8 cze 2014

ą ę





 Włodzimierz Pawlak   ąę Gra z Gombrowiczem 135 x 190 cm, fragment

Galeria Browarna zaprasza do swojej siedziby w Łowiczu, przy ul. Podrzecznej 17, na wystawę prac Włodka Pawlaka (m.in. z nowego cyklu Powrót do Lascaux). inf. tel.691 979 262
Poniżej tekst Andrzeja Biernackiego, z katalogu towarzyszącego pokazowi.





Dzieło, mające pozostawić wrażenie zdrowia, powinno być wykonane nakładem najwyżej trzech czwartych sił swego twórcy. (...) Wszystkie rzeczy dobre mają w sobie coś niedbałego i leżą jak krowa na łące. 

POWYŻSZA OPINIA WŁODKA PAWLAKA, odnosząca się do ogólnych relacji twórca i dzieło, choć wypowiedziana w samych początkach jego drogi jako malarza (opublikowana w 1986 r. w 6 numerze pisma Gruppy Oj dobrze już), ujawnia bodaj najważniejszy splot cech charakteryzujących jego własne poczynania, a wówczas, także realną zapowiedź kierunku, w którym –mimo mylących zwrotów i komplikacji- będą one zmierzały. Zapowiedź pozorów powagi, niemalże naukowego podejścia do zagadnień z trywialną konkluzją. Mariażu górnolotnej terminologii z intuicyjnym, najprostszym działaniem. Pomieszania wysokiego z niskim. Błądzenia po omacku jakiegoś de facto, za parawanem analitycznego de nomine. Dewaluowania podjętej wzniosłości przyziemnym, doszacowywania nikczemnego szlachetnym. Jednym słowem, do zaabsorbowania całej rozpiętości sprzecznych porządków, z zamysłem wymuszenia na przeciwnościach, naturalnej harmonii porządku własnego.

Trzy cykle prac, pokazywane na obecnej wystawie, Traktat moralny, Powrót do Lascaux, i Notatki o sztuce, w pełni wpisują się w tę przewrotną taktykę. Np.. w ramach owego Traktatu, którego słownikowa definicja jasno sugeruje, że oto mamy do czynienia z jakąś naukową (obiektywną) rozprawą, Pawlak serwuje nam zestaw białych prac, których malarską tkankę stanowią dukty pionowych, poziomych i ukośnych gruzłów, subiektywnie nanoszonej, farby olejnej. Oczywiście jest w tym cyklu prawdziwie naukowy rys, czyli żelazna konsekwencja trwania przy jednym pigmencie i wciąż tym samym rozstawie ściegów faktury w obrębie jednego płótna. Ale rozchwiane i nawarstwione jak wyjdzie wałki impastów, burzą założony wstępnie porządek kierunkowy.


 Włodzimierz Pawlak   Traktat moralny,  2 x 150 x 200 cm, fragmenty

Dramat wyrazu swobodnie fluktuującej farby, uwikłanej w proces ręcznego nanoszenia, bierze górę nad emocjonalną monotonią malarskiej inżynierii, nazbyt równych odstępów. Powtarzalność gestów malarza, nie przekładająca się wprost na powtarzalność kształtowania olejnych bruzd białego areału, wyzwala wciąż inną moc światła, amplifikującego efekty. Patrzymy na obrazy robione bielą, ale nie klinicznie białe. Na rytmie trzech, głównych kierunków, które tylko z grubsza są pionowe, z grubsza poziome i z grubsza ukośne. Ograniczając kolor do wariantu bieli, a kierunki do trzech podstawowych, Pawlak bada możliwości wyrazowe pigmentu, ale nie rezygnując z manualu rękodzielniczej metody, oddala obiektywizm wyniku. W tym właśnie sensie nadużywa zawartego w tytule swojej serii, znaczenia rzeczownika Traktat, zarezerwowanego bardziej dla prób mędrca i jego szkiełka, niż gestów ręki i nawyków oka. Przyznajmy jednak, że naukowy timbre nagłówka, mięknie wraz z dodatkiem moralny. Traktat moralny, czyli inny niż tylko traktat. Rodowód brzmienia tytułu, autor wyjaśnia znanym w heraldyce zabiegiem tzw. szrafowania, czyli zamiany tynktury (barw pól herbowych) na graficzny system linearny, przydatny w przekładzie druku jednobarwnego. Niebieski kolor znaczą w nim linie poziome, czerwony pionowe, zielony - lewoskośne i purpurowy – prawoskośne. Ale barwom i ich graficznym zamiennikom, heraldyka przydała walor określonych cech. Liniowanie poziome oznacza tu czystość, lojalność i wierność; pionowe – wspaniałomyślność i hart ducha; prawoskośne – umiarkowanie, zaś lewoskośne – miłość, radość i obfitość. Nieprzypadkowo więc, malarz używa bieli, koloru bez konkretnej zawartości semantycznej, będącej fizycznie spektrum barw tęczy. Wprawdzie mało jest prawdopodobne, by bez autorskiego komentarza, ktokolwiek sam wpadł na taki trop interpretacyjny, ale kto wie, może jest to też podpowiedź drugiego dna pozoru wielu innych tzw. sprzeczności Włodzimierza Pawlaka, które są nimi tylko dlatego, że nie dysponujemy odpowiednim, autorskim kluczem? 

    Włodzimierz Pawlak   Notatki o sztuce,  2 x 33 x 24 cm

 Z drugiej strony, czy potrzebujemy klucza do czegoś, co obiektywnie jest tak ukryte, że bez realnej szansy zadziałania w wizualnym planie subiektywnego odbioru? Czy do odbioru potrzebujemy rozeznania w zakamarkach inspiracji twórczej aktywności autora. Zwłaszcza, czy do odbioru malarstwa, potrzeba nam wiedzy o pretekstach innych niż malarskich. Przecież od tego, na jotę nie zmieni się kontemplatywny stan rozmalowanej powierzchni pierwszego kontaktu. Nie zmieni się nic w tym, co i tak jest. Przecież patrząc na fizyczne cechy Traktatu Pawlaka, widać także pełny, moralny wymiar TEJ i TAKIEJ twórczości, bez umawiania się na boku z translatorami rebusów heraldyki. Wszak mamy tu i lojalność wobec malarskiego gatunku, i wspaniałomyślność wyrażoną w bezinteresowności omijania koniunktury. I nadzwyczajny hart ducha, wyzierający z benedyktyńskiej pracowitości, a także umiarkowanie zaklęte w konsekwencji czystości rytmu i koloru. Żeby bezbłędnie odczytać te cechy, jeżeli już, wystarczy umówić się z tradycją „weksylologii” obrazów, która od z górą 40 000 lat sufluje tym, co znaczą cokolwiek na czymkolwiek.

Zdaje się, że na ten trop malarz wpadł sam, gdy po latach gier, dialektycznych eksperymentów i manewrów z semantyczną otoczką gruppowych mitologii, dyskontowania obcych teorii widzenia (Strzemiński) i myślenia (Malewicz), oraz niezliczonych własnych, postanowił sięgnąć do praźródeł. Namalował kilka dużych rozmiarów obrazów pod wspólnym tytułem Powrót do Lascaux (2007-2013). Początkowo na prawie białych powierzchniach, zapożyczonych ze swoich Tablic dydaktycznych, Dzienników, Przestrzeni logicznych, a potem w dominantach czerwonych, żółtych i granatowych, także zaadoptowanych z wcześniejszych, monochromatycznych prób minicyklu, Historia koloru. Chwiejnym konturem z gęstej farby, Pawlak począł kreślić wizerunki znane  z malarskiego elementarza prehistorycznych jaskiń. Włochaty mamut, stado reniferów, rączy jeleń z rogami jak iglasty ogon strzały, grupy ofiar, zwanych myśliwymi, tkwiąca w surowym archipejzażu asymetrii siły stron. Z biegłym wyczuciem charakteru, sprowadzonych do obrysu sylwetek, z klarowną dyspozycją planów, z ekonomią akcentów, bezbłędnie osiąga wyraz całości. Ten cykl, to –zapewne- kolejny paradoks, może nawet kolejna prowokacja Pawlaka, o tyle znacząca wśród innych sprzeczności, że w kontrze zarówno do osobnych gestów własnych po drodze, ale i w kontrze do całej strategii tej drogi. Działanie osadzone na znanej, już opanowanej metodzie czyszczenia, klarowania, ostrej redukcji elementów, ale za to z ewidentnym powrotem do dzikich obrazów, z ich ostentacją tematyczną i żywiołową ilustracyjnością,  malarskością brut wyrazu. Jawna inwersja własnej logiki, wiodąca do płótna założonego jednym kolorem, nawet jeśli w sgraffito inskrypcji Dzienników,  w strukturze Requiem, w kożuchu bieli od brzegu do brzegu Notatek o sztuce. Jest odwróceniem logiki wiodącej do flekowania emocjonalnej pustki po aurze wizerunku, stricte warsztatową teorią zamiaru. Odejściem od opowiadania tylko o metodzie i powrotem do ...opowiadania. Zamianą ważności planów. 

 Włodzimierz Pawlak  Powrót do Lascaux,  2 x 135 x 200 cm

Naturalna i utalentowana metoda pozostała w malarskich odwodach, w bliskim zapleczu wizerunków, jako oczywiste świadectwo ich narracyjnej wiarygodności. Plastyczny consensus mowy form, z przekładem właściwych treści. Uporządkowanie malarskich składowych prostokąta obrazu, strategią myśli o nim, a nie strategią sprzątania, na zasadzie: wymieść i będzie czysto. Abstrakcyjne próby po drodze, w tym kontekście, nabierają sensu dociekań działań najprostszych, najbardziej naturalnych, w nadziei znalezienia stanu   i wyrazu niezbędnego. Nie nowego, ale właściwego. Powrót do Lascaux A.D. 2013, Włodka Pawlaka, jest niejako przy okazji, powrotem do zacytowanej na wstępie, przytomnej jego dewizy. Jaskiniowy zwierzyniec, umiejętnie niedbale malowany, leży na blichowanych kredowym gruntem surówkach rozległych płaszczyzn jak krowa na łące. Jak farba na płótnie...