10 lut 2014
Fals Art
"Co za falstart!" - ekscytuje się w internetowym Obiegu red. Stach Szabłowski: "Najbardziej oczekiwana wystawa sezonu otwiera się już 14 lutego. Czym będziemy się ekscytować przez resztę roku po tak mocnym wejściu? Oto zaskakujący zwrot akcji: Muzeum Sztuki Nowoczesnej porzuca (na chwilę?) progresywne formaty i organizuje wystawę polskiej sztuki. Wystawę totalną. Wystawę narodową. Wystawę, w której bierze udział ponad 70 artystów. Wystawę bez tezy, niedyskursywną, lecz ciążącą ku obiektywizacji obrazu polskiej sceny. Wystawę w konserwatywnej formule salonu. Wystawę, na której mamy zobaczyć, jak jest i „co widać" w polskiej sztuce.
http://obieg.pl/prezentacje/31290
Zdaje się jednak, że to nie wystawa jest przedwczesna, ale ekscytacja nią, jako nadzwyczajnym ZWROTEM w dotychczasowej strategii Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Wygląda mi to raczej na kolejny, po "Nowej Sztuce Narodowej", wybieg tandemu kuratospryciarzy z MSN, Łukasza Rondudy i Sebastiana Cichockiego, nie bez związku z ciągle niewyjaśnionym, choć międlonym niemal od dekady, statusem tej instytucji.Poprzedni fortel, podobnie jak bieżący, realizowany w ramach autopostulatu MSN, czyli tzw. muzeum otwartego, wobec eskalujących zarzutów z zewnątrz dotyczących MSN jako muzeum ultrahermetycznego (sam strzelałem z trójrurki: Arteon, blog, Gazeta Finansowa) polegał na tym, by OCZY NIEDOWIARKÓW KŁUĆ POSTAWĄ EKUMENICZNĄ, lecz RACHUNKI ZA ZAKUPY DO ZBIORÓW TUDZIEŻ LAURKI, WYSTAWIAĆ PO STAREMU.
O ile jednak ta "otwartość" poprzedniej próby ("Nowa Sztuka Narodowa"), w założeniu inicjatorów, dotyczyła TREŚCI (a właściwie TEMATÓW), o tyle ta teraz ("Co widać.."), sprowadzać się ma do FORMY (a właściwie ŚRODKÓW). Z wywiadu jakiego udzielili Ronduda z Cichockim Stachowi Szabłowskiemu wynika wręcz, że wystawa będzie poruszaniem się po polu kultury wizualnej z ominięciem tradycji awangardowej. Będzie -uwaga- frontalnym ATAKIEM PLASTYKI, a nawet ROZPRAWĄ Z PARADYGMATEM AWANGARDOWYM!!!
Jaka więc będzie wystawa, zobaczymy. Ale za to, jaka jest rozmowa o niej, wiemy już teraz . Nad padającymi w niej deklaracjami kuratorskimi warto się pochylić:
1. Cichocki/Ronduda: "Wystawa ciąży ku obiektywizmowi, a nie jak bywało w naszej dotychczasowej praktyce kuratorskiej, kiedy to przesuwaliśmy punkty ciężkości ze sztuki na jej instytucjonalny wymiar".
- potwierdzają tym samym, że dotychczas, jako kuratorzy, w interesie instytucji, MANIPULOWALI powierzonym im przez artystów materiałem.
2. Cichocki/Ronduda: "Naprawdę zajmowaliśmy się w muzeum głównie AUTOREFLEKSJĄ: Rozwojem instytucji, przyszłością instytucji, strategiami kuratorskimi, SWOIMI PROJEKTAMI, NAWET BEZ UDZIAŁU ARTYSTÓW" (np. wystawa "Warszawa w Budowie"), " Teraz chcemy wystawy dla szerszej publiczności"
- potwierdzają, że w interesie instytucji widz był im zbyteczny, a w końcu niepotrzebny stał się także artysta, który -jak deklarują cudownie nawróceni- jeśli już miał się pojawiać, to jedynie JAKO PRZYPIS"
3. Szabłowski: "Instytucja sztuki chce być: Akademią, kawiarnią, kuźnią myśli, centrum planowania, a oddala się od sztuki".
- Patrz punkt 2. Dodałbym tylko jeszcze: instytucją rozumianą jako CENTRUM DOWODZENIA
4. Cichocki/Ronduda: "Instytucja z niepewną przyszłością gra o przetrwanie"
- I oczywiście "instytucja z niepewna przyszłością" nie zauważyła, że tą swoją PROGRESYWNĄ GRĄ wyp...ła z pracowni zastępy "artystów PLASTYKÓW z przyszłością niepewną ". Niektórzy szybko dali za wygraną, inni -naiwni-podjęli "grę o przetrwanie", np. PISZĄC. W pracowniach pozostali tylko ci, którzy chętnie WPISALI SIĘ w grę strategii kuratorskich w interesie instytucji, czyli tzw. nowi "Nasi". I to oni zapewne, będą bohaterami wystawy "Co widać". Reszta, po blogach, wystawi -co najwyżej- swoje "Co czytać".
5. Ronduda: "Dziś potrzebujemy większego rozeznania niż w połowie l. 80 XX w., kiedy współczesność definiowana była przez Nową Ekspresję"
- Ponieważ pan Ronduda wie o tamtej rzeczywistości tyle, ile zobaczył z perspektywy becika, podpowiem, że wówczas nie było łatwiej i że tamtej współczesności, bynajmniej nie definiował jeden kierunek. Tylko wtedy, nie wszystkie trendy, jak Nowa Ekspresja, miały szczęście do swojej Rottenberg na etacie instytucji. Podobnie jak dzisiaj do swojego Rondudy na etacie instytucji, szczęście mają trendy niektóre.
Obaj kuratorzy sami przyznają, że wprawdzie na wystawie "Co widać": "Nie szukali pokoleniowego manifestu", ale dają do zrozumienia, że gdyby tylko chcieli, "koncentrując się na wybranych wycinkach sztuki", MOGLIBY NA POCZEKANIU GO WYPREPAROWAĆ I WEŃ DĄĆ, ". Ale nie! Obaj nagle zauważyli w tym co robią "DEFICYT JAKOŚCI PLASTYCZNYCH". Zauważyli (podobno), że "PLASTYKA W STANIE TZW. CZYSTYM, ZYSKUJE NA ZNACZENIU. Że podział na progresywnych artystów wizualnych i tradycyjnych artystów plastyków, BYŁ "TYLKO" WALKĄ O BARDZIEJ ŚWIADOMĄ, RACJONALNĄ FORMUŁĘ DZIAŁALNOŚCI ARTYSTYCZNEJ!!!
Idąc tym tropem rozumiem, że panowie Ronduda z Cichockim, przez te wszystkie lata, kiedy siedzieli na etatach w MSN, znacznie wyżej szacowali swoje, racjonalne kompetencje, niż racjonalne kompetencje artystów, których nazwisk próżno szukać na wystawach instytucji na Pańskiej i -oczywiście- w jej jakże bogatych zbiorach! Artystów, którzy przestali być wybitni równo z gwizdkiem powołania tej instytucji, także jako pracodawcy odkrywczego tandemu. Tych, brakujących nazwisk póki co nie wymienię. Poczekam i sprawdzę jak trwała jest ta nagła, walentynkowa miłość obu panów do tradycyjnych uroków "plastycznego". Albo jak chce Stach Szabłowski: na jak długo MSN porzuca swe progresywne formaty?
Jedno jest pewne: wszystkiego można się spodziewać, jeśli się przyjmie sugestię "obiegowego" tercetu, że "Instytucje, potrafią być bardziej radykalne formalnie od artystów". Koniec cytatu.