13 lis 2011

Artysta kompletny. Od A do Żet

Prymusi manualni
Artur Żmijewski miał w Akademii -ponoć- piatkę z rysunku. Swego czasu, nieskromnie pochwalił się tym faktem, odpowiadając na zaczepkę dziennikarza, cytującego obiegową opinię, że unikanie tradycyjnych narzędzi sztuki, zwykle wypływa z faktu kiepskiego manualu unikających. Jak to naprawdę z tym jest, sam Żmijewski, oprócz ustnych zapewnień, przezornie, już nie pozwoli nam sprawdzić ale od czasu do czasu, to tu, to tam, możemy sobie pooglądać RĘCZNE "możliwości" innych, dyżurnych unikaczy pędzla i ołówka o "światowych" nazwiskach. 
Jako jedna z pierwszych nie wytrzymała Tracey Emin, turczynka cypryjska, niegrzeczna gwiazda spod znaku Young British Artists. Gdy już nieco zestarzał się jej Young w CV, a także gdy już rozgrzebała wszystkie możliwe łóżka, kołderki oraz detale własnej budowy anatomicznej, Emin obciągnęła płótna. Trzeba przyznać, że jak na amatorkę wiecznej balangi, zabrała się do rzeczy niezwykle pracowicie: wyrychtowała wielkie ponaddwumetrowce, wymagające czysto fizycznej orki, szczelnie wytapetowała studio folią i ... No właśnie, potem już jakby trochę zdechło. Szybko, bo już po paru "maziajach", Tracey skonstatowała, że malarstwo może jeszcze poczekać, a na płótnach pojawiły się blade akciki, których ostrożniutki -jak mawia Nergal- wykon,  jest odwrotnie proporcjonalny do bardzo zamaszystych napisów wokół. Tak zamaszystych i wyczerpujących, że z plonem ostatniej dekady swego, rysunkowego szaleństwa, zawartym w grubych i eleganckich okładkach właśnie wydanego, opasłego tomiska, Emin nie byłaby bez szans w walce o jakieś, literackie laury (Stachuriady na przykład).




    Tracey Emin Rysunki


Jednak walory plastyczne prokreacji Emin, pomimo niewątpliwych piątek w indeksie RCA, a zwłaszcza na praktykach u Saatchi'ego, są na poziomie inskrypcji z przeciętnego wychodka i -może- pamiętnika Zofii Bobrówny. Jest zatem nadzieja, że jeszcze ze dwie, trzy takie pozycje albumowe z, w kółko tym samym, rachitycznym rysunkiem, marnotrawna Emin powróci do swoich, właściwych pozycji na rozgrzebanych łóżkach, kozetkach i wersalkach, nobliwej, angielskiej avant-mieszczki.


Śladem Emin podążył inny YBArtist i RCA piątkowicz, Damien Hirst. Jemu też, jak widać, znudził się arsenał środków "plastyki inaczej" owego menedżera inaczej - Saatchiego czyli prochy,diamenty i formalina. Hirst także przeprosił się ze starym pędzlem i grzecznie obciągnął dwumetrowe płótniska. Osobiście wątpię, by po takim cudownym powrocie, Hirst równie cudownie powrócił na szczyty rankingu Guardiana czy Art Review, ale że na kontach zgromadził już trochę 7-8 cyfrowej "niezależności", pobyt "na londyńskiej fali", Hirst odważnie zamienił na fale wokół wyspy Bali. A tu od razu - niespodzianka: wraz z powrotem do tradycyjnych narzędzi, ultraawangardowy dotąd Hirst, powrócił do tradycji angielskiego malarstwa...figuratywnego. Aż iskry lecą, trzaska więc teraz taśmowo ekspresyjne poliptyki pod Bacona. Z jedyną pozostałością po "dawnym sobie" w postaci naniesionych na płótna siatek regularnych punktów, które sztywno, jak zafoliowane pigułki, łączą współrzędne kierunków najnowszych zmian i zainteresowań, powtórnie narodzonego malarza.


                                 Damien Hirst fragmenty tryptyków


Nieszczęściem, najnowsze, malarskie osiągnięcia Hirsta, w odróżnieniu od jego fazy pdf (prochów, diamentów i formaliny) SĄ PORÓWNYWALNE do istniejących, malarskich pierwowzorów. Nastąpiło słynne w wojskowości, rozpoznanie ogniem. Duże płótna zamiast być tu podatną na rozmach areną inwencji, są ostentacyjną demonstracją schematu: zamiast SZUKANIA mas i ich powiązań z prostokątem płótna, jest podążanie za cudzą formułą podłapanego GOTOWCA. Zamiast dociekania prawdy rysunku formy, po swojemu zauważonej w naturze, jest markowanie jej "przechodniego" kroju i "sposobu". Zamiast koloru - konkluzji po widocznych "przejściach" i zdeklarowanej dominanty, jest bura breja, wydukana z półsłówek kolorystycznego ćwierćtalentu.  Malarstwo Hirsta, obnażając go jako plastyka, obnażyło go -ryczałtem za hibernację- czyli za poprzednią fazę plastycznego wcielenia. Pozostała ŁATWA ZAMASZYSTOŚĆ i BEZCZELNOŚĆ TUPETU W OBIEGOWEJ FORMULE. I tylko tyle.
Z tych powodów, nie zdziwiłbym się, gdyby Hirst, widząc co się święci, zrobił kolejną woltę i wrócił do gotowego rekina, w gotowym akwarium, wypełnionym gotowym roztworem formaliny. Zamiast nieudonie namalowanej przez siebie czaszki, wrócił do gotowej czaszki, wytapetowanej gotowym diamentem i ustawionej na gotowym postumencie. Wszak od Duchampa wiadomo, że ŁATWIEJ JEST ZESTAWIAĆ NAJBARDZIEJ SKOMPLIKOWANE GOTOWCE NIŻ STWORZYĆ COŚ WŁASNEGO, NAWET NAJPROSTSZEGO.


    Damien Hirst po bokach czaszki malowane, w środku obiekt gotowy, wysadzany diamentami


Hirst, prawdopodobnie, ponownie zrezygnuje z malowania na rzecz żonglerki gotowcem. Gest ten będzie dla niego super łatwy, bo przecież do tego, by zrezygnować z takiej dozy talentu, jaką posiada, potrzeba dużo mniej odwagi, niż ma.


Cerata z Seurat'a
Nie wiem co miał z rysunku w krakowskiej Akademii inny artysta, dzisiaj KOMPLETNY, Wilhelm Sasnal. Ale z tej racji, że wspomina Akademię w najgrubszych słowach, można sądzić, że piątki w indeksie, jak u Żmijewskiego, nie było. Za to teraz, same oceny celujące. Niezależnie od tego co sprokuruje: trupa na słupie, słupy na polu, pole w Mościcach, smugę wikolu, świnię w oleju czy olej na płótnie, płótno w kieszeni czy łowcę jeleni. Holo dla lansa czy efekt Tuymansa, Richtera efekt czy celowy defekt. Wszystko, jak w masło, wchodzi nie tylko do panteonu sztuki polskiej ale i światowej. Zwłaszcza, że światowej dużo zawdzięcza. Ostatnio coraz więcej. Po zapożyczeniach, przyszedł czas na reinterpretacje. Po kiego? Trudno zgadnąć. Dawniej, za niewydolnej komuny, dla samodowartościowania, mawiało się: "my też tak potrafimy, tyle że lepiej". Ponieważ po '89 roku postąpiła galopująca emancypacja naszego ego, bez żenady stać nas na to, by teraz warknąć światu w nos: my też tak potrafim, a nawet gorzej.  Idąc tą ścieżką, Sasnal wyprodukował swoją wersję Kąpieli w Asnieres Georges'a Seurat z 1884 r..


    Georges Seurat                                                                                Wilhelm Sasnal


Już sam pierwowzór nie grzeszy malarskimi jajami: nudna scenka w jeszcze nudniejszej, mechanicznej technice "punktualnego" punktowania bladym kolorkiem od deski do deski. Żadnej korespondencji składowych, ciepła woda osobno, zimna osobno, kafelki, duperelki i wóz i Stasiek. Słowem: NEOimpresjonizm, czyli wrażeniowość "ulepszona" w pigułce. Oświetlone miało być ciepłe, zacienione zimne, kropki czystego koloru się miały mieszać w oku. Dzisiaj w oku jedynie łza się kręci, że można tak namieszać zdrowo myślącym, i jeszcze co nieco WIDZĄCYM, że oczywisty bzdet, latami uchodzi za arcydzieło. IMPRESJONIZM ZOSTAŁ "ZAŁATWIONY" SPOSOBIKIEM Seurata.


Sasnal poszedł jeszcze dalej i dokonał rzeczy nadzwyczajnej: interesującą -jak słynna piosenka kolegi śpiewaka z "Rejsu"- kompozycję i rysunek oryginału, dodatkowo zatopił w kolorze pawia po miętowej galaretce (rozbielona zieleń szmaragdowa - Sade dla oczu czyli cool). Do sposobiku Seurata, Sasnal dołożył sposobik własny. Aż dziw bierze, że nie skorzystał z takiej okazji, by w drugim planie scenki, tropem Seurata, umieścić panoramy rodzinnych, "dymiących" Mościć. Chociaż..., może i dobrze, że nie umieścił. Red. Jarecka z Wyborczej i tak będzie zachwycona, a i też łatwiej jej będzie o prasową egzegezę: Kąpiel to pływanie, a pływanie to dyscyplina olimpijska. A co jest w przyszłym roku? Olimpiada w Londonie. Jarecka już poczęła prasowe "rozprowadzanie" peletonu swoich, plastycznych pupili. Już sugeruje urzędnikom, na kogo mają zawczasu zarezerwować środki w budżetach swoich instytucji. Już wskazuje na praktykę swoich, angielskich kolegów (A. Searle z Guardiana), którzy dawno już pozamawiali plakaty przyszłorocznej, londyńskiej imprezy sportowej m.in. u Tracey Emin.


U nas będzie Euro 2012. Kąsek do ugryzienia nader obfity. Przy nim, pożarte wcześniej (Polska Year!) budżety "na kulturę", to pikuś. Drżyjcie więc wszyscy, którym wazelina nie zalepiła receptorów: po Roku Chopinowskim zbliża się kolejny rok kultu-chałtu-ry. Rzucającego mięsem, dresiarza czyli komiksowego Chopina, zastąpi inna kręcina. Trzeba wzmóc czujność na portalach spożywczych, futbolowych i wszystkich, innych. Od A do Żet.