29 paź 2014
Do it Yoursejf !
"Zrób to sam! Do czego artystom potrzebne są instytucje?" Pod takim hasłem, wczoraj wieczorem w Audytorium Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, odbyła się kolejna odsłona dyskusji jaką wcześniej zainicjował naczelny pisma Szum Jakub Banasiak, a którą podjął kurator CSW, Iwo Zmyślony. Banasiak, opisując tegoroczną edycję Warsaw Gallery Weekend (http://www.dwutygodnik.com/artykul/5489-w-poszukiwaniu-tozsamosci.html), lekko drasnął Zmyślonego, że jako pracownik publicznej instytucji sztuki, lobbuje na rzecz prywatnej konkurencji (warszawskiego Stowarzyszenia Galerii Sztuki). Zmyślony zwrotnie przypolemizował Banasiakowi (http://obieg.pl/teksty/33789), że właśnie jemu, jako byłemu współorganizatorowi którejś z poprzednich edycji WGW nie wypada się czepiać, radząc mu przy okazji, żeby skupił się na sprzedaży (w domyśle: z moralnością na bakier) powierzchni reklamowej we własnym piśmie o sztuce "w rozszerzonym polu". Zmyślony poszedł za ciosem i korzystając z gościnności MSN, dalszą część obiecująco zapowiadającego się pojedynku, postanowił przenieść na ring jednej z "budów" MSN (program "Warszawa w budowie"), czyli do audytorium instytucji na ul. Pańskiej właśnie.
Warto zauważyć, że ogień samego leadu: "Do czego artystom potrzebne są instytucje", zgrabnie obsługuje dwie pieczenie: 1. ujawnia rzekomą lub prawdziwą instytucjonalną troskę, personifikowaną tutaj przez Iwo Zmyślonego, o los artystów i o rozwiązania systemowe ich współpracy z przybytkami finansowanymi z budżetu resortu kultury oraz 2. sugeruje wniosek, że te instytucje artystom rzeczywiście SĄ POTRZEBNE. Szkoda tylko, że zarówno zaczyn tej debaty, rozegrany między reprezentującymi instytucje Zmyślonym -CSW ZUJ i Banasiakiem ASP W-wa, jak i jej ciąg dalszy, był moderowany -a jakże- przez przedstawicieli (czyli beneficjentów) instytucji (w dawnej Emilce za stołem prezydialnym, oprócz Zmyślonego z CSW, zasiedli: Joanna Kiliszek b. wicedyrektorka IAM; Małgorzata Ludwisiak, b. wicedyrektorka MS w Łodzi, a obecnie dyr. CSW ZUJ; szef Galerii Stereo Michał Lasota i Mikołaj Iwański ASP Szczecin). Nic dziwnego, że przy takim składzie, przez salę nie przeleciał nawet powiew przeredagowanego tytułu z pytaniem: CZY artystom instytucje są potrzebne?
Warto zauważyć, że w samej Warszawie w trzech instytucjach około sztuki współczesnej: CSW, Zachęcie i MSN, a także w odnośnych działach Muzeum Narodowego, w Szkołach Artystycznych i -oczywiście- w Ministerstwie Kultury, MIESIĄC W MIESIĄC z kasy resortu kultury znika gaża i ubezpieczenie ok. 2-tysięcznej ARMII urzędników, pośredników i różnego rodzaju DZIAŁACZY, nie uprawiających żadnej twórczości, oprócz radosnej oczywiście. W tym samym czasie, tylko znikoma część jakkolwiek ją UPRAWIAJĄCYCH, może liczyć zaledwie na okruchy z tego tortu.
Warto zauważyć też, że jakiś czas temu ukonstytuowała się w osobną strukturę (Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej) taka część "uprawiających" sztukę, która zamiast próbować WSPÓLNIE skontestować tę horrendalną asymetrię w dziedzinie, której OSIĄ WINNA BYĆ TWÓRCZOŚĆ, zamiast próbować WYKOLEIĆ TEN INSTYTUCJONALNY DYKTAT, postanowiła jakoś się w nim URZĄDZIĆ. Część ta, wpychając się na sam początek ogonka wiszących u klamki litości urzędnika od kultury, skamląc karykaturą strajku (garstka wybrańców), a ostatnio blatując się w jego gabinetach, próbuje wykolegować całą resztę, oficjalnie utrzymując że działa w imieniu i na jej rzecz. A nieoficjalnie której to reszcie, w odróżnieniu od własnej, "awangardowej" aureoli, stale przyprawia "mieszczańską gębę". W naciąganej logice fałszywie, ale i wygodnie pojmowanego postępu, to de nomine obywatelskie, a de facto kilkuosobowe Forum, po wszystkich odpustach trąbi, by instytucje publiczne za pieniądze podatnika faworyzowały awangardowy, eksperymentalny wariant twórczości. Zdaje się tylko dlatego, że wariant taki najściślej odpowiada topografii zainteresowań samego gremium.
Warto zauważyć, że urzędnik (nie tylko referent w ministerstwie ale i kurator redystrybujący publiczne walory na etacie instytucji) szybko połapał się w takiej szansie. Znaną z komuszej strategii metodą na wyłuskiwanie, wyłuskuje ten "postępowy" aktyw z ogółu głodnych. Urzędnik w instytucjach, w tym muzealnych, produkując, wystawiając i kolekcjonując błahostki, a nawet ewidentne dowcipy (bałwanek w zamrażarce), konsekruje te eksperymenty, nie zważając i nie dociekając czy są to eksperymenty UDANE? Ale za to chodzi w glorii postępowca, znawcy najnowszych światowych trendów, który za cudze nabywa po uważaniu, czyli zgodnie ze swoją, PRYWATNĄ kalkulacją socjotechniczną (by nie insynuować kumoterstwa interesu), twory artystycznie, absolutnie NIESPRAWDZALNE.
Toteż nic dziwnego, że dyskusja w MSN, skupiona nad tym DO CZEGO SĄ potrzebne instytucje, a nie nad tym CZY SĄ POTRZEBNE, co i rusz logicznie się rwała, a moderatorzy sami zapędzali w tzw. kozi róg. Iwo Zmyślony nie zauważył w rozpędzie tego, co czujnie wychwycił i zaraz sprostował, popatrujący na reakcję widowni, w tym na niżej podpisanego, najlepszy ekonomista wśród artystów - Mikołaj Iwański. Zacytuję go z pamięci: ,,instytucje nie powinny podejmować się AKWIZYCJI towaru proponowanego przez prywatne galerie komercyjne". Zapominając o zeszłorocznej inicjatywie dyrekcji MSN, która wystawą Showroom, konsekrowała prace pochodzące z kolekcji prywatnych galerii biorących udział w WGW 2013 stwierdził kategorycznie, że nie podejmują jej. O tym -podobno- ma świadczyć fakt, że instytucje, działając latami i operując milionami, nie wykształciły zbyt licznego grona kolekcjonerów prywatnych! Oczywiście wyłączając prywatny Abbey House, który kupując za niewiarygodnie wysokie kwoty od artystów zgoła innych niż pupile instytucji dotowanych, praktykował szkodliwą -w ocenie Iwańskiego- działalność.
Warto zauważyć, wtrąciłem, że AH robi dokładnie to, co od lat robią dotowane instytucje. Bo Abbey kupując od jeszcze studentki akademii nomen omen "Jelenia" za 150 tys., toczka w toczkę powielił stałą taktykę instytucji publicznych, kupujących np. rysunek A4 Sosnowskiej - za 100 tys. zł; fotografię B4 Rajkowskiej za 40 tys. zł., "tkaninę" Macugi za 300 tys. zł; video Mik'a za 470 tys. zł), WPROWADZAJĄC TYM ZAMĘT AKSJOLOGICZNY, I EWALUUJĄC WYBRANĄ TWÓRCZOŚĆ WYDUMANYM POZIOMEM CEN TYCH ZAKUPÓW.
Warto zauważyć, dodałem, że fałszujący jest też podział na prywatne galerie komercyjne i publiczne instytucje "platoniczne", bo choć instytucje nie sprzedają prac (wyprzedaż kolekcji Zachęty sprzed kilku lat temu przeczy), to przecież KUPUJĄ bieżącą twórczość często prosto z pracowni artysty, której wartości, rynek nie zdążył jeszcze "wynegocjować".
Warto zauważyć też, przypomniałem, że inne instytucje typu MKiDN, wprowadzają ultrazamęt "gospodarczy", od lat, tak konsekwentnie fundując zaledwie dwóm na krzyż galeriom (Raster, FGF) udział na międzynarodowych, komercyjnych targach sztuki. Przy okazji wskazałem mały szwindel, którego dotujący i prowadzący galerię tym samym dokonują. Bo: jeśli te galerie mają tak świetnych i wziętych na świecie artystów jak utrzymują, to powinny "z palcem" poradzić sobie bez dotacji, a dotacja jest "na wyrost" jeśli nie z chciwości. Albo, jeżeli już wyciągają łapę do ministra, to może ich artyści nie są jednak tak, jak utrzymują ich dealerzy- na świecie "brani".
W sumie cały panel okazał się kolejnym niewypałem. Wszyscy pozostali na swoich, ustalonych stanowiskach, wniosków żadnych, tudzież żadnych wytycznych do działania. Na dodatek sam Iwo Zmyślony nie miał satysfakcji, bo: 1. jego adwersarz, Banasiak nie dotarł. 2. Zmyślony skonfliktował się z OFSW, którego "jedynie ważnych i najważniejszych" artystów śmiał nie zaprosić imiennie. 3. Rączy moderator sam się wizerunkowo nie popisał, zakładając bądź co bądź na wieczór, beżowy (wpływy garsonek ministry?), przyciasny bezrękawnik, wyglądający z odległości mojego rzędu, na babcinej robótki. Ale może to i dobrze?
15 paź 2014
Brothers In Arms
The Krasnals w Galerii Browarna! Już od 19 października b.r., w przestrzeni galerii w Łowiczu przy ul. Podrzecznej 17, można oglądać głośne prace słynnej Grupy. W roli głównej wystąpiła 10 metrowa "rewolucja nie dla kretynów" czyli współczesna parafraza matejkowskiej Bitwy pod Grunwaldem. Towarzyszą jej najlepsze "Portrety" z dorobku anonimowych artystów. Zapraszamy.
inf. tel. 46 838 56 53; kom. 691 979 262
Galeria czynna do 15 listopada 2014 r. w piątki, soboty i niedziele w godz. 16.00-18.00, udostępniana też indywidualnie, po umówieniu telefonicznym.
Andrzej Biernacki z Jackiem Foksem przed otwarciem wystawy 19 października 2014 r., fot. Włodzimierz Pietrzyk
Poniżej tekst Andrzeja Biernackiego, z publikacji towarzyszącej wystawie.
SZTUKĘ MOŻNA TRAKTOWAĆ NA DWA SPOSOBY: 1. szukać nią lub w niej świata równoległego do zastanego, gdzie nowe pomysły, liczące się z ciągłością gatunku i zasobem doświadczenia, korespondują ze starymi zadaniami, lub 2. gdzie nowe koncepcje, w imię eksperymentu i poznania „nieoczywistego”, są z dawnych relacji wyabstrahowane. Jak by jednak nie było, obszarem wspólnym obu wariantów, pozostaje kwestia oceny WIARYGODNOŚCI ostatecznej instancji propozycji. Nie w sensie ferowania jakiejś prawdy uniwersalnej -na wyrost możliwości jednostki-, tylko -na jej skromną miarę- diagnozy stanu, kiedy czuje, że jest oszukiwana. Np. kiedy raptem nagły entuzjazm spada z księżyca zbyt blisko „niesprawdzalnego”, a tym bardziej nieprzekonywującego, lub gdy zamiast opinii „po prawdzie”, mnożą się prawdy „po przynależności”. A już na pewno wtedy, kiedy przy pomoście sztuki, tej ostatniej przystani szczerości i wątpliwości, cumują wypasione tupetem i lśniące chromami samozadowolenia, jachty wciąż tego samego przewoźnika wartości.
The Krasnals, z lewej Althamer fagment Bitwy pod Grunwaldem; z prawej Autoportret
Oczywiście, w świecie twórczości, będącym domeną szukania „po omacku”, a nie „twardych dowodów”, zawsze było gęsto od konfliktów. Tyle że dzisiaj, dawne konflikty, sprowadzające się do sporu o KSZTAŁT sztuki (romantyków z klasykami), zostały zakasowane przez spór o SYSTEM jej funkcjonowania. Ściślej przez, nieznaną dotychczas, skalę hipokryzji systemu, który się przebił jako jedynie obowiązujący. Bo dzisiaj, u korzenia tej gry, szeroko rozpostarł się, uwłaszczony forsą instytucji urzędnik „od kultury”. Tym różniący się od twórcy, oprócz wiedzy o naturze twórczości –rzecz jasna, że opłacony z góry, bez związku z rezultatem swego istnienia. Jedyny związek jaki go napędza i sankcjonuje to ten, „wygospodarowany” między znacjonalizowanym kosztem, a sprywatyzowanym zyskiem. Jego osobistym. Kategoria talentu ma w tej kalkulacji wymiar humorystyczny. Jeśli w ogóle ma. Działacz na urzędzie, teraz samodzielnie szacuje wartości i ustala hierarchie, głównie zakupami po swoim uważaniu, ale za cudze środki. Bezczelnie konkuruje z inicjatywą tego, co go utrzymuje, bo musi. Wprowadza oczywisty zamęt, dotując faryzeuszy, zawodowo odgrywających swe role „po linii”. W opiętych beżach banalnych garsonek i pastelozie gabinetów, nie ma zamiaru być wyważonym mecenasem i orędownikiem równych szans z wyborczych deklaracji. Gdy tylko osiądzie na mieliźnie stołka, staje się pospolitym lobbystą dla najlepiej wpasowanych. Toteż, przy jego wybiórczym wsparciu, nadto czytelna jest nagła erupcja „światowych” osobowości i karier. Bez związku z sensem edukacji, karier osadzonych, wręcz uwarunkowanych wyparciem UMIEJĘTNOŚCI, które byłyby zrozumiałe także dla uprawiających.
The Krasnals, fragmenty Bitwy pod Grunwaldem olej/ płótno 430 x 990 cm, 2010
ISTOTĄ PRZEWROTNEJ AKTYWNOŚCI formacji The Krasnals, jest frontalna krytyka tego, dętego zaplecza zjawisk oraz szemranej qualite ich następstw. Serwując własne obrazki-klony obiektów przez siebie atakowanych, detonują samo jądro charakterystyki sztuki: głównie walory unikatu, jego pretensje do ikonicznej jedyności i warsztatowej trudności wykonania. Obnażają „ręcznie” robione kariery dzieł z przepisu, z modnej recepty na top i fullsukces, zwykle zresztą handlowy. Ich konsekwentna anonimowość ma jednak dwa końce: będąc egidą chroniącą przed zwrotną szarżą ad personam, automatycznie zamyka drogę do odcinania kuponów, często zasłużonego sukcesu własnego grupy. Przypadłość tym bardziej dotkliwa, im więcej z czasem powstaje dzieł, wychodzących poza wąski obszar timbre’u tylko krytycznego. A u malujących i performujących Krasnalsów, co i rusz bierze górę, lub wymyka się spod duktu pędzla, czysto plastyczny instynkt. Nie tępiąc ostrza przekazu drapieżnych treści, ujawnia niemałe potencje ich własnej ręki i oka. Dzieje się tak wtedy, kiedy skala dzieła, przekracza parametry doraźnej, obrazkowej pyskówki.
The Krasnals, z lewej: Święty Jan Paweł II, z prawej: Che, fragment Bitwy pod Grunwaldem
Taką jest na pewno monstrualna, jak matejkowski pierwowzór, ich Bitwa pod Grunwaldem. Rodzaj plastycznego glejtu sprawności, wizy na powziętą krucjatę, dowód gruntownego rozpoznania tematów, do których poruszania, samozwańczo się upoważnili. Ich interpretacja „Bitwy”, będąc malarską „pankefalią”, omnigalerią portretów, wyraża zamiar arcyambitny. Podejmuje jeden z rudymentów wyrazu, test kwalifikacji opanowania „pełni”, zawarty w starym zadaniu: nanieść, ale i ustosunkować. Zachować proporcję opisu do konkluzji, uniknąć braku z nadmiaru. Ominąć pułapkę, z którą (mówiąc półgębkiem, by nie narażać się na śmieszność), sam Matejko miał niejaki kłopot.
The Krasnals, Picasso, olej/płótno
The Krasnals znaleźli sposób ugryzienia zadania. W sukurs przyszły im instrumenty separujące nadmiary: kontrast temperaturowy i sylweta. Kolor spłynął więc z górnych szarości, odsłaniając podrysowany plan jasno-ciemny. Płaski i śliski. Spełzły z niego tłuste, blikujące wilgocią materie, marszcząc plamy środkowo-dolnych partii. Zagrały sine szablony portretów z różowo-żółtawą pleśnią laserunkowych sepii, podbite kolorkową tintą twarzowych karnacji. „Ostrzegawcze” biało czerwienie zbroczyły cieliste modelunki. Figury obnażyły swe mięsne krągłości, w błyskach spiczasto-stalowych armatur. Pomnikową powagę biustów, rozbroiła asysta gumowo-pluszowego trashu. Gabaryty areału do zagospodarowania, wydusiły z autorów premię inwencji, ponad normalną potrzebę założenia. Z ledwie brewiarza komentarza, wychynęło dzieło.