegoś terytorium, zlikwidowaniem jego odrębności". Właśnie: ODRĘBNOŚCI.  Zauważmy, że wszystkie, prowadzone aktualnie ożywione dyskusje niby o sztuce, dotyczą wszystkiego tylko nie aspektu WARTOŚCI, a w konsekwencji odrębności sztuki. Buzują dyskusje o muzeach, procentach dla kultury, powołaniach, odwołaniach, reprezentacjach, personaliach, wykluczeniach, tylko nie o wartości samej sztuki, zwłaszcza tej, przyniesionej w teczce do muzeum przez PP czyli sztuki krytycznej. Toteż zniecierpliwiony Suchocki w końcu pyta: "sztuka krytyczna? Jestem zwolennikiem sztuki bezprzymiotnikowej".


I, szczerze mówiąc, prof. Suchockiego prosty język o sztuce i jej funkcjonowaniu w muzeum , w odróżnieniu od  mocno problematycznych wywijasów myślowych prof. Piotrowskiego, bardziej do mnie przemawia. Nie dlatego, że znam odpowiedź na pytanie co to jest sztuka? Nie, nie znam. Nie wiem co to jest sztuka, ale wiem kiedy jestem oszukiwany. Czytając Muzeum krytyczne, czułem się oszukiwany strona po stronie. Przy tym co i rusz zachodziłem w głowę: jak trzeba być zdeterminowanym i "nakręconym", żeby w końcu dość trywialny fakt, czyli własną dymisję z zajmowanego stołka (na który w dodatku weszło się "psim swędem") opatrywać osobną publikacją. Jakim trzeba być zajadłym w sporze, by na zimno wywlekać w niej detalicznie nazwiska nieistotnych, bo podwładnych oponentów. Jakim trzeba być pozbawionym -jakże cennych na gruncie sztuki- wątpliwości i wszelkich ponoć typowych dla badacza(!!!) sztuki- skrupułów,  by niesprawdzone i często niesprawdzalne racje walić w offsecie bez cienia dystansu, choćby czasowego. Jakim trzeba być bezkrytycznym wobec własnej idei "krytycznego".  Własnej jak własnej. Piotrowski jest posłusznym uczniem Derridy. Wicemistrzem rewolty przeciw racjonalności, opartej na  grze szermowania głównie cudzym autorytetem w torowaniu drogi legalizowania arbitralności argumentu.  Ledwie co wszedł do Muzeum kuchennymi drzwiami a już nazajutrz wszystko by tam dekonstruował. Przy tym, na wzór posła Iwińskiego, niecałe sto stron (bez przypisów) książeczki w kusym A5, obsłużył dwoma setkami nazwisk indeksu. A co dwa nazwiska to trzy partie. Wyłazi z tego jakiś prowincjonalizm, że myśl wypowiedziana wyłącznie we własnym imieniu, choćby i najlepsza, nie ma żadnej wartości. Z drugiej jednak strony, jak czytam w rozdziale Krytyczna historia muzeum (na str.18) takie perły myśli własnej Piotrowskiego jak tę, że: "Muzeum nie jest li tylko przedstawianiem przeszłości, ale też TWORZENIEM(podkr. moje) jej dalszego ciągu" sprawa podpierania się przy każdej okazji Beltingiem, Adorno czy Crimpem nabiera nieco sensu. Jeszcze moment a Piotrowski gotowy był postawić nas przed problemem, w jakim muzeum przechować "twórczość" takiego muzeum? No, i oczywiście, za ile?


* kierowana przez Morawńską Zachęta, pozbyła się części zbiorów w drodze otwartych aukcji.

28 komentarzy:

  1. Anonimowy11:04:00

    No, nareszcie, bo juz myślałem, że Pana wypłoszyli. Ale PePe jeszcze nie powiedział ostatniego pa,pa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy00:10:00

    Ten papa PePe po swoim pa, pa, nadal ma papu po pas

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy09:33:00

    http://www.artmuseum.pl/kolekcja.php?l=0&id=finansowanie

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy09:37:00

    http://zrobtowwawie.blox.pl/2011/09/Budzet-ESK-juz-wiemy-wiecej.html

    OdpowiedzUsuń
  5. niezły ten link z artmuseum... :)
    to się od razu mi się spodobało...:
    „Widzę rzeczy, których nie ma”; 2010, wartość: 45 tys. zł
    -tu pieniądze leżą na ulicy,jak mawiał taki jeden Banksy czy jakiś tam... ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. kolekcja
    „Robienie czterdziestu prostokątnych kawałków do konstrukcji podłogi”
    Adrian Melis, 2008
    wideo, DVD, kolor, stereo, 5'20''
    wymiary: 5'20''

    W związku z brakiem materiałów niezbędnych do produkcji, pracownicy państwowej firmy spędzają czas siedząc, nic nie robiąc i czekając na zakończenie dnia pracy. Wykorzystując ten spokojny, pusty czas, artysta stworzył coś w rodzaju „pracującego chóru”, chcąc tchnąć życie w fabrykę i wygenerować nową, wirtualna i fikcyjną formę ruchu: każdy pracownik imitował dźwięk maszyny, wspólnie sprawiali wrażenie, że fabryka nadal produkuje cegły. Podczas całego dnia pracy – od 8.00 do 17.00 – pracownicy, używając swych ciał (ust, głosu, rąk), odtwarzali dźwięki typowe dla pracującego zakładu: odgłosy betoniarki, stukot szpadli i taczek, warkot ciężarówki. Film eksploruje ironiczny kontrast między bezruchem obrazu a sztucznie wytwarzanym chaotycznym hałasem. (/p)


    kolekcja Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
    sposób nabycia: zakup
    -------------------------------------
    też niezłe...:)
    -jednak zdecydowanie sprzedam im mój film, a dużo nie wezmę ,bo kraj biedny...

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy12:32:00

    Zdecydowanie podnosi ciśnienie... i ta dusząca bezradność!
    Pozdrawiam
    Lucyna

    OdpowiedzUsuń
  8. Każdy punkt tego zlinkowanego budżetu ESK to jest prokurator. Prym wiedzie MSN. Za festiwal designu i Warszawę w budowie skasowali 3 miliony. A jednocześnie żebranina na zakup Lego Libery, który ntb nie ma za co naprawić pralki!!! Detalicznie wszystkie punkty od 30 do 60 tys. są do natychmiastowego prześwietlenia. Horrendalna buta i pazerność. Kurewskie marnotrawstwo. Organizowanie wolontariatu!!! młodzieży!!! - 30 tys., zakup powierzchni reklamowej w jednym n umerze pisemka - 60 tys. Jednodniowy Kongres Obywateli kultury 30 tys. Opaszportowany Grosspierre reklamował Wawę w Madrycie w godzinę za 30 tys. Żeby ich szlag trafił.

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy18:28:00

    Szanowny Panie Andrzeju! By dolać oliwy - krucjatę ESK prowadziła super hiper warszawska krytyczka podłączona do kroplówki finansowego układu i na etacie pisemka łojącego budżet miasta! I co? I pstro! Kurcze! Za głupia jestem by podjąć prawną wyprawę...
    Lucyna

    OdpowiedzUsuń
  10. Zdążyłem się zorientować, że to Pani Kowalska rzuciła kulą w płot. Piramidalny tupet albo utrata instynktu zamozachowawczego. Akurat nie mam minuty wolnego czasu ale wartoby tego tak nie zostawiać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Anonimowy13:30:00

    a co wiemy po pół roku ? Zwracam uwagę, że pani redaktor "ujawniła" skany informacji we wrzesniu 2011 roku. A może tak zapytać innych dysponentów środków publicznych o wydatkowanie środków, które dostali ?
    Swoją drogą jak to wyglądało w innych miastach, kandydatach do ESK ?
    Panie Andrzeju, ale z tym "kurestwem" to już Pan przesadził. Dobrze, że Pan nie ma czasami wolnego czasu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dlaczego przesadziłem? Czy dawanie dupy za kasę, z czym mamy do czynienia właśnie w omawianych sytuacjach , nie wyczerpuje definicji kurestwa?

    OdpowiedzUsuń
  13. Anonimowy14:52:00

    Panie Andrzeju. Czytam ten Pana blog i wniosek jest jeden. Pan jest niebezpieczny...niestety dla Siebie!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Z tym akurat się zgadzam. Pozdrawiam, wdzięczny za cywilizowaną formę wpisu, co nie jest, aż tak częstym zjawiskiem. Pozdrawiam, AB

    OdpowiedzUsuń
  15. cyt:
    ,,Pan jest niebezpieczny...niestety dla Siebie!!!,,
    podobnie jak niejaki Jackson Pollock ...
    Zginął w 1956 w wypadku samochodowym, którego przyczyną był jego alkoholizm.
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Na szczęście mi nie grozi, chyba że mnie który (z gnoi) na siłę upoi.

    OdpowiedzUsuń
  17. się Pan starzeje Panie Andrzeju Szanowny... :(
    przecież każdy chciałby być jak Pollock...film taki widziałem ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. pewnie, że się starzeję, od samego urodzenia. Pozdrawiam, AB

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo ciekawa analiza na temat muzeów. Niestety nie ma wyjścia z tej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  20. Na razie nie ma, ale jak się dziobie, to się może coś wydziobie. Ale przyznaję, że wygląda to dość beznadziejnie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Musiałoby zadziałać Ministrostwo Kultury w sprawie wprowadzenia krótkich kontraktów dla dyrektorów 4-6 letnich. od gminy do narodowych. Ale to niewykonalne. Stąd zapaść i sitwa. Za moment będzie mój tekst - podsumowanie roku na O.pl i też poruszam ten problem.

    OdpowiedzUsuń
  22. Super, czekamy zatem na tekst. Co do Ministrostwa, to z tym obecnym rezydentem, jest więcej niż dramat. Łyknie wszystko, co mu podsuną dyżurni, wiadomi oblatywacze, bez względu na sumę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy11:03:00

      Bogdan to nie jakaś tam pospolita gapa, co to podpisuje wszystko, co mu pod nos podstawią. O nie! On realizuje konkretny plan: Ułatwia dostęp do żłobu przede wszystkim tym artystom, którzy - gdy już się wylansują za publiczną kasę – potrafią odwdzięczyć się odpowiednio. Np. ochoczo oburzając się i demonstrując swoją niechęć wobec organizacji i ludzi, którzy głoszeniem niewygodnej dla rządzących prawdy mogą zagrozić jej panowaniu.
      I tak np. Żmijewski w jakimś wywiadzie zasygnalizuje, że nie podoba mu się to, co WYRABIA IPN. A np. Althamer w przebraniu więźnia obozu koncentracyjnego będzie blokował przemarsz prawicowych organizacji, sugerując w domyśle, że oni wszyscy jak równo stoją to faszyści.
      Polecam wywiad „UKŁAD WROCŁAWSKI… ” z Grzegorzem Braunem, szczególnie tę jego część, w której pada nazwisko: Zdrojewski (część 6/13 – 3:30s).

      http://www.youtube.com/watch?v=hcKiRwDmIek&feature=related

      Usuń
  23. Anonimowy13:16:00

    Jak Pan jest taki ekspert od kultury, to proszę podać nazwisko Ministra Kultury, który był ok.( chodzi o ostatnie dwie dekady). Pewnie Pan byłby bliski ideału? Jeśli za duże progi aktualnie w Łowiczu jest vacat na stanowisko Starosty!Ma Pan ciśnienie na funkcje publiczne. To też dobre rozdanie i.... kasa niezła.

    OdpowiedzUsuń
  24. Starosta...
    chłopie złoty...
    -pomodlę się za Ciebie , a robię to naprawdę rzadko...
    czuj się wyróżniony :)
    pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  25. Jedyne ciśnienie jakie mam w tej chwili to na pęcherz, jak czytam strofy takiego osła. Zwłaszcza łowickiego.

    OdpowiedzUsuń
  26. Panie Andrzeju B. takiego dziwnego emaila Panu posłałem...
    uszanowania...

    OdpowiedzUsuń
  27. Dzięki, rzeczywiście dziwny ale już odpowiedziałem.

    OdpowiedzUsuń