Jak czytam te pańskie: świeżość, odkrycie czy "błyskotliwe jak prosty wynalazek powstały w wyniku olśnienia", zastanawiam się nad pańskimi kwalifikacjami w kwestii znajomości sztuki ostatniego półwiecza. Bez złośliwości, proponuję Panu zajrzeć do dowolnego leksykonu sztuki francuskiej XX w. albo do kroniki wystaw Zachęty z początku lat 80, tam trafi Pan na płótna: "Lśniące od farby kładzionej w różnych kierunkach, wpisane w asymetryczne ramy", tyle , że ... Pierre'a Soulages.
Jak to kim są autorzy ripost. To beneficjenci państwowej kasy, trzymający tu (i ówdzie też) łapy na pulsie. Od kilkunastu lat straszą, że jak nie oni, to Siudmak i obrazki nad kominek. Jak dotychczas pięknie im to wychodzi. Zagrywka prosta, ale -widać- skuteczna. Powracając do Bujnowskiego. Możeby Pan Krytykant objaśnił, dlaczego fan Bacona jest be, a fan Soulages'a cacy. Link podany, nazwisko promotora takoż, a riposty merytorycznej nie widać. A tak jeszcze wczoraj chciał Pan Banasiak dialogować merytorycznie, nie o układach. Może mu mowę odebrało z wrażenia. Przypominam więc: http://stalker.hautetfort.com/images/medium_outrenoir.jpg
A możeby wreszcie wypier...ć te relikty komuny - dotowane galerie -siedliska nierobów z przerostem zatrudnienia uległego wobec sieci. Nie byłoby problemu, kto ma w nich decydować
Im bliższa konkluzja, tym -widzę- bardziej osobiste wycieczki? Wrocław? Tarnów? A może Zielona Góra, hę?Powtórzę: Żadnych dotowanych, albo tu mamy, k....a, realny soc. Otóż u dotowanych do przewalenia jest wszystko: konkurs, rada programowa, zakupy, lewy sponsoring. Np. zakup pracy u niedotowanego jest czysty jak łza: wartość zakupu jest ugodą, wynikiem negocjacji dwóch stron. U dotowanego: STRONĄ NABYWAJĄCĄ JEST KTOŚ INNY NIŻ NEGOCJUJĄCY ze sprzedającym. Negocjujący zakup nie ma interesu w najkorzystniejszej transakcji. Przeciwnie, może mieć interes w transakcji niekorzystnej dla kupującego czyli budżetu instytucji nabywającej, czytaj: sprzedający odpala działkę negocjującemu niekorzystnie dla instytucji. Pytanie: jakie środki MKiDN przeznaczył MSN na zakup pierwszej transzy kolekcji, i kto negocjował wysokość kontraktów?
"Brak mecenatu przy tak nieprzygotowanym odbiorcy zrobiłby spustoszenie". Zdaje się, że się nie rozumiemy. A czy ja mówię o braku jakiegokolwiek mecenatu? Ja mówię o wywaleniu mecenatu instytucji dotowanych z budżetu. Bez takiego mecenatu powstały w Polsce wspaniałe kolekcje GK, KM, KJ i masa innych ze znakomitą sztuką, którą się pokazuje także w publicznych lokalach( np. Zapis przemian K. Musiała w Zachęcie, notabene za haracz, który kolekcjoner musiał zapłacić za udostępnienie zbiorów odbiorcom). Mówi Pani o nieprzygotowanym odbiorcy. A co on ma za znaczenie, czy on się w tym w ogóle powinien liczyć. Niezorientowany nie chce, a jak nie chce niech spada. Widziała Pani na oczy masowego odbiorcę sztuki. To w ogóle zawracanie gitary. Jakaś kolejna po ZUS-ie, piramidalna obłuda. Np. ZUS ma się troszczyć o mnie w niepewnej przyszłości, a jednocześnie ma gdzieś czy mam co jeść dzisiaj. Urzędnicze pieprzenie, podobne do konieczności istnienia Ministerstwa Kultury czy mecenatu instytucji dotowanych z budżetu.
Nie ma Pani żadnych szans przeciwdziałać nieprawidłowościom. Wpisy tutaj służą wyłącznie poinformowaniu "wroga" o tym, że jego grzeszki są dawno rozpoznane. A propo's rozpoznania. Anonimowy popisuje się wiedzą, że Bezan bierze pieniądze na wystawę z budżetu, a chrzani o czymś odwrotnym. Otóż nie ma tak dobrze. Ten, którego Anonimowy kojarzy z Bezanem (patrz wpisy B. Otockiego)nie dostał żadnych pieniędzy z budżetu. Dostał je wystawiający artysta (i zaraz wydał podwójnie), a nie kojarzony z Bezanem właściciel wystawiającej galerii. Właściciel stracił na wystawie równowartość dotacji. Sprawdziłem u źródła. Urzędasy niech się bronią, ich prawo, ale w zgodzie z prawdą, którą w tym wypadku łatwo zweryfikować.
Nie porozumiem się z Krytykantem, bo on za antyk i tradycję w sztuce ma neon z kina "Skarpa" po remoncie, a za arcydzieło kolejnego gluta (po autoportrecie) Althamera, o wdzięcznej nazwie "Guma". P. Banasiak bawiąc się w cenzora, tak zwekslował tu dialog, żeby się przypadkiem nie ustosunkować do licencji Soulages-Bujnowski. Ciekaw jestem jak Pan, autor afirmatywnych ochów i achów do bujnoeszczyzny, się czuł, jak Pan zobaczył podany link. Bo na 85% pewien jestem, że Pan go widział. A już w ogóle nie liczę na to, że ustosunkuje się Pan do innych podanych przeze mnie licencji. Obawiam się, że w tym celu musiałby się Pan przełamać i sięgnąć do roczników Cimaise, XXsiecle, Art International, Aujourd'hui. To -sorry- era grubo przed neonem, choć po niejednym glucie.
Zwracam uwagę, że plagiatuje się głównie (wyłącznie?) rzeczy łatwe wykonawczo. Kiedyś napisałem, że z Richtera też wybrali popbanalizm, proste wcierki pejzażowe i kolorowe kwadraciki, a jakoś nie przymierzyli się do trudnych, richterowskich, grubo nawarstwionych ławkowców. Ciągle przy tym słyszę, że coś jest celowo niezdarne, celowo surowe, zamierzone bylejak, lekkuchno, świadomie w 5 minut etc.. Czekam więc aż ktoś coś wreszcie skomplikuje, popracuje nad jednym parę miesięcy, poprzerabia do zamordowania materiału i dopiero wyplute pokaże. Trzebaby być kretynem, żeby apriori tępić Sasnala czy Bujnowskiego, apriori przychrzaniać się do ich roboty czy osoby, a w zamian, "na pniu" lubić i cenić jakichś artystów dnia wczorajszego. Zapewniam Krytykanta i innych, że jakbym gębę z podziwu otworzył przed rzeczami LUB ODKRYWCZĄ IDEĄ Ładnowców czy innych jakowychś, tobym to jako pierwszy światu starał się wykrzyczeć. Przepłaciłbym, żeby mieć, przekonywałbym, żeby inni się skusili. A tymczasem widzę wtórne smużki gładko zamalowanej czerni, jakieś skapy i wywijasy pędzlaste bez formy i Pana Banasiaka zachwyconego kostropatym neonem ze "Skarpy" jako jedyną fajną tradycją. Nie lubię moheru, ale na końcu języka mam: Unia Europejska - a tfu!
Jak zawsze i wszędzie jest nadprodukcja bzdetów, bo sztuki -jak zawsze i wszędzie- jest w sam raz, a może nawet przymało.
Właśnie trwają w Warszawie wystawy Dominika w Królikarni i Sienickiego w aTaku. Polecam je uwadze gospodarza blogu. Być może okaże się, że to właśnie te osobowości i zjawiska, a nie neon ze "Skarpy" stanowią "świetlaną -nomen omen - przeszłość i tradycję polskiej sztuki. W ogóle polecam temu i innym miłośnikom gwiazd ostatniej dekady, częstsze bywanie na wystawach innych niż kolegów "z roku".
Zdaje się, że mamy przesilenie, na kształt tego, które w 20-leciu ub.w. podyktowało Czyżewskiemu słynne zdanie: "narażę się na śmieszność, ale obrazy Rembrandta sprawiają na mnie wrażenie gratów". Dzisiaj, wysilone niezdarności Czyżewskiego same zioną śmiertelną nudą, ale to chyba były początki ośmielenia nieudolności w podrywaniu opinii sprawności i kompetencji. Dzisiaj zastępy plastycznej dukaniny obleczone w nabzdyczone "przesłania", już nie boją się śmieszności. Przeciwnie, trąbią te swoje fałszywe nutki po zasobnych filharmoniach zjednoczonej Europy. Boję się, że już tylko historia zdolna jest przenieść te kosztowne graty na śmietnik.
A mi ta myśl przychodziła. Walnęła mnie obuchem tupetu. Brylami Orbisona między oczy.
"odnośnie plagiatów, powtórzeń, zapożyczeń... http://pl.youtube.com/watch?v=LDssDK41UYw". No, fajnie, fajnie k...a, ale co z tego. Po van Eycku trochę malarstwa TEŻ JUŻ BYŁO, jakiś Soulages, zum Beispiel. Ale przy nim jakoś nikt nie kwitował: to było. Było malarstwo, ale nie TAKIE malarstwo. Podobnie jak A -już było, ZORRO- już było, ale AZORRO jest teraz, i jak na razie, linków do azorro bis nie widać.Czuję, że niektórzy wolą mieć mi za złe fakt, że wyciągam Bujnowskiemu Soulagesa, niż za złe Bujnowskiemu to, że jest w Lamp Black wtórny. Przypominam więc, że przywołanie S. było (pierwszy tu wpis) reakcją na te wszystkie gładkie pienia o oryginalności i nowych olśnieniach. Jako malarz wiem, że obraz rodzi obraz, a całe to zaczynanie "od zera" jest ściemą różnych ciot od malarskiej rewolucji. Korzystanie z dorobku przeszłości jest rudymentem wszelkiego tworzenia. Cybis mawiał: "Nasi przodkowie nagromadzili skarby, można żyć jak z renty, a przy szczęściu nawet skarby powiększyć". Bujnowski -oczywiście- może żyć z renty Soulagesa, ważne co do tego doda od siebie. Na razie zauważył podobieństwo lśnienia duktów czarnej farby do bliku na włosach, co raczej nie wymaga wnikliwych studiów artystycznych. Podobne zjawisko zachodzi w wielu przypadkach, ot, na krążku płyty analogowej (w przyszłym sezonie: błysk lamp black wpisany -dla odmiany- w symetryczne ramy) . Dziurą w środku może stanowić dodatkowy grant: aluzję otwarcia na nowy horyzont...myślenia o malarstwie.
Te kpiny z okrągłych zdań azorro same się zdążyły zaokrąglić, odkąd wiszą z powagą w muzeum ...narodowem (pod Wawelym). Tego jeszcze nie było? Naturalnie, że było, całe muzea są teraz tym zawalone po dach. Hm. Coś jeszcze chciałem. Aha, co mam powiedzieć spiętemu? (żeby się rozpiął?)
niedoceniony artysta? To już było..; frustrat? To też już było.. Dzisiaj to raczej niefarciarz. Nie każdy ma kolesiów wśród kuratorskiej braci. Niech azorro zdejmie amaskę.
Do starych, do młodych... O co Pani chodzi. Ja np., zdaje się średnie pokolenie, kilka tematów wstecz podałem, że cenię zarówno starych (nawet nieżyjących, jak Sienickiego), równolatków (jak Suesmayr) ale i młodszych od Sasnali (jak Li Songsong). Nie ma tak dobrze. Nie będziemy się tu wykręcać wydumanym konfliktem pokoleń, żeby przepychać młody lub stary chłam. (była nawet taka wystawka: Każdemu czasowi jego sztuka). Tu nie o pokoleniową różnicę estetyk idzie, tylko jakość w obrębie proponowanej estetyki czy stylistyki. Jest cała paleta młodych, która do starych "gada" i odwrotnie. O, np. Panu Wojciechowi Kozłowskiemu (starszy ode mnie, nie wypominając) z Zielonej Góry podobają się głównie młodzi.Co do Azorro, to fajnie, tyle że nie mieszałbym tu systemów walutowych, raczej widziałbym ich na przeglądzie kabaretów w Mrągowie niż w galerii ze sztuką, skoro ...umarła.
W korzystaniu z modela lub przekładaniu pędzla z prawej (jak się już umie) do lewej ręki jest jedyny tylko sens: wytrąceniu się z rutyny, odejściu od banału konwencji, porzuceniu utartych torów przyzwyczajenia zarówno wykonania i rozumowania. Po to jest właśnie studiowanie NATURY rzeczy. Ale studiowanie natury jest dzisiaj DEMODE, jest dla biorących się za sztukę (widzących sukces Tracey Emin) synonimem ciasnoty umysłowej i wstecznictwa. Tryumf święcą odpady tworzenia, szkic, sztuka nieuczona. Jednak SUKCES STYLISTYKI BRAKU KOMPETENCJI WYNIKA Z POMYLENIA SZTUKI "NIEUCZONEJ" ZE SZTUKĄ NIEUDOLNĄ. Akademizmem nie jest każdy obrazek z aktem, tylko każdy obrazek tchnący konwencjonalną martwotą (bywa,że z aktem). Dla mnie wartość gestu Saatchiego (mniejsza o rzeczywiste powody), który ogłosił tryumf malarstwa właśnie wtedy gdy inni wieszczyli jego śmierć, polega na wolności nie liczenia się z terrorem obowiązującej konwencji. Dzisiejszy akademizm nie polega na malowaniu aktu czy kwiatka w wazonie, a na pakowaniu monitora i tych wszystkich gratów od których kipią dzisiejsze, "postępowe" galerie: neonu, cembrowiny, betoniarki i ...witrażyków RB.
Moje zdanie nt Książka jak najlepsze. Miał taki obrazek prawie abstrakcyjny (chyba postać zbudowana z poziomych maźnięć), który gdzieś zniknął w sieci (był przez moment w Galerii Branicka), i za który dałbym wiele. Myślę, że fałszywki tu zamieszczane są produkcji knociarzy z TK. Paskuda .Sprawdziłem u Branickiej ma sporo fajnego Książka. W pierwszej serii 6 lub siódmy zbliżają się do tego obrazka, o którym mówiłem.
Oko, kokon, koko, na oko... Spoko, skok w szlafroko i na boko. Do Krytykanta: Jest Pan trochę żałosny z tą konsekwencją wyrzutów, byle czego zresztą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz