(Ban)Knoty z szopy narodowej
Miało być względnie normalnie a wyszło jak zwykle: warszawski Zamek Królewski ogłosił przetarg na: Przygotowanie i realizację wystawy "Polska - Niemcy. 1000 lat sąsiedztwa" w berlińskim Martin Gropius Bau. Ogłoszenie to, jakby nie patrzeć, z dziedziny kultury, ukazało się na portalu... SPOŻYWCZYM.http://www.portalspozywczy.pl/przetargi/204783_403.html
Prosty greps dyrekcji zamkowej (Andrzej Rottermund) polegał na tym, że Zamek zobowiązany ustawą do podania informacji o przetargu do wiadomości publicznej, zrobił to tam, gdzie -jak łatwo przewidzieć- nie dotrze nikt z branży kultury. Oczywiście nikt, niepoinformowany gdzie i czego szukać. Tak więc, we właściwym czasie, ze swoją "ofertą" w wysokości "spodziewanej" przez "zamawiającego" dotarła tam jedynie Anda Rottenberg (firma ROT ART). Za usługę zażądała ponad 90 tysięcy PLN i jako jedyny oferent, została "zamówiona" do wykonania przedmiotowego zadania.(uzupełnienie: ostateczna wartość usługi firmy ROT ART, Andy Rottenberg, ustalona w kolejnym przetargu z dn.17 stycznia 2011, liczba ofert: 1, wyniosła 222 tysiące PLN)
Rzecz jasna w normalnym kraju, normalny i przytomny minister (Kultury i Dziedzictwa Narodowego) natychmiast po takim akcie BRAKU KULTURY, polegającym na omijaniu prawa i dyskontowaniu jego luk oraz NADMIARU DZIEDZICTWA NARODOWEGO CWANIACTWA, polegającego na wypaczaniu głównego sensu procedury przetargowej (celem ustawodawcy ustawy o zamówieniach publicznych był wybór najkorzystniejszej z jak największej liczby ofert), powinien zareagować normalnie: unieważnić przetarg i wywalić z posady autora tyle przebiegłego, co prymitywnego pomysłu. Ale minister zareagował normalnie czyli jak zwykle: nie zareagował.
Minister, zwany eNDżiOs-Zdrojewskim, także nie zareagował już na sam pomysł wystawy "Polska - Niemcy. 1000 lat sąsiedztwa", a przecież każdy przytomny obywatel, a co dopiero polityk wie, że te stosunki jak na razie najlepiej streszczają się w dowcipie: "Wakacje w Polsce. Niemcy przyjeżdżajcie, wasz samochód już tam jest" lub w wersji odwrotnej: "Polacy, jedźcie do Niemiec, wasze dobra kultury już tam są". Słowem: minister uznał potrzebę urządzenia wystawy, będącej de nomine ikoną hipokryzji tych stosunków, a de facto istną stajnią Augiasza, z buszującymi w niej -oprócz lub zamiast dyplomatów obu stron- Powiernictwami.
Przypomnijmy. Z szacunków resortu kultury wynika, że Polska w wyniku II wojny św. straciła 70 proc. materialnego dziedzictwa kulturalnego. M. in. obrazy Rafaela, Breughela, Cranacha, van Dycka, Malczewskiego, Kossaka czy Gierymskiego. W tej chwili baza zawiera ponad 60 tysięcy tak zwanych rekordów, jednak często jeden wpis odnosi się do kilku lub kilkunastu przedmiotów, które figurowały niegdyś pod wspólnym numerem inwentarzowym. Oprócz tego, pozostały jeszcze w relacjach polsko-niemieckich do załatwienia m.in. problemy dotyczące przekazania znajdujących się wciąż w Niemczech gór materiałów archiwalnych, które -w myśl powszechnie obowiązujących zasad prawa międzynarodowego- należą się Polsce jako archiwalia wytworzone na jej terytorium.
Polska straciła w czasie wojny nieporównywalnie cenniejsze zbiory niż Niemcy, którzy nie bacząc na ten bilans, ustami pełnomocnika niemieckiego rządu ds. dóbr kultury oznajmiają, że "znajdujące się w Polsce niemieckie dzieła sztuki są ostatnimi jeńcami II wojny światowej".
Władze Niemiec wielokrotnie dopominały się o zwrot tzw. "Berlinki", składajacej się z dwóch części: Skarbu Pruskiego oraz zbioru druków nowych czyli książek z XIX i XX w. (Skarb Pruski to rękopisy, rękopisy muzyczne, starodruki i niewielki fragment zbiorów kartograficznych). Zbiory te począwszy od 1946 r. przekazywane zostały do"Jagiellonki" jako centralnej Składnicy Zbiorów Zabezpieczonych. Do Krakowa trafiło 490 z 505 skrzyń. Także niejaki Rudi Pawelka, założyciel Pruskiego Powiernictwa, notorycznie składa osobne pozwy do Trybunału w Strassbourgu. Dotyczyły one m.in."Madonny" Botticellego (własność Ingenheimów), obiektów z muzeów we Wrocławiu i na Wawelu oraz restytucji majątkowej, zarówno Powiernictwa Pruskiego jak i Związku Wypędzonych Eriki Steinbach.
"Dotychczasowe rozmowy z Polską na temat dóbr kultury były niefortunne i bardzo szkodliwe dla naszych stosunków" - powiedziała minister Nadrenii Wesfalii, Angelika Schwall-Düren podczas warszawskiej debaty "Polska i Niemcy w Europie -partnerzy w UE" w 2007 r.. Od tego czasu praktycznie niewiele się zmieniło, jeśli nie liczyć przypadków WYKUPYWANIA przez Polskę zagrabionej przez Niemców polskiej własności. Dzisiaj, w ramach wystawy "Polska - Niemcy. 1000 lat sąsiedztwa", wieziemy do Berlina kolejne dzieła i archiwalia. Jakby tego było mało, dwie, dyżurne, zawsze na posterunku i gotowe do formułowania peanów pod adresem dowolnych przedsięwzięć Andy Rottenberg dziennikarki: Monika Małkowska i Dorota Jarecka (świetnie zorientowane w katastrofalnym stanie restytucji), bez cienia refleksji ogólnej, na dzień dobry okrzyknęły wystawę w Martin Gropius Bau ...ARCYDZIEŁEM. Rzecz jasna, rozumiem, że wystawa ta może wydawać się im ESTETYCZNYM cackiem, ale jest znamienne, że do tego rodzaju kryteriów odwołują się czołowe weteranki spychania estetyki na głęboki margines jedynie ważnej teraz "publicystyki" sztuk wizualnych. Ale już za chwilę, dzielne publicystki, pisząc o "swoich" wspólnych z Andą pupilach w ramach berlińskiego cacka: Bałce, Uklańskim i Sasnalu, jak na komendę porzucają kryteria estetyczne, na rzecz jedynie dzisiaj prawomyślnego w sztukach, legendarnego "PRZESŁANIA". W efekcie te, więcej niż drętwe kompilacje OMNI B(ałka),U(klański)S(asnal)ÓW polskiej sztuki ostatnich lat, "robią" po gazetach i publikatorach za ...IKONY wystawy obejmującej... TYSIĄCLECIE!
Lucas Cranach Wilhelm Sasnal
Sasnal "uwarzył" swego "Lutra" na Cranachu. I przyznajmy, że dokonał nie lada wyczynu, bo jego "Luter" jest rozpoznawalny, pomimo "oczyszczenia" pierwowzoru ze wszystkich przymiotów sztuki plastycznej Niemca: głębi koloru, precyzji rysunku, dyspozycji waloru. Aleć Z PROTESTANTA wyszedł mu ...POP. Choć, niestety, POP-BANAŁ. Warto więc dzisiaj skorygować myśl, którą przed laty wspaniałomyślnie przypomniała "Tageszeitung", że "Polacy, w odróżnieniu od Rosjan czy Ukraińców, nie rabowali dzieł sztuki w Niemczech". Może i nie, ale z pewnością rabowali, zwłaszcza ostatnio, PRZEPISY NA DZIEŁA. Sasnal także uwarzył "swojego" Lutra nie tylko na Cranachu, ale i zdrowo przyprawił Richterem. Wyszedł mu "przecier" niegorszy od hurtowo "przecieranych", czerwonych dygnitarzy na płótnach popchałtur PRL-u.
Mirosław Bałka Piotr Uklański
Uklański z kolei "uwarzył" "swój" napis podług logo Jerzego Janiszewskiego "Solidarność". Sam manewr układania napisów i innych wzorków z barwnych postaci "autor" także uwarzył na zapożyczonych manewrach innych autorów do tego stopnia, że zapytany kiedyś przez Jarecką o sens, rozbrajająco oświadczył: "Tak, to jest ograne, ale działa". Może i działa, ale część dział umieściłbym także na Westerplatte a nie -jak to zrobił Uklański- tylko w gdańskiej stoczni (była nierównowaga oręża ale nie do tego stopnia, żeby obrońcom nie zostawić pół żołnierza, zwłaszcza że pół było białe a pół czerwone).Wówczas chętniej podjąłbym się domyślać, co ma wspólnego to przeterminowane danie z tysiącem lat polsko-niemieckiego sąsiedztwa.
Za to żadnych trudności z uzasadnieniem obecności na wystawie nie nastręcza "rzeźba" "Św. Wojciech" Mirosława Bałki. Tym bardziej, że autor na przestrzeni lat od powstania dzieła (1987) obficie skropił je wyczerpującym statement (np. w wywiadzie z B. Czubak w Magazynie Sztuki nr 13 z 1998 r.), Wiemy m.in. że Bałka miewał wątpliwości co do własnej kompozycji (nomen omen św.Wojciech przedstawiony jest "bez penisa" czyli w parafrazie potocznego określenia jakości, "bez jaj"). Sam artysta, widząc łopatologię swej rzeźby, raz po raz zmieniał zamysł i kształt kreacji: to rezygnował z neonowej siekiery, to zamieniał ją na prostą łopatę, to znów wracał do pierwotnej wersji czyli neonowej siekiery(nowe media!). Ale już Anda Rottenberg wątpliwości nie miała i w Berlinie wystawiła tę pracę Bałki w wersji z siekierą. I bardzo dobrze, mniejsza o kształt dzieła, liczy się jasność jego "PRZESŁANIA". U Bałki jest to jasność neonowa: Polsko-czeskiego świętego załatwił jakiś zaradny gospodarczo i ideolo Prusak. Ćwiartując Wojciecha i chowając zwłoki na czerwonej górze (rottenberg) nie dość, że położył kres jego duchowej misji, to jeszcze -przy okazji- chciał se dorobić. Liczył, że znajdą się gotowi zapłacić tyle, ile waży to, co on nawarzył. W końcu się jednak Prusak oszukał. Zdaje się, nie po raz ostatni. Tak więc niepotrzebnie psioczyłem, Rottenberg zasłużyła na te 220 kawałków. Na wystawie jest aż 300 obiektów a przecież już jedna praca Bałki wystarczy za metaforę i ikonę tysiącletnich stosunków polsko-niemieckich .
Warto dodać, że te 90 tysięcy i jeszcze 208 zł(?!) kosztowała koncepcja wystawy, bez kosztów wypożyczeń, tłumaczeń, konserwacji, montażu i in., które pokrywała strona niemiecka.
OdpowiedzUsuńWierzyć się nie chce że w demokratycznym państwie takie "przetargi" się zdarzają. Ale chyba zaprotestują artyści krytyczni, którzy obnażają tego typu procedery? Czekam na Klamana. Nieznalską, etc.
OdpowiedzUsuńA co św. Wojciech M. Bałki (ze zbiorów MSŁ) ma wspólnego z Niemcami?
nie zebym sie upierał, ale wydaje mi się że na "jakimś" portalu, po pierwszym spożywczym, doczytałem się o kolejnym, tez szczesliwie rozstrzygnietym na korzyśc jedynego oferenta, ale już na kwote ok. 230tys
OdpowiedzUsuńPanie Krzysztofie, o tym co wspólnego ma św. Wojciech Bałki z Niemcami traktuje cały, poetycki passus końcowy mojego tekstu: "polsko-czeskiego świętego załatwił zaradny gospodarczo i ideolo Prusak. Ćwiartując Wojciecha nie dość, że położył kres jego duchowej misji, to jeszcze -przy okazji- chciał se dorobić". Wnioski, choć wymagają od czytelnika niewielkich zdolności metaforycznych, są aż nadto czytelne.
OdpowiedzUsuńDo Anonimowego: Byłbym wdzięczny za przypomnienie sobie adresu tego portalu z 230 tysiącami. Obraz mielibyśmy pełniejszy. Pozdrawiam
Ciekawostka: portret p.Andy można „podziwiać”, jako jeden z eksponatów wystawy.
OdpowiedzUsuńhttp://berlinerfestspiele.de/en/aktuell/global/02_presse/04_pressefotos/gropiusbau/pressefotos_polen/Bilder_Polen_2~1.php
Warto jeszcze dodać, że stronę niemiecką wystawa kosztowala - 1 MILION EURO!!!!
OdpowiedzUsuń(cytat z oficjalnej internetowej strony rządu niemieckiego¹ :
„Die Ausstellung, die unter der Schirmherrschaft von Bundespräsident Christian Wulff und des Staatspräsidenten der Republik Polen Bronisław Komorowski steht, wurde aus dem Haushalt des Kulturstaatsministers mit einer Million Euro gefördert „)
Pozdrowienia z Hamburga – :) max dogin
1.http://www.bundesregierung.de/nn_23334/Content/DE/Artikel/2011/09/2011-09-21-tuer-an-tuer.html
Cóż to jest owo głupie milion euro na wystawę-arcydzieło. Zwłaszcza jako hołd pruski.Pozdrawiam P. Maxie, dzięki za linki.
OdpowiedzUsuńCo do portretu Rottenberg, jeśli nawet jest w zestawie, to nie nowość. W Kunsthalle w Bazylei na jednej z wystaw portrety Mytkowskiej, Przywary i Szymczyka pyszniły się w kilku wersjach i formatach. Myślę, że sprawa dojrzała do tego, żeby w ogóle nie dopuszczać dzieł artystów do wystaw, tylko fotki albo jeszcze lepiej dzieła kuratorów.
o qurwa jego mać...90 tysiączków za koncept????
OdpowiedzUsuń+208 pln???
ale zapewne coś odpali jakimś biednym ludziom,molestowanym dzieciom, nieoełnosprawnym dzieciaczkom itd.
-a tak się wczoraj wzruszyłem Jak Anda przemawiała nad ciałem Sławka na TVP KUltura....
ps.
jako uczciwy obywatel donoszę,niestety te oszczerstwa można podciągnąć pod antysemityzm w czystej postaci i w procesie nie będę zeznawał...
-raczej jej mać...
OdpowiedzUsuń-Mówiąc antysem, myśli Pan o mund czy berg?
- co do ciała Sławka, nie zazdroszczę kamerzyście ujęcia z wnętrza karawanu. Ale już przemówienia za cholerę nie powtórzę, bo w końcu przegrałem z opadającymi powiekami, pomimo walki żarliwej.
http://blogmedia24.pl/node/45550 na tym portalu jeden z wpisów z data 26 luty 2011, uprzejmie informuje o kolejnym rotartowskim sukcesie z kwota 222000. Być może umiejętność ustalania takich symbolicznych cen stanowi o sukcesie, po prostu. Chcialbym kiedys poznać ten cennik.
OdpowiedzUsuńCiekawe wpisy z blogmedia24.pl:
OdpowiedzUsuń1. Na stronach Martin Gropius Bau nie ma zakładki w języku polskim, choć są we wszystkich innych językach europejskich
2.DLACZEGO TAKA wystawa, akurat w czasie polskiej prezydencji? (jaki w ogóle ma to związek?) - wystawa, dotycząca TYLKO historii Polska-Niemcy? A dlaczego nie wystawa, dotycząca historii Polski w Europie od 1000-lecia, prezentowana w...Brukseli?
3.Specjalną pracę przygotuje Piotr Uklański. Jak sie okazało przygotował...niespecjalną
4. czy ktoś przechował zabezpieczenia, w które zawinięto obraz, gdy go zakopywano w Lublinie w 1939 roku. Te zabezpieczenia należałoby wysłać na wystawę do Niemiec - to jest dokumentacja naszych stosunków
Widać jak na dłoni ciąg dalszy: jak już firma ROT ART Andy Rottenberg 10 września 2009 roku zgarnęła zamówienie z portalu spożywczego na 90 208 PLN, to ROT Zamek ogłosił kolejny przetarg na to samo 17 stycznia 2011 r. ale już na kwotę 222 000 PLN. Apetyt urósł w miarę jedzenia. Albo -jak kto woli "Wielkiego żarcia" pieniądza publicznego
OdpowiedzUsuńRodzaj zamawaiającego:
Podmiot prawa publicznego
Nazwa:Zamek Królewski w Warszawie - Pomnik Historii i Kultury Narodowej InvestorInfo
Strona www :
Lokalizacja inwestycji: Warszawa
Regon: 00086058500000
Email: prawny@zamek-krolewski.com.pl
Tel.: 22 35 55 130
FAX : 22 35 55 127
Adres: Plac Zamkowy 4 00-277 Warszawa
Kwota wadium:
Typ ogłoszenia:Ogłoszenie o udzieleniu zamówienia
Stan ogłoszenia: Opublikowany: 2011-02-09 (!)
Numer UZP: 18926
Zamieszczenie obowiązkowe: TAK
Ogłoszenie dotyczy: Zamówienia publicznego
Przedmiot zamówienia: Przygotowanie i realizacja wystawy Polska - Niemcy. 1000 lat sąsiedztwa w Martin Gropius Bau w Berlinie
Przedmiotem zamówienia jest usługa przygotowania i realizacji wystawy Polska - Niemcy. 1000 lat sąsiedztwa w Martin Gropius Bau w Berlinie
Całkowita końcowa wartość zamówienia (bez VAT) obejmująca wszystkie zamówienia i części :
222000.00 PLN
Zamówienie dotyczy projektu/programu finansowanego ze środków Unii Europejskiej :
Informacje o wyborze oferenta
Nazwa wykonawcy : ROT - ART Pani Anda Rottenberg
Okres brany pod uwagę w czasie generowania wyniku :
od 2010-10-20 do 2011-02-24
Ilość wygranych zadań: 1
Szacunkowa wartość kontraktów zrealizowanych (bez VAT):
222 tys. zł
Wykonawcę skojarzono z 1 nazwami w innych ogłoszeniach przetargowych.
Adres wykonawcy : Al. Jerozolimskie
Miejscowość : Warszawa
Kod : 02-304
Województwo : mazowieckie
Data udzielenia zamówienia : 17/01/2011
Liczba ofert : 1
Szacunkowa wartość zamówienia (bez VAT) : 222000,00
Cena wybranej oferty : 222000,00
Oferta z najniższą ceną : 222000,00
Oferta z najwyższą ceną : 222000,00
Waluta : PLN
Powiązane kody CPV
* 92312210 Usługi świadczone przez autorów
Pisze pan elaboraty a mund i berg jak rwali, tak bedą rwać. Na nonsens sama pisanina nie pomoże.
OdpowiedzUsuń„Na nonsens sama pisanina nie pomoże” – jakie ma Pan propozycje rozwiązania nonsensu?
OdpowiedzUsuńSzerzenie prawdy zrzesza wokół niej ludzi, dla których prawda jest istotna.
OdpowiedzUsuńDla niektórych „jedynie prawda jest ciekawa”.
A „jak jest potwór, to powinien mieć twarz potwora.”
„Na nonsens sama pisanina nie pomoże”? Pytanie dotyczy: jak rozwiązać problem? Jeśli odpowiedź jest propozycją opisu zachowania w grupie, dla której „prawda jest istotna”, to zwrócenie na to uwagi nie oznacza, że problem został rozwiązany - „a mund i berg jak rwali, tak bedą rwać”?
OdpowiedzUsuńJakie ma Pan propozycje rozwiązania nonsensu?
OdpowiedzUsuńOczywiście najpierw jest faza zdiagnozowania i opisania nonsensu. Faza ta właśnie dojrzewa. Diagnoza wyjściowa nie jest łatwa o czym świadczy fakt, że jak na razie w nonsensie połapali się stosunkowo nieliczni i to po obu stronach wirtualnej barykady. Dla biorących bezpośredni udział w nonsensie, nonsens jest i jeszcze czas jakiś -w zależności od inteligencji dłużej lub krócej- pozostanie NORMĄ, choć w tej grupie są tacy, którzy doskonale wiedzą, że ta norma jest nonsensem. Tym co tkwią w nieświadomości a biorą udział, opisywanie służy uwypuklaniu cech nonsensu i tym trzeba więcej opisanych przypadków, im bardziej nonsens wrósł w podglebie. Dla tych co wiedzą i w tym siedzą, opisywanie jest informacją, że druga strona też się w tym połapała.
OdpowiedzUsuńZasadniczo rozwiązania są dwa. Jednym z nich jest dalsze sukcesywne, względnie pokojowe obnażanie nonsensu, zeby nie było złudzeń u żadnej z grup. Pozostaje jeszcze drugie rozwiązanie, rewolucyjnie: odepchnąć od kas. Nie będzie to łatwe, bo Polak w strachu, że go wygryzą, gotów jest do największych szaleństw.
Na początek, można spróbować nie dopuścić do władzy partii politycznej, która obsadza w strukturach urzędowych ludzi (odpowiedzialnych za gospodarowanie publicznymi pieniędzmi na kulturę) pokroju np. Bogdana Zdrojewskiego. Pod auspicjami którego nachalnie faworyzuje się tych, którzy są po ideowej, lub partyjnej myśli środowisk, które wspierają ugrupowanie aktualnie rządzące. Co powoduje, że przy podziale pieniędzy z budżetu taki urzędnik w pierwszej kolejności nie sugeruje się obiektywną wartością danego twórcy, (czy reprezentującej go organizacji), jaki wnosi on dla dobra polskiej kultury, natomiast sugeruje się jego przydatnością dla celów propagandowych, ideowych. W takim układzie proponowane przez niego „wartości artystyczne” schodzą na drugi plan, lub wręcz przestają być istotne, jako kryterium przy wyborze: kogo powinno się wspierać finansowo, a kogo nie?
OdpowiedzUsuńA ja się zastanawiam czy sam fakt omijania procedury przetargowej nie podpada już pod jakiś paragraf??
OdpowiedzUsuńMy tu gadu gadu o Andzie i Bandzie, a tymczasem Libera wyciągnie z kieszeni podatnika 500 tys. zł na jakieś swoje eksperymentalne filmidło, przy pomocy Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i Muzeum Sztuki Nowoczesnej, oraz pod patronatem – ale na pewno niefinansowym, bo to placówka prywatna - Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy.
OdpowiedzUsuńWięcej...
http://wyborcza.pl/1,75248,10386972,Zbigniew_Libera_zrobi_film_fabularny.html
PISF daje debiutantowi Liberze w ciemno pół bańki na eksperyment a planowany eksperyment filmowy Piotr Szulikna ten sam PISF potraktował tak:
OdpowiedzUsuń"Piotr Szulkin po siedmiu latach milczenia, jakie minęły od realizacji „Ubu Króla”, złożył w PISF rok temu, wiosną 2010, scenariusz półgodzinnego filmu z pogranicza eseju i eksperymentu psychologicznego. Tytuł: „MY”. Znam ten projekt. Jest fascynujący, a przy tym nadzwyczaj prosty i tani: reżyser ubiegał się zaledwie o 50 tys. zł dofinansowania. Eksperci – m.in. Bartek Konopka, Radosław Piwowarski, Dariusz Gajewski, Agnieszka Graff – napisali entuzjastyczne lub co najmniej pozytywne recenzje. W odpowiednich rubrykach wpisywali: „wybitny”, „bardzo dobry”. Okazało się, że te ekspertyzy nie mają żadnego znaczenia. Dofinansowania nie przyznano".
Do tego służą te Instytuty, a przypomnijmy, że w przygotowaniu był Instytut Sztuk Wizualnych.
Tym razem Panie Andrzeju i szanowni foryści sprawa ma się bardzo poważnie!
OdpowiedzUsuńPrasa niemiecka (prawie bez wyjątku) onieśmielona rozmachem i powagą politycznego przesłania wystawy „Obok. Polska Niemcy. 1000 lat sąsiedztwa w Europie” utkwiła w dobrych tonach zrozumienia i pobłaźliwego spojrzenia, nawet pochwały. Najwyraźniej polityczne przesłanie wystawy i niekryte zamiary rządu polskiego w czasie trwającej prezydencji w Radzie EU wyraził Joachim Sartorius¹, dyrektor Berliner Festspiele: "Tür an Tür"(tak skrótowo nazwano wystawę w Niemczech) pomoże Polsce zostać podobnie bliskim partnerem (Niemiec), jakim jest juz Francja”. Polska chce odrywac w Uni Europejskiej ważną rolę polityczną.
Panie Andrzeju, jest Pan bardzo odważny odsłaniając farsę procedury przetargowej polski ego rządu na tą wystawę, w obliczu takiego epokowego zamiarowu!!! Cytując figlarnie Pańskie słowa: „Polak, w (nie) w strachu...gotów jest do największych szaleństw”, dołączam więc kolejną interpretację, która ma na celu rozjaśnienie świadomych powodów ominięcia przez warszawski Zamek Krolewski procedury przetargowej na przygotowanie i realizację wystawy w berlińskim Martin Gropius Bau, albo doslowniej: zrobienia z niej farsy.
Narodziny blockbuster- wystawy „Obok. Polska Niemcy. 1000 lat historii w sztuce” ma swoją dlugą i pełną bólow historię. Nazwijmy ją dla dalszych rozważań – misja - a cel tej misji: „Polska ma pomysł na Niemcy i Europę” (parafrazujac tytuł artykułu Marcina Wojciechowskiego z „Polityki”, z 11.08.2006 r.). Wykonanie tak ważnego zadania rząd polski powierzył oddanemu żolnierzowi i zaprowionemu w tego rodzaju bojach, Andzie Rottenberg.
A oto narodziny i przebieg misji:
OdpowiedzUsuńKrótko po zakończeniu wystawy „Warszawa- Moskwa” w „Zachęcie”, w styczniu 2005 roku Irena Lipowicz, piastująca w tym czasie funkcję pełnomocnika rządu RP ds. stosunków polsko-niemieckich w MSZ, zaprosila Andę Rottenberg do swojego biura. Celem zaprosin było byłemu niemieckiemu ministrowi spraw zagranicznych Joschce Fischerowi „coś na temat sztuki opowiedzieć” (cyt. Rottenberg²) Chodziło oczywiście nie tylko o informację z pierwszej ręki na temat wspomnianej wystawy (wystawę te zorganizowala Rottenberg pomiędzy listopadem 2004 a styczniem 2005 roku), ale przede wszystkim urządzenie podobnej, tym razem w współpracy z Niemcami w ramach „polepsza(nia) stosunkow polsko-niemieckich na wszystkich płaszczyznach”. Koordynatorką całego przedsięwzięcia „polepsza(nia) stosunków polsko-niemieckich na wszystkich płaszczyznach” była, ze strony polskiej wspomniana już prof. Irena Lipowicz, ze strony niemieckiej przedstawicielka rządu Niemiec do spraw stosunków z Polską prof. Gesine Schwan. Należy nadmienić, że krótko po tej propozycji „na początku marca (2005) ministrowie spraw zagranicznych: ze strony niemieckiej - Joschka Fischer i ze strony polskiej - Adam Rotfeld, ogłosili oficjalnie polityczne cele i programowe szczegóły partnerskiego przedsięwzięcia, jakim byl Rok Polsko-Niemiecki” zainaugurowany specjalną uroczystoscią 30 kwietnia 2005 roku w Berlinie³. Termin realizacji całego przedsięwzięcia, które miała kuratować Rottenberg zaplanowano pierwotnie na 2008 rok.
Zważywszy na trwające w między czasie polityczne kontrowersje wokół „Centrum Przeciwko Wypędzeniom” i szefowej „Związku Wypędzonych” Eriki Steinbach, które strona polska interpretowała jako mauzoleum niemieckich cierpień, także umowa o rosyjsko-niemiecki gazociąg byłego kanclerza Niemiec Schroedera poza plecami rządu polskiego i incydent⁴ z „Tageszeitung”, która nazwała Lecha Kaczyńskiego „kartofel”, rządzącą partia PiS na poczatku 2006 r. zastopowala projekt wystawy Rottenberg. Nieficjalny powód odmowy wystawy ze strony rządu był jednoznaczny - z wrogiem się nie kolaboruje! Otwarcie wystawy 10 sierpnia tego samego roku w Berlinie "Wymuszone drogi. Ucieczka i wypędzenie w Europie XX w." Eriki Steinbach dolała ponownie oliwy do ognia w takim stopniu, że komentarz:
OdpowiedzUsuń„Niech Niemcom pójdzie w pięty!”, kandydującego wtedy na prezydenta Warszawy Kazimierza Marcinkiewicza,” który w ostatniej chwili odwołał wyjazd do Berlina, gdzie miał uczcić 15-lecie współpracy niemieckiej stolicy z Warszawą”, ich samych zaskoczył. W styczniu 2007 r. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zwróciło się do Fundacji Martin-Gropius Bau z propozycją przesuniecia terminu wystawy i ewentualnie ustalenia nowego.
Kiedy 8 listopada 2007 r. Donald Tusk przejął rządy w Polsce sytuacja się radykalnie zmieniła. Jako premier Polski Donald Tusk zlożył 11 grudnia 2007 wizytę w Berlinie. „Zdecydowano jednocześnie o podjęciu na nowo działań związanych z przygotowaniem ekspozycji. Punkt wyjścia stanowiła pierwotna koncepcja Andy Rottenberg”. Dalsze informacje na ten temat można doczytać w tekście dr Marii Wagińskiej-Marzec „Polska prezydencja w Radzie UE: Oprawa Kulturalna”⁵ w specjalnym „Biuletynie Instytutu Zachodniego”, nr 52/2011. Prezydencja Polski w Radzie UE umożliwiła, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych wciągneło sfinansowanie wystawy do swoich programów, jak i zgoda Niemców i znalazło odpowiedni czas jej realizacji. Nieoficjalny koszt wystawy 2 miliony euro, plus pieniadze oficjalnych sponsorów.
OdpowiedzUsuńNa koniec cytat z interview, jaki niedawno udzieliła Rottenberg zitty.de⁶:
OdpowiedzUsuńZitty: „Teraz pracuje pani (moje: po osunięciu Rottenberg z projektu wystawy w 2006 roku) z powrotem dla Ministerstwa Kultury. Czy polityka się zmieniła, czy pani się zmieniła?”
Rottenberg: „Układ zależy od odpowiedniego ministra. Od 1989 roku, miałem do czynienia z 17 ministrami kultury. Większość z nich nie było szczególnie zadowolonych z mojej działalności i jeden, ultrakonserwatywny, próbowali swoich najlepszych sił, aby się mnie pozbyć. Obecny premier poprosił mnie, żebym powróciła (do projektu). Spojrzalam na niego i muszę powiedzieć: nie mam z nim problemów” i w innym miejscu interview; „On nigdy nie cenzuruje, nie nęka nikogo w celu dostosowania do jego idei. On nawet broni artystów i dyrektorów muzeów przed prasą i innymi krytykami. Tak długo, jak piastuje urząd, jestem bardzo zadowolona”.
Żolnierz Rottenberg melduje: cel misji „Polska ma pomysł na Niemcy i Europę” został wykonany.
W rzeczywistosci procedura przetargowa na przygotowanie i realizację wystawy w berlińskim Martin Gropius Bau nikogo nie interesowala. Karty do gry zostały już wcześniej rozdane.
Pozdrowienia z Hamburga – max dogin
1. http://www.fwpn.org.pl/?module=articles&id=698 )
OdpowiedzUsuń2. http://www.zitty.de/anda-rottenberg.html
3. http://www.polonikmonachijski.de/82324/85324.html?*session*id*key*=*session*id*val*
4. http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/nowe;polskie;kartofle;czyli;niemcy;o;kaczynskich,187,0,169403.html
5. http://www.iz.poznan.pl/index.php?p=sb&lang=pl&i=287&tb=1&a=a15
6. http://www.zitty.de/anda-rottenberg.html
Panie Maxie, pisze Pan:"W rzeczywistosci procedura przetargowa na przygotowanie i realizację wystawy w berlińskim Martin Gropius Bau nikogo nie interesowala. Karty do gry zostały już wcześniej rozdane".
OdpowiedzUsuńAleż tak, właśnie w tej całej, naszej, blogowej pisaninie, o to głównie chodzi, by wykazać wszechogarniającą H I P O K R Y Z J Ę.
Hipokryzję stanowionego prawa, hipokryzję tzw. oficjalnych wersji wydarzeń, hipokryzję funkcjonowania instytucji, publicznych tylko z nazwy, a które de facto są prywatnymi, autorskimi folwarkami, w których odbywa się bezpardonowy prywatny udój kasy na pensje, ubezpieczenia, kasy przetargowej, wpływów osobistych, i ustawiania się 'na później" hipokryzję, wreszcie, konstytucyjnych zapisów, mówiących o równości podmiotów na rynku.
ciekawe, który to ultrakonserwatywny minister próbował pozbyć się Andzi?
OdpowiedzUsuńTak się składa, że było mi dane doświadczać tej hipokryzji nie tylko "na zasadach ogólnych", ale też jak najbardziej osobiście i to ze strony tych wszystkich, szczwanych paniuś, które doskonale wiedziały jak doić sztukę, by udoić na niej swoje profesury, dyrektury, attaszaty i pozycje, a jednocześnie, jak nie kiwnąć na jej rzecz palcem, wtedy kiedy ona, czyli sztuka, tego kiwnięcia najbardziej oczekuje.
OdpowiedzUsuńPrzed laty widząc, że blisko 40 mln naród nie kwapi się odpowiedzieć na apel Boya Żeleńskiego sprzed 100 lat i wygenerować albumu malarstwa Wojtkiewicza, o którym to malarzu "gdyby był Niemcem,jak pisał Boy, świat by się już dawno dowiedział", postanowiłem sprostać temu wyzwaniu. W tym celu podjąłem współpracę ze znakomitym poetą, Jerzym Ficowskim, entuzjastą wojtkiewiczowskiego oeuvre. W efekcie Ficowski nie tylko napisał genialny tekst do opracowywanego i wydanego przeze mnie albumu ("W sierocińcu świata"), ale podjął się kwerendy zaginionych wojtkiewiczianów. Przypadek sprawił, że w tym samym czasie w Detroit Institute of Art odbywała się wystawa "Symbolizm Polski", kuratorowana przez obecną dyrektor Muzeum Narodowego w W-wie Agnieszkę Morawińską i literata, Jana Zielińskiego. Jan Zieliński, związany wcześniej z RWE wykorzystał swój pobyt w Niemczech, by m.in. w Marbach nad Neckarem, wytropić prace Witolda Wojtkiewicza z kolekcji Boya, skradzione we Lwowie przez szefa hitlerowskiego komanda, Petera van Mentena, które dokonało egzekucji profesorów lwowskich, w tym Boya.
Zwiedziony artykułem o wystawie w Detroit Institute(w tym o pracach Wojtkiewicza)w International Harald Tribune pewien Niemiec, zgłosił się do dyrektora Instytutu z informacją, że posiada duży zbiór obrazów Wojtkiewicza. Oczywiście mógł to być tylko "mentenowski" zbiór z najlepszymi pracami WitWoja: m.in. z "Orszakiem" i "Asystą księżniczki". Morawińska, która chwaliła się osobistą znajomością dyrektora DIoA, na mój telefon z pytaniem czy mogłaby w tej sprawie zdobyć jakiś ślad, ofuknęła mnie, że nie ma najmniejszego zamiaru i czasu, bo właśnie jedzie na attaszat do Australii...
Niestety, mogłem wtedy tylko prosić, bo 222 tysiące PLN, za które pewnie niejedna "miłośniczka sztuki z tytułem profesora" podjęłaby się pracy "na rzecz", właśnie wydałem na wojtkiewiczowski album. Warto dodać, że z 1 tysiąca egzemplarzy, 40 mln naród od 1994 r.zakupił 1/3. Druga 1/3 rozdałem a pozostałe grzecznie leżą i czekają na miłośników ...bez tytułu naukowego. Pozdrawiam, AB
cyt:,,Hipokryzję stanowionego prawa, hipokryzję tzw. oficjalnych wersji wydarzeń, hipokryzję funkcjonowania instytucji, publicznych tylko z nazwy, a które de facto są prywatnymi, autorskimi folwarkami,,
OdpowiedzUsuń-a pamięta Pan klasyczną scenę z filmu „Miś,,??
,,Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?,,
http://www.youtube.com/watch?v=2zJFhdZ6Ox4
i podobnie Pani Anda powie Panu : i qurwa co mi zrobisz?
Wszystko wskazywało na to, że do niedawna: "I co mi, kurwa, zrobicie?" zdawał się pytać załogi MNW i Rady Powierniczej niejaki Piotr Piotrowski. I w odróżnieniu od PRL-owskich szatniarzy z "Misia" odpowiedź otrzymał. Oj, otrzymał.
OdpowiedzUsuńTu trzeba radykalnych rozwiązań. Trzeba wymienić urzędników, którzy dysponują kurkiem od kasy. Bo ci, którzy stoją do niego w kolejce rotacyjnie zmieniają się, podstawiają swoich kolegów, a ci koledzy innych kolegów. A forsa płynie na pierdoły szerokim strumieniem i trafia do wspólnego koryta pewnych, ciągle tych samych grup. Napiętnowanie jednostki – nawet jeżeli ją chwilowo unieruchomi - nic nie da, bo on wróci za jakiś czas, gdy przycichnie. A w międzyczasie jej koledzy, jako pośrednicy, wyciągną dla niej jakąś dotację, stypendium, albo podepną pod własną fuchę, jako jakiegoś drugiego, trzeciego, czy czwartego podwykonawcę.
OdpowiedzUsuńTrzeba działać odgórnie i w organach odpowiedzialnych za kulturę wymienić urzędników wysokiego szczebla. A to w warunkach polskich można zrobić tylko przez zmianę partii rządzącej.
Dziewiątego października nadarza się dobra ku temu okazja!
Ad. „A ja się zastanawiam czy sam fakt omijania procedury przetargowej nie podpada już pod jakiś paragraf??”
OdpowiedzUsuńJest to oczywiście pytanie do prawnika, jednak zastanawia mnie także odpowiedź na nie?
Może Pan Andrzej znajdzie chwile czasu, lub też ktoś z zaintersowanych i udzieli mi odpowiedzi?
Przetarg na przygotowanie i realizację wystawy "Polska - Niemcy. 1000 lat sąsiedztwa" w berlińskim Martin Gropius Bau jest zamówieniem z wolnej ręki.
Spójrzmy co mówi prawo:
Ustawa z dnia 29 stycznia 2004 r. Prawo zamówień publicznych
Tekst jednolity opracowano na podstawie:
2006 r.: Dz.U. Nr 164, poz. 1163, Nr 170, poz. 1217, Nr 227, poz. 1658
Dział II Postępowanie o udzielenie zamówienia:
Oddział 5 Zamówienie z wolnej ręki
Art. 66.
Zamówienie z wolnej ręki to tryb udzielenia zamówienia, w którym zamawiający udziela zamówienia po negocjacjach tylko z jednym wykonawcą.
Art. 67.
1. Zamawiający może udzielić zamówienia z wolnej ręki, jeżeli zachodzi co najmniej jedna z następujących okoliczności:
1) dostawy, usługi lub roboty budowlane mogą być świadczone tylko przezjednego wykonawcę:a) z przyczyn technicznych o obiektywnym charakterze,b) z przyczyn związanych z ochroną praw wyłącznych, wynikających zodrębnych przepisów,c) w przypadku udzielania zamówienia w zakresie działalności twórczejlub artystycznej;
(Nie kopiuje dalszych art. z ustawy, do wglądu link:
http://msp.money.pl/akty_prawne/prawo_zamowien_publicznych/?sec=05_rozdzial_3_tryby_udzielania_zamowien#_Toc173221865)
Interpretując Punkt 1. c) w przypadku udzielania zamówienia w zakresie działalności twórczej lub artystycznej - wydaje sie zamówienie zgodnie z prawem?
OdpowiedzUsuńNatrafilem w miedzy czasie na artykuł w Gazecie Prawnej „Zamówienia publiczne: Urzędowe przetargi bez konkurencji” (http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/450647,zamowienia_publiczne_urzedowe_przetargi_bez_konkurencji.html) i po przeczytaniu go odnioslem wrażenie, że powstała luka prawna w ustawie?
Zastanawia mnie - cyt. z art. „Wybór niekonkurencyjnego trybu odbija się na cenie zamówienia. Gdy odpada element konkurencji, wykonawca może narzucać wyższą cenę i niższą jakość. Omijając konkurencyjne procedury, zamawiający wiele ryzykuje. Stosując zamówienie z wolnej ręki, najłatwiej narazić się na zarzut korupcji lub nieprawidłowego wydatkowania środków publicznych. W razie wykrycia nieprawidłowości w grę wchodzi unieważnienie umowy, nałożenie kary pieniężnej oraz korekty finansowe przy zamówieniach współfinansowanych ze środków UE. - Konsekwencje bezzasadnego zastosowania niekonkurencyjnego trybu postępowania ponosi również wykonawca, który w takim trybie zawiera umowę. Dlatego w jego interesie jest upewnienie się, czy w istocie zaistniały przesłanki do odstąpienia od trybów otwartych” - jak można takie konsekwencje udowodnić? Przcież to, w przypadku przetargu na przygotowanie i realizację wystawy "Polska - Niemcy. 1000 lat sąsiedztwa" w berlińskim Martin Gropius Bau graniczy z niemożliwością, zważywszy jeszcze, kto za nim się ukrywa?
Panie Andrzeju, czy jest rzeczywiście aż tak źle?
Pozdrowienia z Hamburga – max dogin
Raczej jest gorzej niż źle. Bo zamówienie z wolnej ręki można zastosować gdy:
OdpowiedzUsuń1.usługi lub roboty mogą być świadczone tylko przez jednego wykonawcę z przyczyn technicznych o obiektywnym charakterze, z przyczyn związanych z ochroną praw (np. autorskich, patentowych), a także w przypadku udzielania zamówienia w zakresie działalności twórczej lub artystycznej,
2. przeprowadzono konkurs, w którym nagrodą było zaproszenie do negocjacji w trybie zamówienia z wolnej ręki autora wybranej pracy konkursowej,
3. ze względu na wyjątkową sytuację, niewynikającą z przyczyn leżących po stronie zamawiającego, której nie mógł on przewidzieć, wymagane jest natychmiastowe wykonanie zamówienia, a nie można zachować terminów określonych dla przetargu nieograniczonego, przetargu ograniczonego lub negocjacji z ogłoszeniem. Chodzi o sytuacje, gdy ze względu np. na zdarzenia losowe (katastrofy, awarie itp.) konieczne jest niezwłoczne udzielenie zamówienia,
4. brak jest zainteresowania udziałem w postępowaniu ze strony wykonawców, a więc gdy w prowadzonych kolejno postępowaniach o udzielenie zamówienia nie wpłynął żaden wniosek o dopuszczenie do udziału w postępowaniu lub nie złożono żadnej oferty,
5. wszystkie oferty zostały odrzucone ze względu na ich niezgodność z opisem przedmiotu zamówienia, a pierwotne warunki zamówienia nie zostały w istotny sposób zmienione,
6. w przypadku udzielania zamówień dodatkowych, nieprzekraczających łącznie 20 proc. wartości realizowanego zamówienia, których wykonanie stało się konieczne na skutek sytuacji niemożliwej wcześniej do przewidzenia. Dotyczy to sytuacji, gdy z przyczyn technicznych lub gospodarczych oddzielenie zamówienia dodatkowego od zamówienia podstawowego wiązałoby się z wysokimi kosztami lub wykonanie zamówienia podstawowego jest uzależnione od wykonania zamówienia dodatkowego,
7. w przypadku udzielania w okresie 3 lat od udzielenia zamówienia podstawowego zamówień uzupełniających na usługi i roboty budowlane, stanowiących nie więcej niż 20 proc. wartości zamówienia i polegających na powtórzeniu tego samego rodzaju zamówień, jeżeli zamówienia uzupełniające było przewidziane w specyfikacji warunków zamówienia,
8. w przypadku udzielania w okresie 3 lat od udzielenia zamówienia podstawowego zamówień uzupełniających polegających na rozszerzeniu dostawy, stanowiących nie więcej niż 20 proc. wartości zamówienia podstawowego, jeżeli zmiana wykonawcy powodowałaby konieczność nabywania rzeczy o innych parametrach technicznych, a tym samym niekompatybilność techniczną lub trudności techniczne wużytkowaniu i dozorze,
9. możliwe jest udzielenie zamówienia na dostawy na szczególnie korzystnych warunkach (np. po korzystnej cenie lub z szybkim terminem dostawy) w związku z likwidacją działalności innego podmiotu, postępowaniem egzekucyjnym albo upadłościowym,
10. zamówienie na dostawy jest dokonywane na giełdzie towarowej w rozumieniu przepisów o giełdach towarowych,
11. zamówienie jest udzielane przez placówkę zagraniczną w rozumieniu przepisów o służbie zagranicznej, a jego wartość jest mniejsza niż 60 000 euro.
Oczywiście z punktem pierwszym powyższej wyliczanki związana jest owa LUKA, o której pisałem. Jeśli zamawiający czyli Rottermund sobie UZNA (podkreślam: sobie uzna) projekt wystawy za unikalne dzieło Rottenberg, które może wykonać tylko ona, to wtedy jest przesłanka do rezygnacji z trybu otwartego przetargu. Jeśli innym razem też sobie uzna, że kolejny pociot coś wykona za 200 kawałków bo tylko on "autorsko" coś opracuje, wtedy też go "zamówi" bez pardonu. Aż do skutku czyli do wyssania z budżetu instytucji wszystkiego aż po ostatnią kroplę krwi. I to robi! A negocjacje? No cóż, jak widać z ich przebiegu między -berg a -mund, negocjacje między wrześniem 2009 a styczniem 2011 posłużyły tylko do tego, żeby dobić gażę "do dechy" czyli do granicy 60 000 euro.
Na stronie The Krasnals napisał Pan, że „Do sprawdzenia są -na razie- dwie grupy dokumentów: leżące w Min. Pracy i Polityki Społecznej roczne sprawozdania z działalności fundacji (m.in. Pro Helvetia, Sorosa, FGF i in.) i rozliczenia przeszłych dotacji w MKiDN”. Czy to znaczy, że znalazł się już jakiś cierpliwy i rzetelny księgowy wespół z prawnikiem, którzy podejmą się tego zadania?
OdpowiedzUsuńPonieważ ORMO czuwa wstrzymam się z odpowiedzią. Pozdrawiam, AB
OdpowiedzUsuńSądząc po komentarzach, nasza dyskusja pod tytułem (Ban)Knoty zwekslowała zdecydowanie w kierunku banknotów czyli zasad funkcjonowania a ściślej finansowania działalności prezentującej. Tymczasem pozostaje jeszcze przedmiot tak finansowanej prezentacji czyli same KNOTY. Pisząc tekst nie po raz pierwszy miałem nadzieję usłyszeć, czy tylko mi się wydaje, że w tego typu wystawach jak "OBOK. 1000 lat stosunków itd.", których clou jest ZESTAWIANIE, tak naprawdę nie chodzi o kolejną okazję do ostatecznego usankcjonowania pospolitego knota jako arcydzieła usytuowanego pośród innych arcydzieł. W takim mechanizmie: SANKCJONOWANIA KONTEKSTEM od lat celowała kulturalna polityka niemiecka: należy tyle razy i przy każdej okazji zestawiać niemieckie knoty np. takich Nazareńczyków z mistrzami quattrocenta, aż się w powszechnym odbiorze to zestawienie zakoduje i pomiesza rzeczywiste wartości "na amen".
OdpowiedzUsuńRottenberg od lat z powodzeniem stosuje tę metodę ze swoim "podopiecznym" Bałką: pokazywać wszędzie i przy każdej okazji, pasuje czy nie pasuje, stare, nowe, "jak leci". Podejrzewam, że gdyby to miało pozytywny skutek dla recepcji dzieła Bałki i dla niej samej jako zmyślnego selekcjonera, z równym powodzeniem pokazała by tego "Św. Wojciecha" z kroplami i siekierą na wystawach honorowego krwiodawstwa, ciesielstwa polskiego czy arcydzieł obróbki skrawaniem. Tematycznych wariantów ekspozastosowań jest, zresztą, cały wachlarz. Do tego stopnia, że nikt nie zauważy, łącznie z samą Rottenberg, że poziom wykonawczy tego nieszczęsnego "Adalberta" jest tego rodzaju, iż Anda mogłaby się zupełnie swobodnie "obejść" bez "rzeźbiarskiego talentu" Mirka i sama sprokurować taką ugrduloną neonowo-tubułowata kompilację. Bałkowy kadłubek jak spod tępej siekiery i świecące serdelki neonówek "tak, jak SIĘ ulały" -moim zdaniem- w sposób oczywisty jest "w zasięgu" manualu Andy, zwłaszcza że i jej "teorial" jest o niebo bardziej niż Bałki wyszczekany. Jestem przekonany, że gdybyż w istocie do takiego "incydentu" doszło i taki "ANDAlbert" pojawiłby się OBOK arcydzieł na wystawie "OBOK. 1000 lat itd", detalicznie nikt nie pisnął złego słowa, bo w zanadrzu już czekają aksjologiczne wentyle: forma celowo prymitywna, celowo "uproszczona", celowo "brutalna". Aż się dziwię, że taka podmianka kuratora w artystę, przyznajmy jakże poręczna i oszczędnościowa, jest tylko gdzieniegdzie w użyciu, a powinna być -zwłaszcza w dobie kryzysu- w zastosowaniu powszechnym.
ANDAlbert, ładnie powiedziane
OdpowiedzUsuńNiemcy i Berlin w dziedzinie kultury mają tyle "za uszami" w stosunkach europejsko-niemieckich (a w tym i polsko-niemieckich), że każde OBOK jest im bardzo "na rękę". To określenie OBOK mające symbolizować fakt sąsiedztwa, w gruncie rzeczy dosłownie ilustruje omijanie szerokim łukiem istotnych problemów, z których Niemcy nie tylko nie potrafili się otrząsnąć ale dalej brnęli w zaparte. Warto przypomnieć, że to właśnie Berlin przyjął w depozyt zbiory rodziny Flicków po tym jak w 2001 r. w Zurychu oprotestowano (także głosami niemieckich intelektualistów i artystów)pomysł zbudowania tam prywatnego muzeum Flicków. Powodem tego protestu była odmowa Christiana Flicka dokonania wpłaty na fundusz odszkodowawczy gospodarki niemieckiej dla byłych robotników przymusowych, mimo że jego majątek, będący podstawą zebrania kolekcji, był schedą po dziadku, Friedrichu Flicku, największym dostawcy broni III Rzeszy, który z czerpał korzyści z pracy przymusowej i tzw. aryzacji żydowskich majątków.
OdpowiedzUsuńWtedy protestujący w Zurychu uznali za niemoralne "posługiwanie się sztuką w celu wywabienia hańby". Ale to, co Zurych odrzucił, Berlin przyjął "na pniu". W tym kontekście warto się zastanowić, co "wywabia" i "obok" czego prześlizgują się takie wystawy jak obecna w MGBau.
ledwo żyję.
OdpowiedzUsuńwespół...czuję
OdpowiedzUsuńA widział pan może Karę Walker w Zamku?
OdpowiedzUsuńWidziałem filmik z otwarcia na "Obiegu". No cóż, te wycinanki czarnych sylwetek, gdyby nie porno podtekst, zamiast w narodowych centrach sztuki, mogłyby śmiało robić -jak dawniej- za turystyczną atrakcję na molo w Sopocie. Niewątpliwie jest to jakaś Kara, nie wiem tylko czy Walker czy Walkower.
OdpowiedzUsuńMiernych twórców ci u nas dostatek! Po kiego czorta jeszcze chałę importować? Jak mus promować kichę, to przynajmniej krajową. I takiego wypromowanego, dla dobra ojczyzny, z miejsca „sru” za granicę! Niech na jego twórczość łożą nie nasi podatnicy.
OdpowiedzUsuńSzowinista :)
Showinisto. Ależ nasza kicha ciurkiem słana jest za granicę ale dopiero wtedy, gdy wydrenuje krajowy budżet i polskiego podatnika. Słowem najpierw kicha jest "obsłużona" katalogami, albumami, wystawami, rezydencjami, stypendiami, grantami i zakupami za krajową, publiczną kasę, potem wysłana z rozdzielnika do narodowych pawilonów na biennale do Wenecji, Sao Paulo, Polska Year! czy documenta w Kassel a dopiero potem, z tym pękatym "dorobkiem" opłaconym przez polskego podatnika poprzez budżety ZUJ-a, Zachęty, Bunkra czy MKiDN do prywatnych stajni NY, Londynu i Berlina, by sobie na tych publicznie wypromowanych w Polsce mogli, już całkiem prywatnie, zarobić starsze panie i panowie na galeryjnych marżach za granicą: Basia Gladstone, Sadie Coles, Johnen & Schuettle, Carlier Gebauer, Holybush, zaradna Joasia z Moniką aus Berlin etc. und so weiter. Show must go on! Show i nic to.
OdpowiedzUsuńKatalog 10. Konkursu Gepperta:
OdpowiedzUsuńhttp://www.issuu.com/hakobo/docs/geppert_book-issuu-22-a
Ciekawe, że nazywa się on jeszcze konkursem malarskim? Na dwudziestu pięciu twórców zaprezentowanych w katalogu, tylko ośmiu zaproponowało bowiem prace stricte malarskie!
Przejrzałem ten katalog konkursu Gepperta pod wskazanym linkiem i szczególnie zaciekawiła mnie strona z "malarstwem" Tymka Borowskiego. Na jednym z "obrazków", Tymek nakleił wyciętą fotkę huja we wzwodzie tryskającego białym płynem. Zrazu nie wiadomo czy to autoportret czy obiekt wycięty z pornosa. Poza tym huj jak huj, nic szczególnego, teraz całe zastępy hujów po różnych wystawkach pysznią się w ilościach przemysłowych. Ale tekst obok, pióra niejakiego Wojciecha Kozłowskiego, promotora Tymka, to już prawdziwy majsterszyk. Kozłowski opisuje "to" tak:
OdpowiedzUsuń-"Jest to twórczość z potężną dawką wyobraźni, - która sprawia przyjemność i w której liczą się umiejętności manualne.
-(..)to malarstwo spełnienia,
-Borowski tropi ślady rzeczywistości by odnieść się do jej płynnej natury.
-Potrafi się zatracić
No, jeśli tak, jeśli to umiejętności manualne Tymka przyczyniły się do przyjemności a później zostawienia tych płynnych śladów spełnienia, znaczy się to autoportret.
legendarny Pan Kozłowski...w przyszłośći zapewne cytaty znajdą się w Wikipedii ... :)
OdpowiedzUsuńTe cytaty o huju raczej tylko w pedii.
OdpowiedzUsuńSprawa, która mnie natomiast razi, w związku ze wspomnianym tekstem pana Kozłowskiego, to już nawet nie to jego zapatrzenie w -tą z katalogu- „chujową twórczość” pana Tymka (jaki pan Wojciech ma gust pewnie wie każdy szanujący się w tym kraju miłośnik sztuki), ale fakt, że jego tekst nie jest adekwatny do obrazu przy którym został zamieszczony. Pan Kozłowski pisze bowiem -przez cały wywód- o MALARSTWIE pana Borowskiego. A to co odbiorca widzi w katalogu nie jest malarstwem!
OdpowiedzUsuńTak więc albo tekst nie jest na temat, albo obraz nijak się ma do tekstu.
deto.
Tam wszystko ma się nijak do niczego:
OdpowiedzUsuń- teksty kuratorów do prac ich podopiecznych,
- pstrokaty plakat Hakoboo (SUGERUJĄCY EKSPLOZJĘ RADOŚCI KOLORU) do ponurych w wyrazie i kolorystyce większości konkursowych realizacji,
- wyraz całości tych pozamalarskich kombinacji do prostego malarstwa Gepperta (zwanego ironicznie "polskim Michałowskim") jako patrona konkursu
- Zdecydowanie "na wyrost" ilość uczestników Rady Ekspertów i jurorów (27 osób) do ilości uczestników (26).
Mnie z kolei razi windowanie postaci (i ich "gustu") pokroju Wojciecha Kozłowskiego do roli ekspertów sztuki podczas gdy ich jedyną, rzeczywistą "zasługą" dla sztuk wizualnych jest pożeranie przeznaczonych na nią środków w formie pensji animatora w wyznaczonej (z rozdzielnika) przez urzędnika placówce, w której własny gust (lub jego brak) realizuje za pieniądze podatnika.
Przeglądając ten nieszczęsny konkursowy album i analizując zawarte w nim prace oraz opinie krytyków, przyszedł mi na myśl fragment książki „Bunt Mas” José Ortegi y Gasseta:
OdpowiedzUsuń"Człowieka mądrego ciągle gnębi obawa o to, by nie zgłupieć, i dlatego podejmuje wysiłki, by umknąć owej nieustannie grożącej głupocie i na tym właśnie polega inteligencja. Natomiast głupiec nie żywi względem siebie żadnych obaw, czuje się najmądrzejszy na świecie i stąd też bierze się ów godny pozazdroszczenia spokój, z jakim dureń rozsiada się wygodnie w swojej własnej głupocie. Durnia nie sposób wyrwać z objęć jego własnej głupoty, tak samo jak pewnych owadów nie da się wydobyć z otworu, w którym żyją, nie sposób otworzyć mu chociaż na chwilę oczu i zmusić do porównania własnej skrzywionej wizji świata z bardziej subtelnymi i ostrymi sposobami widzenia otaczającej go rzeczywistości. Głupiec jest niezniszczalny i nieprzenikniony. Dlatego też Anatol France zwykł był mawiać, że człowiek głupi jest znacznie bardziej szkodliwy niż człowiek zły, a to dlatego, że ten drugi czasem odpoczywa, podczas gdy głupiec nigdy".
Powiało grozą?!
u Pana Jureckiego ostatnio zaległości przeglądałem i pozwolę sobie zacytować Panią Mariolę Jurecką:
OdpowiedzUsuńPojechałam, zobaczyłam, zrozumiałam... (Gala Blog Roku 2010, W-wa,17.02.)
Pojechałam na Galę Konkursu Blog Roku 2010 jako reprezentant mego męża Krzysztofa Jureckiego, nominowanego do nagrody w dziale Kultura! Przeżyłam wieczór zorganizowany z wielką pompą przez Onet.pl, pretendujący niemal do miana wydarzenia kulturalnego! Wróciłam pełna wrażeń!
Oczywiście wszystkim zwycięzcom gratuluję!
Gala była sprawnie zorganizowana, wszyscy nominowani (lub ich reprezentanci) otrzymali oprawione w ramki dyplomy i torebki z gadżetami, zostali sfotografowani i poczęstowani różowym trunkiem.
Przedstawienie też było niezłe, scenografia i owszem, z rozmachem, Olivier Janiak błyszczał, Andrzej Smolik muzykował!
Uważnie wysłuchałam werdyktu jury, szczególnie Pana Stuhra, bo ta kategoria, jak wiadomo, interesowała mnie najbardziej. Nagrodę otrzymał blog O sztuce – artyści, dzieła, podróże autorstwa Justyny Napiórkowskiej, głównie za, jak to podkreślił Pan Stuhr, piękne pisanie o jego dwóch ukochanych miastach – Rzymie i Krakowie. Wzruszyłam się, bo to są także MOJE dwa ukochane miasta, no, może dorzuciłabym jeszcze Wenecję, ale o niej nie było mowy! Bawiłam się dobrze, ale do czasu...
Bardzo pilnie obejrzałam dyplom i otrzymane w torbie Onetu reklamówki sponsorów imprezy m.in. „Zwierciadło”, broszurę Subaru czy High End Design, ale szczególnie uwagę moją zwrócił katalog pt. Malarstwo. Bogna Jarzemska-Misztalska. Oczywiście obejrzałam w nim najpierw piękne, kolorowe reprodukcje, bo od nich zawsze zaczynam przeglądanie katalogu, żeby zorientować się z jakiego rodzaju twórczością mam do czynienia, a potem przeczytałam tekst autorstwa Katarzyny Napiórkowskiej, z którego dowiedziałam się, że „Bogna Jarzemska-Misztalska śmiało rozgrywa stosunki barwne na obrazach... Obrazy nęcą widza, by zmrużył oczy... Uzyskany efekt nęci połyskliwą fakturą, uwodzi szlachetną kolorystyką”.
Jako historyk sztuki nie takie rzeczy już czytałam... ale przede wszystkim zastanowiło mnie, co robi katalog z galerii Katarzyny Napiórkowskiej, jak wszyscy zainteresowani wiedzą – właścicielki warszawskiej galerii, miejsca pracy Justyny Napiórkowskiej, wśród reklamówek rozdawanych przez organizatorów Gali? Czy w tym kontekście nagroda przyznana Justynie Napiórkowskiej, córce Katarzyny Napiórkowskiej, jest wyrazem obiektywizmu jury?
A może to W TEJ ZABAWIE nie ma żadnego znaczenia?
Och, zapewne jest to czysty zbieg okoliczności, bo przecież wszystko było tak PIĘKNIE przygotowane!!!
Tyko nie wiem, dlaczego pisząc ten tekst po głowie kołacze mi uparcie piosenka Kazika:
„Na głowie kwietny ma wianek,
W ręku zielony badylek,
A przed nią bieży baranek,
A nad nią lata motylek”
… i mam ochotę ponownie obejrzeć Wodzireja?
Mariola Jurecka
-------------------------------
zasada ,,i co mi qurwa zrobisz,, obowiązuje już wszędzie... :)
Nie wyobrazam sobie ze cokolwiek sie tu zmieni, jezeli nie bedzie na tym polu ostrej konkurencji. Tak zeby obciachowo bylo pokazac sie na tych gorszych i zeby 'trzeba bylo' pokazywac sie na tych lepszych.
OdpowiedzUsuńAnoniomowy 2
Kolorowanki Sasnala podbijają Londyn
OdpowiedzUsuńhttp://www.rp.pl/artykul/9149,733086-Wilhelm-Sasnal-podbija-Londyn.html
Niestety, to co napisano czy słusznie wyśmiano o konkursie malarstwa po śmierci malarstwa we Wrocławiu, jest słuszne. Od kilku lat patrzę i oczom nie wierzę, że pokazuje się tam głownie wideo, instalacje, fotografie. Wmawia się ludziom, że to malarstwo - i to jest najzabawniejsze! Gdzieś o tym napisałem, ale już nie pamiętam?
OdpowiedzUsuń27 jurorów! To jest wyczyn. Ciekawe, ile ten konkurs kosztuje Min. Kultury i DN, czyli nas? Może ktoś zna dane?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTematyce przeszłości poświęcona jest druga, skromniejsza część ekspozycji. Nawiązuje do początków poszukiwań Sasnala. Można tu znaleźć odwołania do wojny i Holokaustu. To również hołd złożony prababce artysty, która zginęła w Auschwitz. W tej sali przywołane są też prace inspirowane lekturą komiksu "Maus" Arta Spiegelmana i "Sąsiadami" Jana Tomasza Grossa.
OdpowiedzUsuń------------------------------------------------
i love it!!!!
:):):)
Właśnie wróciłem z otwarcia wystawy "Heal the World" w łódzkim ms2. Wśród eksponatów: kalosze, metalowe łóżka(Beuysa), zgrzewki wody mineralnej "Cisowianka", stare łańcuchy, koniki na biegunach, podarte pudełko a nawet ...stryczek (pętla wisielcza). W kontekście tytułu rzecz nie jest bez sensu, ale nie bardzo wiem dlaczego tę wystawę robi się w muzeum i jeszcze do tego ... w muzeum sztuki(do kwadratu).
OdpowiedzUsuńDo gościa niedzielnego: I co mi zrobisz? A choćby spokojnie opiszę, jak Mariola Jurecka. Na razie musi wystarczyć. Pozdr.
Panie Andrzeju szanowny ...zapewne był remont w galerii ,była krótka przerwa w pracach ,a Pan od razu ,że wystawa jakaś była...(się dał Pan wkręcić po prostu...)
OdpowiedzUsuń-na tej zasadzie to mogę Pana do mnie zaprosić do Supermarketu niedaleko i powiem ,że trwa właśnie moja wystawa konceptualna...
Na tę wystawę w ms2 nie chce mi się nawet psioczyć, bo autorzy gotowi sobie pochlebić i pomyśleć, że prowokacja jest git, gdy tymczasem wiszą mi kalafiorem te ich kalosze i -nomen omen- wisi mi kalafiorem ten stryczek. Nie wisi mi jedynie ta kasa, której kolejną transzę, było nie było z niewielkiej puli na kulturę, znowu przeputali na bzdety.
OdpowiedzUsuńTo chyba tak zwana "sztuka niepotrzebna"...
OdpowiedzUsuń„wiszą mi kalafiorem”
OdpowiedzUsuńTaki to smutny los spotyka większość muzeów, które wyspecjalizowały się w szeroko pojętej „sztuce nowoczesnej”. Takie miejsca są obce i odpychające dla
ludzi potrzebujących do życia emocjonalno-estetycznych uniesień, chcących sztukę podziwiać i jednocześnie przeżywać, słowem, są obce dla prawdziwych miłośników sztuki.
Zamiast tego, placówki takie stają się błahymi atrakcjami dla: turystów, którzy traktują je jedynie jako fajne tło do pstryknięcia wakacyjnej foty, podrywaczy, których interesuje bardziej to co przechadza się po galeryjnych salach, niż to co wisi na jej ścianach, oraz studentek kulturoznawstwa i historii sztuki, które nabożnie kontemplując rząd kaloszy, czekają z dreszczem emocji aż je wypatrzą podrywacze.
A cała nieliczna reszta, którą uwidzisz jeszcze w takim miejscu, a która nie zalicza się do powyższej klasyfikacji, to albo pracownicy ochrony, albo indywidua, które -podświadomie licząc na jakiś cud- oczekują, że się miło rozczarują; a wychodząc z takiego przybytku są szczęśliwsi o tyle, że znowu mogą przyznać sobie racje i głośno powiedzieć: a nie mówiłem!!!
Żeby była jasność: Mam pełną świadomość, że organizatorzy tego typu wystaw/interwencji (o pomocy społecznej, solidarności z wykluczonymi, niedożywionymi, wszelkiej maści uciemiężonymi etc.) będąc zachwyceni przypisaną samym sobie wrażliwością społeczną, rzekomo głębokim namysłem nad jedynie istotnymi problemami świata, mają w głębokiej pogardzie takich jak ja i autor komentarza wyżej pięknoduchów i dekoratorów którzy, w ich mniemaniu, chcą ze sztuki uczynić kwiatek do kożucha tych jedynie istotnych problemów świata.
OdpowiedzUsuńW moim, skromnym przekonaniu jednak, ich tępota pseudo prospołeczna polega na tym, że w sposób najzwyczajniej oczywisty wykładają się, myląc TEMAT Z TREŚCIĄ dzieła sztuki. Że dosłowność, łopatologia i łatwizna, hurtowo rozpleniona na takich wystawkach jak "Heal the World", polegająca NIE NA pokazywaniu -jedynie wartościowej w dziele sztuki- ZNALEZIONEJ W TRUDACH PRZENOŚNI, tylko na NUDZIE I BANALE FORMY tych tam kaloszy, pryczy czy pajacyków od Ochojskiej, de facto zabija ich SKUTECZNOŚĆ SPOŁECZNĄ.
Z drugiej strony wątpię, żeby byli na tyle głupi, by wierzyć w społeczną skuteczność tych, swoich wystawowych, socspołecznych stęków. Raczej chodzi o to, że nie mając bladego pojęcia o FORMIE, działacze na etatach sztuki łapią się gorących TEMATÓW tylko po to, by wymachiwać przed nosem finansujących to urzędasów, swoją wrażliwością i zaangażowaniem jak szturmówką, w trosce o ...NOWĄ TRANSZĘ.
Nagrody malarskiego konkursu Gepperta zgarnęły m.in. panie od video (jedna od dawna najwybitniejsza a druga najwybitniejsza za chwilę bo w poetyce Fischli & Weissa) oraz prawdziwa poetka, autorka bon motu, cytuję: "Jezus zamienił wodę w wino, i ludzie znowu mogli się napierdolić". Koniec cytatu.
OdpowiedzUsuńmoże to brutalne ale: za rok wygra ten ,który napisze ,,Jesus to chuj,, ...(pozdrowienia dla Arka...)
OdpowiedzUsuńzałoży się Pan???
Mały „research-ak” w sieci na temat „ Jury members of 10th Geppert Competition”. Doliczyłem się ich dziewięciu:
OdpowiedzUsuńhttp://www.bwa.wroc.pl/index.php?l=en&id=154&b=1&w=1
- Grzegorz Dziamski
http://mumelab01.amu.edu.pl/archiwum/dziamski.html
http://www.google.pl/imgres?q=grzegorz+dziamski+uam&um=1&hl=pl&sa=N&biw=1902&bih=844&tbm=isch&tbnid=vi_d9bKTlE9EBM:&imgrefurl=http://ewawojtowicz.wordpress.com/category/praca-naukowa/&docid=6DiVOZKos7BdGM&imgurl=http://ewawojtowicz.files.wordpress.com/2011/02/okladka_p_konceptualny_got.jpg&w=3604&h=2421&ei=oFabTt7aEpLz8QOg9-zFCA&zoom=1&iact=rc&dur=369&sig=107787048216316930646&page=1&tbnh=143&tbnw=213&start=0&ndsp=43&ved=1t:429,r:4,s:0&tx=115&ty=75
- Janusz Jaroszewski
http://www.pkf-imagecollection.org/html/artistresults.asp?artist=1136&testing=true
- Leszek Knaflewski
http://www.youtube.com/watch?v=QncY1UFRkYQ
- František Kowolowski
http://www.elektrownia.art.pl/?frantisek-kowolowski-czechy,68
- Paweł Lewandowski-Palle
http://poland-art.com/images/stories/Galerie_Bydgoszcz/BWA_Bydgoszcz/bwa_bydgoszcz_ASP_Wroclaw/Lewandowski-Palle-Pawel.jpg
http://www.google.pl/imgres?q=%22Pawe%C5%82+Lewandowski-Palle%22&um=1&hl=pl&sa=N&biw=1902&bih=873&tbm=isch&tbnid=cBaBxWIVePjqPM:&imgrefurl=http://www.home.umk.pl/~rochecki/pokaz.php%3Fobraz%3D33&docid=_GFIFsBCqn7fSM&imgurl=http://www.home.umk.pl/~rochecki/images/33.jpg&w=363&h=292&ei=ZUybTpuuIYan8QO1waDhBQ&zoom=1
http://www.google.pl/imgres?q=%22Pawe%C5%82+Lewandowski-Palle%22&um=1&hl=pl&sa=N&biw=1902&bih=873&tbm=isch&tbnid=VrT6vFgPxr8zuM:&imgrefurl=http://www.pegaz.wwi.pl/news.php%3Fid%3D915&docid=4B2fpIij1bojoM&imgurl=http://www.pegaz.wwi.pl/wystawy/impresje2009/palle1.jpg&w=390&h=307&ei=ZUybTpuuIYan8QO1waDhBQ&zoom=1&iact=rc&dur=296&sig=107787048216316930646&page=2&tbnh=153&tbnw=194&start=33&ndsp=34&ved=1t:429,r:0,s:33&tx=120&ty=92
- Jarosław Modzelewski
http://www.youtube.com/watch?v=H-rg7yf5fNo
- Martin Müller
http://www.heyoka.eu/fine-arts-paintings.html
- Maria Anna Potocka
http://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Anna_Potocka
http://krakow.gazeta.pl/krakow/5,35812,8674483,MOCAK___Muzeum_Sztuki_Wspolczesnej_na_krakowskim_Zablociu.html?i=13
- Monika Szewczyk
http://www.wrotapodlasia.pl/pl/region/ludzie_podlasia/monika+szewczyk.htm
http://www.poland-israel.org/event/?lang=pl&wid=268
Oprócz jury (9 osób) konkurs Gepperta "obsługują jeszcze kuratorzy (2 os.) i Rada Ekspertów nominujących (17 os.). W tym właśnie kontekście mówiłem, że 26 uczestników jest obsłużonych przez 27 opłaconych opiekunów.
OdpowiedzUsuńZastanawiający sukces odniosła Bogna Burska. Obie jej nominacje zostały nagrodzone.
Podobnie zastanawia, że nominant Kozłowski zaproponował 2 uczestników i akurat obaj są "ze stajni" Banasiaka.
ostatnie takie trio działa - już w czwartek, rottenberg+żak/branicka (fresh fruits "and" rotting vegetables parafrazując nieco klasyków):
OdpowiedzUsuńhttp://www.bethanien.de/kb/index/trans/en
Polish! Contemporary Art from Poland
Michal Budny
Rafal Bujnowski
Hubert Czerepok
Slawomir Elsner
Michal Jankowski
Katarzyna Kozyra
Pawel Ksiazek
Dominik Lejman
Roman Lipski
Piotr Uklanski
Urban Art (Marek Pisarsky + Anne Peschken)
Artur Zmijewski
We've remained strangers to each other. That is why we have this constant yearning for normality. What do we know about our neighbors? Are there conflicts? How does each of us reconcile himself with his background? What interests Poles and Germans about each other?
An exhibition titled "Polish! Contemporary Art from Poland", which revolves around certain ideas of unquestioned traditions and patriotic wishful thinking, accepts the risk of failure. All over the world, religious identities are intensifying. Beyond that, processes of societal transformation outside of Europe are stimulating the formation of national identity, which in turn has effects on societal developments within Europe.
The artists of this exhibition are cosmopolitan and reflect what is not self-evident about their own identities. Instead of social-scientific generalities, what awaits us in the exhibition are objects, video installations, and paintings in which artists with wit and intelligence explore constructions of identity on the one hand and traumatic denials of identity on the other.
On Friday, 21st October 2011 at 7 pm a lecture by Anda Rottenberg (Warsaw) will be given in the exhibition spaces.
In this context, the publication "Polish! Contemporary Art from Poland" will be presented to the public. It has been edited by the ZAK BRANICKA Foundation (Berlin), with a foreword by Anda Rottenberg and contributions from 29 authors on the work of 37 Polish artists. Concept: Monika Branicka and Asia Zak, published in 2011 in German and English editions in Hatje Cantz Verlag.
Wystawa jak wystawa, nihil novi sub sole. Odkąd pamiętam (połowa l. 80) Martin Gropius Bau i Kunstlerhaus Bethanien to zawsze były dwie, dyżurne, berlińskie instytucje międzynarodówki pretendentów do udoju publicznych grantów.
OdpowiedzUsuńAle zdanie z załączonego tekstu, very ciekawe: "The artists of this exhibition are cosmopolitan and reflect what is not self-evident about their own identities". Słowem artystyczni kosmopolici, intensywnie zainteresowani własną tożsamością. Coś jak: suche majtki na dnie morza.
Natomiast książka wydana z tej okazji graficznie bardzo dobra. Widać "etykietę zastepczą" łatwiej zastąpić niż opakowany nią wyrób, który pozostał czekoladopodobny.
co do książki podobne odczucia
OdpowiedzUsuńwydawnictwo jednak zacne
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńbape
OdpowiedzUsuńoff white outlet
jordan shoes
bape outlet
bape
kd 15
yeezy gap hoodie
off white
palm angels
giannis shoes