Włodzimierz Pawlak ąę Gra z Gombrowiczem 135 x 190 cm, fragment
Galeria Browarna zaprasza do swojej siedziby w Łowiczu, przy ul. Podrzecznej 17, na wystawę prac Włodka Pawlaka (m.in. z nowego cyklu Powrót do Lascaux). inf. tel.691 979 262
Poniżej tekst Andrzeja Biernackiego, z katalogu towarzyszącego pokazowi.
Dzieło, mające pozostawić wrażenie zdrowia, powinno być wykonane nakładem najwyżej trzech czwartych sił swego twórcy. (...) Wszystkie rzeczy dobre mają w sobie coś niedbałego i leżą jak krowa na łące.
POWYŻSZA OPINIA WŁODKA PAWLAKA, odnosząca się do ogólnych relacji twórca i dzieło, choć wypowiedziana w samych początkach jego drogi jako malarza (opublikowana w 1986 r. w 6 numerze pisma Gruppy Oj dobrze już), ujawnia bodaj najważniejszy splot cech charakteryzujących jego własne poczynania, a wówczas, także realną zapowiedź kierunku, w którym –mimo mylących zwrotów i komplikacji- będą one zmierzały. Zapowiedź pozorów powagi, niemalże naukowego podejścia do zagadnień z trywialną konkluzją. Mariażu górnolotnej terminologii z intuicyjnym, najprostszym działaniem. Pomieszania wysokiego z niskim. Błądzenia po omacku jakiegoś de facto, za parawanem analitycznego de nomine. Dewaluowania podjętej wzniosłości przyziemnym, doszacowywania nikczemnego szlachetnym. Jednym słowem, do zaabsorbowania całej rozpiętości sprzecznych porządków, z zamysłem wymuszenia na przeciwnościach, naturalnej harmonii porządku własnego.
Trzy cykle prac, pokazywane na obecnej wystawie, Traktat
moralny, Powrót do Lascaux, i Notatki o sztuce, w pełni wpisują się w tę
przewrotną taktykę. Np.. w ramach owego Traktatu, którego słownikowa definicja
jasno sugeruje, że oto mamy do czynienia z jakąś naukową (obiektywną) rozprawą,
Pawlak serwuje nam zestaw białych prac, których malarską tkankę stanowią dukty
pionowych, poziomych i ukośnych gruzłów, subiektywnie nanoszonej, farby
olejnej. Oczywiście jest w tym cyklu prawdziwie naukowy rys, czyli żelazna
konsekwencja trwania przy jednym pigmencie i wciąż tym samym rozstawie ściegów
faktury w obrębie jednego płótna. Ale rozchwiane i nawarstwione jak wyjdzie
wałki impastów, burzą założony wstępnie porządek kierunkowy.
Włodzimierz Pawlak Traktat moralny, 2 x 150 x 200 cm, fragmenty
Dramat wyrazu swobodnie fluktuującej farby, uwikłanej w
proces ręcznego nanoszenia, bierze górę nad emocjonalną monotonią malarskiej
inżynierii, nazbyt równych odstępów. Powtarzalność gestów malarza, nie
przekładająca się wprost na powtarzalność kształtowania olejnych bruzd białego
areału, wyzwala wciąż inną moc światła, amplifikującego efekty. Patrzymy na
obrazy robione bielą, ale nie klinicznie białe. Na rytmie trzech, głównych
kierunków, które tylko z grubsza są pionowe, z grubsza poziome i z grubsza
ukośne. Ograniczając kolor do wariantu bieli, a kierunki do trzech podstawowych,
Pawlak bada możliwości wyrazowe pigmentu, ale nie rezygnując z manualu
rękodzielniczej metody, oddala obiektywizm wyniku. W tym właśnie sensie
nadużywa zawartego w tytule swojej serii, znaczenia rzeczownika Traktat,
zarezerwowanego bardziej dla prób mędrca i jego szkiełka, niż gestów ręki i nawyków oka. Przyznajmy jednak, że
naukowy timbre nagłówka, mięknie wraz z dodatkiem moralny. Traktat moralny,
czyli inny niż tylko traktat. Rodowód brzmienia tytułu, autor wyjaśnia znanym w
heraldyce zabiegiem tzw. szrafowania, czyli zamiany tynktury (barw pól
herbowych) na graficzny system linearny, przydatny w przekładzie druku
jednobarwnego. Niebieski kolor znaczą w nim linie poziome, czerwony pionowe,
zielony - lewoskośne i purpurowy –
prawoskośne. Ale barwom i ich graficznym zamiennikom, heraldyka przydała walor
określonych cech. Liniowanie poziome oznacza tu czystość, lojalność i wierność;
pionowe – wspaniałomyślność i hart ducha; prawoskośne – umiarkowanie, zaś
lewoskośne – miłość, radość i obfitość. Nieprzypadkowo więc, malarz używa
bieli, koloru bez konkretnej zawartości semantycznej, będącej fizycznie
spektrum barw tęczy. Wprawdzie mało jest prawdopodobne, by bez autorskiego
komentarza, ktokolwiek sam wpadł na taki trop interpretacyjny, ale kto wie,
może jest to też podpowiedź drugiego dna pozoru wielu innych tzw. sprzeczności
Włodzimierza Pawlaka, które są nimi tylko dlatego, że nie dysponujemy
odpowiednim, autorskim kluczem?
Włodzimierz Pawlak Notatki o sztuce, 2 x 33 x 24 cm
Z drugiej strony, czy potrzebujemy klucza do czegoś, co obiektywnie jest tak ukryte, że bez realnej szansy zadziałania w wizualnym planie subiektywnego odbioru? Czy do odbioru potrzebujemy rozeznania w zakamarkach inspiracji twórczej aktywności autora. Zwłaszcza, czy do odbioru malarstwa, potrzeba nam wiedzy o pretekstach innych niż malarskich. Przecież od tego, na jotę nie zmieni się kontemplatywny stan rozmalowanej powierzchni pierwszego kontaktu. Nie zmieni się nic w tym, co i tak jest. Przecież patrząc na fizyczne cechy Traktatu Pawlaka, widać także pełny, moralny wymiar TEJ i TAKIEJ twórczości, bez umawiania się na boku z translatorami rebusów heraldyki. Wszak mamy tu i lojalność wobec malarskiego gatunku, i wspaniałomyślność wyrażoną w bezinteresowności omijania koniunktury. I nadzwyczajny hart ducha, wyzierający z benedyktyńskiej pracowitości, a także umiarkowanie zaklęte w konsekwencji czystości rytmu i koloru. Żeby bezbłędnie odczytać te cechy, jeżeli już, wystarczy umówić się z tradycją „weksylologii” obrazów, która od z górą 40 000 lat sufluje tym, co znaczą cokolwiek na czymkolwiek.
Zdaje się, że na ten trop malarz wpadł sam, gdy po latach
gier, dialektycznych eksperymentów i manewrów z semantyczną otoczką gruppowych
mitologii, dyskontowania obcych teorii widzenia (Strzemiński) i myślenia
(Malewicz), oraz niezliczonych własnych, postanowił sięgnąć do praźródeł.
Namalował kilka dużych rozmiarów obrazów pod wspólnym tytułem Powrót do Lascaux
(2007-2013). Początkowo na prawie białych powierzchniach, zapożyczonych ze
swoich Tablic dydaktycznych, Dzienników, Przestrzeni logicznych, a potem w
dominantach czerwonych, żółtych i granatowych, także zaadoptowanych z wcześniejszych, monochromatycznych prób
minicyklu, Historia koloru. Chwiejnym konturem z gęstej farby, Pawlak począł
kreślić wizerunki znane z malarskiego
elementarza prehistorycznych jaskiń. Włochaty mamut, stado reniferów, rączy
jeleń z rogami jak iglasty ogon strzały, grupy ofiar, zwanych myśliwymi,
tkwiąca w surowym archipejzażu asymetrii siły stron. Z biegłym wyczuciem
charakteru, sprowadzonych do obrysu sylwetek, z klarowną dyspozycją planów, z
ekonomią akcentów, bezbłędnie osiąga wyraz całości. Ten cykl, to –zapewne-
kolejny paradoks, może nawet kolejna prowokacja Pawlaka, o tyle znacząca wśród
innych sprzeczności, że w kontrze zarówno do osobnych gestów własnych po
drodze, ale i w kontrze do całej strategii tej drogi. Działanie osadzone na
znanej, już opanowanej metodzie czyszczenia, klarowania, ostrej redukcji
elementów, ale za to z ewidentnym powrotem do dzikich obrazów, z ich ostentacją tematyczną i żywiołową
ilustracyjnością, malarskością brut
wyrazu. Jawna inwersja własnej logiki, wiodąca do płótna założonego jednym
kolorem, nawet jeśli w sgraffito inskrypcji Dzienników, w strukturze Requiem, w kożuchu bieli od
brzegu do brzegu Notatek o sztuce. Jest odwróceniem logiki wiodącej do flekowania
emocjonalnej pustki po aurze wizerunku, stricte warsztatową teorią zamiaru.
Odejściem od opowiadania tylko o metodzie i powrotem do ...opowiadania. Zamianą
ważności planów.
Włodzimierz Pawlak Powrót do Lascaux, 2 x 135 x 200 cm
Naturalna i utalentowana metoda pozostała w malarskich
odwodach, w bliskim zapleczu wizerunków, jako oczywiste świadectwo ich
narracyjnej wiarygodności. Plastyczny consensus mowy form, z przekładem
właściwych treści. Uporządkowanie malarskich składowych prostokąta obrazu,
strategią myśli o nim, a nie strategią sprzątania, na zasadzie: wymieść i
będzie czysto. Abstrakcyjne próby po drodze, w tym kontekście, nabierają sensu
dociekań działań najprostszych, najbardziej naturalnych, w nadziei znalezienia
stanu i wyrazu niezbędnego. Nie nowego,
ale właściwego. Powrót do Lascaux A.D. 2013, Włodka Pawlaka, jest niejako przy
okazji, powrotem do zacytowanej na wstępie, przytomnej jego dewizy. Jaskiniowy
zwierzyniec, umiejętnie niedbale malowany, leży na blichowanych kredowym
gruntem surówkach rozległych płaszczyzn jak krowa na łące. Jak farba na
płótnie...