29 maj 2014

Pro(in)stytucja



Szkoda Fabia

Zdecydowanie dziwią mnie dzisiaj te wszystkie pretensje, adresowane do Fabio Cavalucciego i jego sposobu zarządzania jedną z największych polskich instytucji sztuki, Zamkiem Ujazdowskim. Dziwią, bo przecież pełniąc funkcję dyrektora CSW w latach 2010-2014, Cavalucci, ani na jotę nie sprzeniewierzył się swojemu, dużo wcześniejszemu sposobowi zarządzania, z którego doskonale był znany i który wszyscy zainteresowani -jak na komendę- entuzjastycznie łyknęli w Warszawie. Zatem, z tym większą satysfakcją nieskromnie przypomnę, że wtedy, przed 3 laty, bodaj tylko ja wykazałem się refleksem niesubordynacji i równo zjechałem tę jego elekcję. Znowu, zresztą, wychodząc na frustrata i malkontenta na tle faktu, że nawet przegrane w konkursie polskie kontrkandydatki Włocha, uznały warszawski sukces Cavalucciego za własny. Opublikowałem wówczas na blogu dwa teksty*, odsłaniające sylwetkę i kulisy metod tego DYREKTORA Z ZAWODU. Nie to, żebym znał osobiście szczegóły, tylko akurat trafiłem na odnośne teksty we włoskim piśmie Arte, które dekadę temu, w czasach gdy Cavalucci kierował skromną Galleria Civica di Arte Contemporanea w Trento (2001-2008), szczodrze nakreśliły główne zręby sposobów na sukces a la Fabio. W wielkim skrócie przypomnę te sposoby.
1.szybko wkręcić się na stołek którejś z publicznych placówek,
2. mniej lub bardziej zmałpować program głównych graczy światowego artworldu,
3. podpisać im jakąś lojalkę (np. przyjmując członkostwo w Radzie Programowej którejś Manifesta),
4. z tym wekslem, stosując znany, intelektualny szantaż z ciemnogrodem, wycisnąć co i skąd się da.
5. np. wyrwać od urzędasa typu hop do przodu, roczny budżet, szybko go skonsumować, maks do lipca, sierpnia, a potem, w ramach oszczędności, z co bardziej zakumplowanymi, w tym przypadku z Cattelanem, Kozyrą czy Tiravaniją, zrobić wypad w Dolomity i co fajniejsze,okoliczne spa. 

Jeśli po tym zaczyna być nieznośnie gorąco, należy zmienić klimat na chłodniejszy, np. warszawski. A jeżeli i tu zaczyna wiać chłodem, nie czekając na finał kontraktu, znowu wziąć kurs na ciepło włoskiej ojczyzny i zaaplikować do innego CSW, np. w Prato. Należy w końcu mieć nadzieję, że przynajmniej tam, po jakimś czasie nie będzie zdziwienia postawą wybranego, który na wstępie w aplikacji wyraźnie zaznaczał, że w Prato chce stworzyć miejsce spotkań sztuk. Co fajniejszych zresztą i, oczywiście, nowoczesnych.

KAWAŁ UCZCI...wych inaczej

Dla nas pozostaje ciekawe tło schłodzenia stosunków ZUJ-owego zespołu kuratorów z dyrektorem Cavaluccim, co -ostatecznie- stało się gwoździem do jego (heka)tomby. Wszak kuratorom całe lata absolutnie nie przeszkadzały dyżurne wady INSTYTUCJI SZTUKI, np. że to artyści są KLIENTAMI tego biurotworu jak CSW, i to oni są z biurotworem w serwilistycznej relacji. Kuratorom nie przeszkadzało, że będąc zaledwie elektronami jądra, jaką w kulturze jest twórczość, latami zżerali kasę, która jeżeli komuś w pierwszej kolejności się należała, to właśnie jądru kultury, czyli twórczości. Że od ich płatnego widzimisię, zależało koncesjonowanie wartości, a więc instytucjonalne skazywanie na banicję w bezpłatnym offie, hektarów nielubianej wersji twórczości. Że gorliwie, przepisywali historię sztuki na aktualne, płatne zamówienie instytucji. Że siedząc w strukturze z gruntu antyrynkowej, ZAKUPY DO INSTYTUCJI WG WŁASNYCH WYBORÓW ZA CUDZĄ KASĘ NAZYWALI RYNKIEM!

Cavalucci, jako szef INSTYTUCJI zaczął im zawadzać dopiero wtedy, gdy ich samych -jak wcześniej artystów, skazał na serwilistyczną relację z instytucją. Gdy także kuratorzy zostali jej i jego klientami. Gdy dyrektor i z nimi zaczął cynicznie POGRYWAĆ. Gdy instytucjonalne, nadprogramowe "obrywy", zaczęły przypadać tylko tym grzecznym i "po linii". Gdy okazało się, że już nie mogą brykać na lagunę biznes klasą. Gdy się zorientowali, że tylko wtedy są przydatni instytucji, jeśli potwierdzają i utrwalają stereotyp obrazu sztuki zadany im odgórnie. Ale wcześniej, choć znali zakłamane statystyki maskujące stan faktycznej partycypacji społecznej w pompowanym PR-em picu "INSTYTUCJI OTWARTEJ", siedzieli cicho, trzymając dotąd w zanadrzu te dane, aż będzie można ich użyć jak haka na INSTYTUCJĘ, w odwecie za mobbing jej pryncypała.

Kuratorskie CSW Leaks nagle ujawniło wiele wypaczających mocy instytucji sztuki, ale przy okazji, odkryło wypaczenie bazowe: TO właśnie INSTYTUCJA SZTUKI  I JEJ MOŻLIWOŚCI WIZERUNKOWE, RELACYJNE I BUDŻETOWE PRZESZACOWUJĄ FAKTYCZNĄ WARTOŚĆ JEDNOSTEK NA PŁATNEJ POSADZIE w tym KURATORA i, oczywiście, dyrektora. Potwierdzeniem tej prostej prawdy jest fakt, że żadna z kuratorskich, instytucjonalnych gwiazd , tak pono oddanych swej pasji, nie zaistniała poza instytucją. Żadna z nich nawet przymuszana okolicznościami, jakoś nie poważyła się na prowadzenie własnej galerii. Więc żeby nie wiem jak zaklinać rzeczywistość, żeby nie wiem jak wychwalać walory delikwenta NA POSADZIE INSTYTUCJI SZTUKI, i tak niczego nie dowiemy się o jego wartości bez tej posady. Uświadomił to nam  lichy dyrektor Cavalucci, gdy zwolnił nietykalną wcześniej Miladę Ślizińską. Wielu się o nią wówczas upominało, ale jakoś nikt w końcu nie zgłosił. Takoż Ślizińska własnej galerii do dzisiaj nie ma, podobnie jak nie ma jej np. Rottenberg. Ale za to obie panie znalazły się na posadach bidnej, ale publicznej ASP. Wespół z exgalerzystą Banasiakiem, zresztą. Ex, bo kolejnej prywatnej Banasiak gallery, też już chyba nie będzie, zwłaszcza po tym, jak mu w ostatnim Szumie, uczeń Cavalucciego, Adam Mazur zrobił wykład o instytucjach. Mazur nie musiał się trudzić objaśnianiem. Wystarczy policzyć ilość całostronicowych reklam publicznych  instytucji sztuki w jego jeszcze raczkującym piśmie, następnie porównać z ilością reklam w innych pismach wychodzących latami, a będzie aż nadto jasne, kto tu, k...a, naprawdę rządzi.

*zob. starsze posty na stronie artxl.galeria browarna pt. Sukces polskich kuratorów i Fabio sbocciato.