20 mar 2012

Żywica "na Budnego", Budny "na żywca"

http://obieg.pl/felieton/24387




Na stronach Obiegu (link powyżej) pojawił się, chyba fajny, artykuł Wojciecha Albińskiego, chyba o...  wystawie pn. "Żywica" Michała Budnego w galerii Raster. Wikipedia podaje, że: Prace Budnego to swoiste origami, których punktem wyjścia jest rzeczywistość pojmowana jako odbicie platońskich idei. Produkując puste w środku papierowe obiekty (autor - przyp. AB) liczy na wyobraźnię odbiorcy..." etc. etc..
Nie mając szans sprawdzić czy dzieła puste w środku są najlepszą pożywką dla wyobraźni odbiorców sprawdźmy zatem, co możemy:  czy rzeczywiście są one odbiciem aż tak starych, platońskich idei, czy może nieco nowszych. W tym celu, skąpą ilość ilustracji przy tekście Albińskiego, pozwalam sobie uzupełnić większym wyborem. Polecam, dodając dla porządku, że najpierw była Katja i jej oryg...ami, naechst St. Michal.


  Katja Strunz,                         Michał Budny                                          Katja Strunz

                          Michał Budny                                       Katja Strunz

    Katja Strunz                                                      Michał Budny









158 komentarzy:

  1. Anonimowy03:29:00

    O, kolejna "nowość" i oryginalność naszej "awangardy" po liceum plastycznym lub innym wydziale pedagogicznym, jak pan kiedyś zauważył, w Częstochowie. Pan to ma oko, panie radco. Nie bardzo wiem co oni jeszcze tutaj robią?, Z tym towarem powinni już być, conajmniej, w 24 wieku sztuk.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy07:08:00

    Gdy ktos raz golom babe narysuje, to potem juz nikt nie moze rysowac golych bab?

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy09:43:00

    A może, może. Tyle tylko że raz: nie na żywca; a dwa: nie wożąc się na papierach nowatora i awangardy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy09:45:00

    Nawet jeśli goła baba bliska jest żywca?

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy09:46:00

    Nawet wtedy misiu, pysiu.

    OdpowiedzUsuń
  6. ,,Bardzo prosta, taka do przegapienia, kontrastująca choćby z bogato kolorową księgarnią. Taka trochę nie wystawa. Bardzo wgryzająca się w miejsce. Nieefektowna. Znowu zaskakująca. Bardzo polecam.,,
    http://artbazaar.blogspot.com/2012/03/micha-budny-zywica-w-rastrze.html
    -niewątpliwie mój faworyt ha,ha,ha
    przedstawiciel tzw: pierdolenie kotka za pomocą młotka...(ups)
    a z tekturki to można np. takie rzeczy robić:
    http://arrestedmotion.com/2009/10/adam-neate-interview-a-new-understanding-elms-lester/
    Adam Neate! uwielbiam tego gościa...no ale trzeba trochę mieć umiejętności... i daru takiego...
    eh...

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy00:37:00

    Gorczyca robi te wystawki tylko de nomine o artystach i dla artystów, bo o odbiorcach nie wspomnę. De facto, wyrabia SOBIE kolejny DOWÓD, że NADĄŻA. Dowód którym będzie wywijał przed nosem i portfelem zblazowanej publice na kolejnych targach w Bazylei i Londynie za pieniądze MKiDN.

    OdpowiedzUsuń
  8. No, właśnie. Bezpieczny, bo dawno ograny gdzie indziej schemacik: biało, zgrzebnie, nie za dużo, trochę brudnawo. Słowem: Leszek Mazan sztuk wizualnych - trochę poeta, trochę przewodnik, takie NIE WIA DO MO CO.

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy00:27:00

    Przeciwnie, aż nadto wiadomo co. To nie Leszek tylko mieszek, bynajmniej pusty w środku. Raster zdążył już wetknąć Budnego gdzie trzeba. Przypominam sobie sprzed paru lat, że z paryskiego FIAC-u, tekturowe pudełko Budnego, wyglądające na sark kozy, zakupiła jakaś agenda rządu francuskiego

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimowy04:30:00

    ...chyba legenda nierządu francuskiego. I nie zakupiła tylko otworzyła i nie pudełko tylko puszkę. Jak mawiał Wałęsa "z pandorą". Albo jak Mann, gdy mu w "trójce" Yoko Ono "wyśpiewała": Open your box. Oświadczył wtedy kategorycznie, że jak by mu ktoś kazał w realu, jak Yoko otworzyć swoje pudełko, to by ...nie otworzył.

    OdpowiedzUsuń
  11. Anonimowy06:29:00

    A moze odwrotnie? Zamiast o tym, kto nie zasluguje, zastanowic sie kto zasluguje i dlaczego? I dopiero potem rozdzielac pieniadze -gdy oszacuje sie potrzeby.

    OdpowiedzUsuń
  12. A jakby tak wreszcie przestać rozdzielać cokolwiek, tylko po prostu SPRZEDAWAĆ temu, kto z własnego przekonania chce wyłożyć swoje. Rozdzielniki już przerabialiśmy z takim skutkiem, że zabrakło sznurka do snopowiązałek. Teraz też jesteśmy na najlepszej drodze do tego ideału, tylko od d... strony.
    A swoją drogą ciekawe byłoby poznać rzeczywistą proporcję prywatnych klientów Budnego do jego klientów instytucjonalnych, dotowanych z krajowych lub zagranicznych budżetów publicznych (chodzi o proporcję wysokości wydanych sum, rzecz jasna). Innymi słowy ciekawe czy znalazł się choćby jeden chętny zainwestować w niego środki WŁASNE w wysokościach podawanych oficjalnie. Kol. Gorczycy, naturalnie, nie wyłączając.

    OdpowiedzUsuń
  13. Anonimowy00:38:00

    Pomijając sprawę, że Budny małpuje Strunz,to i ona z jej metalo- i tekturoplastyką nie jest rewelacja na miarę wrzasku, który się koło tego wszczyna. Ot, taka składana w kancik galanteria galeryjna.

    OdpowiedzUsuń
  14. Anonimowy03:52:00

    Gdy Mazur wspomina, że go „interesuje socjologia takiej krytyki i sztuki” mnie z przerażenia żołądek podchodzi do gardła – z socjologicznego punktu widzenia właśnie - na myśl, jak wielu idiotów po polskiej ziemi chodzi. Idiotów od których wyciągnie się pieniądze i idiotów, którym da się wmówić, że to jest sztuka i to sztuka na światowym poziomie. A jak kto nie rozumie, to mu Gorczyca cacy wytłumaczy. Tyle że to taka sytuacja, jakby ślepy prowadził kulawego (kulawego na umyśle).

    OdpowiedzUsuń
  15. Andrzej Biernacki05:56:00

    No nie, zostawmy kwestię kto tu jest idiotą bo zakładam, pisząc na blogu, że jednak chcemy zbliżyć się do jakiegoś sedna a nie do magla. Gdyby w tej sprawie chodziło tylko o ustalenie, kto jest idiotą a kto jest cool, sprawa byłaby prosta. Ale nie jest. Tak do końca nie wiemy kim, bawiącym się w te klocki, kieruje dobra wola a kim niskie instynkty, kto jest naprawdę przekonany, a kto udaje i po co. Kto jest naprawdę otwarty a kto ciasny ale wie, że oficjalna otwartość jest w dobrym tonie. W końcu kto tu się chce i na co załapać. By to rozstrzygnąć, dużo lepsze są najprostsze słowne argumenty wsparte argumentami wizualnymi niż nawet najbardziej wymyślne epitety. Już nawet nie chodzi o dobre wychowanie czy towarzyską poprawność, chodzi o skuteczność. Epitet jest strzałem we własną stopę, dopiero argument w cudzą.

    OdpowiedzUsuń
  16. Kto tu jest idiotą ?
    i kto się bawi tymi klockami...
    no to zobaczymy kto ma ,,cojones,, Panie Andrzeju... :)
    http://goscniedzielny1.blogspot.com/2012/03/egzekucja-polskiego-bandyty.html
    -a w szachach istnieje takie coś :Przy rozpoczęciu partii białe mają 20 możliwości, w następnym posunięciu czarne posiadają także 20 możliwości ruchu, czyli w dwóch pierwszych pojedyńczych posunięciach jest 400 różnych wariantów gry.
    Ilość możliwych kontynuacji szybko wzrasta wraz z kolejnymi ruchami
    w tym przypadku jestem atakującym i mam bardzo duże możliwości ruchu...
    pzdr.
    a Pana Maxa z Hamburga pozdrawiam bardzo... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy16:37:00

      Dziękuję za pozdrowienia i także pozdrawiam mój ulubiony blog.
      Tym razem wstrzymam się od dyskusji, bo wystawa "Żywica" Michała Budnego w galerii Raster, jak i artykuł Wojciecha Albińskiego na jej temat, są dla mnie straconym czasem. Uważam je za puste. Punkt.
      90 procent produkcji sztuki współczesnej to śmietnik – jak napisał krytyk sztuki „Die Zeit”, Hanno Rauterberg. Przyłączam się do jego opinii i dodam - 90 procent komentarzy do sztuki współczesnej to także śmietnik. Dobrze, że istnieje „Galeria-Browarna" blog i wyczyszcza te śmieci.

      Pozdrowienia z Hamburga - max dogin :)

      Usuń
  17. Zastanawiam się gdzie był ten koleś z fundacji Nigdy więcej jak handlowano Obozem Libery a ostatnio zakupiono go do zbiorów publicznych za ćwierć bani. I gdzie jest Gazeta Wyborcza, jeszcze miesiąc temu nawołująca do publicznych składek na zakup Libery a teraz publikując te bzdety.

    OdpowiedzUsuń
  18. no z tym ,że moja oferta dla Pana Gorczycy to będzie 58 pln na ohel cadyka Elimelecha... :)
    i zapewne kolesia z Fundacji Nigdy Więcej też wykorzystam.... :)
    a kolesia z Wyborczej namierzałem wczoraj 1 godz. i ciężko ... się chłopaki gdzieś po piwnicach ukrywają czy co... ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Anonimowy02:02:00

    Weź pan panie gosćiu pod uwagę czynnik czasowy. Bo po 58 zł pan Gorczyca musi się udać do Ministerstwa Dziedzictwa,napisac wniosek etc. a to trochę potrwa i może byc kicha...

    OdpowiedzUsuń
  20. https://www.facebook.com/events/355097567856500/
    wie Pan ...to się zawali budynek i dupa będzie...ja wierzę ,że Pan Gorczyca będzie OK. ew. rozłoży na raty...
    Żmijewski zmusił Pana do odnowienia tatuażu w "80064" to i w tym przypadku damy radę...

    OdpowiedzUsuń
  21. Ci, dzisiejsi odnowiciele sztuki jedyne co rozłożą, to prawdopodobnie budżet MKiDN i innych takich, chociaż też na raty

    OdpowiedzUsuń
  22. Anonimowy04:54:00

    http://www.ekonomia24.pl/artykul/705506,851465-Okragly-stol-dla-innowacji.html

    Tak na marginesie „odnowicieli” i „innowacyjnej” sztuki Michała Budnego. Czytając artykuł „System zabija innowacyjność” o problemach polskiej gospodarki i nauki nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że rzecz tyczy się również świata polskiej sztuki i że cierpi on na podobne bolączki, których przyczyny mają podobne podłoże . A refleksja autora tekstu diagnozująca niewydolności tamtego sytemu, trafnie diagnozuje również wady system finansowania polskiej sztuki:

    „Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego mimo wydania miliardów złotych na pobudzanie innowacyjności i stwarzanie efektywnych więzów nauki z gospodarką nie ma pożądanych efektów?
    Moim zdaniem dzieje się tak głównie dlatego, że procedury konkursowe nie przystają do stosowanych w nowoczesnym świecie metod wspierania innowacji. Gdy pojawia się pomysł na ciekawą innowację, system winien otoczyć opieką jego twórcę. U nas natomiast taki pomysłodawca staje w kolejce po dofinansowanie wraz z tymi, którzy składają wnioski wyłącznie „dla kasy", ale za to świetnie przygotowane pod względem formalnym. Dopóki najważniejsza pozostaje ocena formalna wniosku – podczas której urząd sprawdza przede wszystkim (ale za to „perfekcyjnie") zgodność z systemem – dopóty nie będziemy mieli naprawdę cennych innowacji.”

    OdpowiedzUsuń
  23. Ależ oczywiście, że to o czym tu piszemy -pozornie o sztukach- i o czym Pan pisze to jest skutek oddania inicjatywy w ręce urzędasa. I on urządził nam życie i sztukę, na cacy. Za chwilę kichnąć nie będzie można bez podania czy bez wniosku do urzędasa. A on wtedy będzie oceniał, ewaluował, deliberował, obcinał, koncesjonował etc. Oczywiście za grubą kasę własną i kolesiów. Skala tego wylazła rozpaczliwie np. przy okazji tej grabieży w ramach Europejskiej Stolicy Kultury. Festiwal kurestwa.

    OdpowiedzUsuń
  24. Anonimowy09:21:00

    Adam Mazur: Jeśli się zna mniej więcej rozkład sił w środowisku (znajomość podstawowych reguł gry w polu sztuki, jak ująłby to Pierre Bourdieu), to można spokojnie zakładać się o to, co, kto i jak napisze, co będzie kitem, co hitem, a co przejdzie kompletnie bez echa. Wartości, hierarchie w instytucjonalnym świecie sztuki już od dawna nie są ustalane przez „krytyków”.
    http://www.dwutygodnik.com/artykul/2947-kup-sobie-recenzje-ankieta-jedna-strona-medalu.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy11:53:00

      Myślę, że krytycy dużo jeszcze mogą, tyle tylko, że tacy krytycy za którymi stoi odpowiednio potężne zaplecze instytucjonalne, a wraz z tym publiczne pieniądze, lub odpowiedni silna prywatna grupa biznesowa (prywatna gazeta, galeria). Inna sprawa, że ci krytycy, którzy akurat mają władzę, przede wszystkim dbają o dobro interesu grupy na zlecenie której akurat pracują. W takim przypadku ogólne dobro sztuki schodzi na plan drugi, a na pierwszym stoi zawsze dobro interesu koterii, środowiska, które takiego krytyka opłaca.

      Usuń
  25. Panie kochany...
    podobno ,,Dziady,, Mickiewicza są znowu na indeksie...:(
    taki jeden reżyserek się skarżył...(że kryzys jakiś ...)
    i ostatnio cyt. z pamięci gdzieś wyczytałem:
    ,, pierdolę to ,wykopałem Visa od dziadka z powstania...,,
    -przypuszczam ,że chodzi o Powstanie 44 ...(znaczy się w Warszawie...?)
    ps.
    znaczy się :składam formalny wniosek o zamknięcie bloga: galeriabrowarna.blogspot.com
    czuwaj!

    OdpowiedzUsuń
  26. aha takie buntowniki...:
    http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,11447122,Awantura_u_Chlasty__Strzepka_i_Demirski_skrytykowali.html

    OdpowiedzUsuń
  27. Dzięki Anonimowemu za cytaty z ankiety Dwutygodnika. Wolną chwilą tam jeszcze zajrzę, bo tylko machnąłem okiem i widziałem inne perełki. Adam Mazur chyba odrobinę przejrzał na oczy, po tym albo przed tym jak zrobił wywiad rzekę z Andrzejem Osęką. Chyba nie tylko on z grona -do niedawna- nieprzejednanych miłośników układu scalonego.

    OdpowiedzUsuń
  28. Anonimowy14:11:00

    Dziękuję. Dla ułatwienia - to ma 3 części:
    http://www.dwutygodnik.com/artykul/3255-sniadanie-prasowe-1-kup-sobie-recenzje.html
    http://www.dwutygodnik.com/artykul/2949-kup-sobie-recenzje-ankieta-druga-strona-medalu.html
    i ta z wcześniejszego wpisu.

    OdpowiedzUsuń
  29. Bardzo ciekawy socjologicznie jest ten link z wywiadem red. Chlasty ze Strzępką i Demirskim w TOK fm. Oto dotowani, kulturalni celebryci, od obecności których aż kipi po wszystkich medialnych i innych odpustach, protestują. I mam z tym problem. Bo jest prawdą, że ta załgana klasa próżniacza rozpostarta po ratuszach, sejmach i w europarlamentach, którą małpuje inna klasa, dziennikarska, rozpostarta w apartamentowcach ze strzeżonymi parkingami o horyzoncie umysłowym dentystki w papilotach i płaszczyku z Deni Cler, w ostatnim czasie straciła kontakt z rzeczywistością. Strzępka z Demirskim są jednak nierówni, bo ze swadą opowiadają obiegowe bzdety o tym, że sprywatyzowana kultura się skomercjalizuje (zapraszam ich do mojej galerii, która od 1991 roku nie jest worem bez dna i grobem mojej, prywatnej kasy), ale też słusznie punktują to urzędnicze Bizancjum, które wydaje na kilkugodzinną imprezę otwarcia jakiegoś mostu publiczne ćwierć bani...

    OdpowiedzUsuń
  30. poprawka, powinno być "jest worem..."

    OdpowiedzUsuń
  31. Anonimowy04:56:00

    A mnie w tej dyskusji ubawiła wypowiedź redaktora Radia Tok FM Grzegorza Chlasty buńczucznie przekonującego (w pierwszej części nagrania, 3:40), że w Polsce mamy kapitalizm. Kto orientuje się trochę, jakie są warunki instytucjonalne funkcjonowania tej rzekomo „wolnorynkowej” gospodarki wie, jak bardzo ta „wolność” jest koncesjonowana. I że naszemu systemowi ekonomicznemu bliżej do feudalizmu. Jak zresztą ktoś trafnie to ujął: Ze starcia socjalizmu z kapitalizmem zwycięsko wyszedł feudalizm.
    Red. Chlasta prawi ochoczo o kapitalizmie i gdy on może korzystać z prawa do wolności słowa i puszczać te swoje mądrości szeroko w eter, to już np. podobnej możliwości nie mają redaktorzy telewizji Trwam. Bo pracodawcy pana Chlasty, wolą konkurencji zawczasu łeb ukręcić i koncesji nie przyznać – takie to mamy w polskiej demokracji wolnorynkowe weryfikacje. I mały manipulator wychodzi z pana redaktora, gdy przewrotnie insynuuje, iż większości ludzi nie interesuje sytuacja polityczna, a więc i ekonomiczna ich kraju (cz.2, 9:30). Owszem interesuje! Tyle, że większość nie wie, co jest naprawdę grane, ponieważ jest okłamywana przez media pokroju Tok FM.

    OdpowiedzUsuń
  32. cyt:Przedstawiciel PZPN słusznie kazał zdjąć z trybun Polonii Warszawa transparent z hasłem "Precz z komuną" - skądinąd niemądry, od dwóch dekad żyjemy w demokracji - z tych samych przyczyn, dla których musiałby zdjąć slogan "Niech żyje komuna".
    http://wyborcza.pl/1,75968,11478918,Stadiony_wolne_od_polityki.html
    -a to nie jest feudalizm jednak...
    ja się już uczę rosyjskiego....
    lekcja 1:
    Товарищ, не стреляют!

    OdpowiedzUsuń
  33. Anonimowy12:47:00

    Po wysłuchaniu tego wywiadu muszę przyznać, że twórcy związani z teatrem mają odwagę otwarcie nazywać rzeczy po imieniu. Choć jako ignorant w sprawach teatru przyznam szczerze, że sam nie wiem kim oni są i kto za nimi stoi?

    Jeżeli już jesteśmy przy miłych zaskoczeniach, to frajdę sprawił mi program „System 09”, który poprowadził i współ-reżyserował młodszy brat reżysera teatralnego Jana Klaty – Wojtek Klata. Po obejrzeniu programu zaczęła kiełkować we mnie nadzieja, że być może już niedługo licznie zaczną powstawać materiały popularno-historyczne o okresie transformacji i będą dostępne dla masowego widza. A tym samym czarodzieje z Agory stracą trochę swojej mocy w zaciemnianiu umysłów polskiej inteligencji.

    Polecam szczególnie część 2 – mówiącą właśnie o polskim tak zwanym wolnym rynku i kapitalizmie, a raczej jakiejś - niewiele mającej wspólnego z zachodnimi wzorcami - jego polskiej mutacji.

    Cz. 1
    http://www.youtube.com/watch?v=PPXQ2gz5wkY&feature=relmfu
    Cz. 2
    http://www.youtube.com/watch?v=dwTgIg4pBMY&feature=relmfu

    OdpowiedzUsuń
  34. Klata ze Strzepką i Demirskim tyle mają pojęcia o wolnym rynku ile Pan, jak sam deklaruje, o nich. I jak cała reszta społeczności kultury. Zwłaszcza tych ruszających się od półtorej dekady jak nakręceni na smarach publicznych pieniędzy. Wszyscy oni nie chcą słyszeć o wolnym rynku, bo wiedzą, że to co produkują jest tak atrakcyjne, że dobrowolnie nikt tego od nich nie kupi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy05:25:00

      Jak w przypadku sztuk plastycznych, albo literatury jestem w stanie wyobrazić sobie twórców mogących pozwolić sobie na finansowanie swojej pasji z własnej kieszeni, tak w przypadku np. filmu, czy teatru, mam zagwozdkę. Bo tego rodzaju twórczości (o wysokich aspiracjach artystycznych) nie da się uprawiać bez bardzo kosztownego zaplecza technicznego, na które stać naprawdę nielicznych. I nie oszukujmy się, nieliczni są jej odbiorcami. Stąd z czysto wolnorynkowej kalkulacji - rzecz jest nierentowna.

      A szczególnie w Polsce, gdzie większość tzw. klasy średniej - w cywilizacyjnie lepiej rozwiniętych krajach będąca głównym konsumentem tego typu dóbr kulturalnych - żyje w ciągłym zadłużeniu od pierwszego do pierwszego, na styk. W takim przypadku ludzie najpierw myślą, co do gara włożyć, a dopiero potem zastanawiają się jakby tu uskrzydlić swą duszę.

      Strzępka ma akurat rację, gdy zauważa, że : „Jeżeli upada kultura, to następna jest gospodarka.” Tyle tylko, że to kultura jest podporządkowana gospodarce i próby ratowania kultury bez poprawienia sytuacji gospodarki na nic się zdadzą. Upadek kultury w Polsce jest symptomem niewydolności ekonomicznej kraju. Ludzi – nawet bardzo łaknących sztuki - nie stać na wyroby artystyczne. Klasa średnia bieduje, biedują więc artyści, stopniowo zaniżając jakość swoich usług lub wręcz wegetując - tworząc coś jedynie od wielkiego dzwonu dla siebie.

      Jeżeli wiec o polskim filmie i teatrze mowa, mamy sytuację jak z greckiej tragedii, i tak i tak przechlapane. W Polskich warunkach jeżeli chcemy mieć ambitne filmy lub przedstawienia, bez dofinansowania się nie obejdzie – brak odpowiednio zamożnej klasy średniej to gwarantuje.

      Wychodzi na to, że dotować trzeba, pozostaje jednak kwestia mądrego dysponowania środkami publicznymi. Ale przy takim aparacie administracyjnym, jaki nam panuje, pieniądze są trwonione na potęgę. Czym biedniejsze państwo, tym bardziej rozrośnięty i niewydolny aparat urzędniczy i większe możliwości dla malwersacji. Sytuacja jest więc patowa, gdyż w niedalekiej przyszłości poprawy sytuacji ekonomicznej Polski – a w tym i możliwości nabywczych klasy średniej - nikt o zdrowych zmysłach nie przewiduje.

      Usuń
    2. Anonimowy03:05:00

      http://www.ekonomia24.pl/artykul/706649,858224-Coraz-wiecej-osob-nie-splaca-rachunkow-w-terminie.html

      Usuń
  35. Anonimowy13:51:00

    Coś w temacie urzędniczego Bizancjum i kurestwa: http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2012/04/01/priorytety/

    To ten filmik kosztował podatnika 500 tys. zł: http://www.youtube.com/watch?v=Ro_myaArygw

    Sam klip, a ile budżet nadszarpnęła jego emisja przez cały weekend w TVP i Polsacie, diabli wie?


    A tak powinien wyglądać klip za taką kasę, jeżeli już w taki free runningowy styl uderzać mamy: http://www.youtube.com/watch?v=dHy9W9LpvlQ&feature=relmfu

    Ale takiego klipola mogą nakręcić ludzie z pomysłem i doświadczeniem w tworzeniu obrazu, a nie jakieś mierne siusiaki, pocioty kogoś z ratusza.
    Ta kolumna w 50-tej sekundzie tego filmiku, to mogła być Kolumna Zygmunta!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  36. zaraz tam podatnika...
    wirtualna kasa i tyle ...
    -stawiam formalny wniosek zamiany Galerii Browarna na Biedronka Art(stonka też może być...)
    zatrudnienie bezrobotnych malarzy ,filmowców,artystów itd.
    ...ultralewicowy projekt...
    -mogę projekta zrobić gratis wizualnego budynku z tymi wózkami metalowymi co ludzie je popychają z uśmiechem....
    czuwaj!

    OdpowiedzUsuń
  37. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy02:01:00

      Można wiedzieć, co Cię tak Gościu poruszyło na tych blogach? Bo wyrażasz się dosyć enigmatycznie.

      Usuń
  38. Anonimowy15:07:00

    To po co je czytasz? Przecież blogi to miły czas porozmawiania sobie o wszystkim i niczym. Czasami także poważnie, bardzo poważnie, śmiertelnie poważnie. Dlaczego chcesz nam tą "przyjemność" unieprzyjemnić, tylko dlatego, że masz zły humor gościu niedzielny? A więc, mniej osobistej psychologi więcej tolerancji. Nie wszyscy muszą znosić czyjeś złe nastroje!!!

    OdpowiedzUsuń
  39. Podoba mi się pomysł Bie...dronka Art z wiadomych względów.
    Co zaś do filmików za pięćset, urzędnik z politykiem by pokazać się we właściwym świetle, gotowy jest nie do takich szaleństw. Głównym tematem filmu nie jest żadne tam Euro 2012, tylko subtelna parabola: Oto gibki miłośnik gibkich dziewczyn, tężyzny, swobody i gibka dziewczyna chętna na dwuznaczny wybieg i haust świeżego powietrza, jak kraj wzywa hyżo przeskakują z przepoconych dresów w odprasowane garsonki i garniaki. Jak bym widział ministra Nowaka z min. Bieńkowską.

    OdpowiedzUsuń
  40. Panie Andrzeju...
    proszę skasować ostatnie moje wulgaryzmy ,bo to dotyczyło tego:
    http://www.wiocha.pl/533702
    a nie treści...ostatnio nawet moja żona nie była w stanie odczytać ...

    OdpowiedzUsuń
  41. Służę piorunem i szczęśliwego jajka

    OdpowiedzUsuń
  42. Anonimowy04:13:00

    Panie Andrzeju, nie sądzę żeby Pan to przeoczył ale dla pewności:
    http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,11491242,Kajet_Kolekcjonera__Malarz_rzeczy_elementarnych.html?utm_source=Nlt&utm_medium=Nlt&utm_campaign=878570

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nie widziałem tego, bo nie zawsze kupuję GW. Tak więc dzięki za przesyłkę. Tekst ładnie napisany, choć praca ta nie wydaje się szczytowym osiągnięciem malarza. Tak czy inaczej cieszy nawet i taki przejaw obecności.

      Usuń
  43. Anonimowy15:04:00

    to się nazywa prawdziwa KRYTYKA POLITYCZNA :)
    http://www.youtube.com/watch?v=MimITcZDIUU

    OdpowiedzUsuń
  44. Jakoś nie bardzo mnie ten filmik przekonuje. Z wielu powodów. Ot, np.: prawdą jest, że z redukcji administracji wyszła Tuskowi bryndza ale -zdaje się to nie on zatrudnił te 900 osób w prezydenckiej kancelarii i chyba ze 700 w kancelarii premiera do 2007 r.. To nie jego ekipa ustawiała się w kolejce do kasy sejmowej po 300 zł z lewymi zwolnieniami etc, itd.. Prawdą jest, że Tusk toleruje te peeselowskie przystawki pociotów działkowców i strażaków, ale chyba do 2007 inne przystawki, składajace się z Hojarskiej, Filipka, Farfała i Wierzejskiego to chyba też nie był kryształ kadr publicznych. Umówmy się, to towarzystwo sejmowe w ogóle nie bardzo przekonuje bez względu na barwy ochronne. I niech to społeczeństwo nie udaje wariata po fakcie jak mu nie po myśli, bo na wiejskiej nikt dekretem się nie instaluje.

    OdpowiedzUsuń
  45. a Pan Panie Andrzeju takimi drobnymi sumami się zajmuje...
    konfitury to są np.takie:
    http://jankepost.salon24.pl/293502,pawlak-tusk-gazprom-i-fatalna-umowa-zaplacimy-za-nia-wszyscy
    i może takie coś:
    http://nick.salon24.pl/312238,tusk-na-dzis-lotos-i-enea-klaszcza-merkel-putin-sarkozy
    -a dla prostych ludzi to można rzucić takie duperele jak te 300 pln ... i niech się zajmują jakąś emeryturą za 40 lat czy dostaną 600 ,a może 646 pln... :)

    OdpowiedzUsuń
  46. i takiego buntownika jeszcze dorzucę...ostrzegam ,że mocne!

    http://www.kontrowersje.net/tresc/polska_rzadza_dwa_ruskie_cwele_tusk_i_komorowski

    że przypomnę ,,Przesłanie Pana Cogito,, :)

    OdpowiedzUsuń
  47. Już sam nie wiem co lepsze: dwa ruskie cwele czy dwa czopki? No, ale ja o wielu rzeczach nawet nie mam ambicji wiedzieć, ergo sum.

    OdpowiedzUsuń
  48. Anonimowy07:47:00

    W Polsce lepiej się nie przyznawać do tego, co się wie i widzi, bo psychicznie chorym, czy oszołomem nadzwyczaj łatwo można zostać okrzykniętym. A Pan, Panie Andrzeju, musi uważać szczególnie, gdyż pewnie już teraz duża grupa osób - z kręgu ludzi zajmujących się tzw. kulturą - ma Pana za wariata. Witamy w klubie! :)

    http://www.youtube.com/watch?v=eCiIGpGGsfo&feature=related

    OdpowiedzUsuń
  49. Mój majster, Jacek Sienicki mawiał, że należy się przejmować opiniami ludzi, których się ceni. Ergo, inne opinie idą mi na .... No mniejsza na co mi idą.

    OdpowiedzUsuń
  50. Anonimowy08:26:00

    http://www.youtube.com/watch?v=7aWsEzjgVbE

    Ciekawa rozmowa na temat kondycji polskiej krytyki literackiej. Ale z grubsza można powiedzieć, że rzecz tyczy się również krytyki sztuk plastycznych. A może ze sztukami plastycznymi jest jeszcze gorzej? Autor dobrej literatury zawsze piórem obroni zacne dzieło swojego kolegi. A dobry malarz, czy rzeźbiarz nie zawsze ma znajomego literata pod ręką, co to potrafi jego ciężką pracę docenić i słowem pisanym ludzi przekonać.

    OdpowiedzUsuń
  51. Dzięki za link. Super ten IMAK. Świetny Pieszczachowicz. Ale też wniosek po wysłuchaniu nasuwa się jeden: Mnóstwo ludzi potrafi celnie diagnozować obecną sytuację, ale nikt nie wie co z tym zrobić. Pozdrawiam AB.

    OdpowiedzUsuń
  52. jest dobrze!
    ,,Staropolskie przysłowie mówi, iż "bez pracy nie ma kołaczy". Jednak postępowi biurokraci o socjalistycznych poglądach zasiadający w Brukselskim Europarlamencie postanowili za wszelką cenę to zmienić i dopieli swego. Rybacy z rejonu Francuskiej Riwiery dostają codziennie po 1000 Euro za to, iż... zostają w porcie i nie wypływają łowić ryb. Powodem tej akcji dokarmiania rybaków jest... brak ryb w Morzu Śródziemnym.,,
    -aż się chce żyć...

    OdpowiedzUsuń
  53. A kto by tam w Brukseli przejmował się staropolskim przysłowiem. Jeżeli już kogoś nurtuje wskazany problem rybaków, to powinien dociec ilu rybaków (lub pociotów rybaków) jest wśród biurokratów w Europarlamencie. Być może w rozwiązaniu zagadki pomogłoby jakieś przysłowie starobelgijskie?

    OdpowiedzUsuń
  54. Anonimowy04:56:00

    Panie Andrzeju, myślę że jednak istnieje rozwiązanie, które pozwalałoby nieść pomoc artystą sztuk plastycznych z budżetu państwa, a zarazem w dużym stopniu ograniczałoby możliwość malwersacji. Sposób zresztą powszechnie stosowany już w wielu krajach wyżej rozwiniętych cywilizacyjnie od Polski. Polega on na przyznawaniu artystom najbiedniejszym – których roczne zarobki nie przekraczają pewnej sumy pieniędzy – pomocy w postaci darmowej pracowni i skromnych talonów na materiały. I tyle! Żadnych pieniędzy na łapę, czy to dla pojedynczego twórcy, czy fundacji non-profit. Myślę, że w polskich warunkach zagrałoby to idealnie. Wszystkie pasożyty kultury – Althamery, Rajkowskie, Kozyry, Materny… - mogłyby dostać co najwyżej pomieszczenie na pracownię, w budynku z innymi biednymi artystami. Oczywiście po uprzednim zlustrowaniu poziomu ich zamożności. Mnie tam taka sytuacja pasuje! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy06:23:00

      powinno być „artystom” – wybaczta

      Usuń
  55. Sposobów pomagania artystom przy użyciu budżetowych środków bez szansy malwersacji dla rozdzielających jest kilka i wszystkie one były wałkowane na różne sposoby, np. przy okazji krakowskiego Kongresu Kultury, chociaż nie na samym Kongresie. Część jako tzw. propozycje Hausnera. Oczywiście przeszły bez szczególnego echa a zwłaszcza bez próby wdrożenia -zdaje się- właśnie dlatego, że nie dopuszczają przekrętów i odpałów, a więc są nieatrakcyjne dla rozdzielaczy. Jednym ze sposobów jest ten, który Pani/Pan proponuje, odnośnie przydziałów przacowni. Ale jest też coś takiego jak:
    - income averaging czyli uśrednienie dochodu. Artysta rozlicza się nie rocznie tylko powiedzmy co 5 lat. W jednym roku było sucho w innym jest nieźle, więc w dłuższym segmencie czasowym, przy wielkiej huśtawce dochodu rozliczenie podatku jest sensowniejsze
    - droit de suite czyli prawo twórcy do otrzymywania procentowego wynagrodzenia od ceny jego dzieła odsprzedawanego kolejnemu nabywcy. Tym sposobem np. Libera otrzymałby procent od 240 tysięcznej transakcji za jego powtórny zakup jego"lego obozu".
    - Możliwość ubezpieczenia artystów na zasadzie KRUS, księży czy bezrobotnych, a dlaczego nie, skoro tamtych się ubezpiecza od lat i w dużo większej skali.

    OdpowiedzUsuń
  56. a właśnie ,że chłopaki żle kombinujecie... :)
    no Budny- robisz w tekturce ,idziesz do Rastra, robisz wystawki w krajach kulturalnych i itd.
    proste i nieskomplikowane przecież ... :)
    i o co Wam chodzi?
    Wam się po prostu nie chce!
    UE Was zaprasza ,a Wam jakieś bunty w głowie ... nie podoba się się? to w...ć...

    OdpowiedzUsuń
  57. Anonimowy01:07:00

    Nie to, że nam się nie chce, tylko my nie umiemy robić orzygami pod dyktando. My orzygami spontanicznie. Już pisaliśmy tutaj, że pod dyktato mogą se robić absolwenci pedagogiki artystycznej czy innych takich w Lublynie i Częstochowie

    OdpowiedzUsuń
  58. http://www.dwutygodnik.com/artykul/3032-dobry-wieczor-efekt-sasnala.html#
    a w Lublynie i Częstochowie to nawet czytają i nie rozumieją...bo trza było historię sztuki studiować ,a nie jakieś marketingi... ;)

    OdpowiedzUsuń
  59. Andrzej Biernacki01:44:00

    Ci faceci od Sasnala(i podobnych) -jak burek na elastycznym postronku strzegący "majątku" sołtysa- zabiją się kiedyś o własną budę. Robili sobie markę i pieniądze na Sasnalu i syndromie braku kompetencji, a jak się okazało, że nie tylko Sasnal jest do powtórzenia(Krasnal) ale też do powtórzenia jest ta cała lewa maszyneria promocyjna(Abbey), to teraz na potęgę w gacie robią. Nawet nie wiem czy w gacie, bo król okazał się nagi. Mam nadzieję, że rychło będzie też goły.

    OdpowiedzUsuń
  60. Anonimowy09:33:00

    Gorczyca w tym tekście ma poniekąd rację, gdy pisze, iż w naturze niektórych Polaków leży brzydka przypadłość czerpania satysfakcji z opluwania krajana. Dla mnie np. najlepszym przykładem tego typu zwyrodnienia, jest najnowsze filmowe dzieło samego Sasnala: "Z daleka widok jest piękny". Film po obejrzeniu którego odnosi się wrażenie, iż powstał tylko po to, by pan reżyser mógł popisać się, jak dalece potrafi zohydzić widzowi wizerunek polskiej wsi. I nic poza tym. Żadnej głębszej myśli w tym filmie nie uświadczysz. A jedyne, co pan filmowiec potrafi, to straszyć jakąś tanią wizją chaotycznie połączonych ze sobą scen i wymuszonym turpizmem.

    OdpowiedzUsuń
  61. Filmu nie widziałem, ale recenzje które czytałem z grubsza pokrywają się z powyższą. Co zaś do opluwania, nie mam nic przeciwko nawet wobec krajana, byleby argumenty były z sensem.

    OdpowiedzUsuń
  62. Anonimowy12:28:00

    „Kiedy parę lat temu w międzynarodowych magazanych ukazała się reklama znanej międzynarodowej firmy odzieżowej ze zdjęciem Wilhelma w markowym płaszczu, pojawił się nowy temat zastępczy. Jaka ulga – nie trzeba dyskutować ani o sztuce, ani o obrazach, dłużej głowić się, o czym to i dlaczego, można pogadać o płaszczu.”


    Omal ze śmiechu z krzesła nie spadłem, gdy przeczytałem ten fragment, w którym to bidulek uskarża się na to, że jacyś zawistnicy nie chcą rozmawiać o malarstwie Sasnala , za to znaleźli sobie temat zastępczy – płaszcz.

    Już to widzę, jak Gorczyca rwie się do dyskusji, o obrazach Wilhelma Sasnala, np. z Panem, lub kimś innym, kto ma rozległą, praktyczną wiedzę z zakresu kształtowania obrazu malarskiego i specyfiki jego estetyki! :)

    Przecież Gorczyca – i wie to każdy, kto trochę zna tego pożal się Boże krytyka sztuki – nie ma zielonego pojęcia o „wartościach malarskich”. I tego tematu boi się i unika jak diabeł święconej wody. Bo na „wartości malarskie” jest ślepy jak kret.

    Ale proszę! Na łamach Dwutygodnika chłopina lubi dodać sobie animuszu i odstawia scenkę pod tytułem: ja tu pierwszy do rzeczowej dyskusji o malarstwie, ale jacyś źli i zawistni wolą prawić o płaszczu. Widać kurczak lubi nastroszyć piórka i zgrywać orła krytyki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy15:03:00

      Łukasz, Łukasz, wczep sobie i tysiąc piór w odbyt, malarzy nie oszukasz! :)

      Usuń
  63. sens jest pojęciem względnym... (?)
    będę upierdliwy względem Pana Gorczycy,bo jestem starszy... o!:
    http://www.dwutygodnik.com/artykul/3230-dobry-wieczor-bal-u-prezydenta.html
    imponujący gest Rejtana...ha,ha,ha
    dla kontrastu Ewa Stankiewicz
    http://www.youtube.com/watch?v=VlVDcQIZwcE&feature=player_embedded#at=12
    eh te kobiety...:)
    i tego kraju się po prostu nie da złamać...
    jak to angole kiedyś pisały:
    Poland-First to Fight :
    "My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedyna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna: tą rzeczą jest honor. Beck Józef (1894 - 1944, minister spraw zagr. II RP,) "

    OdpowiedzUsuń
  64. Anonimowy14:42:00

    Ma babeczka bycze cojones!

    OdpowiedzUsuń
  65. To bardzo ciekawe jaką drogą trafiło do Gorczycy,Świątkowskiej(B?), Rogalskiego(R?) zaproszenie od prezydenta. Zwłaszcza do Świątkowskiej i Gorczycy jako twórców kultury(TK). No cóż, jakie przyjęcie tacy twórcy. Pytam, ale odpowiedź jest prosta, zaproszenie wystosował zapewne minister edżios Zdrojewski, dla którego powyższe nazwiska to samo gęste polskiej kultury, czemu bez przerwy daje wyraz nie tylko zaproszeniami ale i dotacjami.

    OdpowiedzUsuń
  66. +bonus dla lepszego zrozumienia o co tej wrednej babie chodzi:
    http://mr.neutron.salon24.pl/382925,ile-jezykow-zna-komorowski
    http://szeremietiew.blox.pl/2010/07/Profesor-Romek-i-doktor-Bronek.html?
    (...)
    W dziale autorów znalazłem swój biogram i był także biogram mojego ówczesnego przełożonego Komorowskiego. Brzmiał on tak:
    Bronisław Komorowski, dr nauk humanistycznych, minister obrony narodowej; poseł na sejm w latach:1990-1993 – podsekretarz stanu w MON, członek Unii Demokratycznej, 1994-97 – członek prezydium Rady Krajowej Unii Wolności, 1997-1998 sekretarz generalny Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, od 1998 r. członek Zarządu Krajowego SKL.
    Pojechałem na Klonową, gdzie miał swoje biuro minister Komorowski. Powiedziałem, że mam do niego pretensję. Ja go zaprosiłem na obronę mojej pracy, a on na obronę swojej nie. Bronek wiedział o co mi chodzi. Zmieszany zaczął tłumaczyć, że obrona będzie wkrótce i na pewno mnie zaprosi, a redaktorzy księgi (Waldemar Kuczyński i Małgorzata Niezabitowska) trochę pośpieszyli się i awansem napisali mu przy nazwisku „doktor”. W lipcu wybuchła „moja” afera korupcyjna, minister Komorowski wyrzucił mnie z MON i na obronę doktoratu nie zaprosił. Mimo to co pewien czas zaglądałem na jego sejmową stronę internetową. Tkwiła tam niezmiennie informacja, że jest magistrem historii.(...)
    ->nie matura lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera... :)
    oraz zapraszam do ponownego obejrzenia serialu ,,Kariera Nikodema Dyzmy,, z brawurową rolą Pana Wilhelmiego... :)

    OdpowiedzUsuń
  67. http://www.youtube.com/watch?v=8G0oDRta8h4

    Pod tym linkiem znajduje się film dokumentalny, który w dużej mierze – podobnie jak film Sasnala - traktuje o życiu w ciężkich warunkach egzystencjalnych. Jednak ta produkcja - w kontraście do Sasnalowych intelektualnych plwocin – to prawdziwa filmowa perełka, można pośmiać się, wzruszyć i popaść w zadumę. Całość okraszona wyśmienitą muzyką Michała Lorenca. Gorąco polecam!

    OdpowiedzUsuń
  68. Andrzej Biernacki00:48:00

    Ja wohl. Babka jest na Smoka Smoków. Ja bym to wysłał do Oberhausen.

    OdpowiedzUsuń
  69. Andrzej Biernacki03:53:00

    Co do meritum zgoda z detonatorem. Ten podlinkowany film niczego nie udaje, pod nic się nie podszywa, zwłaszcza pod ambicje robienia za śtuki wizualne. Tu dokument jest dokumentem i nie usiłuje być niczym innym. W odróżnieniu od imitacji dokumentów made in artysta wizualny, robionych na kopy z gwarancją zakupu prosto z planu do MSN za kasę podatnika wg prywatnych upodobań p. Mytkowskiej.
    Inna rzecz, że już chyba wystarczy nam faszerowania się nędzą Śląska i Zagłębia, wyrodnych matek, obrazów degradacji i wszelkiego marginesu. Bez względu na szlachetne pobudki i empatię bez dna ... zdrowego rozsądku.

    OdpowiedzUsuń
  70. • „Inna rzecz, że już chyba wystarczy nam faszerowania się nędzą Śląska i Zagłębia, wyrodnych matek, obrazów degradacji i wszelkiego marginesu. Bez względu na szlachetne pobudki i empatię bez dna ... zdrowego rozsądku.”

    Ja tam nie mam nic przeciwko faszerowaniu się nędzą Śląska, pod warunkiem, że ktoś odwali kawał dobrej filmowej roboty i interesująco „zaserwuje” mi problem.


    • „Ja bym to wysłał do Oberhausen.”

    „Kiedyś będziemy szczęśliwi” miał projekcję w Niemczech np. podczas 54. Przeglądu filmów dokumentalnych w Lipsku – DOC LEIPZIG (17-23.10.2011). Spośród większości produkcji, jakie maiłem przyjemność obejrzeć, dostał od publiki jedną z największych owacji. Podobnie jak inny wzruszający dokument ukazujący relacje pomiędzy babcią, a wnuczkiem „Life in Stills” w reżyserii Tamara Tal - przeuroczy i ciepły emocjonalnie obraz, produkcji izraelskiej, który także gorąco polecam. Natomiast kompletnie odmienne, przeciwstawne emocje budzi inny dokument z festiwalowego repertuary, którego akcja również dzieje się w Izraelu - „War Matador”. Przedstawia on zachowania i komentarze Izraelskich gapiów, którzy w euforii - zimą 2009. - zgromadzili się na wzgórzu, z którego dogodnie mogli obserwować bombardowanie Gazy. Smutne widowisko.

    Zwiastuny:

    http://www.youtube.com/watch?v=aj-fZpxTYf0

    http://vimeo.com/29052684

    OdpowiedzUsuń
  71. cyt:...W odróżnieniu od imitacji dokumentów made in artysta wizualny, robionych na kopy z gwarancją zakupu prosto z planu do MSN za kasę podatnika wg prywatnych upodobań p. Mytkowskiej.,,
    -jeśli chodzi o film Sanala Pana Szanownego to sponsorem jest Anton Kern (Anton Kern Gallery

    532 West 20th Street, New York 10011, USA
    +1 212 367 9663
    www.antonkerngallery.com )
    ------------------------------------------------------------------------
    (...)W czasie mojej rozmowy z Antonem do galerii wchodzi Sasnal.
    Jest oblegany, ale chętnie zgadza sie na chwile rozmowy. Jest wyluzowany i bardzo miły. Wyjaśnia, że na tej wystawie nie chodziło mu o proste komentarze na temat efektu alkoholu na społeczeństwo, ale raczej o skomplikowaną współgrę obrazów filmowych, obrazów malowanych, i wydarzeń polityczno - społecznych, dawniej i dzisiaj. Sasnal jest zainteresowany malowaniem „w odmiennym stanie”, np. na kacu. Chce, aby jego obrazy pokazywały to, czego nie można wytłumaczyć słowami. Alkohol to tylko metafora, klucz używany przez artystę do otwarcia drzwi historii i pamięci.
    Wychodzę z otwarcia pod wrażeniem, że sztuka Sasnala ewoluuje i jest bardzo świeża. (...)
    http://krytykant.blogspot.com/2007/03/wilhelm-sasnal-w-anton-kern-gallery.html
    czuwaj!

    OdpowiedzUsuń
  72. Andrzej Biernacki01:22:00

    Dokument, film dokumentalny, z samego nagłówka sugeruje, że oto przemawia do nas samo życie. Że dokumentalista tylko złożył dłonie w kadrujący prostokąt (jak z nagrobka Kieślowskiego), a reszta "sama" weń wpadła. Niezupełnie tak jest, bo w życiu rzadko się zdarza, by babka z wnuczkiem zwierzali się przed snem i głośno marzyli przy włączonej kamerze. Tak więc do dokumentów trzeba podchodzić z dużą ostrożnością jako dokumentów, do ich autentyzmu. Te filmy powinny nazywać się filmami dokumentalizowanymi (na wzór fabularyzowanych). Lekka zmyła polega w nich na proporcjach. Jeśli nawet przymkniemy oko na obecność kamery w miejscach gdzie normalnie jej nie ma (czyli na oczywiste podreżyserowania nawet jeśli w superkamuflażu), to z trudem przychodzi nam wziąć za dobrą monetę sugestię, że "tak naprawdę wygląda życie". Ono, owszem, tak wygląda, ale tylko w niewielkiej części. W znacznej części wygląda zgoła inaczej. Dlatego napisałem, że już trochę mnie mdli faszerowanie się nędzą Śląska, dolą mniejszości, matek-zabójczyń etc. Tak jak nie chciałbym, jako czyjś gość, być prowadzonym przez gospodarza od progu wprost do kibla a nie do salonu.

    OdpowiedzUsuń
  73. Andrzej Biernacki01:27:00

    Do gościa. Ja nie mówię o sponsorach tych filmów (w końcu "za swoje" zamawiają), tylko o specyficznym nabywcy-faryzeuszu(kupującym na pniu "za cudze").

    OdpowiedzUsuń
  74. • „(…) w życiu rzadko się zdarza, by babka z wnuczkiem zwierzali się przed snem i głośno marzyli przy włączonej kamerze. Tak więc do dokumentów trzeba podchodzić z dużą ostrożnością jako dokumentów, do ich autentyzmu.”

    Podczas festiwalu reżyser odsłaniał nieco tajniki filmowej kuchni i opowiadał w jaki sposób ekipa kręciła niektóre sceny. Np. często w domu bohaterów zostawiali włączone kamery na wiele godzin, a sami szli na piwo - ach to życie filmowców :)
    Tak powstała między innymi scena, w której babcia wyskakuje do wnuczka najpierw z listem ze szkoły, później kapciem, a na koniec szarżuje na kamerę. Ponoć, gdy ekipa wróciła z piwa zastała w domu grobową atmosferę i nikt nie chciał im wyjaśnić, co zaszło? Dopiero po otworzeniu nagrania sprawa się wyjaśniła.
    Podejrzewam, że podobną genezę ma też ta scena, w której babcia z wnuczkiem zwierzali się przed snem i głośno marzyli przy włączonej kamerze. Nie upieram się przy tym, że brak ekipy, jest gwarantem tego, że bohaterowie będą zachowywać się w sposób dla siebie naturalny i nie będą grali do kamery. Ale nawet jeżeli grają to i tak świat ich marzeń i póz dużo mówi o nich samych. Mówi o tym, w jaki sposób widzą siebie w innej roli i przez to też obnażają prawdę o sobie, tyle że w sposób pośredni.

    Zresztą, Panie Andrzeju, kto w 21. wieku wierzy jeszcze w „czystą obiektywność” dokumentalnego zapisu, tak filmowego, jak i fotograficznego? Chyb tylko takie babcie jak ta ze Śląska! :) Nawet jeżeli założyć teoretycznie, że bohaterowie będą w 100% naturalni i – jak Pan to ładnie ujął - dokumentalista tylko złożył dłonie w kadrujący prostokąt (jak z nagrobka Kieślowskiego)”, a reszta "sama" weń” wpadnie. To i tak reżyser mając setki godzin nagrań, może wybrać np. tylko te, które pokażą ciemną lub jasną stronę danego żywota. I stworzy medialnego potwora, albo anioła. Tak więc widzowi pozostaje jedynie wierzyć w dobre intencje twórcy i w to, że będzie trzymał się honorowego kodeksu dokumentalisty i będzie starał się pokazać rzeczywistość maksymalnie obiektywnie.

    OdpowiedzUsuń
  75. • „Ten podlinkowany film niczego nie udaje, pod nic się nie podszywa, zwłaszcza pod ambicje robienia za śtuki wizualne. Tu dokument jest dokumentem i nie usiłuje być niczym innym. W odróżnieniu od imitacji dokumentów made in artysta wizualny, robionych na kopy z gwarancją zakupu prosto z planu do MSN za kasę podatnika wg prywatnych upodobań p. Mytkowskiej.”


    To o czy Pan tu wspomina to niestety jest jakaś plaga! A sprężynę obłędu - według mnie - nakręcają sami twórcy z segmentu sztuk wizualnych ich nauczyciele, kuratorzy i krytycy. Przyczyna jest prozaicznie banalna - gros artystów sztuk wizualnych kończąc edukację posiada znikomą techniczną wiedzę z zakresu umiejętności kształtowania formy obrazu, tak malarskiego, jaki i fotograficznego czy filmowego.
    Mam wielu znajomych rozsianych po uczelniach plastycznych całej Europy i większości przypadków sytuacja wygląda alarmująco podobnie: Student zaczyna swoją edukację dajmy na to na wydziale malarstwa. Tam go uczą głównie „wolności” i myślenia o sztuce w sposób nowoczesny - czyli uczą go ignorancji dla dawnych mistrzów i techniki, uczą go opierdalania się i tego, że tzw. research-e (bardzo modne ostatnie słówko wśród nowoczesnych twórców) uprawiane podczas powstawania pracy są ważniejsze od efektu końcowego, czyli gotowego działa.
    Efekt jest taki, że po kilku latach takiego opierdalania się i prania mózgu na ostatnim roku jako pracę dyplomową większość studentów przygotowuje instalację, albo wideło. I tak się rzeczy mają na wszystkich departamentach. I jakoś to nikogo nie dziwi, że ok. 85% studentów malarstwa, na obronę wybiera nie namalowanie obrazu, ale woli klecić instalacji lub kręcić film. To samo z rzeźbą, grafiką, fotografią itd. O zgrozo większość z tych, którzy wybierają wideło wydaje się, że sztuka filmowa nie rządzi się rządnymi prawami.
    A wydaje im się tak, bo jeżeli chodzi o praktykę twórczą, to zbijali bąki przez kilka ostatnich lat, łudząc się że reserch-e i pisanie esejów uczyni z nich artystów. Na zakończenie wpadli zaś w panikę, że trzeba jednak będzie jakoś się pokazać, wykazać; więc ustawiają kamerę gdziekolwiek i tępo rejestrują. Pal licho światło, kadr, dźwięk a nawet i montaż – włączyć, wyłączyć i produkt gotowy! Zresztą ja tam nawet na formę przymknąć oko mogę, gdyby oni mieli coś ciekawego do pokazania. Ale na ogół - motyla noga - nie mają! Kręcą w sposób pospolity pospolite widoki i żenią kity, że to tak specjalnie banalnie i surowo, że tak specjalnie się ograniczają: Bo medium badają, albo bajają , że dla nich najważniejszy jest sam akt twórczy, a film ten jest tego aktu zapisem. Jednym słowem mydlą oczy ćwierćinteligenta frazesami i tną w ch jak Robakowski! A co mądrzejszy i obyty estetycznie widz zachodzi w głowę, jakim cudem coś takiego znalazło się w renomowanej – ponoć? – galerii.

    OdpowiedzUsuń
  76. Andrzej Biernacki09:56:00

    Genau

    OdpowiedzUsuń
  77. u Krasnali Panie Detonator dałem linka na temat tego co Pan napisał...bo tu mnie coś już 2 razy ocenzurowało... (?)
    a nie zrobił tego Pan Andrzej Szanowny...
    Ameryka!
    http://www.youtube.com/watch?v=cy6Ez853Nso&feature=player_embedded

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy00:26:00

      Jeżeli cenzuruje automatycznie proszę spróbować ten tekst wkleić najpierw w Notatnik (ten w akcesoriach Windowsa), następnie skopiować tekst z notatnika i dopiero wtedy wkleić na bloga.

      Usuń
    2. Anonimowy05:58:00

      Gościu niedzielny! Pana Krzesimira Dębskiego, z tego rodzaju socjologicznymi obserwacjami podczas golenia w uniwersyteckiej łazience, można spokojnie wysłać do kąta. Tam też nikt nie będzie mu przeszkadzał motywować byłe podstarzałe absolwentki uniwersytetu do gry na skrzypcach i swoją misjonarską moralność od siedmiu boleści wysłać na ich prywatne adresy - do skrzynek pocztowych.

      Usuń
    3. Strasznie żywiołowy facio z tego pana Krzesimira :)
      I ma niestety rację, gdy prawi, że telewizja i gry komputerowe wspomagają znakomicie zbydlęcenie umysłowe kolejnych młodych pokoleń. Jeżeli dodać do tego jeszcze Facebook-a, alkohol, papieroski, potworne ilości spożywanego cukru i muzykę w stylu tej jaką serwuje np. Lady Gaga, to mamy pewność, że po jakimś czasie przybędzie nam znacznie na Ziemi starców z umysłowością nastolatków.

      Usuń
  78. Anonimowy05:04:00

    Detonator! Cóż za szowinizm w kierunku masowych mediów. Od kiedy to gry komputerowe i telewizja zbydlęcają umysł młodych pokoleń? Czy jest Pan przykładem pięknoducha, który w lesie widzi tylko strachy? Cieszmy się, że ma ona takie możliwości wyborów. Lepsze to, niż palić "sporty" i "klubowe" i słuchać akompaniamentów Krzesimira Dębskiego do piosenek lekkich, łatwych i przyjemnych komunistycznych sław sceny estradowej. Zapomniał koleś o tym bardzo szybko, a teraz mądrzy się na YouTube o tym, jakie to młode pokolenie jest głupie. Porównując jego gust muzyczny z tamtych czasów, lepiej teraz słuchać Lady Gaga niż muzycznego lumpiarza Wodeckiego i innych jemu podobnych. Sam dołożył rączki do tych śmieci muzycznych z czasów komuny. Lepiej serwować w facebooku, niż poświęcać drogocenne minuty kuchennej socjologii pana Dębskiego. Yeah!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współcześnie telewizja, a nie religia, to prawdziwe opium mas!!! W dobie Internetu telewizja stała się już tylko pospolitym złodziejem czasu, rozrywką dla mas i narzędziem jej niewolenia. Dla mnie osobiście to już kompletnie zbędne medium. Na tracenie żywota przed szkiełkiem mogą pozwolić sobie jedynie ci, którzy harują umysłowo całymi dniami i czasami lubią ogłupić się troszeczkę w ramach odpoczynku, oraz ci, którzy ze swoim życiem umysłowym nie mają zamiaru uczynić nic ciekawego, więc stratę drogocennego czasu mają po prostu głęboko w d...

      To samo tyczy się gier komputerowych. Przyznam szczerze sam lubię pograć i właśnie dla tego trzymam się żelaznej zasady: żadnego instalowania gier na moim prywatnym kompie; bo to rozrywka strasznie wciągająca emocjonalnie, ale jałowa intelektualnie. Można pięknie oderwać się od rzeczywistości, tylko gdy się do niej powraca mało się zyskuje za poświęcony czas. I po czasie człek pluje sobie w brodę, że tracił życie na wirtualne omamy, a tymczasem ono mu w realu czmychnęło!

      Cieszę się oczywiście, że ludziska mają takie duże możliwości wyboru, Internet to wyśmienite narzędzie mogące służyć uskrzydleniu duszy, ale pod warunkiem, że się w tymże Internecie szuka konkretnej wiedzy, a nie kolejnej rozrywki rozmieniając się na drobne.

      Z tego co obserwuję współczesna młodzież myśli kategoriami mocno hedonistycznymi i gdy nie będzie miała odgórnych wytycznych, lub samo-wypracowanych wyższych celów to nie będzie się ograniczać. Źle więc Pan/Pani stawia sprawę pisząc: „Lepsze to, niż palić "sporty" i "klubowe" i słuchać akompaniamentów…” Po co wybierać? Kiedy dawniej znane przyjemności można połączyć z nowymi. Tak więc popularną praktyką wśród współczesnej młodzieży jest: tzw. "zrobienie się” przy komputerze: np. podczas gry, czy serfowania po Facebook-u delikwent/delikwentka wychyla kilka piwek lub kielonków, baka, raczy się papetonami (nie koniecznie Klubowymi) zakłada słuchawki i rozpuszcza się w iluzji. Nie chcę tu moralizować – nie zapomniał wół jak cielęciem był :) - ale wydaje mi się, że dawnej po prostu mniej było pokus i sposobów by odlecieć, to i świętym zostać było łatwiej. Było się bliżej rzeczywistości i nawet jeżeli człowiek „zrobił się” , to choćby z nudów, siadał za sztalugą, maszyną do pisania lub śmigał z aparatem fotograficznym po mieście. Pomimo „odrealnienia” przebywało się duchem bliżej własnej rzeczywistości i ją kontemplowało. Dzisiaj cała para - energia ludzkich myśli i emocji - idzie w gwizdek, bo ludzie przeżywają namiętnie iluzje, ale biernie siedząc przed monitorami. I trudno się oderwać szczególnie, gdy umysł zmęczony i nie ma do czego odskoczyć. Ludziska trwają w takim przyjemnym, biernym odrętwieniu przeżywając zapis cudzych myśli, obrazów, dźwięków miast kreować własne. Jedynym wyjątkiem są tu graficy, którzy siedząc przed monitorami mogą ciężko pracować i tym akurat lekkie „zrobienie się” przy komputerze nie szkodzi, tak jak alkohol poecie.

      Na zakończenie powtórzę raz jeszcze (a nóż widelec uratuję jakąś duszyczkę od zbydlęcenia): chcesz odciążyć umysł i zyskać niezbędny czas na jego rozwój - wypierdol gry z komputera i telewizor z mieszkania! I to już! A za tę radę, za kilka lat na Twoim wernisażu, lub gdy Ci książkę wydrukują, flachę mi postawisz z wdzięczności. :)

      Usuń
    2. Anonimowy08:46:00

      Pozwolę sobie zrekostruować Pana propozycje:

      - Telewizja „to opium mas”, a więc „wypierdol ...telewizor z mieszkania!”
      - Gry komputerowe „rozrywka wciągająca emocjonalnie, ale jałowa intelektualnie”, a więc „wypierdol gry z
      komputera...i z mieszkania!”
      - Internet „pod warunkiem, że się w tym...szuka konkretnej wiedzy, a nie kolejnej rozrywki, a więc „wypierdol
      ...(internet) z mieszkania!”
      - Współczesna młodzież „myśli kategoriami mocno hedonistycznymi i gdy nie będzie miała odgórnych wytycznych,
      lub samo-wypracowanych wyższych celów to nie będzie się ograniczać”, a więc „wypierdol...(młodzież) z
      mieszkania!”
      - Energia ludzkich myśli i emocji, „idzie w gwizdek, bo ludzie przeżywają namiętnie iluzje, ale biernie
      siedząc przed monitorami”, a więc „wypierdol...z mieszkania!

      A teraz niech sobie Pan wyobrazi swiat złożony z 6,5 miliarda ludzi na świecie i Pana propozycja oparta na pieciokrotnym wypierdol. „Nie chcę tu moralizować – nie zapomniał wół jak cielęciem był” „i trudno się oderwać szczególnie, gdy umysł zmęczony i nie ma do czego odskoczyć” i „szuka konkretnej wiedzy”. Yeah!!!

      Usuń
  79. Anonimowy05:05:00

    Szczególnie przypadł mi do gustu fragment wypowiedz Dębskiego: „NIE MA PASJI, NIE MA AKTYWNOŚCI!”. Hasło to znajduje swoje potwierdzenie w rzeczywistości, gdy „podziwia się” np. wystawę taką jak ta Michała Budnego w Rastrze, o której pisał Albiński. Wystawę, która jest bardziej przejawem chlubienia się brakiem aktywności artystycznej, niż przejawem zamiłowania do sztuk plastycznych. Budnemu w przyszłości więcej pasji życzę!

    OdpowiedzUsuń
  80. Andrzej Biernacki01:16:00

    Po co mu więcej pasji, skoro z tą, co ma odniósł sukces. I to jaki, jak na amatora.

    OdpowiedzUsuń
  81. Detonator jest OK. ..... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy08:54:00

      Detonator is bed. .... :)

      Usuń
    2. Anonimowy14:18:00

      "Detonator is bed." And Gad Is Gad!
      http://www.youtube.com/watch?v=nUQk-gZwmpI

      Usuń
  82. Chciałbym być pełen wiary i nadziei… ;)
    http://www.youtube.com/watch?v=O9dKpXj7dv8&feature=related

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy12:56:00

      To dobry przykład. Fuck z wiejskimi moralistami typu Dębski i mu podobni. Tu jest polityka odpowiedzialna za szansę młodego pokolenia, sprawiedliwy podzial mienia publicznego, klarowne warunki likwidacji biedy i bezrobocia w Polsce. Niewiele, a tak trudne do urzeczywistnienia. Yeah!!!

      Usuń
  83. Anonimowy02:30:00

    Panie Andrzeju - zamiast kawki na podniesienie ciśnienia:

    http://www.mkidn.gov.pl/pages/strona-glowna/finanse/programy-ministra/programy-mkidn-2012/wydarzenia-artystyczne/sztuki-wizualne.php

    OdpowiedzUsuń
  84. Andrzej Biernacki12:14:00

    Dzięki. To zestawienie dotowanych to rzeczywiście skuteczny środek na podniesienie ciśnienia, chyba lepszy od soli. Wśród wielu ciekawych pozycji, jak 116 tysięcy na wystawę Żmijewskiego, grube tysiące dla naszych starych znajomych i stałych bywalców takich list z Open Art Projects (Materna/ Rotenberg), z "Rastra" i z berlińskiej Żak/Branicka, które po poprednich 40 tysiącach, następnie 85 tysiącach teraz znowu wyrwały 56 tysięcy. Gratulujemy. Interesujące są dwie łódzkie pozycje: Fundacja Sztuka i Współczesność otrzymała na wystawę Józefa Robakowskiego "Sztuka to potęga!" - 142 428.00 zł a Monika Robakowska, zasiadająca w zarządzie Fundacji In Search Of... otrzymała kolejne 179 000.00 na wystawę "Sztuka Obiecana". Tytuły wystaw mówią same za siebie. Pocieszająca w tym wszystkim jest świadomość, że żyjemy jednak w zamożnym kraju: ćwierć bani dla Catellana (237.000 zł)za kilkugodzinny występ w CSW jest tego najlepszym dowodem. Pozdrawiam, AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy16:33:00

      "grube tysiące dla naszych starych znajomych i stałych bywalców takich list z Open Art Projects (Materna/ Rotenberg)"


      Łatwo Ojczyznę oddać w ręce partaczy,
      gdy w rewanżu banda publiczną kasą raczy!

      http://www.youtube.com/watch?v=donip3toc0o

      Usuń
    2. Andrzej Biernacki00:56:00

      Rzuciłem okiem na tę podesłaną agitkę Materny. Wkurwiająca w takich wystąpieniach nie jest nawet ich treść ale to niezmącone przekonanie agitującego o własnych kwalifikacjach. A -jak wiemy- składa się na nie nie żadna g(ł)ęb(i)a, tylko od lat ta sama głupkowato posępna gęba.

      Usuń
  85. bo kawior podobno znowu podrożał...:(

    OdpowiedzUsuń
  86. Anonimowy09:29:00

    No, kto by się spodziewał? ;)
    Nasz znajomy Krecik Sztuk Wizualnych dostał od swoich ziomali nagrodę:
    http://wyborcza.pl/1,75475,11683788,Nagroda_Stajudy_dla_Doroty_Jareckiej.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy03:12:00

      manus manum lavat
      quid pro quo

      Usuń
    2. Anonimowy08:08:00

      http://jureckifoto.blogspot.com/2012/05/nagroda-stracia-sens-oswiadczenie-jana.html?zx=37d967258e3f348f

      Usuń
  87. Andrzej Biernacki09:28:00

    Oczywiście Jan Michalski celnie punktuje, że to, co uprawia Jarecka to nie jest już krytyka artystyczna tylko propaganda, ntb bardzo czytelna. Jury tej nagrody także uprawia czytelną propagandę, nagradzając za trwająca dekadę lojalność tej neofitki. Bo przecież pamiętamy, że za wcześniejszą "twórczość" gazetową Jreckiej, Piotrowski, Libera i Gorczyca zamiast nagrody dali jej ostro po łapach. Volta się więc opłaciła.

    OdpowiedzUsuń
  88. Anonimowy13:54:00

    Chopy, co wy tu bredzita? Nie ma żadnego „poklepywania się po plecach”, salonowych układów, układzików. Salon nie ma żadnego wspólnego interesu z aktualnie nam panującymi, a największe konfitury z MKiDN mają szanse trafić do każdego, a nie tylko do Pieszczochów Salonu (np. honorowych członków komitetu poparcia B. Komorowskiego).
    To wszystko Wasza imaginacja Chopy i złe języki zazdrośników, o czym donosi - jak zawsze obiektywny do bólu - Krzysztof Varga z działu kulturowego Wyborczej. Nudzą go takie pomówienia względem Salonu (w tym pracowników Gazety, jak np. p.Jareckiej ) i ma dość takich nudnawych mantr w stylu: salon, salon, michnikowszczyzna, salo, salon. Weśta się więc w garść Chopy i przestańta wypisywać kalumnie o uprawianiu propagandy – a nie krytyki artystycznej – przez Czcigodną Jarecką i przestańta insynuować, że do bólu niezawisłe gremium przyznające nagrodę im. Stajudy kierowało się prywatą Salonu, a nie obiektywnym dobrem kultury polskiej! Przecie to, co Wy tu prawita, to jest retoryka klepana codziennie przez prasę prawicową. A to przecie – i wiedzą o tym wszyscy młodzi, wykształceni do bólu i z dużych miast – nie prawicowych a lewicowych wszędzie prześladują i cenzurują, np. artystów o czym donosiła choćby niedawno całkiem sama Czcigodna Jarecka w tekście „Niewiadomski poszukiwany”. Przestańta więc jątrzyć Chopy na Boga, bo to tak niepatriotycznie, a przecie tylko zgoda buduje!!! :)

    Varga:
    http://wyborcza.pl/1,99069,11698384,Rafalski__odwagi__czyli_Ziemkiewicz_heroiczny.html

    Ziemkiewicz (co prawda jego porady tyczą się młodych pisarzy, ale na polu sztuk plastycznych niektóre też w karierze przydadzą się na pewno):
    http://wiadomosci.wp.pl/kat,125914,title,Jak-zostac-pisarzem-w-III-RP,wid,14432732,wiadomosc.html?ticaid=1e6e6

    OdpowiedzUsuń
  89. Trzeba znać tylko pewne sposoby, które stosują właściwe osoby...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy02:32:00

      PSEUDOMODERNIZM – podoba mi się to określenie. Prace Budnego jak ulał pasują do tego nurtu.
      To o czym pisze Ziemkiewicz o współczesnej literaturze potwierdza tylko moje przypuszczenia: że żyjemy w epoce, w której większość twórców idzie na łatwiznę, a czasem wręcz obnosi się z własną niemocą twórczą, jak np. Budny. Ale czy pycha nie jest cechą ludzi niemądrych?
      Pisarze miast rzeźbić w słowie istotne, klarowne myśli i idee, uciekają w deformację formy, ograniczając złożoność myśli ludzkiej, cofając nas do czasów jaskiniowych, gdy porozumiewano się równoważnikami zdań.
      Natomiast plastycy, którzy powinni dbać o piękno i złożoność formy, ci upraszczają swoje wyroby do granic przeciętności, zawalając galerie estetycznie banalnie prostymi obiektami. Czasem tak banalnymi, że trudno odróżnić je od prefabrykatów budowlanych. Żyjemy w czasach kryzysu sztuki (przynajmniej tej w głównym obiegu) hibernacji jej życiowych mocy i po prostu trzeba czekać cierpliwie odwilży – robiąc swoje.

      Usuń
  90. cyt:
    (...)I co zostanie ze sztuki, jeśli przyjmie obowiązujące u nas standardy polityczne? Może jednak dałoby radę połączyć jedno z drugim? Art strajk jest pierwszym krokiem w tym kierunku – udowodnić klasie rządząco-urzędniczej, że artyści to też ludzie: mają serca, żołądki, rodziny, dzieci, młodość, starość, a nawet rozum i też lubią sobie postrajkować. To są też obywatele, mieszkańcy miasta, którzy mają swoje cokolwiek specyficzne potrzeby (ach, ta sztuka...), ale przecież wcale nie bardziej egzotyczne od innych grup społecznych spędzających czas na podziwianiu podświetlanych fontann, albo śmiesznie ubranych mężczyzn biegających po trawie za napompowanym skórzanym workiem. To byłby pierwszy, najpilniejszy krok – udowodnić władzy, że artyści istnieją naprawdę, a nawet mają prawa wyborcze!

    Jak udowodnić swoje istnienie? To pytanie zwiodło już wielu twórców na mroczne przedmieścia szaleństwa. Tymczasem dziś okazuje się to takie proste: wystarczy zaprzestać wszelkiego działania. Nic nierobienie staje się współcześnie najwyższą formą kultury i polityki.

    Trudno, a więc strajk! ,,
    http://www.dwutygodnik.com/artykul/3520-dobry-wieczor-strajk.html
    Łukasz Gorczyca, ur. 1972, z wykształcenia historyk sztuki, współtwórca (wraz z Michałem Kaczyńskim) magazynu artystycznego „Raster”, a następnie galerii o tej samej nazwie.
    -sam Pan Szef i BOss przechodzi do opozycji!
    Władza się nie podoba.. ha,ha,ha ...
    no i te symboliczne 2 komentarze...wow ,chyba się wpisze coby chop nie wpadł w marazm i beznadzieje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorczyca dobrze napisał, z wyjątkiem wątku z Kerezem. Bo to już byłaby aberracja strajkować w imieniu kogoś, kto za swoje projekta winszuje sobie 27 baniek, a gdy koło realizacji jeszcze się muchy nie gonią już pouczył baniek 9. I kto, do kurwy nędzy, rozpisał konkurs na MSN, brał udział w jury(Bałka, Serota, Rotenberg, Szymczyk etc), nakręcał rzecz do nieprzytomności, jeśli wcześniej nawet się nie pokwapił sprawdzić praw własności nie mówiąc o wykupie gruntu, na którym ma to to stanąć. Może właśnie o to chodziło, żeby swojemu, szwajcarskiemu kumplowi zaserwować prawie 30 i siema. Urzędnik się jednak postawił i przez lata wysupłał 9, bo on też,jak mają mu zabrać "jego" walory, gotowy jest do największych szaleństw.

      Usuń
    2. Anonimowy01:46:00

      Oj zaczynie się dziać. Zadłużyli Polaków po uszy, pieniądze gdzieś wsiąkły, a większość inwestycji jak nie przepłacona, to rozbabrana, albo jedno i drugie. Kończy się Eldorado dla urzędniczych pasożytów społecznych, zaczyna brakować łupów do podziału, wiec zbójnicy zaczynają warczeć na siebie.

      Umowa była jasna: my tzw. intelektualiści plujemy na prawicę, jednoczymy młodych, wykształconych i z dużych miast pod sztandarem nienawiści do PiS i kościoła, nie patrzymy wam Władza na ręce, a wy w zamian fundujecie nam ciepłe posadki, granty i stypendia, a co większe rekiny własne placówki – jak np. muzeum – dostaną we władanie.

      Ale forsa w publicznej kasie się skończyła; kończy się karnawał i post się zaczyna; tak jak zaczną się przepychanki między swojakami, o jak najlepsze miejsce przy korycie. Bo gdy któryś z dziennikarzy Wyborczej zaczyna władzy na ręce patrzeć, to znak dla mnie niechybny, że władza narusz jakieś partykularne interesy Salonu.

      Jarecka grzmi ze stron Wyborczej: wstyd! Ale to że muzeum było inwestycją przepłaconą, ustawioną i że w muzeum tym mieli zasiąść sami swojacy, to już nie wstyd! Niestety, taki „politruk” jak Jarecka takich rzeczy nie zauważa.

      Usuń
  91. http://www.youtube.com/watch?v=wPz7zAawOE8&feature=player_embedded#!
    -"Tu się urodziłem, tu chcę pracować, tu chcę żyć..." Tylko jak?
    Specjalne posiedzenie komisji infrastruktury w Sejmie.
    Mocna rzecz! zapowiada się gorąca jesień...
    czuwaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy02:46:00

      http://www.rp.pl/artykul/774489,874251-Nieznosna-nuda-rozkladu.html?p=2

      Usuń
  92. Anonimowy02:08:00

    Ciekawe, czy Gorczyca zdaje sobie sprawę z niepowagi swojej sytuacji, gdy pisze o tym, że w ramach strajku pozamykają instytucje sztuki? Przez dwadzieścia lat on i jemu podobni trwonili publiczną kasę, wypełniali galeryjne sale i magazyny śmieciowymi produkcjami swoich znajomych, a teraz grożą, że zamkną podwoje i śmieci nie pokażą! Ależ proszę zamykajcie! Na rok, dwa, cztery, sztuki dawno jest i tak gdzie indziej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy02:13:00

      Na rok, dwa, cztery, sztuka dawno jest i tak gdzie indziej!

      Usuń
  93. Oczywiście to, co pisze Jarecka ma ograniczony zakres, bo ci, do których tą pisaniną dociera mają swoje ugruntowane zdanie a ci, co nie mają zdania, wszelkie jej prasowe popisy mają w dupie en bloc. Jarecka może mieć zdanie o muzeum jakie chce, ma do tego prawo. Ale nie ma wątpliwości, że to co pisała o muzeum albo ściślej o urzędnikach na bazie muzealnego tematu było jak chorągiewka. Jak zawiał pozytywny wiatr z ratusza, wtedy pisała pozytywnie, jak odwrotnie, to pokazywała wilcze zębiska. I to jest u niej wkurwiające a nie konkretne zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  94. Panie I Panowie ...
    sprawa jest dość poważna...
    http://goscniedzielny1.blogspot.com/2012/05/warszawa-2012.html
    -jeśli podejrzewasz ,że w Warszawie(galerie prywatne lub państwowe) mogą się gnieździć elementy faszystowskie i antysemickie proszę o donos obywatelski...
    Razem wykopmy faszyzm!
    czuwaj!

    OdpowiedzUsuń
  95. http://www.polskieradio.pl/9/201/Artykul/605476,Trojka-licytuje-obraz-Leona-Tarasewicza
    --mało nie umarłem ze śmiechu jak usłyszałem dzisiaj co organizator mówił...
    min. porównał to monidełko do obrazów liczonych Pana Opałki i stwierdził ,że na pewno to będzie kosztowało kiedyś tyle co obecnie osiągają obrazy Pana Opałki 600 do 800 tyś Euro czy jakaś inna w przyszłości będzie waluta... ha,ha,ha

    OdpowiedzUsuń
  96. Ja nie widzę tu żadnego przegięcia. Tarasewicz przynajmniej coś tam namaluje za te 800 kawałków. A taki, na ten przykład, Żmijewski już bierze słuszne kwoty i nie maluje nic.

    OdpowiedzUsuń
  97. Anonimowy09:27:00

    Komuś kto dorobił ramę do tego badziewia postawiłbym chętnie flachę, bo podkreślił tym ramiszczem dobitnie badzietowatość tego badziewia.

    OdpowiedzUsuń
  98. Anonimowy11:40:00

    Zdecydowanie wolę wesołą twórczość Żmijewskiego! :)
    W jego przypadku jest większa beka, gdy te wszystkie kury krytyki pokroju Jareckiej, Kowalczyk wysilają swoje mózgowie, by wykazać, co tam artysta miał na myśli, gdy np. przeganiał golasy po kazamatach. Niestety ani Kowalczyk ani Jarecka nie mają odwagi otwarcie pisać o tym, co tam uwidzą na malarskich płótnach? A szkoda, bo ubaw byłby równie przedni, jak w przypadku ich odkryć na szklanym ekranie!

    OdpowiedzUsuń
  99. Nie, no muszę zaprotestować. Obie redaktorki miały i mają odwagę, a nawet powiedziałbym, sporo odwagi by pisać także o malarstwie. Iza Kowalczyk wielokrotnie pisała o tym , "co widzi na malarskich płótnach". A Dorota Jarecka zapisała całe, gazetowe tomy. Więcej powiem, pisała także na moje "zaproszenie" (osobiście była na dwóch wystawach Jacka Sienickiego w Galerii Browarna w Łowiczu), i to pisała -nie waham się tego powiedzieć- jak mało kto w Polsce, w zdecydowanie ponadgazetowych standardach. Ale też prawdą jest, że o ile tezy Izy o malarstwie pisane na blogu, niemal zawsze budziły mój żywiołowy sprzeciw (warto sprawdzić moje komentarze w archiwum strasznejsztuki), o tyle z Jareckiej uwag o malowaniu i okolicach, do mniej więcej 2004-05 roku, można się było czegoś naprawdę niebanalnego dowiedzieć. Ale się skończyło. Wielokrotnie o tym pisałem, że jak dostała za swoje nielewomyślne teksty po łapach od Piotrowskiego, Gorczycy i Libery, przeszła na drugą stronę mocy. I teraz też pisze nieźle tylko -moim zdaniem- z przytomnej kalkulacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy16:17:00

      Witam serdecznie Panie Andrzeju!

      A to ciekawe, co Pan pisze: "Ale też prawdą jest, że o ile tezy Izy o malarstwie pisane na blogu, niemal zawsze budziły mój żywiołowy sprzeciw (warto sprawdzić moje komentarze w archiwum strasznejsztuki)". Może mi Pan podać parę linków? Chętnie je przeczytam. Sam blog "strasznej sztuki2" nie jest mi dobrze, mimo że ostatnio tam parę komentarzy zostawiłem i jego archiwum zapewne spore? Może zaoszczędzę przez to trochę czasu?

      Pozdrowienia z Hamburga - max dogin :)

      Usuń
  100. cyt:
    (...)Ale się skończyło. (...)
    zgadnę...
    -kredyt we frankach szwajcarskich?

    OdpowiedzUsuń
  101. Panie Andrzeju Szanowny...
    Większość dziennikarzy tzw.mainstreamowych ma kredyty w szwajcarskiej walucie,która trochę podrożała i robią rzeczy ,że nawet przy goleniu zamykają oczy...;)
    a w lustro trzeba jednak od czasu do czasu spojrzeć...
    o!

    OdpowiedzUsuń
  102. Do gościa:Sam zamknąłbym oczy widząc red. Jarecką przy goleniu. Pozdrawiam AB.
    Do Maxa Dogina: Witam po przerwie. Widziałem, że bywał Pan w międzyczasie na blogu strasznejsztuki2 ale rzeczywiście w czasie kiedy ja już tam nie zamieszczałem swoich komentarzy. Wcześniej trochę ich tam wstukałem głównie w tematach stricte malarskich (Curyło, Sobczyk, Kuskowski, etc). Przestałem, bo trafił się tam wyjątkowo toksyczny i nieprzemakalny na argumenty kretyn, który zamienił dialog w w najgorszy sort magla a gospodyni słabo reagowała. Pozdrawiam i zapraszam, chociaż -z przyczyn czasowych osłabło mi tempo na blogu. Trochę to rekompensuję tekstami w papierowym Arteonie i Arttaku, do lektury których także zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy17:12:00

      Witam!

      Zauważyłem Pana tekst na stronicy internetowej Arteonu, ale go całego nie czytałem, tylko to co tam dostępne, bo nie mam w Niemczech możliwości dotarcia do niego.

      Po moich komentarzach na blogu "strasznej sztuki2" odniosłem to samo wrażenie, że gospodyni słabo reaguje i unika konfrontacji, co jak mi się wydaje, jest ważne w ogóle na blogach. Bez niej są nudne?
      Przyznam się szczerze zanim zacząłem pisać komentarze, zainteresowała mnie krótka informacja blogerki pod wpisem "Cenzura w Berlinie C.D Ukłański" http://strasznasztuka.blox.pl/2011/11/Cenzura-w-Berlinie-CD-Uklanski.html#ListaKomentarzy

      "P.S. Musiałam również zdjąć fotkę pracy Uklańskiego, bo jej autora dosięgły nieprzyjemne konsekwencje tego wszystkiego, co ma związek z tą wystawą."

      Interesowałem się wystawą "Obok" w zeszłym roku w Berlinie i zostawiłem tam komentarz proszący o krótkie wyjaśnienie, jakiego rodzaju nieprzyjemności spotkały Ukłańskiego? Niestety, dotychczas bez odpowiedzi blogerki.

      Zastanawiający jest fakt, że blogerka reagując w zeszłym roku swoim postem na cenzurę w Martin-Gropius-Bau, która (cyt.) „dosięgła jeszcze jedną pracę, a mianowicie w przeddzień otwarcia zdjęto z wystawy pracę Piotra Ukłańskiego. Jak wiem z nieoficjalnych informacji, w tym przypadku do cenzury nie przyczynił się dyrektor muzeum, a prof. Andrzej Rottermund, prawdopodobnie obawiając się skandalu.”, po pewnym czasie sama usuwa z blogu zdjęcie z niedokończonej pracy Ukłańskiego, które tam zamieściła. Rodzi się podejrzenie, że usunięcie zdjęcia można potraktować jako samocenzurę blogerki? Nie bardzo rozumiem, co mogłoby się przytrafić „złego” Ukłańskiemu, którego praca była finansowana przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych i był zaproszonym, i protegowanym artystą kuratorki wystawy „Obok” Rottenberg (sama zleciła jemu realizację pracy)? Można podejrzewać również, że interwęncję dyrektora muzeum, albo jakiejś szarej eminencji z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, która chciała ostatecznie zatrzeć ślady cenzury w Martin-Gropius-Bau? i wyparła nacisk na blogerkę, albo po prostu prośba wystraszonego Ukłańskiego obawiającego się o „utratę wpływów”. Póki blogerka sama nie dostarczy na ten temat informacji, pozostają otwarte pytania?

      Osobiście nie spotkałem się nigdy z taką sytuacją, żeby ktoś na blogach „cenzurował” własne informacje, bo można tak określić zachowanie blogerki? Chyba, że się mylę? Pozostaje jednak niesmak, ze względu ograniczenie dostępu do informacji na blogach!

      Pozdrowienia z Hamburga – max dogin :)

      Usuń
  103. http://wyborcza.pl/1,75475,11768722,Dzien_bez_sztuki___strajk_artystow.html
    -"Jestem artystą, ale to nie znaczy, że pracuję za darmo" plakat z takim hasłem trzyma na zdjęciu zapowiadającym strajk Zbigniew Libera. Jest jednym z najważniejszych i najbardziej cenionych polskich artystów, a mimo to przyznaje, że nie opłaca żadnych ubezpieczeń. Nie stać go na to, żeby regularnie, co miesiąc przeznaczyć na ten cel 900 zł.,,
    -i jestem lekko skonfundowany...(trudne słowo... ;) -DLA MŁODSZYCH-wprawić kogoś w konfuzję, zakłopotanie, zbić z tropu, zawstydzić, speszyć, zszokować)
    -ja nie jestem artystą,ale twórcą i pod swoim nazwiskiem sprzedaję w galeriach prywatnych i za pośrednictwem internetu... i opłacam składki Zus (wow!)
    no to się pytam ? o co qurwa chodzi Zbyniu ?(a ceniłem Cię bardzo... :( .....)
    1. Libera Zbigniew- gdzie jest Twoja strona internetowa+ sklepik online ,aby każdy mógł kupić Twoją pracę ?
    przypominam kolejny raz http://banksyforum.proboards.com/index.cgi ,gdzie nawet bardzo znani streetartowcy swoje prace sprzedają i to w cenach przystępnych dla przeciętnego Europejczyka...(wow!)
    2.ja jako anonimowy Jan Kowalski potrafię ,a ty znana postać płaczesz?(że nie wspomnę o Krasnalach...)
    3. albo ja wychodzę na idiotę ,albo ....(?)
    ps. dlatego faktycznie trzeba zamykać te galerie i tyle...

    OdpowiedzUsuń
  104. Anonimowy15:32:00

    Panie Andrzeju, emocje przez Pana przemawiają chyba - i to miłe: nie chce Pan kobiałkom przykrości sprawić szczerze wyznawszy, co Pan myśli o ich estetycznym guście – skoro chce Pan przekonać nas estetyczny smakoszy do tego, że ktoś, kto ma z zawodu wytyczać ścieżki dobrego smaku, serwuje nam na okładce własnej książki takie estetyczne gówno:

    http://www.google.pl/imgres?um=1&hl=pl&biw=1280&bih=576&tbm=isch&tbnid=61zxj9VinuFQUM:&imgrefurl=http://www.bazarek.pl/produkty/79477/sztuka-kulturoznawstwo.html&docid=FYVFcgTs--6u9M&imgurl=http://img.bazarek.pl/174826/16152/3311992/250_18308221534faf45946e266.jpg&w=250&h=250&ei=carCT_uvAeq60QWMttHHCg&zoom=1&iact=rc&dur=398&sig=107803584293979486070&page=1&tbnh=122&tbnw=121&start=0&ndsp=23&ved=1t:429,r:0,s:0,i:67&tx=35&ty=67

    OdpowiedzUsuń
  105. Niewątpliwie emocje przeze mnie przemawiają zawsze, zwłaszcza na blogach, których sensem jest ich uzewnętrznianie, szybka reakcja. Nie znaczy to, że to idzie na żywioł bez grama refleksji. Jeśli chodzi o okładkę książki Izy Kowalczyk, to trafił Pan/Pani w punkt, bo półtora roku temu wyrzucałem jej tę mizerię na jej blogu strasznasztuka2, zaraz po tym, jak książka się ukazała
    http://strasznasztuka.blox.pl/2011/01/Podroz-do-przeszlosci.html#ListaKomentarzy
    Zrobiłem to delikatnie(jak na mnie) bo: 1. jestem w niej wymieniony z nazwiska (Iza uwzględniła w niej moje uwagi o Arsenale - taki tam drobiazg)i wtedy trochę nie uchodzi, 2. Lubię pazur Izy, czyli jak pisze. Gorzej -moim zdaniem- jest z tym, "co" pisze, że nie wspomnę "o czym". Czasem gotowa jest ewidentne bzdety wziąć za "sztukę" jeśli temat bzdeta jest jej konikiem (feminizm, sztuka krytyczna).
    Podobnie jest z Jarecką. Jeżeli ktoś twierdzi, że ona nie umie pisać, to się nieco ośmiesza. Jednak i ona i cała reszta historyków sztuki (faszerowanych tam m.in.przez Piotrowskiego i Nader Agambenem, Kolbovsky i tym podobnym czymś) po prostu nie umie PATRZEĆ. A jak się w SZTUKACH WIZUALNYCH nie umie patrzeć, to wszystko jedno co się promuje. A jak wszystko jedno co się promuje, to lepiej przyłączyć się tam gdzie jest kasa, tytuły, wpływy i światowy kontekst. Pozdr. AB

    OdpowiedzUsuń
  106. Anonimowy15:15:00

    Witam!

    Na krótko podłączę się do ostatniego postu Pana Andrzej Biernackego, cyt. „A jak się w SZTUKACH WIZUALNYCH nie umie patrzeć, to wszystko jedno co się promuje. A jak wszystko jedno co się promuje, to lepiej przyłączyć się tam gdzie jest kasa, tytuły, wpływy i światowy kontekst” (i także odnośnie postu, „Żywica "na Budnego", Budny "na żywca"” i laureatów Nagrody im. Jerzego Stajudy za rok 2011 w Polsce)

    Corocznie od roku 2000 przyznawana jest we Francji renomowana Prix Marcel Duchamp (FIAC)¹ żyjącym francuskim artystom przez Centre Georges Pompidou i Association pour la Diffusion Internationale de l’Art Français. Dotowana w wysokości 35.000 euro i połączona z wystawą indywidualną dla jej zwycięzcy. W tym roku ponowny zwycięzca zostanie ogłoszony 20 października, a kolekcjoner sztuki i przewodniczący związku kolekcjonerów ADIAF, Gilles Fuchs przedstawił już w lutym kandydatów. Są nimi: Dewar & Gicquel (Galeria Hervé Loevenbruck), Valérie Favre (Galeria Jocelyn Wolff), Bernard Lamarche (Galerie Poggi i Bertoux) i Franck Scurti (Galeria Michel Rein).

    Jak informuje niedawno, piszący do niemieckiej „Kunstzeitung” (Maj 2012) znany krytyk sztuki, Jens. E. Sennewald, jedna z najważniejszych nagród Francji jest niczym więcej, jak „Filzlaus”(„Insekt”), cyt. „Schade nur, dass der Duchamp-Preis zur Filzlaus verkommt. Er klebt am Gewebe des Kunstbetriebs, saugt seinen Wirt, die Kunst, aus.“ („Szkoda tylko, że Nagroda Duchampa zdegenerowała się do insekta, który przykleja się tkanki intytucji sztuki i ją wysysa.”) i dodaje: „Fetter werden dadurch Sammler und Galeristen. Deren Schuetzlinge erhalten Prestige und Preis-Schub. Der Entwicklung der Kunst bringt das nichts.“ („Wygrywają przy tym kolekcjonerzy i galerzyści. Ich protegowani otrzymują prestiż i wzrostu cen(prac). Rozwojowi sztuki nic to nie przynosi.").

    Zwycięzcy poprzednich nagród są praktycznie nieznani. Kto przypomina sobie o nich, np. z 2004, czy 2006 roku? Nikt. W 2011 otrzymał ją Mircea Cantor, który, pomimo bardzo słabej konkursowej pracy (instalacji) i innego zdania wśród członków jury FIAC, został wybrany przez nią. Wulgarną represję wywarła na jury amerykańska mega-kolekcjonerka sztuki, Rosa De la Cruz, znana z autorytatywnego stylu rządzenia, która zagroziła członkini jury Carolyn Christov-Bakargiev wycofaniem się z roli mecenaski i prywatnej sponsorki z Documenta 2012. Co oczywiście byłoby dla Documenta, już i tak niedostatecznie z publicznej kasy dofinansowanej (chyba tylko 11 milionów euro?), poważnym, finansowym zagrożeniem. Tak więc zamiast faworyta jury, Guillaume Leblona, otrzymył nagrodę wspomniany już Mircea Cantor.

    Wedlug Jensa. E. Sennewalda sytuacja ta, jest charakterystyczna dla nagród sztuki we Francji. Wpływ kolecjonerów, obopólne powiązania galerii i artystów biorący udział w tej grze tworzą obecny obraz funkcjonowania francuskiej instytucji sztuki . Na idealizm nie ma miejsca, a przy najmiej na dobrą sztukę. Liczy się „kasa, tytuły, wpływy i światowy kontekst”.

    A jak jest w Polsce?


    Pozdrowienia z Hamburga – max dogin :)


    1. http://www.fiac.com/

    OdpowiedzUsuń
  107. Panie maxie. W Polsce jest podobnie, bo musi być podobnie. Jak nie jest podobnie to nie jest w ogóle. Jak się ze sztuki (dziedziny formy) robi politykę czy socjologię, to sprawy przybierają obrót jak w parlamentach: Kupą mości panowie. Nie liczy się jakość (co to jest jakość?), liczy się ilość. Ten ma rację kogo więcej i kto się pierwszy dopchał do kas. Oraz ten co skrzyknie liczniejszą kupę na ulicy. Nikt (na dzisiejszym topie) się już nie zajmuje formą (obie lewe) tylko tematami(wystarczy wybałuszyć gały), najlepiej trendy. Mircea Cantor dostał nagrodę bo u niego jest dla każdego (dzisiaj ważnego) coś miłego: udeptał ścieżki jak Althamer i jak on (czyli jak Lucy Orta) pomalował coś na złoto, nazbierał ziarenek (kukurydzy zamiast słonecznika) jak Wei Wei, i samolocik ustawił, jakich się teraz ustawia i maluje całe aerodromy. Trochę o zwierzątkach, trochę o kosmosie, trochę o zdrowym czosnku w kontenerze. Słowem galeria handlowa. Pełny tryumf technokraty.
    W Polsce nagroda im. Stajudy przyznawana jest ludziom, którzy ze Stajudy mają tylko judy a i to nie zawsze. Jego krytyka to była rzecz OSOBISTA, nie oglądająca się na nikogo, z pomysłem i flotyllą mikroodkryć. To była krytyka człowieka głęboko zaprzyjaźnionego z twórcą a bez grama z nim kumoterstwa w konkluzji. Ten facet sam coś UMIAŁ, czyli znał zarówno wszystkie mielizny i łatwizny ale i rzeczywiste osiągnięcia pojedynczej pracy. Pisał o formie plastycznej, pełnią formy literackiej. Ja bym tej nagrody nie przyznawał, bo kazdy nastepny laureat może to imie tylko trywializować. Za to dla samego Stajudy więcej zrobiłbym rozpowszechniając wspaniałą książkę z kompletem Jego tekstów wydaną przez Muzeum ASP i robiąc mu porządny album prac. Te dwie pozycje wręczałbym obowiązkowo wraz z indeksem nowo przyjmowanym do ASP.
    Z wymienionych przez Pana kandydatów do nagrody Duchampa, Valerie Favre ma niegłupie obrazki. Pozdrawiam, AB.

    OdpowiedzUsuń
  108. Anonimowy17:28:00

    À propos Nagrody im. Jerzego Stajudy i to, co Pan na ten temat pisze: „W Polsce nagroda im. Stajudy przyznawana jest ludziom, którzy ze Stajudy mają tylko judy a i to nie zawsze. Jego krytyka to była rzecz OSOBISTA, nie oglądająca się na nikogo, z pomysłem i flotyllą mikroodkryć. To była krytyka człowieka głęboko zaprzyjaźnionego z twórcą a bez grama z nim kumoterstwa w konkluzji."

    Przedstawię tutaj propozycję, wspomnianego już w poprzednim komentarzu krytyka sztuki Jensa. E. Sennewalda, rozwiązania problemu kumoterstwa we francuskiej instytucji sztuki, którą opisał na przykładzie przyznawania nagrody FIAC.

    Proponuje on utworzenie nagrody krytyki. Tzn. wszystkie wystawy, które odbyły się w ciągu roku we Francji zostają nominowane do głównej nagrody. Glosować może każdy członek związku francuskich krytyków sztuki AICA France, jak i członkowie państwowych związków kuratorów. Z takiego głosowania miałaby zostać wybrana najlepsza wystawa i tym tytułem naturalnie, najlepszy artysta. Byłby to także, według niego, ratunek dla sztuki francuskiej i przywrócenia jej artystycznej jakości i prestiżu, także dla artysty, na świecie.

    Powrócę na polskie podwórko.

    W związku z tym, że jest Pan za tym, aby nagrody Stajudy nie przyznawać krytykom, a przede wszystkim, aby „udeptywaczom ścieżek”, jak Althamer i innym jemu podobnym, ukrócić kumoterstwo w polskiej instytucji sztuki i co się z tym wiąże, brak niezależnej krytyki, byłoby sensowne pomyśleć nad pozytywnym rozwiązaniem tej sytuacji, jeśli w ogóle jest do rozwiązania?

    Pytania: w Polsce działa Sekcja Polska AICA, z obecnym prezesem zarządu Andrzejem Szczerskim, która skupia około 100 osób zajmujących się krytyką sztuki. Czy za wzorem Jensa. E. Sennewalda, rozdaje już coroczną nagrodę za polskie wystawy? Jeśli nie, czy taka nagroda mogłaby być nową szansą dla sztuki polskiej? Czy są tacy krytycy sztuki, czy kuratorzy w Polsce, których można nazwać „niezależni” i którzy swoją krytyczną postawą wpisaliby się w ten trend odnowy? Czy może ta propozycja jest absolutmie nonsensowna i mijająca się z celem?

    Interesują mnie te pytania, ze względu na obecny rozwój instytucji sztuki, ogólnie w 21 wieku?
    Celowo wstrzymam się od osobistych uwag na ten temat.

    Pozdrowienia z Hamburga – max dogin :)

    OdpowiedzUsuń
  109. Pojęcia nie mam jak działa polska AICA, ale chyba nienajlepiej, skoro przewodniczący jej amerykańskiej sekcji i wiceprzewodniczący AICA International, Marek Bartelik sceptycznie odnosi się do polskiej obecności w międzynarodowym obiegu sztuki(w swojej książce "Łagodny deszcz" i na łamach "Notesu na 6 tyg." nr 66).
    1. Pisze tam "polemicznie o efekcie Sasnala,karierach Żmijewskiego i Althamera pytając, co ich sztuka wnosi do dzisiejszej kultury światowej (potwierdza tym samym, że sam nie widzi tego wkładu).
    2. Zastanawia się, skąd się bierze, że akurat ci a nie inni artyści odnoszą międzynarodowy sukces (potwierdza tym z kolei, że sam nie wie jakimi się to rządzi prawami a sama sztuka wymienionych nie tłumaczy tego sukcesu).
    3. Pisze też: Nie zachwycam się "zawrotnymi karierami Polaków". Ich sukcesy mi nie imponują. To, że ktoś ma wystawę w MoMA czy New Museum, nie świadczy wcale o jego wielkości, wręcz przeciwnie (!!): może świadczyć o wejściu w tryby władzy "culture industry". Nobilitowanie przez wchodzenie w struktury przemysłu kultury nie jest dla mnie kryterium. Czyli polscy artyści krytykują władzę -w szerokim sensie- ale lokalnie, jak tylko wyjadą za granicę nie mają żadnych problemów, żeby w te struktury władzy wchodzić".

    Osobiście mam problem ze znalezieniem sensu istnienia krytyki przy sztuce w ogóle. Jest tysiące innych zawodów, dziedzin i zajęć, które docierają do adresata bez pośrednika. Dlaczego ma go mieć sztuka? To się przejadło i wychodzi artystom bokiem. Większość z grupy pośredników rekrutuje się z nieudanych artystów, więc mają blade pojęcie o samej naturze twórczości przypisując jej najzupełniej błędne cele ale im jak najbardziej po myśli. Większość zgarnia środki de nomine przeznaczone na kulturę i twórczość. Rozgrywa i rozprowadza "swojaków" -jak przypuszczam- tych, gotowych się podzielić wspólnie wypracowanym "sukcesem". Ich pożyteczna rola sprowadzała się zawsze, zaledwie, do funkcji informacyjnych. Stojaka pod mikrofon. I jestem za tym, żeby ją do tego ograniczyć. Pozdr. AB

    OdpowiedzUsuń
  110. Anonimowy16:26:00

    Tak też przypuszczałem, dlatego wstrzymałem się ze swoim zdaniem, by móc najpierw przeczytać Pana opinię na ten temat. Jeśli nie ma Pan pojęcia, jak działa polska AICA, to można spokojnie stwierdzić, że tak naprawdę, jest to instytucja bez znaczenia i wpływów w środowisku artystycznym? Jeśli dodać do tego Pański problem „ze znalezieniem sensu istnienia krytyki przy sztuce w ogóle”, to tym samym propozycja Jensa. E. Sennewalda na gruncie polskim, którą zaproponowałem, która miałaby byś ograniczeniem praktyk kumoterstwa w polskiej instytucji sztuki, pozbawiona jest praktycznie jakiegokolwiek znaczenia? Zupełnie zrozumiałe, że dla Sennewalda, czynnego zawodowo krytyka, wiara w jej sens jej niezachwiana (kto podcina sobie gałąź na której siedzi?) i wyraża przez to przekonanie w możliwość uwolnienia francuskiej instytucji sztuki z przypadków kumoterstwa dzięki wpływom krytyków z AICA France.

    Szczerze mówiąc, Pański brak „sensu istnienia krytyki przy sztuce w ogóle” skomplikował dodatkowo problem. Nawet uwalniając, czy też ograniczając w sztuce wpływy krytyki, pozostanie problem jakości sztuki i kumoterstwa w instytucji. Ograniczenie jej znaczenie, nie oznacza zarazem upadku instytucji sztuki?
    Jak Pan myśli, kto miałby tutaj decydujący wpływ na to? Artyści? Kuratorzy? Urzędnicy instytucji etc.?

    Pozdrowienia z Hamburga – max dogin :)

    OdpowiedzUsuń
  111. Panie maxie. Nie twierdzę, że polska AICA jest bez znaczenia, tylko że ja nie mam pojęcia jak działa, bo się tym niespecjalnie interesowałem a i samo mi się nie narzuciło. Strony internetowe sekcji polskiej pokazują, że polska AICA to środowisko nieruchawe bo od lipca 2010 do kwietnia 2012 nic się nie działo, choć skupia niemal wszystkich dyrektorów publicznych, polskich instytucji sztuki i dziennikarzy o sztuce piszących. Przez dwa lata jeden warsztacik pt "Jak napisać feministyczny tekst" to skromny wynik jak na setkę członków. Nieważne.
    Pyta Pan: czy 0graniczenie znaczenia krytyki, nie oznacza zarazem upadku instytucji sztuki?
    Może i oznacza, ale ja nie identyfikowałbym instytucji sztuki, zwłaszcza polskiej, z samą sztuką. Wg mnie instytucje sztuki w obecnym kształcie są karykaturą rzeczywistego obrazu sztuki, głównym sprawcą fałszowania tego obrazu w tym kierunku aby widz miał przekonanie, że sztuka, właściwa i wybitna to tylko ta, którą zajmują się owe instytucje. To one reglamentują wartości. Ten jest WAŻNY, a ten NAJWAŻNIEJSZY. My tu wimy, rozumimy. Instytucje to zresztą też za dużo powiedziane: to po prostu bateria nadambitnych w stosunku do własnych możliwości panienek i chłopaczków na państwowych etatach, magistrów i dętych doktorów historii sztuki lub kulturoznawstwa, którzy się naczytali o Londonie i Niujorku i gotowi małpować te wzorce (clou prowincji) nad Wisłą. Już widzę jak zielenieją z oburzenia gdybym im oświadczył w nos, że te ich autorytety w pepegach jak Obrist czy starsze panie jak Gladstone, Golden czy Goodman mają takie pojęcie o sztuce na jakie im program i interes ich własnych galerii pozwala. Czasem to ostentacyjnie wyłazi: najpierw się unoszą i nadymają nad jakimś guru, celebrują i adorują, a jak im się nieoczekiwanie odwróci na pięcie i zdezerteruje w nieprawomyślnym kierunku, jak Kuspit, to sami go obsobaczą. Pozdr. AB

    OdpowiedzUsuń
  112. Anonimowy18:29:00

    Właśnie odwiedziłem przed chwilą internetową stronę, SEKCJA POLSKA AICA¹ i tak jak Pan pisze: „polska AICA to środowisko nieruchawe”. Rzeczywiście, w "aktualnościach", z maja 2012 roku jest tekst „JAK DOBRZE NAPISAĆ FEMINISTYCZNY TEKST O SZTUCE?”, który już w kwietniu się pojawił i przez prawie dwa lata, od lipca 2010 do kwietnia 2012 żadnych innych informacji. Poprzednie także skromne. To jakaś Efemeryda? „Skupia niemal wszystkich dyrektorów publicznych, polskich instytucji sztuki i dziennikarzy o sztuce piszących”, razem około 100 osób. Trudno oczekiwać po takiej działalności, jakikolwiek wpływ na środowisko! To jest Lachnummer!!!

    Na pewno trochę lepiej działa AICA-France. Dla dla zainteresowanych, link do tekstu Jensa. E. Sennewalda, “The limits of my language mean the limits of my world”².

    „Ograniczenie jej znaczenie (krytyki), nie oznacza zarazem upadku instytucji sztuki?
    Niepotrzeby był tu z mojej strony znak zapytania. Miałem na myśli, ograniczenie, czy też uwolnienie instytucji sztuki z wpływów krytyki sztuki, nie zagroża jej dalszej egzystencji. Dlatego mógł Pan inaczej zinterpretować to zadanie.

    OdpowiedzUsuń
  113. Anonimowy18:32:00

    Pańskie stwierdzenie: „nie identyfikowałbym instytucji sztuki, zwłaszcza polskiej, z samą sztuką” wyraża jednak mój sprzeciw. Nie wiem, co Pan rozumie pod pojęciem „sama sztuka”?

    Według mnie, sztuka jest definiowana w ramach instytucji sztuki. To ona dokonuje roztrzygnięć, jaki „produkt” artysty zostaje wciągnięty do jej katalogu. Nazwisko artysty jest tutaj bardzo ważnym operacyjnym pojęciem, które umożliwia instytucji sztuki przypisanie „produktu” do konkretnej osoby. „Produkt” artysty w ramach instytucjonalnej dyskusji uzyskuje symboliczną wartość. Konstelacja „artysta” i jego „produkt” zapewnia dalsze istnienie instytucji. Można więc stwierdzić, że współczesna sztuka jest tzw. sztuką instytucjonalną, a artystyczna produkcja jest niczym innym, jak zamówieniem na jej potrzeby (Heidenreich). Wszystka inna działalność plastyczna, poza jej ramami, jeśli się nią instytucja sztuki nie zainteresuje, jest nieistotna dla niej. To tyle z teorii.

    Rozumiem doskonale Pana oburzenie na działalność instytucji sztuki wraz z jej urzędnikami, ale jest ona wynikiem historycznego procesu i do jej obecnego kształtu dopisała się także działalność artystów. To z ich artystycznych poszukiwań, wyjścia poza ustalone wcześniej definicje sztuki, zrodziła się obecnie bardzo modna i często stosowana „rozszerzona definicja sztuki”, z której użytku, pęłną gebą, czerpie także kuratorka Documenta 13, Carolyn Christov-Bakargiev. To była i jest teoretyczna reakcja instytucji sztuki na propozycje artystów. Taka definicja pozwala bez problemu, uznać wszystko sztuką. Mało tego, jest wyrazem podstawowego zapotrzebowania, funkcjonującej na kapitalistycznych zasadach produkcji, instytucji sztuki – nowość. To ona gwarantuje jej także ciągłość istnienia.

    Obecna sztuka funkcjonuje w następującym podziale. Podział ten stworzył, analizując nowojorską scenę artystyczna, kurator MoMA i dyrektor MoMA PS1, Klaus Biesenbach:

    1. Sztuka, która funkcjonuje na rynku sztuki, w przeważającej części tradycyjna.
    2. Sztuka, produkowana przez artystów, kuratorów i krytyków, którzy widzą w niej szansę na „rozwój”. Ta sztuka dominuje na ważnych festiwalach, biennale, Documenta itp. i wiąże uwagę opini publicznej.

    Jak Pan widzi, podział ten wskazuje na rodzaj, albo nawet celową politykę instytucji i ich urzędników, mającą na celu (wspomniałem już o tym powyżej) – produkowanie artystycznej nowości – która jest podstawą zachowania ciągłości jej istnienia, gwarancją etatów urzędniczych i atrakcyjności. Polska instytucja funkcjonuje tak samo i proces ten tłumaczy zarazem sytuację, „udeptywania ścieżek” typu, Althamer i innym jemu podobnym.

    Pisze Pan: „instytucje sztuki w obecnym kształcie są karykaturą rzeczywistego obrazu sztuki”.
    Ten rzeczywisty obraz sztuki to jest instytucja sztuki. Nie ma innej sztuki poza nią. Prawa funkcjonowania instytucji nadaje treść sztuce, a ona jest, niestety, także częścią rozgrywek władzy w jej wnętrzu, częstego zjawiska kumoterstwa i zafałszowań.

    Wracając do przeflancowania propozycji Jensa. E. Sennewalda, nagrody krytyki sztuki na polskim gruncie, która rozdaje coroczną nagrodę za polskie wystawy? Czy taka nagroda mogłaby być nową szansą dla polskiej sztuki? Z tego co napisałem teraz i naszej wymiany komentarzy, sumując, niezmiernie trudno Panu, jak i mnie uwierzyć w taki projekt.


    Pozdrowienia z Hamburga – max dogin :)


    1. http://aica.sztuka.edu.pl
    2. http://www.aica-france.org/contributions/92-j-emil-sennewald-the-limits-of-my-language-mean-the-limits-of-my-world.html

    OdpowiedzUsuń
  114. 1.W żadnym wypadku jakakolwiek nowa nagroda krytyki nie będzie szansą dla sztuki tylko co najwyżej kolejną szansą dla samej krytyki i kolejną okazją spetryfikowania status quo w rozdaniu krytyki.
    2. Pan, Panie maxie raczy żartować mówiąc: "Ten rzeczywisty obraz sztuki to jest instytucja sztuki. Nie ma innej sztuki poza nią". Aż się wstydzę gadać takie oczywistości, ale jedynym rzeczywistym obrazem sztuki jest ten, który tworzą artyści a nie żadne instytucje. Instytucje sztuki tworzą własny urzędniczo-kulturoznawczo-historyczno-sztuczny obraz sztuki będący instytucjonalną INTERPRETACJĄ obrazu rzeczywistego czyli sumy propozycji saute artystów w ich pracowniach . Innymi słowy instytucje sztuki robią obraz tego co "Mały Kazio Instytucji" chce wiedzieć i co może wiedzieć o sztuce. No i, oczywiście:
    CO SAM, ZA PIENIĄDZE PODATNIKÓW WYPRODUKUJE JAKO SZTUKĘ (podatny artysta za instytucjonalną kasę jest tylko wykonawcą takich kuratorsko-urzędniczych pomysłów)
    To ostatnie właśnie dominuje na dzisiejszym rynku.
    Zauważył to niedawno Michał Chojecki (gablotakrytyki "Dlaczego nie popieram...))(1). Kurczy się zatem segment sztuki własnych, prywatnych dociekań, a rozszerza lawinowo segment sztuki robionej na zamówienie instytucji "sztuki" z kasą. Ot i wsio.
    3. Pisze Pan:"Sztuka, produkowana przez artystów, kuratorów i krytyków, którzy widzą w niej szansę na „rozwój”.
    Musielibyśmy ustalić jakie jest znaczenie określenia "rozwój" w odniesieniu do sztuki. Mi najbliższe są definicje ARTYSTÓW. Wśród nich zwłaszcza jedna, G. Braque'a: "POSTĘP W SZTUCE NIE POLEGA NA POSZERZANIU JEJ GRANIC, TYLKO NA CORAZ LEPSZYM ICH POZNAWANIU". Może warto się w końcu pozastanawiać nad definicjami artystów a nie różnej maści urzędasów sztuki, porozsiadanych w instytucjach sztuki, którzy oczywiście za cudzzą kasę będą hurtowo produkować takie definicje, wedle których niezbędni dla sztuki będą tylko i wyłącznie oni i ich wiekopomne, rozwojowe pomysły.
    Pozdr. AB

    (1)Poraża wsobność instytucji. Jej pracownicy, w tym artyści, przyzwyczaili się przez ostatnie lata, że niekończący się strumień pieniędzy „z grantów” zastąpić może jakiekolwiek inne źródła finansowania. Dochodzi do tego, że gdy artysta nie weźmie pędzla do ręki, dopóki nie dostanie grantu „na projekt”.

    OdpowiedzUsuń
  115. Anonimowy21:16:00

    Panie Andrzeju, pisze Pan: „...jedynym rzeczywistym obrazem sztuki jest ten, który tworzą artyści a nie żadne instytucje. Instytucje sztuki tworzą własny urzędniczo-kulturoznawczo-historyczno-sztuczny obraz sztuki będący instytucjonalną INTERPRETACJĄ obrazu rzeczywistego czyli sumy propozycji saute artystów w ich pracowniach.”

    Zawód artysty, tak nota bene, otrzymuje się, ciągle jeszcze, wraz z ukończeniem szkoły artystycznej, co nie jest konieczne po rewolucji Duchampa, ale jest regułą. Tak więc przed nobilitacją do zawodu artysty stoi rozbudowana sieć instytucji, które razem łączy pojęcie „sztuka” i z nimi musi się skonfrontować artysta, którego zawód także jest związany z tym pojęciem, po to, aby jego produkt artystyczny zostal zaakceptowany i zdokumentowany na potrzeby historii przez nią.

    Czytając Pana komentarz zauważam, że nieprorozumienie odnosi się do tego, co rozumiemy oboje pod pojęciem „instytucja sztuki”?

    Według mnie (posłużę się definicją Heidenreicha), instytucja sztuki opiera się na 3 podstawowych filarach: muzea, akademie (szkoły artystyczne) i rynek sztuki. W tym obszarze zajmują określone pozycje, czy też role, kolekcjonerzy sztuki, galerzyści, kuratorzy, krytycy sztuki, teoretycy sztuki, artyści i publiczność. Każda z tych grup działa i wypowiada się na temat sztuki i decyduje o sukcesie artysty lub odmowie sukcesu.

    Tak więc, Pana „rzeczywistym obrazem sztuki jest ten, który tworzą artyści, nie żadne instytucje” jest niemożliwy, bo na początku jest instytucja sztuki, a artysta jest jej wytworem. Nie odwrotnie. To jej istnienie gwarantuje artyście jego status zawodowy i pozwala mu, poprzez jego twórczość, kreatywnie agitować pojęciem „sztuka”.


    To, czy w dalszym ciągu instytucja sztuki ma być finansowana przez państwo, to kolejny problem?
    To, jak toczy się dyskusja wokół dzieła artysty w jej łonie, to kolejny problem?
    To, jakie grupy zawodowe dominują tam i przejmują dominacje w dyskursie o sztuce, to kolejny problem?
    To, jakie konsekwencje to ma dla obrazu sztuki, artysty i jego pozycji, to kolejny problem?

    Próbując zrozumieć Pański komentarz, odnoszę go raczej do tych pytań. Jest ich oczywiście więcej.



    Pozdrowienia z Hamburga – max dogin :)


    P.S. Odnośnie punktu 2.
    Pisze Pan: „Musielibyśmy ustalić jakie jest znaczenie określenia "rozwój" w odniesieniu do sztuki.”
    Dyskusje na blogach wymagają często dodatkowych informacji. Proszę to zdanie rozumieć: „Sztuka, produkowana przez artystów, kuratorów i krytyków, którzy pojmują swoje propozycje, jako innowacyjne, oryginalne, nierynkowe, będące kolejną szansą dla sztuki.”

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy01:57:00

      Po pierwsze, uprawianie „zawodu artysty” nie świadczy o tym, że się artystą w ogóle bywa. Proponuję więc rozróżnienie, dla zachowania jasności przekazu, na ARTYSTÓW, czyli tych, którzy tworzą dzieła sztuki, oraz na ZAWODOWYCH TWÓRCÓW, czyli tych którzy tworząc coś – nie koniecznie prawdziwą sztukę – zawodowo się z tego utrzymują, lub czerpią jakieś korzyści pozaartystyczne. Można oczywiście łączyć te funkcje być jednocześnie ZW i ARTYSTĄ, ale można być jedynie ARTYSTĄ, lub jedynie ZW.

      Po drugie: ukończenie szkoły artystycznej i posiadanie papierka nie daje gwarancji ani na to, że będzie się ARTYSTĄ, ani na to, że będzie się ZW. Dla mnie tam żadnej rewolucji Duchampa w sztuce nie było. To była rewolucja w krytyce sztuki, która tę krytykę od sztuki odsunęła. Ale - czy się z tym kto zgadza, czy nie – przed Duchampem, czy też po nim było tak samo: szkoły dawały przeszkolenie i papier zaświadczającym o przejście przez to przeszkolenie, a ARTYSTĄ, ZW, czy też jednym i drugim adept stawał się na własną rękę po opuszczeniu murów uczelni.

      Z.

      Usuń
  116. Panie maxie, wbrew wszelkim pozorom piszę swoje komentarze w nawiązaniu do pańskich a nie w oderwaniu od nich. Doskonale rozumiem, co Pan chce wyłuszczyć ale pomimo mojej sympatii dla pańskiej, rzadkiej dzisiaj dociekliwości, rozumiejąc pańskie analizy nie zgadzam się z wnioskami.

    To, co Pan napisał za Heidenreichem o strukturze to oczywistość:instytucja sztuki opiera się na 3 podstawowych filarach: muzea, akademie (szkoły artystyczne) i rynek sztuki. W tym obszarze zajmują określone pozycje, czy też role, kolekcjonerzy sztuki, galerzyści, kuratorzy, krytycy sztuki, teoretycy sztuki, artyści i publiczność. Każda z tych grup działa i wypowiada się na temat sztuki i decyduje o sukcesie artysty lub odmowie sukcesu".

    Przecież nie tak dawno (w moim poście Efemaruda) tak samo definiowałem i pisałem o tej strukturze, mówiąc o zawłaszczaniu instytucjonalnych segmentów:
    1. Zawłaszczono teraźniejszość (państwowe galerie sztuki, prywatne są bez szans, chyba że małpują programem te państwowe)
    2. Zawłaszcza się przeszłość (np. próby majstrowania przy muzeum narodowym)
    3. A także zawłaszcza się przyszłość (Nowe wydziały i obsada wyższego szkolnictwa artystycznego)
    Tak więc ja wiem jaka jest struktura instytucji. Ale nadal twierdzę, że one nie przekazują rzeczywistego obrazu sztuki tylko jego własną interpretację. Oczywiście siła z jaką instytucje wsparte publicznym pieniądzem próbują we własnym interesie narzucać ten obraz jako jedyny obowiązujący może powodować, że jesteśmy przekonani, że jest jedyny.

    Także nie jest tak, jak Pan pisze, że zawód artysty otrzymuje się wraz z ukończeniem szkoły artystycznej, bo:
    1. niektórzy, dzisiaj prominentni nie kończyli żadnych szkół artystycznych
    2. niektórzy weszli w obieg jeszcze na studiach
    3. niektórzy pokończyli jakieś wynalazki typu Wydział pedagogiczno-artystyczny i też brylują
    4. jeszcze inni pokończyli ale sie dystansują.

    Większość styka się z instytucją (np. szkołą) w momencie gdy wewnętrznie ma już wszystko dawno poukładane a w szkole (zwykle zajmując się sztuką po raz pierwszy konsekwentnie) wydobywa tylko to wewnętrzne na zewnatrz. I to jest rola szkoły(instytucji). Ale jak widać tylko pomocnicza. Innymi słowy najważniejsze i najprawdziwsze jest to, z czym przychodzą artyści jako WKŁADEM WŁASNYM a nie naumianym, czy wykalkulowanym z "pomocą" takiej czy innej instytucji. Instytycja oczywiście prędzej czy później będzie delikwentowi perswadować "o co chodzi", "co jest trendy", "za co chcą płacić" etc. I to jest właśnie clou instytucjonalnej degrengolady, demoralizowania rzeczywistego obrazu sztuki przyniesionego przez artystę.
    Dlatego włosy mi dęba stają gdy słyszę od Pana, że artysta jest "wytworem instytucji". Wytworem może być zaledwie SUKCES ARTYSTY, ale SUKCES ARTYSTY to na pewno nie to samo co DZIEŁO ARTYSTY.

    OdpowiedzUsuń
  117. Anonimowy17:50:00

    Nie twierdzę, że moje rozważania mają czymś teoretycznie zaskoczyć. Nawet nie był to mój cel.

    Nie zgadzam się z Pańskim stwierdzeniem: „rzeczywistym obrazem sztuki jest ten, który tworzą artyści, nie żadne instytucje”.

    To co napisałem na temat instytucji sztuki, powiązań i uzależnień artysty od niej jest moim punktem widzenia. I z tej perspektywy celem moim było jedynie, zwrócenie uwagi na fakt, że tzw. projekt „Sztuka”, który rozpoczął się pod koniec renesansu w Europie, jest historią powstawania instytucji sztuki aż do współcześności i pojęcie „artysta”, które jest z nią nierozelwalnie związane. Powstały akademie i w ich ramach oficjalny zawód artysty, uprawniający do wykonywania sztuki. Ten model nauczania (nie wchodząc w niuanse jego historycznych przemian) jest nadal aktualny. To, że nieistotne jest obecnie nauczanie tradycyjnego rzemiosła w wielu szkołach artystycznych, wiąże się zapewne z rewolucją Duchampa i postępem technicznym, pozostało jednak pojęcie „artysty” i po ich ukończeniu, każdy absolwent/ka może się legitymować nadal zawodem artysty. Wykonując go po ukończeniu uczelni i prezentując swój artystyczny produkt, w jakiejkolwiek formie, czy wystawy w galerii, czy akcji efemerycznch w przestrzeni pozagaleryjnej, etc., artysta konfrontuje się z instytucją sztuki, a więc ze wspomnianą w moim wcześniejszym komentarzu, grupą osób: kolekjonerzy sztuki, handlarze sztuką, krytycy sztuki, koledzy artyści, kadra muzealna, publiczność, itp. (ten proces opisuje doskonale Sir Alan Bowness, były dyrektor Tate Gallery w swojej książce, „The Conditions of Success: How the Modern Artist Rises to Fame the former”¹), która w formie grupowego konsensu, wartościuje ją i dokonuje selekcji. Najwartościowa, według niej, trafia po pewnym czasie (podobno potrzeba na to 25 lat) do muzeum. Jak artysta osobiście ocenia wynik takiej grupowej transakcji, to inny problem. Może się z nią nie zgodzić, krytykować, może, w najgorszym przypadku, w ogóle zakwestionować kompetencje grupy, ale żeby jego twórczość uzyskała publiczne uznanie i kulturową wartość, i trafiła do muzeum musi się skonfrontować z instytucją sztuki. Także osoby, które nie legitymują się artystycznym wykształceniem, co jest obecnie częstym zjawiskiem, i uprawiają sztukę, podlegaja temu samemu procesowi. Instytucja sztuki jest omnipresence.

    Ta krótka odpowiedź (zdaję sobie sprawę z wielu uproszczeń, ale podyktowane są formą blogu) jest zarazem odpowiedzią „Anonimowemu”, który nie bardzo rozumie problem naszych komentarzy.

    Pana kolejne 3 punkty w komentarzu, tak jak je rozumiem, dotyczą obecnych przeobrażeń instytucji sztuki i jej krytyki. Zgadzam się w wielu punktach z Pańskę krytyką, ale mnie zainteresował problem: „rzeczywistym obrazem sztuki jest ten, który tworzą artyści, nie żadne instytucje” i spróbowałem na niego odpowiedzieć.


    Pozdrowienia z Hamburga – max dogin :)

    1.http://www.amazon.com/The-Conditions-Success-Memorial-Lectures/dp/0500550212/ref=sr_1_1?s=books&ie=UTF8&qid=1338765410&sr=1-1

    OdpowiedzUsuń
  118. A ja jeszcze bardziej uproszczę: nie neguję pańskiego, Panie maxie "sprawozdania" z roli i miejsca instytucji w życiu artystycznym w ujęciu historycznym, ja nad tym boleję. Po prostu ubolewam nad sytuacją, w której amatorzy i przydupasy sztuki na etatach instytucji sztuki dzielą i rządzą tymi, którzy ją tworzą. Na zasadzie: przyczepiło się gówno do okrętu i krzyczy - płyniemy. Tylko tyle.

    Do Anonimowego Z: ZW miało być ZT?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy05:27:00

      tak, oczywiście chodziło o „ZT”
      przepraszam za tak spóźnioną reakcję, ale jestem już na wakacjach serdeczne pozdrowienia z Podlasia
      przesyła Zbych

      Usuń
  119. Anonimowy17:38:00

    I ja ubolewam nad taką sytuacją. Niestety, artysta, w każdym razie w naszej sferze kultury, jest "wytworem instytucji" i jego artystyczny sukces od niej zależy. Nie ma szans na inny wybór, jeśli zależy mu, aby jego sztuka objęła sferę publiczną. Slogany o wolności sztuki i artysty są niestety pustymi frazesami.

    Sięgając choćby do wspomnianego, wcześniej w moim komentarzu, podziału sztuki kuratora MoMA i dyrektor MoMA PS1, Klausa Biesenbacha:

    1. Sztuka, która funkcjonuje na rynku sztuki, gdzie dominuje jej aspekt handlowy, przeważnie tradycyjna.
    2. Sztuka, produkowana przez artystów, kuratorów i krytyków, którzy uważają ze sztuka powinna być przestrzenią do teorii, rozmów i nowych idei, a więc z daleka od rynku sztuki i ma wyrażać ponowną szansę. Ta sztuka dominuje na ważnych festiwalach, biennale, Documenta itp. i wiąże uwagę opini publicznej.

    (Być może, nic nowego tutaj nie dopowiem, blog pana Andrzeja porusza te problemy bardzo odważnie i drastycznie), widać natychmiast linię demarkacyjną wpływów władzy w instytucji sztuki określonych grup: kuratorów i krytyków, którzy ten model sztuki preferują, szukają i popierają dopasowanych do niej artystów (na gruncie polskim, Althamer i jemu podobni). Jako, że tego rodzaju sztuka jest w zasadzie, najczęściej finasowana przez państwo, dochodzi naturalnie do kuriozalnych sytuacji, które pozwalają „alimentować” w nieskończoność takich artystów i ich popleczników. Nie do przyjęcia są sytuacje (patrz przypadek Libery¹), kiedy tacy artyści całkowicie uzależnieni są od grantów państwowych i bez ich gwarancji nie tworzą dalej. Absurd sięga granicy, kiedy ze sprzedaży ich "alimentowanych" prac, zysk ląduje najczęściej do ich „prominenckiej” kieszeni, powiększając i tak już wielką finansową przepaść pomiędzy artystami. Brak jakiejkolwiek artystycznej „niezależnej” weryfikacji ich prac powoduje, że grupa kuratorów i krytyków, z racji posiadania władzy w systemie, konstruują symboliczny dyskurs dla siebie i anektują go. Grupy takie szczycą się władzą nad przestrzenią artystycznego dyskursu, najczęściej jest on jednak bardziej konserwatywny, niż ten reprezentowany przez tradycyjną sztukę. Operują „rozszerzonym pojęciem sztuki”, znanym od czasów Beuysa i „komentarz” przy sztuce, i jej "otwartą granice", doprowadzą do paranoi. Obecne Documenta aranżuje nawet zwiedzającym, wychodząc z założenia: „cokolwiek widzą, nic nie widzą”, nowy spektakl. Oto, tzw. "Worldly Companions", mają im słuzyć pomocą przy interpretacji prac artystów, przy czym, sami nie legitymują sie wiedzą o sztuce².

    No cóż panie Andrzeju na koniec, jeszcze nie raz „włosy dęba Panu staną” gdy słyszy Pan, że artysta jest "wytworem instytucji".

    Pozdrowienia z Hamburga – max dogin :)

    1.http://www.funbec.eu/teksty.php?id=157
    2.http://www.spiegel.de/karriere/berufsleben/documenta-in-kassel-kunstfuehrer-proben-fuer-die-eroeffnung-a-834957.html

    OdpowiedzUsuń
  120. Anonimowy21:15:00

    W związki z otwarciem niedawno dOCUMENTA 13 chciałbym ponownie powrócić do problematyki, artysta - wytwór instytucji, obecnej roli instytucji i celowo nawiązać do wymiany ostatnich komentarzy pana Andrzeja i moich (myślę, że komentatorzy blogu i pan Andrzej wybaczą mi moją małą „obsesję” i przydługawy komentarz, który nie zakłóci oglądanie pilkarkich wydarzeń?).

    Interesujące, nowe konkluzje na ten temat znalazłem w komentarzach Roberta Flecka (byłego dyrektora Deichtorhallen w Hamburgu i obecnie intendanta Bundeskunsthalle w Bonn)¹ i Nikolasa Schafhausena (dyrektora Witte de With, Center for Contemporary Art w Rotterdamie)². Podobnie jak Biesenbach, zauważyli, że obecnie sztuka funkcjonuje jako:

    - sztuka wystawiennicza, która urosła do rangi medium i produkuje własną artystyczną wartość („Ausstellungswert”).
    - sztuka, której wartość artystyczna („Kunstwert”) zawiera się w samych pracach (np. obraz na płótnie, etc.) i umożliwia łatwiejszą dystrybucje rynkową.

    Co to oznacza?

    Taka dyferencja sztuki umożliwia artystom świadomie agitować, z jednej, albo z dwóch pozycji naraz,
    albo, po stronie -„Ausstellungswert”,
    albo, po stronie -„Kunstwert”,
    albo, po stronie - „Ausstellungswert” i „Kunstwert”.

    W przypadku tej ostatniej, artyści świadomie dzielą swoje prace na takie, które pokazują tylko na wystawach i na rozmaitych "biennale" i takie, tylko na sprzedaż. Oznacza to, że prace tego samego artysty, które można zobaczyć na targach sztuki, zasadniczo różnią się artystycznie od tych, które można zobaczyć na festiwalach, biennale, najczęściej z ubytkiem wartości artystycznej. Mało tego, artyści, po stronie „Kunstwert”, najczęściej po sukcesie artystycznym i finansowym, przyjmują świadomie formę konsumcji i marketingu, i reprodukują permanentnie sukces rynkowy, bazując na powtarzaniu tych samych, sprawdzonych motywów i chwytów artystycznych, pozbawiając ich wartości. Podobnie artyści, którzy uprawiają „sztukę wystawienniczą” reprodukują także sukces artystyczny. Paweł Athamer na przykład i jego ostatni projekt w Mińsku³, albo prezentacje w Sammlung Goetz w Monachium i Museion w Bozen⁴ łącząc je klamrą, wykorzystuje bez problemu ograny motyw nalotów złotych kombinezonów z performance’u „Common Task”, który powtarzany przy każdej, nadarzającej się okazji, pozbawiony jest jakiekolwiek wartości poznawczej i emanuje pustą zabawą, wykorzystywaną do wspólnych podróży ze znajomymi. Oczywiście, w ramach pojęcia „context art”, takie podróże można bez problemu podciągnąć obecnie pod „wydarzenie artystyczne”.

    Aby nie być gołosłownym i potwierdzić ponownie tezę - artysta jest wytworem instytucji i sztuka, która dominuje na ważnych festiwalach, niezliczonej ilości rozmaitych "biennale” produkuje własną artystyczną wartość („Ausstellungswert”), nawiążę do wspomnianej dOCUMENTA 13.

    Otóż, cały pięcioletni okres przygotowawczy dOCUMENTA 13 zamknął się w kosztach 24,6 milionów euro⁵, w tym około 12 milionów ze strony niemieckiego podatnika. Do głównych państwowych sponsorów należą: miasto Kassel – 4 miliony euro, Land Hessen - 4 miliony euro i Kulturstiftung des Bundes – 3,5 miliona euro. Reszta wymienionej sumy pochodzi z prywatnych pieniędzy. Do głównych, prywatnych sponsorów należą: Volkswagen, Deutsche Bahn, Deutsche Post, SMA (Solarunternehmer) i DSGV (Deutsche Sparkassen- und Giroverband).

    OdpowiedzUsuń
  121. Anonimowy21:24:00

    Wyposażona z taką oto potężną sumę pieniędzy, kuratorka dOCUMENTA 13, Carolyn Christov-Bakargiev zaprosila 188 artystów. Na jej zamówienie powstało na miejscu 16o prac. Nie powstałyby nigdy, gdyby nie bezpośredni finansowy sponsoring. Wiele zrealizowanych prac, bez jej ingerencji, wyglądałyby zupełnie inaczej. Obdarzona bezgranicznym, kuratorskim pełnomocnictwem pytając się o warunki w jakich powstaje dzisiejsza sztuka, używa słów: „unter Belagerung” („pod oblężeniem”), lub „im Zustand der Hoffnung” („w stanie nadzieji”), co oznaczało dla artystów w Kassel, podobnie, jak na scenie teatralnej, poruszać się w takt wymuszonych przez nią emocji („sie kommt..zu sprechen auf das den Kuenstlern aufgezwungene Gefuehl, sich wie auf einer Buehne, bewegen zu muessen”)⁶. I choć kuratorka broniła się przed nazwaniem dOCUMENTA 13, sztuką kuratorską i na takie pytanie, zaprzeczając jej istnieniu, snuła ” koncepcję bez koncepcji” i z powodu jej efemerycznych wypowiedzi nazwana przez niemiecką prasę - „Madame Maybe“(art), „Lady Gaga historii sztuki”(nzz)⁷, „Aschenputtel”(nzz)⁷, postawa taka, potwierdza powszechny zarzut, że producenci wystaw narzucają artystom swoją wolę i wystawiennicze koncepcje, artyści natomiast są biernymi poddanymi wykonujących ich wolę. Ulrike Knoefel w „Spiegel“⁶ pisze: „Die Kuratoren sind die wahre Stars des Kunstbetriebs. Sie sind nicht mehr einfach nur die Leute, die dafuer sorgen, die von Ihnen ausgewaehlten Kuenstler puenktlich liefern. Die Zahl der Ueberblicksschauen Kunst nimmt allgemein zu. Und die Documenta, die alle fuenf Jahre in Kassel stattfindet, ist das Vorbild fuer dominierende Form der Kunstpraesentation: Man zeigt moeglichst viel Werke, 100 oder gar 200 – und die inhaltliche Klammer besteht darin, dass diese Arbeiten den Geschmack des Kurators treffen, das sie seinen Thesen entsprechen. Die Subjektivitaet in der Kunst, die des Kurators. Er ist der Visionaer, die Avantgarde.“ („Kuratorzy są prawdziwymi gwiazdami instytucji sztuki. Oni nie są już tylko osobami, które gwarantują punktualną prezentację wybranych przez nich artystów. Liczba prezentacji sztuki wzrasta. I Dokumenta, która odbywa się w Kassel co pięć lat, jest wzorem dominującej formy prezentacji: pokazuje się możliwie dużo prac, 100 lub nawet 200 – które połączone merytoryczną klamrą, odpowiadają upodobaniom i tezie kuratora. Subjektywność w sztuce, to subjetywność kuratora. On jest wizjonerem, awangardą.”)

    Konsekwencje teoretyczne dla sztuki podsumował trafnie juz pięć lat temu, krytykując Documenta 12 i jej kuratora, historyk sztuki Beat Wyss⁸: „Kann es sein, dass die Kunst die Theorie nicht mehr braucht? Alle Anzeichen sprechen dafür. Der Betrieb strotzt wie nie, obwohl - oder besser: gerade weil er nicht mehr auf theoretische Begruendung angewiesen ist.“ („Jest to możliwe, że sztuka nie potrzebuje już teorii? Dowody przemiawiają za tym. Instytucja sztuki jeży się, jak nigdy dotąd, chociaż - a raczej, właśnie dlatego, że nie jest od teoretyczego gruntu uzależniona.”). Po pięciu latach, kuratorka dOCUMENTA 13, Carolyn Christov-Bakargiev jest namacalnym przykladem kolejnej arogancji i dowodem kuratorskiej samowoli, także teoretycznej, rozpowszechnionej od dawna w instytucjach sztuki. Sytuację tego rodzaju tłumaczy naturalnie monokratyczny model kuratora preferowany od dawna przez instytucję Documenta, który implikuje akumulację autorytatywnej władzy w rękach jednej osoby. Ten model jest szeroko rozpowszechniony w europejskich instytucjach sztuki finansowanych przez pieniądze podatnika. W Polsce (przywołując z pamięci) przykład zeszłorocznej wystawy w Berlinie, „Obok”, kuratorki Andy Rottenberg i cenzury prac. Słowo „demokratyczna partycypacja” w instytucjach sztuki jest niemile słyszane.

    OdpowiedzUsuń
  122. Anonimowy21:55:00

    Pytanie: jak funkcjonuje instytucja Documenta, pozwoli rzucić więcej światła na te wątpliwości?

    Documenta organizuje „documenta und Museum Fridericianum Veranstaltungs-GmbH“⁹, non-profit organizacja, której głównymi akcjonariuszami są: miasto Kassel i Land Hessen. Oni, wraz z Kulturstiftung des Bundes gwarantują stronę finansową. Jej menedżerem, od 1996 roku jest Bernd Leifeld. Organizacja składa się z rady nadzorczej (Aufsichtsrat), do której należą: 5 przedstawicieli/lek miasta Kassel, 5 przedstawicieli/lek Landu Hessen i 2 przedstawicieli/ki Kulturstiftung des Bundes. Funkcję przewodniczącego rady pełni burmistrz Kassel, jest nim obecnie Bertram Hilgen. Organizacja „documenta und Museum Fridericianum Veranstaltungs-GmbH“ powołuje co 5 lat, tzw. „Findungskommision”, złożoną z grupy ekspertów, której zadaniem jest wybrać kolejnego/ną kuratora/kę documenta.

    Od prawie 20 lat towarzyszy instytucji Documenta krytyka artysty Wernera Hahna¹⁰, Prof. Dr. Friedhelma Hufena, do której przyłączyli się przed paru laty, Harald Kimpel (historyk sztuki), Karlheinz Schmid (Kunstzeitung), Peter Weibel, Bazon Brock, domagając się razem jej reformy.

    Z krytyki wynika że:

    - „Findungskommision” wybrana po zakończeniu Documenta 12 w 2008 roku (jak i poprzednie) złożona z 2 ekspertek i 7 międzynarodowych ekspertów (kuratorów i renomowanych dyrektorów muzeów z całego świata), wcześniej powołała grupa czołowych polityków miasta Kassel i Land Hessen, pełniących rolę akcjonariuszy „documenta und Museum Fridericianum Veranstaltungs-GmbH“, a więc, członkowie radu nadzorczej z burmistrzem Kassel i ministrem sztuki. Naturalnie, istnieniu takiej pre-komisji i dyskusji na temat kryteriów wyboru ekspertów towarzyszyła i towarzyszy medialna cisza. ”Die documenta ist... letztlich staatlich gelenk.” ("Dokumentacja jest... ostatecznie przez państwo kierowane.")

    - powołani do „Findungskomision” eksperci (kuratorzy i renomowani dyrektorzy muzeum z całego świata) – notabene kilku z nich zasiadało juz wcześniejszych komisji (zb. dyrektor Muzeum Ludwiga w Koloni, Kasper König)¹¹ - zobowiązani umową Documenta „Förderung des allgemein Besten auf geistig-kulturellem Gebiet“, podczas wyboru kuratora/ki Documenta nie odnoszą sie do żadnych estetycznych standardów sztuki (Documenta nie definiuje estetycznego kanonu współczesnej sztuki), tylko bazują na monokratycznym modelu kuratora/ki, który ilustruje jego/jej koncepcję i refleksje o sztuce, osobiste, niejasne teorie, które z reguły wprowadzają dodatkowy zamęt, niż reflektują jej rzeczywisty stan wydarzeń.

    - ostatnie cztery Documenta i ich kuratorzy/ki (David, Enwezor, Buergel + żona Noack, Christov-Bakargiev) są takim negatywnym przykładem. Dlatego, potrzebna jest natychmiast reforma instytucji Documenta, dyskusja nad ograniczeniem wpływu polityki, nad rolą ekspertów w „Findungskommision”, nad przejrzystością jej decyzji, monokratyczną koncepcją kuratora/rki i jego/jej wyborem i wyborem artystów uczestniczących w Documenta, której towarzyszyłaby publiczna debata¹².

    Oczywiście, media w Niemczech nadal ignorują dyskusję na ten temat. Ex-Documanta kurator Manfred Schneckenburger w interview w „Deutschlandradio Kultur“, zaślepiony analizą prac dOCUMENTA 13, oznajmił niedawno: „Die Documenta sei nicht politisch“ („Documenta nie jest polityczna“), tak jakby jej powyższa krytyka nie istniała. Medialny „rummel” ogłosił zawczasu artystyczny sukces dOCUMENTA 13 (dpa Kassel) i tylko emerytowany profesor estetyki, Bazon Brock¹³ w programie „Nachtstudio“ oznajmił: „Dieses ganze Documenta-Schmusen, eben anders ist, als Hannover-, Cebit-Messe, Gaudi in Muenchen beim Bier und Gesaufe, was immer...Es ist ein rein wirtschaftlich-kapitalistisch Argument.“ („Cała ta pieszczoty-Documenta, to właśnie nic innego, jak CeBIT i targi w Hanowerze. Gaudi w Monachium, przy piwie i zabawie, i cokolwiek podobne...Czysty ekonomiczno-kapitalistyczny argument."), a brytyjski kurator Norman Rosenthal⁷: „Sie hat fast die Anziehungskraft eines Karnevals“ („Ona (dOCUMENTA 13) przyiąga prawie atrakcją karnawału”).

    OdpowiedzUsuń
  123. Anonimowy21:57:00

    W takiej oto atmosferze, wszechobecnej władzy instytucji sztuki i polityki, ten biedy artysta - wytwór instytucji – wydaje się być komiczną figurą (panie Andrzeju)?

    Pozdrowienia z Hamburga – max dogin :)

    1. http://www.mip.at/attachments/324
    2.“Kunst ist immer von Großkapital abhaendig“, Kunstforum 201
    3. http://www.dwutygodnik.com/artykul/3547-pawel-althamer-w-minsku.html
    4. „In goldenen Raumanzuguen“, Dorothee Baer-Bogenschuetz, Kunstzeitung, czerwiec 2012
    5. http://www.hatjecantz.de/controller.php?cmd=interviews&id=79
    6. „Die perfekte Welle“, Ulrike Knoefel, Spiegel 23, 2012
    7. http://www.nzz.ch/aktuell/feuilleton/literatur_und_kunst/aschenputtel-tanzt-auf-der-documenta-1.16656116
    8. http://www.sueddeutsche.de/kultur/documenta-hier-spricht-der-markt-1.806952-2
    9. http://www.fridericianum-kassel.de/impressum.html
    10. http://community.zeit.de/user/wernerhahn/beitrag/2008/07/05/zukunft-documenta13-documentachefin-fuer-2012-gesucht
    11. http://www.art-magazin.de/szene/5390.html
    12. http://www.art-and-science.de/documenta13.htm
    13. http://www.zdf.de/ZDFmediathek/beitrag/video/1660866/nachtstudio-vom-10.-Juni-2012#/beitrag/video/1660866/nachtstudio-vom-10-Juni-2012

    OdpowiedzUsuń
  124. Andrzej Biernacki01:59:00

    Ależ tak, Panie Maxie, artysta jest w tym wszystkim komiczną figurą. Nie tylko nie jest to dla mnie odkrycie ale wręcz główny argument, dla którego powstał mój blog.
    Bardzo dziękuję, że nie szczędząc czasu i wysiłku naświetlił Pan kulisy Documenta, czego nigdy nie znaleźlibyśmy w polskiej prasie. Tu bowiem królują całkowicie pozbawieni krytycyzmu albo -z bardzo konkretnych przyczyn- woli, PR-owcy wygodnej i profitodajnej opcji, zwani dziennikarzami, którzy oprócz ukierunkowanej klaki nic już z siebie prawdziwego nie wygenerują. Zamiast tego pojawiło się w Polsce ostatnio ciekawe zjawisko UDAWANIA, że oto "dostrzega się" też drugą (prawicowo-narodową) stronę i włącza się niektóre, starannie wybrane obiekty, do wystaw w instytucjach zwiazanych ze zgoła innymi środowiskami. Zapoczątkował je Artur Żmijewski, włączając figurę Chrystusa ze Świebodzina do Berliner Biennale, a Joanna Mytkowska, szefowa warszawskiego MSN urządziła "u siebie" wystawę prawicowo-narodową. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z żadnym ruchem w kierunku zrównoważenia sceny artystycznej w Polsce, a jest tylko KARYKATURĄ TEGO RÓWNOWAŻENIA, JEGO POZOROWANIEM. Wybiera się do takich wystaw ewidentny CHŁAM pseudo prawicowy, żeby SKANALIZOWAĆ i KONTROLOWAĆ wraże środowiska oraz ostatecznie je SKOMPROMITOWAĆ na zasadzie: patrzcie! Przecież jesteśmy tolerancyjni, pokazujemy nie to co lubimy ale SAMI WIDZICIE, że to jest artystyczne gówno.
    Pozdrawiam AB.

    OdpowiedzUsuń
  125. Anonimowy11:55:00

    To, że takie informacje nie znajdą miejsca w oficjalnej prasie o sztuce, także w niemieckiej, jest zrozumiałe. Kiedy padają nazwiska robi się niebezpiecznie. Uzależnienia i powiązania pomiędzy głównymi aktorami w instytucjach sztuki ogrywają tutaj istotną rolę. Aby zebrać argumenty odsłaniające te gry i ułożyć je w sensowną całość, potrzeba czasu, wiedzy i uwagi. Jestem przekonany, że Pana blog dostarcza ważnej, alternatywnej platformy, poza oficjalnym przepływem informacji, do dyskusji na ten temat. Im więcej takich platform (blogów), tym więcej krytycznych komentatorów.

    Fakt, że pisze Pan obecnie w „arteon” i porusza niewygodne problemy dla instytucji, oceniam jako sukces. Jeśli jego redaktor naczelny, Piotr Bernatowicz otworzy szerzej drzwi, kto wie, liczba dopuszczonych, niezależnie myślących i piszących współpracowników, spowoduje, że „arteon” będzie niebawem czymś więcej, niż miłą lekturą o sztuce do czytania przy śniadaniu?

    Dostrzegłem, także podział polskiej sceny plastycznej na lewicowo i prawicowo-narodową.

    Obserwując ją, z innej niż polskiej perspektywy, trochę się dziwię. Osobiście, nie oceniam sztuki na opcje polityczne, no chyba, że artysta używa jedną z nich zbyt brutalnie do celów strikte polityczno, propagandowych. Artur Żmijewski i jego program artystyczny jest takim przykładem. Kryje się za nim konkretna opcja polityczna i przejęcie dyskursu o sztuce. W latach 70 i 80-tych w Niemczech, Beuys podobnie polaryzowal rozszerzonym pojęciem sztuki i lewicującymi poglądami środowisko plastyczne. Na szczęście czasy dogmatyzmów wszelkiego rodaju, w każdym razie na zachodzie, minęły, czego dowodem jest miażdżąca medialna krytyka 7 Biennale w Berlinie. Nie pozostawiła na niej suchej nitki (fazit - pod względem artystycznym, najgorsza w jej historii - wulgarny marksizm¹, nawet lewicująca „taz.de” miała z 7 Biennale poważny problem²) i myślę, że jej kurator przemyśli sobie, co nieco, w zaciszu domowym. Chyba, że bez namysłu pojedzie do Grecji i razem z Źizkiem będzie popierał kampanię polityczną, radykalnej lewicowej partii Syriza. To jest też możliwe?

    Mnie osobiście interesuje pytanie: jak funkcjonuje system kuratora MoMA i dyrektora MoMA PS1 Klausa Biesenbacha³, inicjatora Biennale w Berlinie, o którym mówi się: „Er sei oberflächlich. Er suche immer den großen Auftritt, die Show, den Pop, den Knall…Biesenbach habe mehr Interesse an Prominenten als an Künstlern…Dabei fehlten ihm, dem Autodidakten ohne kunsthistorische Ausbildung und ordnungsgemäße Museumslaufbahn, die Kriterien zur Beurteilung zeitgenössischer Kunst – schlimmer noch: Es sei letztlich nicht klar, für welche Kunst der mächtige Kurator Klaus Biesenbach stehe.“ („On jest powierzchowny. Zawsze szuka wielkiego show, pop, hałasu...Biesenbach bardziej interesuje się gwiazdami niż artystami...Przy tym brakują mu, samoukowi bez odpowiedniego wykształcenia i kariery muzealnej, kryteria oceny sztuki współczesnej - jeszcze gorzej: nie jest w końcu jasne, co oznacza dla potężnego kuratora Klausa Biesenbacha sztuka"). Dlaczego, będąc przewodniczącym komisji roztrzygającej wybór kuratora 7 Biennale, wybrał właśnie Żmijewskiego? Co oczekiwał po tej decyzji? Jeśli tylko „knall”, to Żmijewski jest pionkiem, ofiarą ukartowanej gry, na rzecz jego interesów i zwróceniem uwagi na Biennale, które było mocno krytykowane za artystyczny poziom, szczególnie po jej szóstej edycji, z konsekwencją ukrócenia finansów? Czy ma Pan na ten temat własne zdanie?

    OdpowiedzUsuń
  126. Anonimowy12:15:00

    Tak notabene, wspomniany przez pana Chrystus ze Świebodzina zilustrował zaślepienie ideologiczne kuratora 7 Biennale i brak reflekcji nad kontekstem kulturowo-historycznym Niemiec. W kraju, w którym religia katolicka odrywa podrzędną wyznaniowo-polityczną rolę i od 200 lat kościół utrzymywany jest z podatków, a duchowni za usługi otrzymuja miesięczną pensję, trudno się dziwić, że takim fantem nikt nie wiedział co zrobić? Tak samo z akcją zbierania książek Thilo Zarrazina „Deutschland schafft sich ab”, Martina Zeta (oddano tylko kilka egzemplarzy) i widowiskiem na przedpolach Berlina, „Wojna o Berlin”, odebranym jako anachronizm i zbędny historyczny reakcjonizm, czy Bartany „Kongres” omawiający powrót 3,3 mln Żydów do Polski, jako absurdalny pomysł. Projekt Althamera skwitował Hanno Rauterberg: "die macht der Parolenpinsler” („impotencja pędzlowych sloganów”).

    No i na końcu Żmijewskiego „Berek” z 1999 roku – tutaj przydałaby się publiczna dyskusja w Polsce, którą życzyłby sobie dyrektor Martin-Gropius-Bau, Gereon Sievernich⁴, cyt: „Zauważyliśmy po otwarciu wystawy („Obok” 2011), że część tej pracy została w komorze gazowej nakręcona. Powinniśmy się spytaś: czym jest komora gazowa na terenie obozu koncentracyjnego? Teren obozu koncentracyjnego jest to cmentarz, a komora gazowa grobem. Czy można w takich miejscach kręcić filmy?...Nazwa koncentracyjnego obozu nie została wyjaśniona...Jestem zaskoczony, że nie ma żadnej dyskusja na ten temat, w jakim miejscu był film zrealizowany? Przypuszczalnie, że w Sachsenhausen został nakręcony? To wezwanie podchwyciłaby prasa?...To nie jest tylko kwestia sztuki, ale również kwestia opinii publicznej?” Na razie krytyka polska zadawala opinię publiczną informacją⁵: „..to zapis performance'u zainscenizowanego przez artystę w 1999 r. w piwnicy domu i w prawdziwej komorze gazowej jednego z byłych obozów na terenie Polski.” No cóż, może autor pracy wyjawi, w jakiej? Jest także możliwe, że w żadnej? I co wtedy? Fake?

    Dziekuję Panu za dodatkową informację o urządzonej „u siebie” wystawie prawicowo-narodowej w MSN, Joanny Mytkowskiej. Trochę czytałem o niej, ale niestety wyrywa mi się skomplikowany polski kontekst. Czy będzie o niej Pana następny post na blogu?


    Pozdrowienia z Hamburga – max dogin :)

    OdpowiedzUsuń
  127. Anonimowy12:17:00

    1.http://www.artnet.de/magazine/7-berlin-biennale/
    2.http://www.taz.de/7-Berlin-Biennale/!91552/
    3.http://www.zeit.de/2012/16/Kurator-MoMa/seite-2
    4.http://www.podcast.de/episode/2966085/Eine%2BKritik%2Bmit%2BFolgen%253A%2B%25C3%259Cber%2BArtur%2BZmijewski%2Bund%2Bden%2BMartin-Gropius-Bau/
    5.http://wyborcza.pl/1,75475,10659914,Zmijewski_przez_pryzmat_Littella.html

    OdpowiedzUsuń
  128. Anonimowy13:47:00

    Sorry, zauważyłem błąd w pisowni i w tlumaczeniu cytatu Hanno Rauterberga – powinno być: „ die Ohnmacht der Parolenpinsler” („ Impotencja (bezsilność, niemoc) bazgraczy sloganów”). Jeszcze bardziej dosadnie.

    Pozdrowienia z Hamburga – max dogin :)

    OdpowiedzUsuń