12 kwi 2018

Jan Dziędziora. Postać milcząca




Jan Dziędziora  Postać pochylona z cyklu Zbity, l.80. 80x60 cm. Fot. Jacek Gładykowski



W piątek, 27 kwietnia o godzinie 17.00 w Galerii Browarna w Łowiczu, nastąpi otwarcie wystawy malarstwa i rysunku Jana Dziędziory (1926-1987). Będzie to druga odsłona kameralnego pokazu dzieł malarza, który miał miejsce w Domu Artysty Plastyka w Warszawie, w grudniu ub. r., uzupełniona o zestaw kilkudziesięciu prac pochodzących ze zbiorów rodziny artysty. Obie wystawy powstały w ścisłej współpracy z żoną Jana Dziędziory - Maryną Tyszkiewicz oraz z Jackiem Gładykowskim oraz Filipem Gładykowskim, którym bardzo dziękuję. Szczególne podziękowania należą się także Katarzynie Kasprzak Stamm i Joannie Stasiak za wiele lat pracy i pamięci o artyście, Jackowi Antoniemu Zielińskiemu - biografowi Arsenału za całokształt starań o należyte miejsce formacji w historii sztuki polskiej, Wiesławowi Kędzierskiemu za refleks i przyjaźń oraz Darkowi Bartoszewskiemu za przywiązanie do mistrza.
Poniżej fragment mojego tekstu, który w całości ukaże się w majowym numerze Arteonu.

Zapraszam w piątek, 27 kwietnia o godzinie 17.00, do siedziby galerii w Łowiczu przy ul. Podrzecznej 17. inf. tel. 691 979 262 

Andrzej Biernacki

   Fragment pracowni Jana Dziędziory. Fot. Jacek Gładykowski



Jan Dziędziora. Postać Milcząca

Do legendy przeszły już opowieści osób odwiedzających warszawską pracownię Artura Nachta-Samborskiego, mocno zawiedzionych faktem, że jedyne co dane im było tam zobaczyć, to odwrocia ustawionych pod ścianami płócien. Ten sam motyw, przewija się  w relacjach odwiedzających pracownię Jana Dziędziory, malarza o pokolenie młodszego od Nachta. Jednakże podobieństwo tych przypadków było tylko częściowe. Dotyczyło unikania krępującej sytuacji, w której ktoś spoza mógłby weryfikować, albo -co gorsza- komentować pośrednie fazy stanu obrazów (inna rzecz, że akurat dla tych obu malarzy, płótna miały fazy wyłącznie pośrednie, więc obaj najchętniej nie pokazywaliby ich wcale). Poza tym ujawniała się fundamentalna różnica: u Dziędziory wiele mówiły same odwrocia. Np. jedno z nich, z wielkim, odręcznie zapisanym grubym duktem spłowiałej czerni na rudym splocie płótna: Jan Dziędziora  Postać milcząca. Wyraz całości, nawet nie oglądając lica, stanowił szczególny typ autoportretu. Nie wizerunku autora, lecz wizerunku jego postawy, którą  dzisiaj, po 31 latach upływających od śmierci artysty, powinniśmy ,,zaktualizować"  jako:
Postać milknąca.
Zresztą, czyni to za nas kierunek, w jakim zmierza sztuka najnowsza. Bez ceregieli dopisuje ciąg dalszy absurdalnej gramatyki stopniowania w dół przymiotnika, który i bez tego jest oczywistym znakiem śladowej obecności (milczący, milknący, niesłyszalny). Kierunku tego nie nadaje tylko obecna, mimowolna promocja antytezy postawy twórców pokolenia tzw. Arsenału, do którego Dziędziora należał (m.in. z Jackiem Sienickim, Barbarą Jonscher, Jackiem Sempolińskim). Wszak antyteza to rodzaj nawiązania do tezy. Tymczasem tu chodzi raczej o realną groźbę intencjonalnego unicestwienia, wygumowania, wyłączenia poza nawias kolejnej, istotnej obecności w sztuce, która czyni dla tej ,,naszej", aktualnej, wyraźny kontekst niekorzystny. Mamy tu do czynienia z -mającą znamiona ostatecznej- porażką etosu wrażliwości i wątpliwości z obuchem trzeźwej organizacji produkcji, podobno artystycznej. Owe 30 lat, interwał raptem jednej generacji z małym okładem, okazuje się wystarczający, by ukazać beznadzieję stanu bezbronności sztuki wobec obezwładniającego instruktażu, jak z twórczości planowanej na wieczność, uczynić pariasa na wieczne nigdy.

Sztuka Dziędziory i reszty arsenałowej diaspory tę bezbronność na teraz, oraz niepewność na zawsze, miała zapisaną w genach swojego mitu. Zwłaszcza przy elephantiasis wyzwań czasu w trójkącie: wojna, holocaust, komunizm. Była oparta o najczulsze rejestry wrażliwości i takich wymagała od krytycznego otoczenia i odbiorców. Z mentalnie identycznym instrumentarium wsparcia, np. Kirkegaarda (,,Ludzie boją się harmonii i uciszenia. Sądzą, że żywe jest to, co niespokojne. Doświadczenie tymczasem uczy, że w spokoju mieszka życie. Tylko człowiek skupiony i uciszony jest żywy aż do dna"). A choćby i Cybisa (,,Żadne zmyślenie nie zastąpi tej niesłychanej, niezgłębionej i zawsze żywej sprawy, jaką jest proste namalowanie zwykłej rzeczy").  W warunkach zaciskającej sie pętli mało poetyckich wyzwań okoliczności, takie odwody stanowiły wówczas wątłe, ale jedyne gwarancje trwania przy swoim.

Do tego, trzeba się było też uporać z niemożliwym, czyli odpowiedzieć na kilka podstawowych pytań: jak korzystać z pełni właściwości środków malarstwa, jeśli etyczny zakres obszaru rozstrzyganych zagadnień zakłada odrzucenie większości osiąganych nimi ,,uroków"? Jak forsować ten obszar jako wiodący, mając za jedyne argumenty pospieszne kursy codzienności lub niecodzienne przykłady nazbyt odległych wzorców? Jak hołubić swe racje wiedząc, że jedynym argumentem ,,za", jest pozostawanie w dramatycznej mniejszości do ogółu nieprzekonanych? Jak fechtować argumentami u zarania drogi, gdy całe życie pracy nad nimi nie gwarantuje wyposażenia w dostateczne moce perswazji u schyłku?
Naturalnie, zawsze można było przeć do przodu, bez rozstrzygania tych kwestii, jak to się robi np. dzisiaj, hurtowo. Można było próbować wciskać łatwą bezczelność jako twórcze ryzyko, albo kropić taśmowo ilustracyjki obowiązującej propagandy, dysponującej rozdzielnikiem szans i dóbr przydatnych do zaspokajania bieżących standardów ruchu w interesie.  Albo też miotać się z pasją, acz bez interesu. Jan Dziędziora, jak wszyscy wówczas, a właściwie jak wszyscy w każdym czasie, miał z tym poważny zgryz... 
(ciąg dalszy w majowym numerze Arteonu)








Jan Dziędziora  Postać pochylona z cyklu Zbity, węgiel/pap. l.80. 80x60 cm., Postać milcząca II, ol./pł. 120x80 cm, Postać, l.80. węgiel/pap. 80x60 cm. Fot. Jacek Gładykowski